Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 stycznia 2009, 13:26

autor: Marcin Konstantynowicz

Piorun - recenzja gry

Zaskakująco dobra pozycja dla najmłodszych. Najnowsza gra na podstawie filmu Disneya naprawdę trzyma poziom!

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

O psie, który był inny niż wszystkie

Piorun jest grą dziwną. To ten typ produkcji, który ciężko ocenić. Wiecie, normalnie jak się gra, to człowiek szybko wyrabia sobie zdanie – to, to i to jest fajne, to mnie wkurza, a to jest bez sensu. Ewentualnie: „gra jest świetna” lub „dajcie mi kawy”. I wsio. Recenzent z uśmiechem na ustach grę wychwala lub beszta, ludzie czytają, wszyscy są szczęśliwi. No, ale od czasu do czasu trafi się coś pokroju Pioruna. I tu się sprawy komplikują.

Piorun to gra na podstawie disnejowskiego filmu o tym samym tytule, który gości w naszych kinach od ponad miesiąca (dokładnie od 28 listopada). Jak większość produkcji tego studia, tak i ta jest przeznaczona głównie dla dzieciaków. Dziewczyna Penny i jej pies o imieniu Piorun (konkurs dla dociekliwych: skąd nazwa gry?) są gwiazdami telewizyjnego show. Pies, żeby było ciekawiej, posiada szereg supermocy, które przeciwstawia złemu Dr. Ladazzo (i armii jego złych ludzi). Zabawa zaczyna się w momencie, w którym poczciwej psinie zaczyna się wydawać, że supermoce ma ona i w realnym świecie. Wyrusza więc w podróż, gdzie wraz z grupą poznanych po drodze przyjaciół, dowiaduje się, że prawdziwy bohater nie musi mieć paranormalnych zdolności itd… Dla nas, dorosłych, to bajka, ale wszyscy wiemy, że w dzieciństwie inaczej rozumie się świat. Tyle film, a co w grze?

Od dzisiaj Burek sąsiadów ma u mnie taryfę ulgową.

Zaczynamy

Podczas instalacji (która trwa długo i raczy nas około półminutową zapętlającą się w tle muzyczką) zastanawiałem się, jak ekipa tworząca grę, czyli Avalanche Software, rozwiąże tę kwestię. No, bo bez sensu odtwarzać fabułę z filmu. Na szczęście ktoś przemyślał sprawę i gra skupia się po prostu na filmowym życiu dwójki bohaterów. Wyjście to najlepsze, bo praktycznie niczym autorów nie ogranicza. Jest zatem i zło, które trzeba zwalczyć i pies, który strzela laserem z oczu.

Całość ma formę platformówki 3D. Kierujemy na przemian losami Penny i Pioruna i przechodzimy kolejne poziomy, w których staramy się uratować ojca dziewczyny i pokonać złego doktorka. Penny nie umie zbytnio walczyć, więc stara się skradać i pokonywać wrogów z zaskoczenia. Może włamywać się do komputerów, co często uruchamia ciekawą minigierkę (jeździmy niby-czołgiem po arenie i strzelamy do innych niby-czołgów, coś jak gry sprzed 20 lat). Oprócz tego ma super gadżet zwany Toczkiem, który pozwala jej jeździć po linach, rurach, gzymsach oraz wjeżdżać do góry między dwoma blisko rozstawionymi płaszczyznami. Posiada również tryb specjalnego widzenia, podświetlający przedmioty, które poprowadzą nas dalej.

Piorun natomiast karmiony był chyba jakąś zmodyfikowaną karmą, bo jest bardziej drapieżny niż wszystkie naturalne drapieżniki razem wzięte (zastanawiam się, co stałoby się z moim kotem po takiej diecie…). Oprócz skakania i tłuczenia przeciwników całym ciałem może np. strzelać laserem z oczu, szczekać tak, że powala przeciwników i ich ogłusza (sprawdza się stara zasada, że im mniejszy pies, tym bardziej jazgotliwy) czy stawać się niezniszczalnym. Pokonuje naprawdę całe masy przeciwników, w tym także helikoptery. Nawet rasowy pitbull, przerzucający szczęką wagony, może się nabawić kompleksów.

Teraz autor wyleje z siebie trochę goryczy

Podoba mi się to, jak zazębiają się działania obu postaci. A to, grając Penny, otwieramy drzwi Piorunowi, a to odciągamy przeciwników od dziewczyny – fajnie zostało to obmyślone. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko swobodnego przełączania się pomiędzy bohaterami, ale tutaj już się trochę czepiam. Co mi się natomiast nie podoba i jest to największy zarzut w stosunku do tej gry, to powtarzalność i trochę bida (mówiąc kolokwialnie). Pomijam Pioruna, który cały czas walczy, ale Penny praktycznie tylko jeździ Toczkiem, coś otwiera i ewentualnie od czasu do czasu pokonuje przeciwnika. Przedmiotów na mapach też tyle, co kot napłakał. A wystarczyłoby trochę więcej urozmaicenia i już bym tak nie zrzędził. Mało! Co prawda autorom prawie idealnie udało się zbalansować grę obiema postaciami (kiedy walka zaczyna nam już wychodzić uszami, do akcji wkracza dziewczyna i odpoczywamy), ale dalej czuć monotonię – szczególnie pod koniec.

Minigra jest tylko dodatkowym bajerem, ale nie przeszkadza.

No dobra, może jednak trochę za dużo biegamy psem. Tzn. nie tyle, że za dużo, ale – i tu kontynuacja największego zarzutu – walka w jego wykonaniu jest zbyt mało urozmaicona. Przeciwników jest raptem kilka rodzajów, my mamy dwa ciosy i kilka specjalnych mocy. Praktycznie nie istnieją kombosy. I chociaż walczy się fajnie, to w pewnym momencie nasz konsumencki mózg, przyzwyczajony do zalewu adrenaliny i bodźców, woła o więcej. Naprawdę, nie rozumiem, czemu autorzy w tak głupi sposób popsuli bardzo fajną grę. Nie chciało im się? Nie mieli czasu? Nie wiem. Nie zrozumcie mnie źle – gra się fajnie, zadziwiająco fajnie… ale do pewnego momentu.

… jeszcze odrobinę

Skoro już się pastwię, to pójdźmy dalej. Nie rozumiem trochę poziomu trudności. Dość szybko gra staje się trudna. Dużo bardziej wymagająca niż np. God of War czy Star Wars: Force Unleashed (tak, wiem, że to nie są gry dla dzieciaków, ale to tak, żeby rodzic wyrobił sobie pogląd). Nie wiem, szczerze mówiąc, jakie zdolności mają teraz dzieci, ale wydaje mi się, że trochę tu autorzy przegięli. I chociaż wszystko jest przejrzyste, wiadomo, gdzie iść, checkpointy są częste i logiczne, to walka… no, ja już w trzecim poziomie miałem problemy. Naszła mnie ciekawa myśl – dla starszych graczy robi się coraz prostsze gry, a dzieciakom serwuje się hardkorową rozgrywkę. Hmm, uprościłem zapewne, zresztą to nie miejsce i czas na tę dyskusję.

Wpływ na poziom trudności ma też sterowanie. Powiem krótko – gra bez pada jest niezwykle frustrująca. Już pomijam fakt, że standardowe rozmieszczenie sterowania na klawiaturze jest totalnie bez sensu i tylko się człowiek pienić zaczyna. Zresztą nawet i po zrobieniu własnych ustawień, brakuje pada, na którym pod ręką mamy wszystko, co potrzebne. Chodzi po prostu o kierowanie postacią – nie pamiętam, ile razy spadłem w przepaść, bo WSAD na klawiaturze ma się nijak do 360-stopniowej kontroli analoga. Zresztą autorzy nie ułatwili nam zabawy i pod postaciami nie ma nawet cienia, żeby było widać, nad czym tak naprawdę się znajdujemy.

A tutaj łyżeczkę cukru

Myślicie pewnie, że szykuję jeszcze coś na dobicie. Otóż nie. Poza tym gra jest naprawdę, zadziwiająco niezła (pomimo, że nie jestem w grupie jej odbiorców… chociaż może?). Urzekła mnie grafika. Jest utrzymana w filmowym stylu (wiadomo, że nie tak dobra) i prezentuje się naprawdę ładnie. Pomijam stronę techniczną (która jest OK), mówię o samym odbiorze. Bardzo fajny styl, niezwykle przyjazny dla oka. I chociaż na poziomach trochę ubogo w różnorodność i ilość przedmiotów, to i tak patrzy się przyjemnie, a wiadomo, że dzieci bacznie zwracają na to uwagę.

I choć po przyjrzeniu się widać niedociągnięcia, to grafika wygląda ślicznie.

Podobnie z animacją, która jest naprawdę płynna i… miękka. Warto zauważyć, że cała walka ma bardzo lekki charakter. Nie ma się kompletnie poczucia, że zabijamy ludzi, wszystko ma taką dozę dystansu, że nie trzeba się martwić o zdrowie psychiczne naszych pociech.

Podsumowanie dla leniwych

Chcąc nie chcąc, muszę tę grę podsumować. Nie jest łatwo. Jeśli miałbym ją oceniać z punktu widzenia osoby dorosłej, to wyznam że, w porównaniu z innymi grami tego typu Piorun odpada w przedbiegach. Myślę jednak, że dzieciakom może się spodobać. A jeśli widziały film i chciały iść do kina jeszcze raz – to jestem tego pewien. Co prawda wybór telewizyjnego show, jako świata akcji gry, wyklucza wszelkie postacie ze świata realnego, ale… coś za coś. Ogólnie rzecz biorąc, tytuł pozytywnie mnie zaskoczył. I chociaż mogłoby być bardziej urozmaicony, to myślę, że jest to po części podyktowane po prostu dostępnością dla odbiorców. Wszak nie każdy ośmiolatek jest już tak zaprawiony w boju, że opanowuje gry pokroju GTA IV. Trochę tylko nie pasuje mi cały czas ten wysoki poziom trudności walk, ale może jestem już stary i nie mam tej sprawności?

Marcin „Yuen” Konstantynowicz

PLUSY:

  • zaskakująco przyjemna gra;
  • świetna, miła dla oka grafika;
  • dostosowana do najmłodszych;
  • jeśli dziecku podobał się film – pozycja obowiązkowa.

MINUSY:

  • z biegiem czasu robi się monotonna;
  • wysoki poziom trudności walk;
  • gra na klawiaturze praktycznie odpada.
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.