Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 września 2007, 13:58

autor: Szymon Błaszczyk

MySims - recenzja gry

Mogłoby się wydawać, że My Sims to konwersja jednej z pecetowych wersji. Wszak nazwa wyraźnie na to wskazuje. Tak nie jest – nowa gierka firmy Maxis ma niewiele wspólnego z jej poprzednimi projektami.

Recenzja powstała na bazie wersji NDS.

Czy bieganie po radosnym i kolorowym miasteczku może być fajne? Jak najbardziej tak, czego najlepszym dowodem jest wydana blisko dwa lata temu przesympatyczna gierka Animal Crossing. Niby rola gracza w jej świecie ograniczała się zaledwie do dbania o wystrój domków, zbierania owoców czy łowienia ryb, ale pomimo tego zabawa była niesamowicie satysfakcjonująca. Tak na dobrą sprawę to takich produkcji, przeznaczonych przede wszystkim dla dzieci, mieliśmy znacznie więcej. Jednak nie da się ukryć, że w wielu przypadkach ich grywalność była dosyć niska. Wspomnę o Pokemon Dash czy Mr. Driller – cóż, z całą pewnością tych tytułów hitami nazwać nie wypada. Oczywiście pojawiło się też kilka perełek, jak choćby Kirby czy New Super Mario Bros.

Niemniej powróćmy do Animal Crossing. Z jednego, drobnego powodu – recenzowane My Sims pełnymi garściami czerpią właśnie z tej przygodówki z elementami symulacji życia. Ba, jestem nawet gotów napisać, że ekipa Maxis nieco przesadziła, wykorzystując w swojej gierce tak wiele podobnych rozwiązań. Chociaż Animal Crossing był przecież rewelacyjny.

Ogromne oczy bohaterów My Sims mogą niektórych przerazić, jednak nie zmienia to faktu, że grafika jest ładna.

Mogłoby się wydawać, że My Sims to konwersja jednej z pecetowych wersji. Wszak nazwa wyraźnie na to wskazuje. Tak nie jest – nowa gierka firmy Maxis ma niewiele wspólnego z jej poprzednimi projektami.

Wszystko zaczyna się od tego, że trafiamy do całkiem sporej mieściny podzielonej na dzielnice. Nie do końca wiadomo, dlaczego wybór pada akurat na naszego bohatera (w menu możemy stworzyć własną postać oraz dowolnie nazwać miasteczko), ale przynajmniej szybko dowiadujemy się w jakim celu pani burmistrz go sprowadziła. No cóż, sprawy mają się kiepsko – wygląda na to, że zarządzana przez nią nadmorska wioska turystyczna nie radzi sobie najlepiej. Przyjezdnych brakuje, a mieszkańcy nie tylko narzekają na małą ilość zajęć, ale również ledwo wiążą koniec z końcem. Musimy temu problemowi jak najszybciej zaradzić.

Żeby podołać zadaniu, trzeba przede wszystkim zajmować się wczasowiczami. Nie tyle chodzi o zapewnianie im atrakcji czy przynoszenie napojów, ile rozmawianie z urlopowiczami. Dopóki nie pogadamy z nowoprzybyłą osobą, ta będzie przygnębiona i niezbyt skora do wydawania kasy tudzież zwiedzania miasteczka. Jednak nawiązywanie kontaktów z turystami nie jest wcale łatwe. Otóż, do wybranego człowieka nie wystarczy podejść i wcisnąć odpowiedni guzik, aby uszczęśliwić nieznajomego, a następnie w podobny sposób rozbawić innych ludzi. Nie ma lekko – najpierw musimy każdorazowo uporać się z niezbyt skomplikowaną mini gierką. Polega ona na stukaniu stylusem w symbole przedstawiające rozmaite uczucia lub czynności (śmiech, konwersacja, płacz etc.). Jest to całkiem fajne, ale mam wrażenie, że twórcy mogli bardziej dopracować ten element. Zwłaszcza pod względem zachowań NPC. Bo tak na dobrą sprawę to nie do końca wiadomo, czy nasz rozmówca ma ochotę na durne pogaduszki, czy też chciałby usłyszeć kilka słów otuchy. Najprawdopodobniej sprawę rozwiązałyby jakieś proste wskazówki bądź animacje mimiki twarzy. Niestety żadnych ułatwień nie ma, co dziwi – przecież to gra głównie dla dzieci.

Oto jedna z niewielu minigierek zręcznościowych. Kilka szybkich ruchów stylusem i voila – wieniec gotowy!

Reszta czynności schodzi na dalszy plan. Nie znaczy to, że niektóre nie są równie istotne. Młodych dekoratorów na pewno ucieszy możliwość upiększania wnętrza domku głównego bohatera. Na samym początku stać nas jedynie na wstawienie łóżka oraz szafy. Potem nic nie będzie stało na przeszkodzie, by kupić cudaczne meble lub zabawki. Tylko skąd wziąć pieniądze? Na przykład możemy podjąć się jakiegoś zadania zleconego przez NPC-ów. Questy są naprawdę banalne. Do tego stopnia, że niektóre polegają na wykonaniu zaledwie jednej, ewentualnie dwóch czynności (zrobienie zdjęcia i dostarczenie go policjantowi, posadzenie kwiatków itp.). Innym a zarazem chyba najlepszym sposobem na zdobycie kasy jest... granie w squasha. Staramy się jak najdłużej odbijać piłeczkę od ściany – jeśli się spiszemy, otrzymamy trochę wirtualnej waluty oraz tzw. punkty satysfakcji. Jako że możemy grać dowolną liczbę razy, szybkie wzbogacenie się nie stanowi absolutnie żadnego problemu. Zabawa jest nawet przyjemna, chociaż z czasem oczywiście staje się nudna. Jeśli chodzi o pozostałe minigierki, nie jest już tak różowo. Głównie dlatego, że ich liczba, delikatnie mówiąc, nie powala. Ot, przyjdzie nam pomóc kwiaciarce, połowić ryby czy cyknąć kilka fotek. To trochę za mało.

Wspomniane punkty satysfakcji dostajemy za wykonywanie zleconych zadań oraz uszczęśliwianie turystów. Działa to bardzo prosto. Jeśli uda nam się podnieść na duchu smutnego wczasowicza, na ekraniku pojawi się wskaźnik, którego przynajmniej niewielki fragment powinien zabarwić się na kolor jasnozielony. Kiedy już uzupełnimy cały pasek, ten zniknie, a my otrzymamy gwiazdkę. Im ich więcej zbierzemy, tym mieścina będzie ładniejsza i bardziej oblegana przez przyjezdnych. Żeby tego dokonać, potrzeba wielu godzin. Ogólnie mówiąc bardzo spodobał mi się ten pomysł twórców. Inna, również miła ciekawostka to zmieniające się pory dnia – w dodatku wpływająca na poczynania oraz zachowania NPC.

Ogromne brawa należą się autorom My Sims za stworzenie naprawdę wygodnego i przejrzystego interfejsu. Oczywiście w całości obsługujemy go za pomocą TouchScreena. Ikonki są ładne, duże oraz, co najważniejsze, intuicyjne. Biorąc pod uwagę fakt, że głównymi odbiorcami tego tytułu z pewnością będą młodsi gracze, jest to istotna zaleta.

Miłośnicy customizacji postaci będą zadowoleni – garderoba jest całkiem bogata.

Oprawa graficzna My Sims bardzo przypomina Animal Crossing. Kamera została umiejscowiona „kilka metrów” nad bohaterem, a zatem bardzo blisko. Na szczęście nie przeszkadza to ani trochę. Otoczenie prezentuje dobry poziom, zaś postacie delikatnie stylizowane na japońską manierę wyglądają w porządku. Niewiele więcej można napisać na temat muzyki. Przygrywające w tle słodkie melodyjki powinny spodobać się przede wszystkim dzieciakom. Szkoda tylko, że paleta dźwięków jest tak uboga.

Szef zespołu Maxis jeszcze na długo przed premierą określił, do jakiej grupy odbiorców skierowana jest ta produkcja. Są nią młodzi gracze, dla których zwykła wersja peceowych Simsów okazała się za trudna lub mało interesująca. Reszcie zalecam wrócić do Animal Crossing, bo zarówno poziom trudności, jak i stopień skomplikowania My Sims jest wyjątkowo niski. Niestety brakuje także opcji Nintendo WFC (czyli innymi słowy, możności grania po sieci; da się jedynie wymieniać przedmiotami). Podsumowując: jeśli masz mniej niż 10 lat, zainteresuj się tym tytułem. W innym razie przeznacz fundusze na bardziej wysublimowaną pozycję, bo srogo się zawiedziesz.

Szymon „SirGoldi” Błaszczyk

PLUSY:

  • miła dla oka grafika;
  • prosta;
  • bardzo dobry interfejs;
  • punkty satysfakcji, mocno zmieniające się miasteczko – świetne pomysły;
  • zmiana pór dnia ma duży wpływ na zachowania NPC-ów;
  • sympatyczna mini gierka (squash).

MINUSY:

  • tylko dla dzieciaków;
  • niewykorzystany potencjał – brakuje drobnych wskazówek (trudno przewidzieć, co trapi napotkane postacie);
  • za mało minigierek;
  • brak Nintendo WFC.
Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów
Recenzja gry World of Goo 2 - dziecięca radość w krainie glutów

Recenzja gry

Minęło szesnaście lat. Szesnaście lat czekania, zachwytów nad „jedynką” i słabnącej nadziei na kontynuację. Ale w końcu jest. W końcu mamy World of Goo 2.

Recenzja gry Gwint: Mag Renegat - niska jakość w niskiej cenie
Recenzja gry Gwint: Mag Renegat - niska jakość w niskiej cenie

Recenzja gry

Gwint: Mag Renegat to gra, która szybko może się znudzić. Rozgrywce brakuje dobrych motywatorów, a całość prezentuje się ubogo – nawet jak na swoją przystępną cenę.

Recenzja gry Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana – karty na stół
Recenzja gry Gwint: Wiedźmińska Gra Karciana – karty na stół

Recenzja gry

Wraz z aktualizacją do wersji Homecoming oczekiwany Gwint wyszedł z bety. Czas osądzić, jak studio CD Projekt Red poradziło sobie z nowym dla siebie gatunkiem i czy ich dzieło jest w stanie podjąć równą walkę z konkurencją.