Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 czerwca 2009, 11:48

autor: Małgorzata Łukasik

Monsters vs. Aliens - recenzja gry

W kinach pojawił się nowy film animowany twórców Shreka. Nie jest żadnym zaskoczeniem, że równolegle na sklepowe półki trafiła gra na tej podstawie.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

Potwory kontra Obcy to kolejny film ze studia Dreamworks, a co za tym idzie – kolejna gra powstała na kanwie kinowego obrazu. Zwykle w takich sytuacjach deweloperzy stają przed trudnym zadaniem przeniesienia ze srebrnego ekranu do wirtualnego świata całej historii tak, aby nie straciła ona swojego klimatu i nadal była atrakcyjna dla odbiorcy. Nierzadko zdarza się, że wiele interesujących elementów opowieści przekształca się w nudne i na okrągło powtarzane sekwencje w grze. Z wielkim żalem stwierdzam, że przypadłość ta nie ominęła również omawianej produkcji.

Fabuła gry prezentuje nieco komiczną historię Ziemian walczących o wolność z kosmicznym najeźdźcą. Opowieść, jakich wiele, zarówno w świecie gier, jak i kinematografii. Subtelną różnicę stanowi tu fakt, że tym razem w jednym szeregu zamiast ludzi w obronie naszej planety stają różnego rodzaju dziwne stwory. Wśród nich znajduje się Susan Murphy, znana także jako Gigantka (młoda dziewczyna, która urosła do nadludzkich rozmiarów na skutek uderzenia meteorytu), bezmózgi i amorficzny B.O.B oraz Brakujące Ogniwo, czyli nieznany nikomu rozdział w historii ewolucji. W skład ekipy wchodzi także Dr Karaluch (dostępny w trybie multiplayer), który odgrywa stosunkowo ważną rolę w zabawie jako osoba udzielająca cennych rad oraz pomagająca w eliminowaniu większej liczby szybko przemieszczających się przeciwników.

Brakujące Ogniwo ewolucji, czyli skrzyżowanie małpy z rybą.

Każdy z bohaterów dysponuje odmiennym wachlarzem umiejętności. Susan, używająca samochodów jako wrotek, jest w stanie stosunkowo szybko i sprawnie przemieszczać się pomiędzy lokacjami. Dodatkowo dysponuje nadludzką siłą, pozwalającą na otwieranie ciężkich wrót czy rzucanie ogromnymi przedmiotami. Za jej atuty można uznać też zwinne omijanie przeszkód poprzez ich przeskakiwanie czy przejeżdżanie pod nimi oraz umiejętność jazdy po pionowych powierzchniach. Niestety, wszystko to składa się na dosyć nudne i powtarzalne poziomy. Sprowadzają się one do ciągłej jazdy przed siebie z koniecznością unikania napotykanych pułapek i wrogów. Jedyny interesujący element mogą stanowić quick time eventy, pojawiające się w sytuacjach, gdy należy wykorzystać jej nadludzką siłę podczas walk z bossami. Te ostatnie polegają niestety jedynie na naprzemiennym stosowaniu uników i wciskaniu określonych przycisków na padzie.

O wiele ciekawiej prezentuje się B.O.B., na pierwszy rzut oka przypominający duży, niebieski glut. Na jego nieszczęście wrażenie to raczej nie znika po dłuższym przyglądaniu się jego postaci. Wręcz przeciwnie, gracz utwierdza się w przekonaniu, że jest on bezmózgą galaretowatą masą. Niemniej levele z jego udziałem są znacznie bardziej interesujące niż te z Susan. B.O.B. z racji swojej amorficznej budowy jest w stanie wessać w siebie różnego rodzaju elementy otoczenia, od skrzynek począwszy, a na oponentach skończywszy. Umiejętność ta przydaje się przede wszystkim w starciach z przeciwnikami, niemniej trzeba się nią też wielokrotnie posłużyć podczas prozaicznego przemieszczania się pomiędzy lokacjami. Wynika to oczywiście z budowy ciała bohatera, przenikającego przez liczne kratownice. Oczywiście nie są to wszystkie cechy galaretowatej kreatury – jest ona również w stanie przyssać się do sufitów i w ten sposób omijać przeciwników czy przedostawać się do na pozór niedostępnych miejsc.

Wcielając się w B.O.B.-a, gracz powinien być świadom, że przyjdzie mu zmierzyć się z kilkoma mało skomplikowanymi zagadkami logicznymi. Polegają one głównie na wykombinowaniu, w którym miejscu trzeba „połknąć” napotkany przedmiot lub na którą ścianę wskoczyć, aby udało się przejść do następnej lokacji. Rzecz jasna, poziom trudności łamigłówek dopasowany jest do wieku potencjalnych odbiorców, niemniej zdarza się, że zaliczenie poszczególnych zadań wymaga kilkakrotnego podejścia.

Brakujące Ogniwo stanowi hybrydę małpy i ryby. Dzięki swoim niezwykle czepnym łapom potrafi doskonale się wspinać i chwytać wielu przedmiotów. Umiejętność tę wykorzystuje wielokrotnie podczas pobytu na statku Gallaxar, gdzie bohater niszczy poszczególne jego elementy. Niezwykle przydatny okazuje się tam również rybi ogon – za jego pomocą bohater wykonuje sekwencje ciosów, zmiatających przeciwników niczym okruszki. Brakujące Ogniwo, w przeciwieństwie do innych Potworów, potrafi też obsługiwać różnego rodzaju urządzenia, pozwalające na sprawne oczyszczenie dalszej drogi.

Tryb kooperacji to zdecydowanie najsłabszy element zabawy. Drugi użytkownik może dołączyć do rozgrywki w dowolnym jej momencie i zawsze wciela się w postać Dra Karalucha. Niestety deweloperzy nie zdecydowali się na wprowadzenie świetnie sprawdzającego się modułu współpracy, jaki można odnaleźć chociażby w grach spod znaku LEGO. W zamian za to wprowadzili opcję sterowania szalonym naukowcem z drugiego planu. W praktyce wygląda to tak, że pierwszy z graczy wykonuje dokładnie takie same czynności jak podczas zabawy w pojedynkę, natomiast druga osoba eliminuje przeciwników i niszczy elementy otoczenia, sterując celownikiem broni. Jak widać, rozwiązanie raczej marne, ponieważ nie dość, że gracz nie może zobaczyć swojego bohatera, to na dodatek nie jest on też w stanie określić własnego wkładu w ostateczny wynik zdobyty na danym poziomie. Wynika to z tego, że każdy z omówionych pierwszoplanowych Potworów zbiera tak zwane punkty genetyczne, możliwe do wykorzystania w Laboratorium Genetycznym.

B.O.B. to jedna z ciekawszych postaci w grze.

Jest to zdecydowanie najciekawsza opcja, oferowana przez grę Potwory kontra Obcy. W miarę zaliczania kolejnych etapów zabawy odkrywają się kolejne partie łańcucha DNA. Poszczególne jego elementy stanowią bonusy, odblokowywane w zamian za wspomniane już punkty. Wśród tych dodatków znalazłam przede wszystkim grafiki koncepcyjne i sekwencje filmowe. Niestety, nie wszystko ogląda się od razu – wybrane przerywniki i komentarze postaci można obejrzeć tylko, gdy wróci się do wskazanych etapów. Zabieg ten ma na celu zachęcenie użytkownika do powtórnego zaliczenia gry. Wśród bonusów umieszczono też szereg opcji poprawiających sprawność bohaterów, np. zwiększenie obrażeń zadawanych przez Dra Karalucha. Warto zaznaczyć, że wszystkie wymienione dodatki należy uaktywniać w określonej kolejności. Co więcej wymagane jest też zaliczenie oferowanych przez Laboratorium Genetyczne minigierek (notabene takich samych, jakie napotyka się podczas właściwej rozgrywki), które oczywiście uszczuplają sumę posiadanych punktów.

Od strony audiowizualnej gra nie zaskakuje niczym. Jest to raczej przeciętniak, jakich wiele na PlayStation 2. Kolorystyka lokacji utrzymana jest w jednolitej, nierzucającej się w oczy tonacji. Natomiast na ścieżkę dźwiękową praktycznie nie zwraca się uwagi w trakcie zabawy. Przerywniki filmowe, umieszczone pomiędzy kolejnymi etapami, zdecydowanie urozmaicają nieco monotonną rozgrywkę, niemniej ich ilość i długość w pewnym momencie zaczyna nieco irytować.

Gra Potwory kontra Obcy z cała pewnością nie jest produkcją idealną, którą fani elektronicznej rozrywki mogliby wspominać. Nie stanowi ona nawet pozycji, do której chciałoby się powrócić. Niestety, po raz kolejny z interesującego scenariusza filmowego zrobiono mało ciekawą gierkę dla dzieci.

PLUSY:

  • kilku bohaterów o odmiennych umiejętnościach;
  • duża ilość bonusów do odblokowania.

MINUSY:

  • powtarzające się schematy kolejnych poziomów;
  • tryb multiplayer.
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.