Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 sierpnia 2005, 09:44

autor: Marek Czajor

Monster Hunter - recenzja gry

W świecie Monster Hunter wcielasz się w młodego myśliwego, którego pragnieniem jest zostać sławnym łowcą. Wykonujesz wiele ryzykownych zadań, walczysz z drapieżnikami, zdobywasz mięso, skóry i kości, odnajdujesz cenne okazy roślin, handlujesz artefaktami.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

Współczesne myślistwo to doskonały relaks, pozwalający choć na chwilę znaleźć się pośród dzikiej przyrody, zapominając o kłopotach w pracy, w domu, w ogóle o całej tej cywilizacji. Panowie z brzuszkami, ubrani w maskujące mundury i uzbrojeni w sztucery powalają wszystko, co popadnie, jeśli im tylko na to pozwalają przepisy. Ryzyko w zasadzie niewielkie, sprzęt niezawodny, a przeciwnik zazwyczaj niezbyt wymagający. Ale co by było, gdyby myśliwi zamiast karabinów mieli topory, las zamieniłby się w pierwotną dżunglę, a naprzeciw stanęłoby zwierzę wielkości ratusza? Uciekliby gdzie pieprz rośnie, staliby się pożywieniem poczwary czy może rzuciliby się z okrzykiem zwycięstwa do boju? Po przeżyciach związanych z Monster Hunterem tę ostatnią opcję raczej wykluczam.

W nowym RPG-u akcji ze stajni Capcomu przenosisz się w czasy średniowiecza do krainy, której próżno by szukać na jakiejkolwiek mapie. Nieliczne sadyby ludzkie otacza dzika przyroda, groźna i bezwzględna wobec każdego, kto nie umie sobie w jej dzikich ostępach poradzić. Jedną z najbardziej poważanych i zarazem niebezpiecznych profesji jest myślistwo. Fach ten przynosi spore dochody, jednakże nie toleruje amatorszczyzny, bowiem zwierzyna łowna bardziej przypomina przedpotopowe potwory, niż znane ci na co dzień okazy fauny. W świecie tym wcielasz się w młodego adepta myślistwa, którego pragnieniem jest zostać sławnym łowcą. W tym celu musisz przebrnąć przez wiele zróżnicowanych, ryzykownych zadań, jak zdobywanie mięsa, skór i kości określonych gatunków zwierząt, wycinanie zagrażających ludziom drapieżników, odnajdywanie cennych okazów roślin, grzybów i owoców, wykradanie jaj smokom i inne.

Grę rozpoczynasz od stworzenia bohatera, którym będziesz kierował. Określasz jego cechy fizyczne: płeć, kolor skóry, uczesanie oraz barwę włosów. Następnie dajesz mu imię, przydzielasz zestaw okrzyków bojowych i już twoje drugie ja jest gotowe do akcji. Zabawę zaczynasz w swojej chacie w rodzinnej wiosce. Po wyposażeniu izdebki widać, że nie jesteś zbyt zamożny. Najcenniejszymi meblami są łóżko (odpoczywając dokonujesz zapisu gry) i wielka skrzynia (przechowujesz w niej przedmioty). Na początku gry cały twój majątek stanowi jedynie niewielki miecz i wielkie chęci. Wieś okres świetności ma dawno za sobą (lub przed sobą), ot kilka pokrzywionych domostw, zamieszkałych przez około tuzin ludzi. Nieliczni mieszkańcy są niezwykle uprzejmi i pożyteczni: zawsze chętnie służą ci informacjami, radą, możesz z nimi pohandlować, no i przede wszystkim są źródłem różnych myśliwskich zleceń. Najważniejszym człowiekiem jest Naczelnik Wioski, sędziwy starzec zwany Kokoto. To on zbiera i przydziela wszystkie zadania, on również uczy cię łowieckiego rzemiosła. Od wizyty u Kokoto zaczynasz swoją przygodę.

Życie samotnika nie jest lekkie, by coś jeść, trzeba sobie samemu przygotować.

Istota rozgrywki w Monster Hunter polega na „podłapywaniu” w wiosce konkretnych zleceń i realizowaniu tychże zleceń na łowieckim terenie. Gra nie przewiduje bezcelowego wałęsania się wśród dzikiej przyrody, dlatego nie opuścisz wioski, dopóki nie zostanie przydzielona ci jakakolwiek misja. Generalnie są dwa rodzaje zadań: łowieckie i eksploracyjne. W pierwszym przypadku musisz upolować zwierza, w drugim – zebrać jakieś okazy skał, flory czy innych owoców natury. Każdą misję zaczynasz we własnym obozie, rozbitym w pobliżu terenów myśliwskich. Możesz tu odpocząć, wyposażyć się w niezbędny do wykonania zlecenia sprzęt (lornetka, żywność, ostrzałka do broni, amunicja itp.), upiec steki z dziczyzny i złożyć zdobyte trofea. Twój bohater opisany jest kilkoma parametrami: siłą, wytrzymałością, siłą ataku i obrony oraz odpornością na ogień, wodę, gromy i smocze ataki. Dwa pierwsze z wyżej wymienionych współczynników zobrazowane są za pomocą pasków na ekranie. W trakcie rozwoju gry wartości te zmieniają się, modyfikowane przez zmęczenie i zęby zwierząt (in minus) oraz połykane mikstury (in plus).

Misji jest 38 i pogrupowane są według poziomów trudności. Najłatwiejsze oznaczone są jedną gwiazdką i mają charakter treningowy, pozwalając zapoznać się z założeniami gry i interfejsem. Każda kolejna gwiazdka (maksymalnie jest pięć) powoduje wzrost stopnia skomplikowania zadania, agresji i siły zwierząt oraz wymagań co do rozwoju twojego bohatera. Podczas wyboru misji u Kokoto zapoznajesz się z jej założeniami: celem, nagrodą za realizację, kaucją za niewykonanie, czasem trwania, obszarem penetracji i innymi, równie przydatnymi informacjami. Na początku zabawy masz oczywiście dostęp tylko do najłatwiejszych zleceń, bowiem jesteś niedoświadczony, słabo uzbrojony, marnie opancerzony i wyekwipowany, no i nie znasz wielu przydatnych przepisów. Po prostu nie dałbyś rady. Jeśli łapiesz się za nowe, nie wykonywane wcześniej zadanie, możesz liczyć na pomoc Naczelnika Wioski. Kokoto dokładnie wyjaśnia ci, jakie czynności masz wykonać i jak się zachować, by np. zebrać owoce roślin, zdobyć i upiec mięsiwo, przyrządzić mikstury, łowić ryby, pokonać określony gatunek drapieżnika itd. Misje treningowe nie przynoszą dużego dochodu, ale przynajmniej poznajesz okolicę i zdobywasz bezcenne doświadczenie.

Kierowanie bohaterem nie należy do najwygodniejszych. Powiem więcej: to prawdziwy koszmar! Nie wiem, dlaczego autorzy z Capcomu nie mają w zwyczaju korzystać ze sprawdzonych wzorców sterowania, stosowanych przez innych deweloperów. Dotychczas myślałem, że seria Resident Evil posiada denny interfejs, ale Monster Hunter bije ją na głowę. Zdecydowana większość gier TPP wykorzystuje jeden analog do poruszania postacią, drugi do obracania kamerą, a przyciski do wykonywania akcji. Tytuł Capcomu korzysta z całego wyposażenia dual shocka, zmuszając nieraz do wciskania przeróżnych, dziwacznych kombinacji przycisków. I tak jeden analog istotnie służy do poruszania się, drugi zaś używany jest do walki – w zależności od wychylenia, bohater wykonuje określoną akcję przy ataku. W czasie potyczki z wieloma nieprzyjaciółmi nie masz czasu na oderwanie się od obu analogów, ale cóż – musisz to zrobić, bo kamera nie podąża za akcją i konieczna jest korekta jej ustawienia przyciskami d-pada. Na domiar złego, jeśli posiadasz kuszę, to w ferworze walki zmuszony jesteś przydzielać ręcznie nowy rodzaj amunicji, gdy się bieżący skończył. Robisz to oczywiście niewygodną kombinacją przycisków. Inna, równie „prosta” kombinacja służy do obsługi zawartości plecaka z akcesoriami wspomagającymi bohatera. Dodaj do tego jeszcze brak pauzy i już wiesz, jak wygląda walka. Można się powiesić.

Seksowna bielizna ruszy każdego, nawet takiego drewniaka jak ten w głębi.

W czasie gry możesz w każdej chwili włączyć podręczne menu (działa w tle), nie powodując przerwania akcji. Znajdziesz w nim informacje o bieżącym zadaniu, wykaz posiadanych przedmiotów, katalog przepisów (wraz z możliwością robienia nowych), bieżący status gracza oraz stan opancerzenia. Każda rzecz, broń lub przepis opatrzone są krótkim opisem, z którego dowiesz się o ich zastosowaniu i sile. Niestety, gra zawiera sporo tekstu i wymaga dość przyzwoitej znajomości jednego z pięciu obsługiwanych języków (jest angielski, no i oczywiście brak polskiego). Dzięki temu bez trudu rozumiesz założenia misji, korzystasz z rad mieszkańców wioski, doceniasz bezcenne wskazówki Kokoto i nie błądzisz po omacku podczas kupowania wyposażenia i mieszania mikstur. Oczywiście, możesz spróbować lekceważyć słowo pisane i poruszać się po omacku w świecie Monster Huntera, ale gwarantuję, że szybko się zniechęcisz. Gra nie wybacza niestosowania się do jej założeń i bardzo szybko zrobi z ciebie zwykłą przekąskę dla drapieżników. Pewną pociechą jest fakt, że nie możesz definitywnie zginąć. Po pierwszej porażce w walce tracisz 1/3 nagrody za zadanie, po drugiej – 2/3, po trzeciej – wylatujesz z misji i pozbywasz się kaucji.

Tereny łowieckie w Monster Hunterze obejmują szereg krain, pogrupowanych ze względu na panujące tam warunki (lasy i wzgórza, dżungla, pustynia itd.). Każda kraina składa się z kilkunastu ponumerowanych obszarów, połączonych wąskimi przesmykami. Przejście z jednego obszaru do drugiego nie jest płynne i wiąże się z oczekiwaniem na doładowanie gry. Mapa terenu (znajdziesz ją w skrzyni w obozie) wyświetla się cały czas po prawej stronie ekranu akcji i powiedzmy sobie szczerze – wiele z niej nie wyczytasz (nawet po przybliżeniu). Jeśli w założeniach misji nie jest napisane, gdzie masz szukać celu wyprawy, czeka cię błąkanie się po kolejnych planszach i niezliczona ilość pojedynków z drapieżnikami, szukającymi czegoś na obiad. Mapa w tym wypadku ogranicza się do pokazania powiązań między obszarami i kolorami wskazuje na rodzaj terenu (jasnozielony – trawiaste równiny, ciemnozielony – las, brązowy – góry, żółty – pustynia itd.). Brakuje oznaczeń celu, zwierząt, roślin, rzek – w zasadzie wszystkiego. Czasami, wyjątkowo twoja „sztabówka” troszkę ożywa, gdy np. oblejesz zwierza pojemnikiem z farbą. W takim wypadku jego sygnaturka cały czas znajduje się na mapie, nawet gdy ucieknie w całkiem inny rejon krainy.

Bycie myśliwym zobowiązuje cię do dbałości o odpowiednie uzbrojenie się i opancerzenie. Broń generalnie można podzielić na białą i strzelecką. Pierwsza grupa obejmuje noże, miecze, młoty, topory i dzidy, druga zaś kilka rodzajów kusz. Każdą broń można dodatkowo ulepszać, tworząc coraz mocniejszy, wytrzymalszy i wydajniejszy sprzęt. Oczywiście większość graczy przy wyposażaniu bohatera sugeruje się siłą rażenia oręża (wskaźnik „attack”), lecz należy pamiętać, że najpotężniejsze ostrza i kusze mają również swoje wady (np. wysoką cenę, nieporęczność). Broń lekka, szybka i niezbyt mocna czy może ciężka, powolna i zabójcza – wybór należy do ciebie. Opancerzenie (wskaźnik „defense”) natomiast składa się z pięciu części (hełm, kolczuga, naramienniki, pas, spodnie), które również możesz kompletować w różnych wariantach. Całość rynsztunku bojowego dobierasz u wioskowych płatnerzy. Jeden zajmuje się wyłącznie handlem militariami, możesz u niego sprzedać oraz kupić wszystko, z tym że ceny ma drakońskie. Drugi z rzemieślników produkuje nowy sprzęt lub ulepsza stary z podzespołów dostarczanych przez ciebie (kości, rogi, rudy żelaza itd.). Największa trudność polega na tym, żeby zdobyć mu odpowiednie składniki. Warto się jednak postarać, bo u niego wszystko jest o połowę tańsze niż u konkurencji.

Będzie padać, bo ptaki nisko latają.

Nie wszystkie „zbierajki” gromadzisz podczas wypełniania zlecanych misji. Część rzeczy możesz kupić (i zbyć) w wiosce u kupca lub wędrownego handlarza. Warto odwiedzać ich sklepiki, bo oferują naprawdę multum mniej lub bardziej cennych artykułów – żywności, lekarstw, akcesoriów do polowań (bomb, pułapek, granatów oślepiających itd.), no i przede wszystkim amunicji. Wędrowny handlarz posiada ponadto w ofercie karty informacyjne zwierząt, które po zakupie uzupełniają twoją podręczną encyklopedię. Można po pewnym czasie zgromadzić całkiem ciekawe kompendium wiedzy na temat fauny, z wieloma interesującymi informacjami. A propos amunicji – występuje w całej masie odmian i to nie tylko destruktywnych, ale również leczących czy znakujących. Żeby nie było łatwo, nie każdy bełt pasuje do pierwszej lepszej kuszy. Generalnie panuje zasada – im cenniejszy sprzęt, tym więcej rodzajów amunicji obsługuje.

Zwierzyniec (a właściwie wypadałoby powiedzieć: bestiariusz) jest esencją i ozdobą Monster Huntera. Sylwetki zwierząt są niezwykle zróżnicowane, ciekawie zaprojektowane i przyzwoicie animowane (choć większym stworom przydałoby się odrobinę więcej klatek). Fauna w grze jest niezwykle liczna (30 gatunków) i dzieli się tradycyjnie na roślinożerną i mięsożerną. Trawojady nigdy nie atakują cię pierwsze, drapieżniki – zawsze. Każdy gatunek zwierza w walce zachowuje się inaczej. Jedne bestie preferują szarżę czołową, inne zamiatają cię kolczastym ogonem, jeszcze inne atakują z doskoku. Zdarzają się takie cwaniaki, które ranne uciekają z pola bitwy, regenerują siły gdzieś w krzakach i powracają ponownie do walki, atakując z podwójną siłą. Są też takie monstra, które nigdy nie uciekają, bo nie muszą – ich siła i gabaryty pozwalają im załatwić cię jednym palcem (a właściwie pazurem). Najmniejsze zwierzaczki też mają pomysł, jak ci dokuczyć, np. wredne Melynxe wykradają ci wyposażenie i umykają. Na każdego stwora jest sposób, ale musisz wykoncypować co najmniej kilka taktyk walki, bo jedna na wszystkich nie wystarczy. Jedne zwierzęta gonisz, przed innymi umykasz, jeszcze inne przed atakiem oślepiasz, naznaczasz, zastawiasz pułapki itd.

Jedną z najważniejszych cech gry jest możliwość łączenia ze sobą rzeczy, które gromadzisz w trakcie wykonywania misji. Przyroda jest dość hojna w udostępnianiu swoich darów. Możesz zbierać okazy flory (zioła, grzyby, jagody, nasiona), fauny (robaki, świerszcze, żaby), surowce mineralne (rudy żelaza, kamienie, okruchy skał) oraz różnorakie trofea myśliwskie: mięso, skóry, rogi, zęby, kości. Cała ta zbieranina występuje w dziesiątkach odmian, tworząc potężny zbiór artykułów. Jeśli uda ci się połączyć ze sobą dwa komponenty z tej menażerii, tworzysz nowy artefakt o przydatnych własnościach, jak np. miksturę uzdrawiającą, antidotum na trucizny, broń, opancerzenie, amunicję czy pułapkę na dzikiego zwierza. Każda pomyślna transformacja składników w nowy obiekt zapamiętywana jest automatycznie i umieszczana w twojej podręcznej księdze przepisów, do której w każdej chwili możesz sięgnąć. Łącznie do odkrycia i wykorzystania jest 69 formuł.

Nie ma to jak wyskoczyć na rybki! Prawdziwym miłośnikom wędkarstwa nawet przyłbica nie przeszkadza.

Monster Hunter zawiera kilka smaczków, ubarwiających standardową rozgrywkę. Najmilej wspominam łowienie ryb. Gdy uda ci się znaleźć kilka robaków lub świerszczy, możesz udać się wodę i zarzucić wędkę. Gdy drga spławik (widzisz rybę dobierającą się do przynęty), szybkie poderwanie kija powoduje złapanie dorodnej sztuki. Ryby występują w wielu odmianach i są w początkowej fazie gry najlepszym przedmiotem handlu w wiosce. Niektóre gatunki osiągają cenę prawie 100 sztuk złota. Inną rozrywką jest łapanie świerszczy. Jeśli zaopatrzysz się w siatkę na motyle, możesz łapać sobie owady (z przeznaczeniem na mikstury, sprzedaż lub jako przynętę na ryby). Świerszcze występują w kilku miejscach i widać je jako święcące na żółto małe kulki, latające w trawie. Kolejną „rozrywką” jest pieczenie mięsa. Ognisko zawsze płonie w twoim obozie, zakładasz półtusze na rożno i czekasz, aż się opieką. Haczyk tkwi w wyczuciu odpowiedniego momentu zdjęcia rożna z ogniska. Jeśli zrobisz to za wcześnie – stek będzie na wpół surowy, jeśli za późno – wyprodukujesz węgiel. Odpowiednio opieczony kawał dziczyzny (well-done steak) jest doskonałym pożywieniem i towarem do sprzedaży.

Oprawa graficzna trzyma niezły poziom, ale do światowej czołówki nie należy. Zdecydowanie najlepiej prezentuje się intro oraz dynamiczne przerywniki filmowe. Na uznanie zasługują również wszelkie efekty związane z wodą, jak bryzgi podczas brodzenia po kostki w strumyku, sylwetki ryb pławiących się pod powierzchnią czy iskrzące się tysiącami kropel wodospady. Tytułowe monstra robią duże wrażenie (autorzy zapatrzyli się na dinozaury) – podoba mi się kreska, tekstury i animacja (choć jak już wcześniej wspominałem, duże zwierzaki mogłoby poruszać się płynniej). Nieciekawie wygląda natomiast środowisko, w którym porusza się twój bohater. Każda roślinka, kwiatek czy drzewko to płaskie bitmapy, wrogie i martwe. Nie licząc łownej zwierzyny, na planszach panuje bezruch: ani listek nie drgnie, ani liana się nie zakołysze, ani źdźbło trawy nie pochyli. Najgorzej pod tym względem prezentuje się dżungla, która zamiast tętnić życiem, wygląda jak fototapeta nad telewizorem. Na dodatek, gdy wejdziesz w takie skupisko bitmap (udających np. krzaki), tracisz bohatera z pola widzenia i żadna zmiana ustawienia kamery nie pomoże. Splendoru grze nie dodają również takie buraki, jak znikanie ubitych zwierząt, przenikanie się postaci i brak dokładności w zgraniu animacji bohatera z otaczającym go środowiskiem (gdy np. wycina mięso z ubitej zwierzyny, w ogóle jej nie dotyka).

Dźwiękowo Monster Hunter może się podobać. Muzyka pasuje do epoki średniowiecza (sporo w niej trąbek, fanfar) i nie dręczy zbytnio grającego. W trakcie misji w wielu momentach całkiem milknie. Moje ucho wyłowiło tylko dwie wpadki. Po pierwsze: motyw w wiosce jest zbyt krótki i przez to szybko zapętlony. Po drugie: kataryniarska melodyjka podczas pieczenia mięsa wkurza, męczy, maltretuje i w ogóle nie pasuje do klimatu gry. Efekty dźwiękowe są chyba najlepiej dopracowanym elementem oprawy audio-wideo gry. W głośnikach znajdujesz dowód, że otaczający cię świat żyje. Non stop słyszysz ćwierkanie ptaków, ryk zwierząt, szum strumyków, powiew wiatru, szelest liści itd. Niestety, większości rzeczy, które słyszysz, nie możesz zobaczyć, ale o tym wspomniałem już przy okazji omawiania grafiki. Największą skazą oprawy dźwiękowej jest brak mówionych dialogów, w trakcie konwersacji z innymi postaciami słyszysz tylko jęki, pomrukiwania, chrząkanie i bełkot. Ich sens jest tajemnicą autorów, tobie pozostają pojawiające się dymki z tekstem.

Jest takie przysłowie: czterech na jednego to banda Łysego. Ja bym jednak nie stawiał na tych czterech...

Szczęśliwi posiadacze przystawki Network Adaptor powinni być zadowoleni – gra oprócz wspólnej zabawy dla łowców z całego świata oferuje wiele dodatkowych atrakcji. W sieciowym Monster Hunterze napotykasz trzy nieznane z single playera gatunki zwierząt: Kirina, Lao-Shan Lunga i Fatalisa. Wraz z innymi graczami możesz połączyć siły i wspólnie atakować co potężniejsze stwory. Odpoczynku, handlu i innych rozrywek zażywasz nie w ubogiej wiosce, ale gwarnym mieście. Niestety, powyższe przyjemności czekają tylko fanów z łączami szerokopasmowymi. A dla całej reszty pozostaje tylko tryb dla pojedynczego gracza, bowiem autorzy nie wysilili się, by zafundować ludziom rozrywkę wieloosobową także w wersji offline, na jednej konsoli.

Chcąc ocenić taką grę, jaką jest Monster Hunter, nie sposób zlekceważyć jej objętość. Mnogość misji, gatunków zwierząt, przedmiotów do zebrania, formuł do odkrycia sprawia, że jest to tytuł na długie tygodnie i z pewnością wielu miłośników RPG-ów zaciekawi. Mnie jakoś nie wciągnął klimat gry, co spowodowane jest zapewne brakiem głębszej fabuły. Ot, jesteś młodym, nieopierzonym myśliwym i chcesz zostać słynnym łowcą – też mi zawiły scenariusz. Na dodatek wkurza człeka niemożność swobodnej eksploracji świata gry. Wyjść w teren możesz tylko wtedy, gdy złapiesz jakieś zlecenie. Problem w tym, że kiedy masz do wykonania misję, musisz się na niej skupić, a nie na luźnej eksploracji czy zwiedzaniu świata, i tak błędne koło toczy się dalej. Podsumowując: gra ma swoje zalety i wady, sam oceń, czy ci podejdzie, czy nie. Ja bawiłem się przy Monster Hunter umiarkowanie dobrze.

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

PLUSY:

  • bogactwo świata fauny i flory;
  • wiele zróżnicowanych misji;
  • ciekawe sposoby walki zwierząt;
  • smaczki w grze (np. łowienie ryb).

MINUSY:

  • brak przewodniego wątku fabularnego;
  • niemożność swobodnej eksploracji świata;
  • brak trybu rozgrywki wieloosobowej na jednej konsoli;
  • fatalne sterowanie bohaterem.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!