Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 czerwca 2006, 12:41

autor: Krzysztof Gonciarz

Panzer Elite Action: Pola Chwały - recenzja gry

Zręcznościowa odsłona Panzer Elite to książkowy przykład gry źle zaprojektowanej – i z tego tylko powodu postrzegana być może jako ciekawostka.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wiele już lat temu byłem na lekcji angielskiego świadkiem, jak pewien znajomy, którego imienia nie pomnę, w ramach obowiązkowego, zaliczeniowego speecha przez 15 minut roztrząsał temat konstrukcji cepa. Nie mniej absurdalne znamiona nosić może nazbyt wylewne podejście do recenzowania tytułu maści Panzer Elite Action: Pola Chwały. Gra to bowiem na tyle płytka i prosta, że jakiekolwiek wykraczanie poza objętościowe i treściowe minimum zalatywałoby podobnego stylu żartem. A więc: cep składa się z.

Na rzeczy jest strzelanka, w której przejmujemy stery uczestniczących w kluczowych bitwach II Wojny Światowej czołgów. Trzon rozgrywki stanowi trwająca kilkanaście misji (i raptem kilka godzin gry) kampania, w której najpierw zapoznamy się z załogą opancerzonego pojazdu niemieckiego, później sowieckiego, a na końcu – amerykańskiego. Poza tym, mamy także do dyspozycji „szybką bitwę” (rodzaj arcade’owego skirmisha) oraz odbywający się na podobnych zasadach multiplayer. Powodzenia jednak w poszukiwaniu chętnych do gry przez Internet, hehe.

Znajdziemy w PEA pełen asortyment scenariuszy obowiązkowych dla wszystkich gier osadzonych w realiach WW2, ze Stalingradem i D-Day’em na czele. Przez kolejne poziomy kampanii prowadzeni jesteśmy na poły fabularnym komentarzem, ilustrującym wspomnienia dowódców, w których się de facto wcielamy. Pozostali trzej pancerni członkowie załogi dochodzą do głosu tylko w trakcie niektórych etapów, wrzucając w ferworze walki rozluźniające klimat, wzajemne uwagi w rodzaju „Zostaw moją paczkę fajek!”. Szkoda, że aspektu „drużyny” nie postanowiono uwypuklić i przedstawić w sposób nieco bardziej zdecydowany. O czym ja zresztą mówię, w tej grze tak jest w zasadzie ze wszystkim.

No co? Wybuchy, samoloty, ruski czołg na pierwszym planie – mogło być tak fajnie.

Do naszej dyspozycji oddanych zostaje 9 typów czołgów, po 3 (lekki, średni i ciężki) na każdą ze stron konfliktu. Różnice między nimi są widoczne, choć z gruntu mało finezyjne. Im większy, tym wolniejszy – i to wszystko. Żadnych zmian w fizyce (czym?) oczekiwać nie należy. A jak się tym wszystkim steruje? Hm, nie jest najgorzej. Wieżyczka naszego pojazdu obraca się wyraźnie wolniej od kursora myszy, przez co sposób celowania wymaga wypracowania śladowego skilla. Ogólne kierowanie czołgiem nie jest trudne, ale całkiem przyjemne – przy założeniu absolutnej arcade’owości, rzecz jasna. Problem jednak w tym, że poruszanie się (WSAD) oraz strzelanie (LPM – działo, PPM – karabin maszynowy) to jedyne, co w tej grze robimy. No, gwoli ścisłości jest jeszcze lornetka (B) oraz skąpy system wydawania komend reszcie oddziału, raczej zbyteczny w obliczu generalnie niskiego poziomu trudności. Brakuje urozmaicenia, i to bardzo. Przebieg *wszystkich* misji jest identyczny: podjedź kilkaset metrów, zniszcz wszystko, podjedź, zniszcz, podjedź, zniszcz (while misja.ukonczona=false). Przez pierwsze pół godziny nawet i jest to miła zabawa, ale wtórność i brak pomysłów nie pozwalają po prostu na czerpanie przyjemności o wiele dłużej.

AI przeciwników, jak łatwo się domyślić, nie istnieje i działają oni w oparciu o najprostsze możliwe skrypty. Powoduje to, że tak naprawdę wystarczy prowadzić walkę w ruchu, bez zatrzymywania się, a praktycznie nikt nie będzie w stanie nam poważnie zagrozić. Jakby tego było mało, sterujemy tu superczołgiem zdolnym przyjąć 15x tyle obrażeń, co jakikolwiek inny w świecie gry. Rozsiane po mapie punkty regeneracji (zdrowia i amunicji do działa) dodatkowo ułatwiają sprawę, przypominając dodatkowo o fakcie obcowania z niezbyt przemyślaną zręcznościówką. Właśnie, niezbyt przemyślaną. Problemem PEA jest przede wszystkim bardzo słaby projekt, duża odpowiedzialność spada więc na game designera, Boba Batesa (który pracował m.in. nad Unrealem 2, więc nie jest ani człowiekiem znikąd, ani debiutantem).

Rolką myszki zmieniamy ujęcia kamery. To powyżej jest ciekawe, choć niepraktyczne.

Pierwszą uwagę co do spraw technicznych związanych z tą produkcją zebrać można już w trakcie instalacji, wywołującej żywiołową reakcję ze strony programów antywirusowych. WTF? Ciężko rzec, ale w moim przypadku czasowe zdjęcie zabezpieczenia („będę się kontrolować, kochanie”) było jedynym wyjściem, by grę zainstalować i uruchomić. Swoje 3 grosze wrzuca tu także uwielbiany przez wszystkich Starforce, czyli najbardziej uciążliwy system antypiracki, jaki kiedykolwiek ujrzał światło dzienne. I tak mieszane odczucia towarzyszące włączaniu gry zostają więc dodatkowo posypane pieprzem dzięki 30-sekundowej procedurze weryfikacji oryginalności płyty. Urgh.

Pole bitwy trudno jest określić mianem interaktywnego. Autorzy chwalą się możliwością przewracania drzew, ale jest to jedyny rodzynek w tym zakalcowym cieście. Większość obiektów ma tu charakter półmaterialny – możemy przejechać przez nie niczym Bliźniacy z drugiej części Matrixa przez ściany. Mimo to, oprawy wizualnej nie należy całkowicie skreślać. Gra wygląda estetycznie i gdyby taka grafika połączona była z solidnym, zabawowym gameplayem – spokojnie przymknęłoby się oko na ewentualne niedoróbki. Ślady gąsienic w śniegu, wybuchy pocisków artyleryjskich, latające nad głowami samoloty, to wszystko tworzy pewien klimat. Nawet modele czołgów są doprawdy przekonujące. Tylko czemu nie ma gry w tej grze?

Warto odnotować, że PEA wydane zostało w polskiej wersji językowej, obejmującej wszystkie występujące w grze napisy. Głosy narratorów, w tym alfonsowatego dowódcy czołgu Rzeszy, pozostały w oryginalnych, angielskich aranżach. Ciekawym detalem jest moment, w którym rzeczony już soldner wspomina (m/w) „to było kilka dni po tym, jak Polska wypowiedziała wojnę Niemcom”, co zostało w rodzimym tłumaczeniu całkowicie pominięte.

Sielski krajobraz piekła.

Z tego co widzę, JoWood już zapowiedziało add-on do PEA, tym razem rozgrywający się na terenach północnej Afryki. Dla ludzi o mocnych nerwach, gdyż tylko tacy będą mieli ochotę na więcej po ewentualnym ukończeniu wersji podstawowej. Panzer Elite Action to taki śmieszny twór, stworzony przez ekipę posiadającą możliwości (engine uszedłby w tłumie), acz pozbawioną wyraźnej koncepcji tego, co chce zrobić. Brak jakichkolwiek bajerów, mini-gier, collectables, ocen za ukończone misje, statystyk, dostępu do poszczególnych scenariuszy kampanii (!!! – to jedno, chcecie więcej? Rozpoczęcie zabawy w pojedynczym skirmishu kasuje nam save’a z kampanii i musimy zaczynać ją od nowa [LOL!]) przeczy po prostu klasyfikacji tej produkcji jako rasowej arcade’ówki godnej 2006 roku. A że łączenie jej z symulacją to jeszcze większy absurd, to już po prostu nie wiadomo, co z tym fantem zrobić. Nie grać, chyba, to jedyne wyjście. Sorewicz, panowie, better luck next time.

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUS:

  1. oprawa graficzna, jako najjaśniejszy punkt całości.

MINUSY:

  1. nędzny gameplay;
  2. zero pomysłów;
  3. wtórność;
  4. monotonność;
  5. bugi;
  6. zwieszki;
  7. alerty antywirusowe;
  8. Starforce;
  9. płytka strona fabularna;
  10. słabe udźwiękowienie;
  11. i jeszcze małe frytki do tego;
  12. dobra, żarty sobie robię z tą wymienianką, wiadomo o co chodzi.
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?

Recenzja gry

Choć Farming Simulator 25 nie przynosi wszystkich zmian, o jakie prosili fani, to dzięki takim funkcjom jak deformacja terenu i GPS jawi się jako najlepsza dotychczas odsłona cyklu. Odsłona, która daje mnóstwo frajdy - a z modami będzie jeszcze lepiej!

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.