autor: Borys Zajączkowski
Mój Brat Niedźwiedź - recenzja gry
Mój Brat Niedźwiedź to gra oparta na motywach filmu animowanego o tym samym tytule, zrealizowanego przez wytwórnię Disney'a. Przypomnijmy, iż akcję filmu osadzono w odległej przeszłości, tuż przed nadejściem ery zlodowacenia.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
„Mój brat niedźwiedź” to historia chłopca imieniem Kenai, który za zabicie niedźwiedzia zostaje w niedźwiedzia zamieniony. Zwierzę to bowiem jest jego duchowym patronem i gdyby nie żądza zemsty za śmierć swego brata Sitki, nigdy by na nie ręki nie podniósł. Aby odzyskać swoją ludzką postać, musi on odbyć długą wędrówkę do „miejsca, w którym światła chodzą po ziemi”. W podróży towarzyszy mu mały, osierocony niedźwiadek Koda, ich tropem podąża zaś nieustraszony myśliwy Denahi – drugi rodzony brat Kenai’a – przekonany o tym, że ściga zabójcę Sitki. Jest więc to opowieść o tym, jak łowca staje się zwierzyną i o tym, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Tu: od zajmowanego miejsca w łańcuchu pokarmowym.
Przy czym, o ile bajki Disney’a częściej mają szczęśliwe zakończenia, niźli bardziej znaczący morał, o tyle z „Mojego brata niedźwiedzia” bije mocne przesłanie, iż każda żywa istota ma takie samo prawo do życia. Myśl ta wykładana jest konsekwentnie przez całą przygodę, ale przyznać studiu Disney’a należy, iż bez przesadnej nachalności. Pojawia się bowiem w tej opowieści o misiach wachlarz stworzeń, z których każde obdarzone jest właściwymi mu zdolnościami i charakterem, odróżniającym je znacząco od innych. Aby kropkę nad „i” położyć, gdy Kenai powraca do swojej ludzkiej postaci, okazuje się, że mały Koda traci tym samym swojego przybranego starszego brata i jedynego przyjaciela, jakiego miał. Duchy więc zamieniają Kenai’a na powrót w niedźwiedzia, gdyż temu gatunkowi jawi się on bardziej potrzebny – „I was hoping this would be a happy ending”, jak powiedział osiołek w „Shreku”. ;-)
Ironicznie, teoria ewolucji z nieodłącznym jej przeżywaniem najsilniejszych i wymieraniem zagrożonych gatunków przejawia się w samej formie filmu, który prawdopodobnie stanowi jedną z ostatnich, klasycznie animowanych produkcji disney’owskich. Pixar Animation Studios od lat z powodzeniem produkują doskonałe, renderowane filmy, które dowcipem i podejściem do wartości stanowią pośrednie ogniwo między dokonaniami Disney’a a bajkami wytwórni Warner Bros i nic, łącznie z wypowiedziami pracowników Disney’a nie wróży nawrotu z raz obranej trójwymiarowej drogi. Znak czasu.
O ile jednak w swoich produkcjach filmowych studio Disney’a od dłuższego czasu odważnie sięga po najnowocześniejsze technologie, o tyle wydawane przez nie gry uparcie trzymają się sprawdzonych i nie powalających rozwiązań. Na tle współczesnych high-end’owych gier wypadają dość blado pod względem graficznym, aczkolwiek pod względem merytorycznym przeważnie stanowią przykład dla innych producentów gier dla dzieci. I tak sobie myślę, że w tym szaleństwie jest metoda, bo nie podejrzewam, by gra wydawana za pieniądze Disney Interactive nie mogła prezentować się lepiej. Po prostu komputer, który stoi w pokoju dziecka, to przeważnie ten sam komputer, który stał w pokoju tatusia parę lat wcześniej... „Doom III” na nim nie pójdzie, ale „Mój brat niedźwiedź” z całą pewnością.
Fabuła gry w miarę dokładnie, z poprawką na aspekt grywalności, odzwierciedla to, co pokazywał film. Gracz kieruje postacią Kenai’a zamienionego w niedźwiedzia, w jego podróży towarzyszy mu zaś mały Koda. Przy czym w grze Koda stanowi raczej nauczyciela i przewodnika, który nie tylko lepiej zna obyczaje zwierząt oraz niebezpieczeństwa na nie czyhające, lecz również dobrze się orientuje w regułach gry i sterowaniu postacią Kenai’a. W przystępny i stosunkowo przezroczysty sposób uczy dziecko poruszania się, zdobywania niezbędnych rodzajów pożywienia oraz rozwiązywania przewidzianych dla niego, prostych łamigłówek.
Obok Kody pojawiają się w grze również postacie dwóch łosi, które w filmie stanowiły o jego humorystycznej stronie i udanie rozładowywały napięcie nieodłączne poważnym, było nie było, problemom egzystencjalnym. Tutaj Rutt i Tuke tworzą parę przegadujących się ze sobą narratorów, którzy przy okazji swoich pogaduszek opowiadają raz jeszcze historię chłopca zamienionego w niedźwiedzia. Tym samym nawet dziecko, które filmu nie obejrzało, nie będzie mieć najmniejszych problemów, by zorientować się w niecodziennej sytuacji bohatera. Łosie są sympatyczne, a pojawiają się zarówno w samej grze, jak i we wstawionych w bieg akcji przerywnikach filmowych stworzonych na silniku gry.
Od strony grywalności patrząc, „Mój brat niedźwiedź” jest klasyczną trójwymiarową zręcznościówką dla dzieci, w których postać Kenai’a widziana jest z perspektywy trzeciej osoby, a najważniejszym jej zadaniem jest pokonywanie stających na drodze przeszkód. Mogą to być skały, na które trzeba się wspinać uważając przy tym, by nie zsunąć się w przepaść. Mogą to być strumienie lodowatej wody albo na odwrót: lawy, które należy przeskakiwać. Bywa, że niedźwiadki będą zmuszone przeskoczyć dokądś lub wyskoczyć na coś z wykorzystaniem gałęzi działających na podobieństwo trampoliny, znaleźć drogę naokoło przeszkody, złamać drzewo, by przejść po tak utworzonym mostku nad otchłanią, zepchnąć głaz, który przebije przejście albo utorować sobie drogę przez zarośla.
Co pewien czas pojawia się konieczność stawienia czoła myśliwemu, który w swej nieświadomości pokrewieństwa z Kenai’em, nie poprzestaje w usiłowaniach zabicia go. W walkach tych bodaj najbardziej przejawia się familijna strona „Mojego brata niedźwiedzia”, gdyż w starciu człowieka z bestią nie uświadczymy ani kropli krwi. Wprawdzie Denahi rzuca włóczniami w Kenai’a, lecz w grze nie pojawia się temat bólu, lecz... swędzenia. („Najgorsze jest swędzenie na plecach, bo nie można się podrapać”, wyjaśnia mały Koda.) Niedźwiedź myśliwemu również rąk nie wyrywa, a jedynie ryczy na niego, a tego myśliwy się boi. Gdy boi się już tak bardzo, że nie może walczyć – daruje sobie pościg na dłuższą chwilę.
Siła ryku Kenai’a rośnie w miarę znajdywania przezeń magicznych totemów, które przeważnie są ukryte w sekretnych jaskiniach znajdujących się po drodze. Każdy z nich dodaje kolejny poziom ryku, a tym samym walka z Denahi’m staje się z czasem łatwiejsza. A przynajmniej stawałaby się, gdyby ten na ryk niedźwiedzia się nie uodparniał.
Inny rodzaj magicznych totemów umożliwia graczowi skorzystanie z magicznych stron życia w dziczy. Totem orła pozwala obu niedźwiadkom przelecieć ponad nie dającymi się inaczej przebyć przeszkodami, totem wilka daje przyspieszenie niezbędne do przeskoczenia zbyt szerokich na siłę własnych nóg przepaści, totem kruka zaś wskazuje sekretne miejsca, które inaczej łatwo byłoby przegapić. Jednak korzystanie z tych trzech totemów rozstawionych w z góry przewidzianych miejscach wymaga zgromadzenia wymaganej siły magicznej, czyli znalezienia zawczasu oraz zjedzenia odpowiedniej ilości jagód występujących w trzech odmianach kolorystyczno-smakowych. „Pomarańczowe jagody smakują tak... pomarańczowo”, mówi Koda.
Innym wartym zachodu smakołykiem są plastry miodu, których zjadanie zwiększa siłę Kenai’a. Siła ta jest mu niezbędna do popychania głazów, łamania drzew oraz otwierania wejść do tajemnych jaskiń. Bez niej niedźwiadek nie da sobie rady. Ostatnim, lecz ważnym elementem misiowego menu są żołędzie oraz ryby – łagodzą one bowiem swędzenie, którego można się nabawić bądź w wyniku walki z myśliwym, bądź przez nieostrożny kontakt z fioletowymi krzakami o alergogennej naturze.
Nieodłącznym elementem większości komputerowych gier familijnych są odmienne charakterem minigierki wtrącane w główny bieg opowieści. Wiadomo bowiem nie od dziś, że dziecko za długo przy jednym zajęciu nie usiedzi. „Mój brat niedźwiedź” oferuje dwie takie zabawy: zjazd z lodowca oraz polowanie na pstrągi. Obie są same z siebie całkiem atrakcyjne i obie polegają na odbyciu swego rodzaju wyścigu z udziałem kilku komputerowych współzawodników. W pierwszym przypadku zadaniem gracza jest wyzbieranie jak największej ilości śniegowych kul, przy jednoczesnym unikaniu zderzeń z przeszkodami oraz innymi ścigającymi się, a do dyspozycji dziecka pozostają bonusy zwiększające prędkość tudzież skocznie. Polowanie na pstrągi to również wyścig, lecz odbywający się pod wodą, a tym samym pojawia się tu element dbania o niezbędny zapas powietrza, czyli łykanie pęcherzyków powietrza. Do obu tych minigierek, gdy się je już raz napotkało, można wracać w dowolnej chwili, z poziomu głównego menu.
Gra przewidziana jest dla dzieci w przedziale wiekowym od 6 do 10 lat i jako taka nie wymaga od nich większej znajomości komputera. Wszystko tu odbywa się automatycznie. Raz wybrana przegródka do zapisywania stanu gry służy od początku do końca przygody, a jeśli w „Mojego brata niedźwiedzia” zagrać chce kilka pociech, każda z nich dysponować może własną przegródką. Automatyczne nagrywanie stanu gry odbywa się poprzez kontakt ze „świętymi kamieniami duchów”, które pojawiają się przeważnie przed i po szczególnie kłopotliwymi zadaniami.
O poziomie polonizacji „Mojego brata niedźwiedzia” złego słowa powiedzieć nie można. Wszystko jest po polsku i nic nie jest po polskawemu. Zarówno tłumaczenie tekstów jak i poziom lektorów stoją na bardzo dobrym poziomie i z przyjemnością się ich słucha. Zresztą miłą tradycją jawi się już to, że CD Projekt robi dobre tłumaczenia i pozostaje mieć nadzieję, że tradycja ta będzie zasadą. Jedynie można mieć zastrzeżenia do poziomu udźwiękowienia gry, które przywodzi na myśl raczej zamierzchłe arkadówki, niż porządną grę zręcznościowo-przygodową, jednak... czy tak naprawdę ktoś wie, jaki dźwięk wydają magiczne jagody zjadane przez chłopca zamienionego w niedźwiedzia? :-)
Ciekawa opowieść, ładny – mimo skromnoty użytych środków – świat, niemalże zerowy stopień przemocy, rożnorodność stawianych przed dzieckiem zadań, niewielkie wymagania sprzętowe oraz wzorowa polonizacja czynią z „Mojego brata niedźwiedzia” idealny prezent dla swojej pociechy. O niejednej już grze teoretycznie przewidzianej dla dzieci dane mi było napisać, iż jest grą dla dzieci tylko dlatego, że nikt starszy nie dałby się na nią nabrać. Tym bardziej cieszy, że o „Moim bracie niedźwiedziu” można powiedzieć po prostu, że jest świetną grą dla dzieci. Bez żadnego „ale”.
Shuck