Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 lipca 2003, 11:44

autor: Jacek Hałas

New World Order - recenzja gry

New World Order to gra wzorowana na takich tytułach jak Counter-Strike czy Team Fortress. Wykorzystuje nowoczesny silnik graficzny dzięki czemu wygenerowane otoczenie przypomina film akcji.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

- No dobra chłopcy, robimy grę!

- OK, szefie, ale na co się zdecydujemy?

- Hmmm, musi to być jakiś popularny gatunek, najlepiej z 3D, bo słyszałem, że ostatnio jest to w modzie.

- FPP?

- Dobra, może jeszcze dla pewności pomysł oprzemy na jakimś znanym tytule, co? Będzie się wtedy dobrze sprzedawało, najlepiej na jakimś sieciowym, wtedy odpadną męczarnie z tworzeniem fabuły...

- Może coś w stylu Counterstrike’a?

- Genialnie! Macie jeszcze jakieś pomysły, co ewentualnie dołożyć, żeby podwoić sprzedaż?

- Weźmy terrorystów, jakoś fajnie ich nazwiemy, upodobnimy do znienawidzonej Al-Kaidy i ludzie będą bili się o egzemplarze, żeby ich ukatrupić!

- OK, do roboty, bo mamona czeka!

W zeszłym roku sieciowe FPP-ki były wśród wydawców gatunkiem dość popularnym. Zdecydowana większość tytułów, które ujrzały światło dzienne, oparta była na sprawdzonym pomyśle „Counterstrike’a”. W końcu nie od dziś wiadomo, że to właśnie w tę grę wielu maniaków sieciowych strzelanek bawi się najchętniej. W ubiegłym roku zetknąłem się z co najmniej trzema takimi klonami: „Team Factor, „Mobile Forces” oraz „Global Operations”. I wszystkie mi się spodobały. Co prawda do mistrzostwa „Counterstrike’a” dużo im jeszcze brakowało, ale dało się zauważyć, iż producenci „dorzucili” też coś od siebie, a nie tylko bezmyślnie oparli się na pomyśle walki dwóch wrogo nastawionych drużyn. Niestety, rok 2003 pod tym właśnie względem zaczyna się zdecydowanie mniej optymistycznie. „New World Order” to pierwsza sieciowa strzelanka, jaka wpadła mi w ręce. Mam nadzieję, że kolejne tytuły przyćmią (nie)sławę tego bubla, bo jeśli tak dalej pójdzie, to zacznę chyba podsyłać niezbyt miłe listy producentom podobnych „dzieł”.

Pamiętacie może, ile to już razy walczyliśmy z terrorystami, sterując specjalnie do tego wyszkolonymi oddziałami? Nie? Ja zgubiłem się gdzieś przy trzeciej dziesiątce i to tylko wśród gier FPP. „New World Order” obdarowuje nas oklepanym już do maksimum tematem walki pomiędzy dwoma wrogo nastawionymi organizacjami, przy czym jedna jest baaardzo zła, a druga to jej istne przeciwieństwo. W „New World Order” terroryści zostali nazwali The Syndicate (nie powiem, strasznie się wysilano przy wymyślaniu tej nazwy), a organizacja, która z nimi walczy, to GAT (Global Assault Team). Tyle dobrze, że chociaż wspomniana agencja antyterrorystyczna została przygotowana w dość przemyślany sposób. W założeniach mają to być niewielkie, ale zdolne do błyskawicznego reagowania oddziały. Jest to o tyle ciekawe, że w rzeczywistości dopiero rozważa się pomysł stworzenia takich jednostek, a tu już możemy nimi pokierować. Akcja gry przenosi nas w przyszłość. Syndicate rozpoczyna serię ataków terrorystycznych. Szybko też okazuje się, iż do walki z nimi nie wystarczą zwykłe oddziały policji czy nawet wojska, ale ściśle wyspecjalizowane do takich właśnie działań agencje antyterrorystyczne. Misja zwalczenia Syndykatu zostaje przydzielona GAT-owi, a gracz wciela się w jednego z jego członków. W kampanii singleplayer zaczynamy praktycznie od zera, a w zabawie sieciowej od razu wybieramy osobę z ulubioną specjalizacją.

- Szefie, nie mam pomysłu na kampanię singleplayer...

- A musi być w grze?

- No, powinna się pojawić. W końcu nie chcemy sobie chyba odciąć dostępu do kompów bez połączenia z Siecią. Pomyślmy o tych milionach dolarów, które mogłyby nam uciec z przed nosa!

- Hmmm, zróbmy więc z dwa-trzy dobre poziomy, a całą resztę można olać.

- Ale co z tymi, którzy ją kupią i do nich dojdą?

- NIE DOJDĄ! Podwinduje się poziom trudności, to od razu przerzucą się na multi!

Po zainstalowaniu gry naszym oczom ukazuje się dość marna animacja wstępna, następnie zaś przechodzimy do menu głównego. Możemy z niego wybrać zestaw singleplayerowych misji, składających się na coś w stylu kampanii, bądź też od razu przejść do rozgrywek sieciowych. Oczywiście swoje kroki skierowałem najpierw w stronę zabawy dla pojedynczego gracza, w końcu nie ma się co ośmieszać i startować w Sieci w ogóle nie poznając wcześniej zasad całej zabawy. Przyznam, że trochę przeraził mnie już sam briefing. Moją uwagę zwróciły dwie rzeczy: to, że jest on przynudnawy, i że w ogóle dość zwięźle opisuje zarówno cele misji, jak i całą otoczkę, która powinna przecież odgrywać istotną rolę. W „NWO” ogranicza się on do 1-2 zdań mówiących o poczynaniach Syndykatu, kolejnych dwóch, które opisują misję i wypunktowanych celów wymaganych do zaliczenia danego etapu. I to tyle! Żadnej mapy, żadnego planowania, żadnego dozbrajania i ekwipowania sterowanej postaci. NIC! I tak jest już do samego końca (chociaż wątpię, czy ktoś będzie miał tyle cierpliwości, żeby dotrwać do ostatniego poziomu).

No dobrze, zatrzymuję się na 15 sekund, żeby przeczytać, co mnie czeka, odpalam misję, zaczynam grać i... ginę! No dobrze, może się za bardzo pośpieszyłem. Ładuję poziom jeszcze raz (nawet nie wspominam, że ponowne załadowanie misji na Athlonie XP2000+ z 256MB DDR i bardzo szybkim dyskiem Seagate Barracuda IV zajmuje około minuty!), ruszam w kierunku pierwszych drzwi, słyszę kilka strzałów, ekran robi się czerwony i... kolejny wypadek przy pracy. Panicznie wracam do menu głównego i szukam ustawień poziomu trudności. Niestety, w ogóle takiej opcji nie zawarto... Tryb singleplayer w „New World Order” to jedna wielka męczarnia. Tu naprawdę można gratulować ludziom, którzy przeżyją dłużej niż kilka minut. Nawet typowo hardcore’owe „Iron Storm” czy „Ghost Recon”, przy których wielu graczy wywieszało białą flagę, mogą się schować. W przypadku gry P3 Interactive przeważnie jest tak, że wystarczy, aby przeciwnik nas zauważył i już możemy pożegnać się ze sterowaną postacią. Dla kogo ta gra, do diaska! Za to wszystko odpowiedzialne jest przede wszystkim AI komputerowych przeciwników. Dałbym sobie głowę uciąć, upierając się przy tym, iż przez cały czas ZNAJĄ oni pozycję gracza, a to, czy zginie się od razu, czy po kilku minutach jest w głównej mierze uzależnione od nastroju producentów, którzy tak czy inaczej poustawiali terrorystów z Syndicate... Na szczęście, jeśli ktoś nie podda się od razu na samym początku, czeka go tuzin dość zróżnicowanych misji. Raz szalejemy w miejskich dokach, innym razem przetrząsamy kryjówki terrorystów, a już za chwilę odbijamy przetrzymywanych zakładników. Niestety, z racji BRAKU możliwości wykonywania save’ów w trakcie misji oraz iście zabójczego poziomu trudności, wątpię żeby kogokolwiek tryb ten zainteresował.

Co więcej, gra NIE pozwala na dozbrajanie się już podczas rozgrywania danej misji. Nie uraczymy w niej ani apteczek, ani zbroi. Musi nam wystarczyć to, z czym aktualnie startujemy. Niestety, tylko pozornie jesteśmy dobrze uzbrojeni. Nawet najlepsza kamizelka kuloodporna w tej grze nie ochroni nas przed pojedynczą serią z karabinu maszynowego, że już o starciach z gostkami wyposażonymi w shotguny nawet nie wspominam. Niewiele lepiej zrealizowano tryb multiplayer. W zasadzie to żadnych istotnych różnic w porównaniu z „Counterstrike” nie zauważyłem. Wszystko sprowadza się do starć pomiędzy drużynami GAT i terrorystów. Jedyna różnica polega na tym, że albo koncentrujemy się na samej drużynowej walce, albo na dodatkowych celach, na przykład ochronie zakładnika.

Poziomy zostały zrobione jak gdyby na odczepkę. Ich jedyną zaletą jest różnorodność miejsc, w których je zlokalizowano. Z tej całej marnej otoczki zdecydowanie wyróżniają się poziomy rozgrywane na terenach zurbanizowanych, w niektórych miejscach przypominają tak wspaniałe gry jak „Mobile Forces”, „Kingpin” czy też „SWAT 3”. Niestety, cała reszta jest już znacznie gorsza. Mapki są stosunkowo małe, brakuje w nich również miejsc, z których można by było prowadzić bezpieczny ogień. W rzeczywistości na przeciwników trafiamy bardzo szybko, a wszystko sprowadza się tylko do tego, kto prędzej pociągnie za spust, ewentualnie znajdzie jeszcze jakąś osłonę. Osoby, które w sieciowych strzelankach szukają elementów taktycznych, mogą od razu pominąć ten tytuł. Samych map nie doliczyłem się zbyt wielu, ale dla osób posiadających stałe łącza nie jest to na szczęście żadna wada, bo znając życie prędzej czy później zaczną ukazywać się MOD-y i pojedyncze etapy robione przez miłośników gatunku czy też producentów „NWO”.

Dobry, realistyczny (a do takiego miana aspiruje „NWO”) FPP nie może obejść się bez zróżnicowanego arsenału broni. Jest to na szczęście jeden z jaśniejszych punktów gry P3 Interactive. Do wyboru mamy przeróżne rodzaje pistoletów, karabinów, strzelb, a także materiały wybuchowe (dwa rodzaje granatów – wybuchowe oraz oślepiające). Do gustu najbardziej przypadły mi: Desert Eagle (dość duża siła ognia, przypomina swoje odpowiedniki z innych FPS-ów), wyciszony M4, a także tradycyjny, bardzo dobrze znany chociażby z „Project I.G.I.” czy „Ghost Recon” MP-5. W grze pojawia się też kilka niezbyt przydatnych, ale istotnych w podwyższeniu końcowej grywalności gadżecików. W szczególności mam tu na myśli system pozwalający określić pozycje przeciwników. Co prawda ułatwienie to obniża nieco sam realizm zabawy, ale przy tak wysokim poziomie trudności powitałem go z otwartymi ramionami.

- I jak, kończycie już?

- Oj, jeszcze sporo rzeczy musimy dopracować. To nie takie łatwe. Dopiero testujemy engine, a przed nami jeszcze skomplikowana optymalizacja kodu...

- OLAĆ TO! Gra ma być w sklepach za miesiąc! I tak już za długo powstaje!

- Ale co z enginem?

- A co ma być? Najwyżej powiemy ludziom, że mają kiepskie sprzęty i muszą wszystko zupgrade’ować, poprzeinstalowywać oprogramowanie i takie tam. Robić co mówię!

„New World Order” nie byłby tak marnym FPS-em, nawet pomimo zabójczego poziomu trudności, gdyby nie jeden „szczegół”. Jest to jedna z najbardziej niedopracowanych gier, z jakimi kiedykolwiek miałem do czynienia. Lista bugów z powodzeniem mogłaby zapełnić kilka kolejnych stron tej recenzji. Wymienię tylko te najważniejsze, które w zdecydowany sposób utrudniają jakąkolwiek przyjemność obcowania z „NWO”. Po pierwsze, system poruszania się. Zdarza się, iż po przydzieleniu nietypowych ustawień klawiszologii nasza postać NIE POTRAFI się zatrzymać! W takiej sytuacji jedynym ratunkiem jest powrót do domyślnej konfiguracji klawiatury, ewentualnie można próbować jeszcze raz wczytać dany etap. Kolejna sprawa to wchodzenie po drabinach. Czynność ta udaje się wyjątkowo rzadko, a przeciwnicy nie stoją przecież w miejscu tylko w najlepsze grzeją ze swoich giwer. Nasz bohater potrafi też zacinać się w otoczeniu. Co więcej, takie krzaczki, jak przenikające przez ściany bronie czy też przeciwnicy „przecinani” przez drzwi na pół, to w tej grze standard. AI naszych oponentów (botów w singleplayerze) jest niedopracowane. Wspomniałem już o ich zdolnościach telepatycznych. Na tym jednak nie koniec. Pomimo swych „nadnaturalnych” mocy, potrafią zacinać się nie tylko podczas zeskoków z wyższych powierzchni, ale i w trakcie wykonywania tak trywialnych czynności, jak chociażby patrolowanie terenu czy też podbiegnięcie do naszej postaci po jej uprzednim zauważeniu. Paradoksalnie, niewiele lepiej jest w trakcie walk z żywymi oponentami. Okazuje się mianowicie, iż potrafimy przez nich przenikać!! David Copperfield może się schować. Dużo problemów sprawiają również respawny po rozpoczęciu kolejnej rundy. Zdarza się, że nasza postać nadal jest martwa, a nie odradza się w punkcie zrzutu. Na sam koniec zostawiłem najciekawsze bugi. Otóż wyobraźcie sobie, iż w standardowej wersji gry (1.00) NIE można podnosić żadnych przedmiotów! Co z tego, że nasi przeciwnicy uzbrojeni są po zęby, skoro my musimy męczyć się z marnym pistoletem i może jeszcze karabinkiem, do których amunicja kończy się po zabiciu mniej więcej połowy wrogów przebywających akurat na planszy? Ogromne problemy sprawia również korzystanie z broni snajperskiej. Podobne krzaczki ostatnio widziałem w pierwszym demie BETY „Hitmana 2”. Gra ma problemy z przechodzeniem pomiędzy tradycyjnym widokiem a tym ze snajperki. Będąc w punkcie zrzutu (multiplayer), nie można również kasować poprzednich poleceń, raz wybrana broń pozostaje z nami aż do końca rundy. Gra stwarza duże problemy przy skokach na inne powierzchnie, wbrew pozorom nie zawsze się to udaje, a nasz heros ginie w podejrzany sposób. Bugi, które właśnie wymieniłem, to tylko wierzchołek góry lodowej. Gra swoją stabilnością, ilością błędów i optymalizacją engine’u nie przypomina nawet wczesnej bety! Na szczęście większość z tych problemów można rozwiązać ściągając patche, ale nie zmienia to faktu, iż tak wydana gra nie powinna trafić na sklepowe półki. Pomimo typowo sieciowych nawiązań i tak dużo osób kupi ją, zapewne z myślą o trybie pojedynczego gracza. Dla nich będzie to więc produkt całkowicie bezwartościowy, zupełnie niegrywalny.

Kiedy kilka miesięcy temu miałem okazję pisać zapowiedź tej gry, dużo miejsca poświęciłem na opisie zastosowanego engine’u. Miał on być czymś przełomowym i rozłożyć takie gry, jak chociażby „Counterstrike” czy „UT”, na przysłowiowe łopatki. Rzeczywistość zweryfikowała nieco te obietnice, aczkolwiek nie jest tragicznie. Największą zaletą engine’u jest znakomita fizyka świata. Tyczy się to przede wszystkim dostępnego uzbrojenia. Nie przesadzono ani z siłą ognia poszczególnych giwerek, ani z ich celnością, która w sieciowych strzelankach odgrywa przecież kluczową rolę. Szkoda tylko, że pomimo świetnego engine’u same poziomy są zaledwie przeciętne. Niektóre pomieszczenia aż świecą pustkami. Bardzo pozytywnie oceniłbym natomiast jakość zastosowanych tekstur. Co prawda są one pamięciożerne, ale za to przyjemnie się na nie patrzy. Gra obsługuje też większość nowoczesnych efektów specjalnych, na przykład Pixel Shader czy Env. Bumpmapping. Na plus zaliczam również ładnie wykonane cienie i efekty świetlne. Niestety, także i tu da się odczuć lekceważącą rękę programistów. Engine jest na tyle niedopracowany, iż gra zachowuje się o wiele gorzej nawet od tak wymagających tytułów, jak „GTA 3” czy „Morrowind”. Właściciele GeForce’ów 2 praktycznie mogą zapomnieć o jakiejkolwiek zabawie. Niestety, „NWO” skacze nawet na najnowszych kartach graficznych (np. GF4 Ti4600) i to nie tylko w wysokich rozdzielczościach, ale i poczciwym 800x600! Co prawda sytuacja ulega poprawie po zainstalowaniu patchów, ale i tak osoby nie posiadające najnowszych GeForce’ów nie powinny się do niej zbliżać. Podobnie jest zresztą z pamięcią. Wskutek beznadziejnej optymalizacji kodu gra pożera ją w błyskawicznym tempie, a następnie tworzy sobie jeszcze niemały plik wymiany.

Aż szkoda mi mojej poczciwej klawiatury do dalszego znęcania się nad tym marnym klonem, który swoją popularność będzie chciał czerpać żerując na pomysłach wprost z najlepszych gier gatunku. Tak naprawdę w ostatnich latach dopatrzyłem się co najwyżej kilku gier, które są słabsze od „NWO” i miały przy tym swoją premierę w Polsce (celowo pomijam rynek amerykański, który cechuje się wysypem niegrywalnych pseudo-FPP polowań). W tej chwili do głowy przychodzą mi tylko dwa takie tytuły: „Nina” i „Hired Team Trial”. „NWO” zajmie trzecie miejsce od końca...

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!