Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 sierpnia 2006, 10:00

autor: Jacek Hałas

Neverend - recenzja gry

Neverend większości graczy nie przypadnie raczej do gustu. Widoczna praktycznie na każdym kroku spora liniowość rozgrywki odstraszy wielu miłośników klasycznych gier role-playing. Nie można również pominąć kwestii niezbyt przyjemnej dla oka grafiki...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Rynek komputerowych gier role-playing rządzi się dość specyficznymi prawami. Nie jest bowiem tak, iż wyłącznie najpiękniejsze gry skazane są na sukces. W przypadku większości trójwymiarowych zręcznościówek efektowna oprawa audiowizualna jest jednym z obowiązkowych elementów. W grach role-playing zastosowanie najnowocześniejszych rozwiązań nie jest wymagane. Gracze oczekują bowiem zazwyczaj czegoś innego – skomplikowanego i zarazem rozwiązanego w interesujący sposób rozwoju postaci, obszernego świata, który można byłoby dowolnie eksplorować, czy wreszcie fajnych questów, dających okazję do zdobycia cennych trofeów, czy poznania ciekawych osób. Neverend bliski był spełnienia większości z tych wymagań. Gra sprawia bowiem wrażenie dość rozbudowanej, a na dodatek cechuje się wieloma przemyślanymi rozwiązaniami. Niestety, tak jak to często bywa, producentom nie udało się uniknąć kilku istotnych (z punktu widzenia typowego sympatyka gier cRPG) potknięć.

Zatłuc tego szczura dla Ciebie? Żaden problem...

Akcja Neverend osadzona została w klasycznej krainie fantasy, w której obecność magii nie jest niczym szczególnym, a na żądnych przygód śmiałków czekają różnorakie stwory, najczęściej skrywające się wokół napotykanych po drodze wiosek czy miast. W trakcie zabawy wcielamy się w postać Agavaen, młodej kobiety obdarzonej niecodziennymi zdolnościami, a także cechującej się niewyjaśnioną do końca przeszłością. Neverend prezentuje bardzo zbliżony schemat do wielu innych gier RPG, który najłatwiej byłoby określić stwierdzeniem „od zera do bohatera”. Główna bohaterka swoje prawdziwe powołanie odkrywa stosunkowo późno. W moim osobistym odczuciu autorzy gry nieco z tym przesadzili.

W początkowej fazie gry Agavaen pragnie jedynie dopaść swoich byłych kompanów, którzy ulotnili się ze zdobytym złotem oraz talizmanem głównej bohaterki. Problem polega na tym, iż wypełnienie tego zadania zajmuje zdecydowanie zbyt dużo czasu. Zdaję sobie sprawę z tego, iż autorzy chcieli w stosunkowo „delikatny” sposób wprowadzić gracza we wszystkie niuanse rozgrywki. Grze przydałby się w tym miejscu solidny „kopniak”, gdyż początkowe lokacje czy też wykonywane questy, z czasem zaczynają wydawać się nudne. Sądzę wręcz, że wiele osób o problemie odnalezienia bandytów całkowicie zapomni. W ramach pocieszenia dodam jednak, iż w dalszej części gry główny wątek zdecydowanie rozkręca się, ale... no właśnie. Wiele gier RPG przyzwyczaiło nas do tego, iż zabawa może trwać nawet do stu godzin. Neverend można bezproblemowo ukończyć w przeciągu zaledwie dwudziestu godzin i to nawet wtedy, gdy dokładnie eksploruje się całą mapę i pomaga wszystkim postaciom niezależnym.

Właściwa zabawa rozgrywa się na dwóch różnych płaszczyznach. Autorzy Neverend zastosowali w tym miejscu zbliżony schemat do wielu producentów tzw. japońskich cRPG-ów. Podróżując po miastach, jesteśmy zmuszani do obserwowania sterowanej postaci ze statycznych kamer. Rozwiązanie to ma swoje zalety, ale i wady, które w tym konkretnym przypadku zdecydowanie jednak przeważają. Wynika to między innymi z niewygodnego sterowania główną postacią. Na pojedynczych ekranach nie sprawia to jeszcze większych problemów. Przy zmianach perspektywy można się jednak pogubić. Sama gra zresztą nie stara się tego w żaden sposób ułatwiać. Kamery ulokowane bowiem zostały w dość nietypowych miejscach. Warto jednocześnie dodać, iż w większości miast jesteśmy w miarę bezpieczni. Spotkania z potworami zaliczają się w tym przypadku do rzadkości. Po opuszczeniu miasta jesteśmy z kolei przenoszeni na trójwymiarową mapę okolicy, w której Agavaen obserwujemy z lotu ptaka. Także i ten widok nie jest wygodny, gdyż w znacznym stopniu ogranicza widoczność. W rezultacie trzeba się sporo nabiegać, żeby w miarę dobrze poznać okolicę.

Ojej! Jakie fajne wisiorki do kolekcji!

Zanim przejdę do kwestii związanych z eksterminacją stworów, kilka słów na temat RPG-owej otoczki Neverend. Na początek powiem może o tych sprawach, które wybitnie nie przypadły mi do gustu. Neverend momentami sprawia wrażenie gry wyjątkowo liniowej. Niektórym graczom może to oczywiście nie przeszkadzać. Sądzę jednak, iż typowy fan komputerowych RPG-ów chciałby dysponować pełną swobodą podejmowanych działań. W wielu sytuacjach dociera się do miejsc, w których bez odnalezienia potrzebnych przedmiotów, czy odbycia rozmowy z konkretną postacią nie można posunąć fabuły do przodu. Co więcej, w miarę rozwoju zabawy liczba wymaganych i zarazem stawiających na dokładną eksplorację questów stopniowo się zwiększa. Dodam jeszcze tylko, że w grze zawarto co najwyżej symboliczny dziennik zadań, który w wybranych jedynie przypadkach objaśnia, gdzie należy się udać. We wszystkich pozostałych sytuacjach sporo się trzeba naszukać. Dla mnie jest to próba sztucznego wydłużenia czasu gry. Niektórych graczy może również denerwować to, iż już w początkowej fazie zabawy natrafia się na bardzo silne stwory, których za wszelką cenę należy unikać. Generalnie jednak poziom trudności obowiązkowych starć został wyważony w dość przyzwoity sposób.

Zdecydowanie lepiej wypada na tym tle kwestia parametrów i różnorakich współczynników, którymi główna bohaterka została opisana. Mamy tu do czynienia z typowymi rozwiązaniami. Zastosowano pięć podstawowych współczynników – siły, zręczności, wytrzymałości, inteligencji oraz percepcji. Ich znaczenia osobom, które miały już kontakt z grami role-playing nie muszę chyba objaśniać. Warto jednocześnie dodać, iż wskakując na wyższe poziomy doświadczenia, współczynniki te można dalej rozwijać. Oprócz tego zadbano o dodatkowe parametry, opisujące zdolność w posługiwaniu się danym modelem broni, czy też czarami z wybranej przez siebie grupy (ofensywne, defensywne, wspomagające). Autorzy Neverend zastosowali w tym miejscu dość sprawdzony schemat, znany między innymi z gier z serii Dungeon Siege. Wykorzystywanie danego modelu broni podnosi konkretną umiejętność głównej bohaterki. Pomysł jest bardzo dobry i także tu w stu procentach się sprawdził.

Zielono mi...

Nie mogę również pominąć ciekawie zrealizowanego mechanizmu pozwalającego na pozyskiwanie nowych czarów. Pomijam w tym miejscu scrolle jednokrotnego użycia. Nie odczuwałem zbytniej potrzeby korzystania z nich. Wróćmy jednak do właściwych czarów. Po zdobyciu magicznego zwoju gra daje nam możliwość przygotowania nowego zaklęcia. Żeby to jednak można było zrobić, należy dysponować ściśle określonymi magicznymi runami. Ponadto trzeba uaktywnić je w określonej kolejności. Muszę przyznać, iż zapamiętywanie nowych czarów zrealizowane zostało w bardzo ciekawy sposób. Premiuje ono też dokładną eksplorację map, gdyż najlepsze runy są najczęściej poukrywane w pilnie strzeżonych skrzyniach. Czary, podobnie jak w wielu klasycznych RPG-ach, „regenerowane” są przy odpoczynku. W tym przypadku najlepiej jest korzystać ze stosunkowo tanich łóżek w tawernach, gdyż zdobywane w trakcie zabawy namioty znikają z inwentarza (??) po jednokrotnym ich rozbiciu. Ich jedyną zaletą jest więc możliwość odpoczynku w terenie, co jest szczególnie przydatne przy dłuższych wędrówkach.

Najwyższa już chyba pora powiedzieć nieco więcej na temat właściwych walk. Także i tu można doszukać się licznych odniesień do japońskich RPG-ów, ze szczególnym uwzględnieniem znanej PeCetowcom drugiej części Grandii. Przebieg starć jest w głównej mierze uzależniony od zwinności postaci, a także od wybranego typu ataku. Co ciekawe, z elementami tymi mamy do czynienia zarówno w przypadku drużyny gracza, jak i samych przeciwników. Najczęściej jest tak, iż wszystkie istoty znajdujące się na polu bitwy mogą wybierać pomiędzy kilkoma różnymi rodzajami ataków. Jak można się łatwo domyślić, silniejsze lub wyjątkowo precyzyjne uderzenia wymagają dłuższego przygotowania. Przeważnie zadają one jednak poważne obrażenia. Niejednokrotnie można też liczyć na dodatkowe bonusy, jak na przykład tymczasowe ogłuszenie danego potwora. Zamiast ataku można oczywiście wykonać jedną z kilku innych czynności, jak chociażby wyleczyć sterowaną postać lub wzmocnić ją przy wykorzystaniu odpowiednich fiolek.

Nie spodobało mi się natomiast to, iż nawet w sytuacji odniesienia poważnych obrażeń potwory nie traciły nic na sile. W rezultacie walki opierały się najczęściej na błyskawicznej eliminacji najszybszych istot. Po zakończonym pojedynku możemy oczywiście pozbierać pozostawione przez wrogów przedmioty. Wiele z nich może być wykorzystanych przez główną bohaterkę. Agavaen może korzystać ze zbroi, rękawic, butów, a nawet magicznych pierścieni i naszyjników. Każdy ze zdobywanych lub kupowanych od sprzedawców przedmiotów jest dokładnie opisany. Sam inwentarz został skonstruowany w bardzo przemyślany sposób. W oddzielnych zakładkach zlokalizowano tradycyjny ekwipunek, magiczne zwoje czy chociażby przedmioty potrzebne do wykonania określonych questów. Gra dodatkowo blokuje przy sprzedaży te obiekty, z których główna bohaterka aktualnie korzysta. Utrudnia to co prawda porównywanie dwóch przedmiotów, aczkolwiek w moim przekonaniu było to słuszne posunięcie.

Ile tu tych schodków... nie widział ktoś przypadkiem windy?

Oprawa wizualna stanowi bez wątpienia jeden z najsłabiej wykonanych elementów Neverend. Producenci zastosowali dość nietypowy patent, polegający na połączeniu trójwymiarowych postaci (i innych obiektów) z prerenderowanymi scenami. W rezultacie wiele lokacji poraża swoją prostotą, choć zdarzają się też na szczęście nieliczne wyjątki. W szczególności widać to na przykładzie niektórych miast, które wykonano z dużą dokładnością. Jednocześnie warto zauważyć, iż odwiedzane w trakcie zabawy wioski są stosunkowo duże. Dodatkowo można korzystać z rozmieszczonych tu i ówdzie znaków, tak aby szybciej przemieszczać się do wybranych sektorów miasta. Zdecydowanie gorzej wypadł natomiast ekran mapy całego świata. O niewygodnym ustawieniu kamery wspomniałem już wcześniej. Jednocześnie pragnąłbym dodać, iż badane tereny są wyjątkowo monotonne. Nie byłoby to jeszcze tak uciążliwe gdyby nie to, że do wielu lokacji trzeba dotrzeć na własną rękę, przez co dokładna eksploracja mapy wydaje się być nieunikniona. Nieco lepiej wykonano natomiast walki, w trakcie trwania których możemy zaobserwować między innymi miłe dla oka najazdy kamery, czy dodatkowe efekty towarzyszące odpalanym czarom. Warstwa dźwiękowa Neverend woła o pomstę do nieba. Wypowiadane przez aktorów dialogi są BARDZO sztuczne. Beznadziejnie dopasowano również utwory muzyczne, przez co miałem ochotę się ich możliwie jak najszybciej pozbyć.

Neverend większości graczy nie przypadnie raczej do gustu. Widoczna praktycznie na każdym kroku spora liniowość rozgrywki odstraszy wielu miłośników klasycznych gier role-playing. Nie można również pominąć kwestii niezbyt przyjemnej dla oka grafiki, choć ona odgrywa tu raczej drugoplanową rolę. Nie ukrywam, iż przy Neverend spędziłem co najmniej kilkanaście godzin i w wielu miejscach nieźle się bawiłem. 60 złotych na ten tytuł bym jednak nie wydał, tym bardziej iż wiele doskonałych dwuwymiarowych RPG-ów zdążyło w międzyczasie trafić do tanich serii wydawniczych.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • dobrze zbudowany system rozwoju głównej postaci;
  • ciekawe walki;
  • napotykane potwory są dość zróżnicowane, nie zabrakło również kilkunastu potężnych bossów;
  • interesujący sposób pozyskiwania nowych czarów.

MINUSY:

  • gra w wielu miejscach jest zbyt liniowa, przez co upodabnia się do klasycznych przygodówek;
  • trywialne (szczególnie w początkowej fazie gry) questy, które nie każdemu przypadną do gustu;
  • stosunkowo krótki czas zabawy (jak na grę RPG);
  • oprawa audiowizualna;
  • dziwnie zrealizowane korzystanie z namiotów – po każdym użyciu obiekt taki bezpowrotnie się traci.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.