autor: Wojciech Ząbek
Imperial Glory - recenzja gry
Przemyślana dyplomacja, bez której ani rusz, dopracowane realia historyczne, niebrzydka grafika oraz sposobność rozegrania 5 bitew, które zmieniły oblicze świata, to niewątpliwe atuty tej najpoważniejszej konkurencji dla serii Total War.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Od czasów Aleksandra Wielkiego i Cezara na świecie nie było większego wodza i zwycięzcy. Do dziś jego osoba budzi respekt, a ludzie zastanawiają się, jak z taką łatwością podporządkował sobie niemal całą Europę. Napoleon Bonaparte, bo o nim mowa, nie jest tu wymieniany na darmo. Bowiem on, jak i wielu innych znakomitych dowódców pokroju Horatio Nelsona czy Pierre’a Villeneuve, są ważnymi postaciami najnowszej produkcji Pyro Studios – Imperial Glory.
Wpierw należałoby jednak nieco przybliżyć czytelnikom tych, którzy odpowiedzialni są za stworzenie gry. Bowiem Pyro to twórcy między innymi tak znakomitych gier jak: Commandos czy Praetorians. Pierwszego tytułu z pewnością nie trzeba nikomu szerzej przedstawiać, gdyż sukces odniósł niebywały. Drugi zaś mimo sporych ambicji okazał się dziełem przeciętnym. Dobrym, ale mimo wszystko przeciętnym. Teraz jednak następuje trzecie uderzenie, które ma na celu jeszcze bardziej odbić się na społeczności graczy niż osławieni Commandos.
Imperial Glory to gra strategiczna, której akcja rozgrywa się pod koniec XVIII i w XIX wieku, w czasie osławionych wojen napoleońskich, o których każdy mógł się tyle nasłuchać podczas szkolnych lekcji historii. Teraz jednak książki odłożymy na bok i sami zajmiemy się tworzeniem nowej, znacznie lepszej dla wybranego przez nas imperium, historii.
W grze przejmujemy bowiem kontrolę nad jednym z pięciu mocarstw tamtych czasów: Francją, Wielką Brytanią, Prusami, Austrią (późniejszymi Austro-Węgrami) bądź Rosją. I tu pojawia się pierwsza wątpliwość. Czemu dostępnych jest tylko tyle państw? Rozumiem, że twórcy chcieli dać nam możliwość pokierowania tylko największymi mocarstwami, ale osobiście brakuje mi możliwości zarządzania Polską i innymi europejskimi krajami o nieco mniejszej „sile rażenia”. Gracz obejmując opiekę nad jednym z tych państw ma w miarę wyrównane szanse na starcie względem innych. Każde z nich ma rzecz jasna swoje plusy i minusy (o tym za chwilę), ale uważam, że możliwość wyboru między większą ich liczbą wyszłaby grze tylko na korzyść. Tymczasem pozostaje nam jedynie możliwość wchłonięcia innych państw metodą ognia i miecza bądź pokojowe starania o dołączenie ich do naszego mocarstwa (istnieje możliwość aneksji bez jakiejkolwiek walki!).
Świat w XIX wieku był areną nieustannych walk. Również i tak ma się rzecz tutaj. Kampania opiera się na prowadzeniu ciągłych wojen i poszerzaniu wpływów naszego imperium. Możemy wybrać opcję walki do czasu, aż pod naszą kontrolą będzie cała mapa, albo od roku 1793 do 1830, a wówczas zwycięzcą zostaje ten, który do tego czasu zdominuje większą część mapy. Istnieje również możliwość stoczenia historycznych bitew i zmiany ich wyniku. Tych jest akurat pięć i co ciekawe w każdej brał udział Napoleon: Waterloo, Friedland, Austerlitz, Salamanka oraz pod piramidami w Afryce Północnej. Ciekawy dodatek ze strony twórców. Owe walki prezentują się bardzo interesująco, mamy bowiem dokładne odtworzenie ówczesnych realiów, armie o podobnej liczebności wojsk będące na początku w równie ciężkiej sytuacji. Szkoda, że istnieje możliwość zagrania jedynie w pięciu takich historycznych potyczkach.
Wybierając kraj, którym będziemy wojować, musimy liczyć się z faktem, iż każdy ma inne wady i zalety. Przykładowo Francja ma najlepsze wojsko na całym kontynencie, Rosja jest wielka, ale położona z dala od centrum Europy i wszystkich ważniejszych wydarzeń, a Wielka Brytania ma w większości opanowane wszystkie handlowe szlaki morskie. W grze tak naprawdę liczą się cztery czynniki: złoto, surowce, żywność i ludność. Każda prowincja dostarcza nam części z nich, dodatkowo można zaś podpisać porozumienia z innymi państwami na ich wymianę. Dobrym sposobem jest też zajęcie jakiejś prowincji naszego sąsiada, wówczas bowiem tamtejsze bogactwa będą płynęły bezpośrednio do nas – trzeba mieć jednak na uwadze, że może to również iść w drugą stronę.
Gra podzielona jest na system turowy, który rozgrywamy podczas zarządzania naszym krajem (jedna tura to jeden miesiąc), oraz bitwy w czasie rzeczywistym, w których to przyjdzie nam walczyć z innymi mocarstwami o hegemonię na kontynencie. Wszystkich krajów jest ogółem 23, a teren naszego działania ogranicza się do Europy, części Azji i północnej Afryki – ogółem 55 prowincji lądowych i 29 akwenów wodnych.
W trybie turowym zasiadamy przy stole nad wielką mapą i mamy możliwość całkowitego zarządzania naszym imperium. Ów tryb służy nie tylko przesuwaniu wojsk w kierunku granicy kolejnych państw, które mamy zamiar zaatakować bądź się przed nimi bronić, ale przede wszystkim zarządzaniu naszym państwem w każdym pozamilitarnym aspekcie. Powoli rozbudowujemy nasze miasta, zwiększamy infrastrukturę i pozyskujemy surowce. Musimy także dbać o dobre stosunki z sąsiednimi państwami i mieć oko na to, co planują, aby nie dać się zaskoczyć, a nawet jeśli, to wyratować się szybką koalicją z innym państwem i na końcu całkowicie zwyciężyć. Dyplomacja odgrywa tu istotną rolę. Dzięki niej możliwe jest podpisanie wspomnianej koalicji przeciwko państwu trzeciemu i późniejszy podział łupów, nawiązanie stosunków dyplomatycznych i wzajemny handel surowcami czy też uzyskanie pozwolenia na przemarsz naszych wojsk przez kraj sąsiada. Można także rozwiązać konflikt i zaanektować państwo nie rozlewając w ogóle krwi.
Jednak aby w ogóle stać się potęgą gospodarczą i militarną, musimy prowadzić badania nad nowinkami technologicznymi, które to dzielą się na: społeczne (poprawiają poziom życia naszych mieszkańców), przemysłowe (podnoszą wydajność przemysłu) oraz militarne (odkrycia nowych broni, podnoszenie skuteczności żołnierzy w walce etc.). Owo drzewo badań będzie nam nieustannie towarzyszyć w trakcie gry. Jest to jeden z najważniejszych aspektów, na który należy zwrócić baczną uwagę. To właśnie dzięki niemu po pewnym czasie możliwe stanie się wybudowanie: Agencji Wywiadowczej, Urzędu Poborowego czy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Warto więc mądrze zastanawiać się nad podejmowanymi przez nas decyzjami w drzewie badań, gdyż mogą mieć wpływ na całą naszą dalszą grę. W pewnym momencie stoimy na przykład przed wyborem: iść dalej drogą demokratyczną czy stworzyć rządy autorytarne? Jeśli zmienimy panujący od wielu wieków system na autorytarny, to będziemy mieli co prawda większą władzę, ale w krajach, w których panuje demokracja, stracimy nieco poparcia. A wiadomo, że im mniej sympatii tym ryzyko konfliktu większe.
Zresztą za dodanie takowych rozwiązań jak powyższe należą się twórcom wyrazy uznania. Inny przykład: otrzymujemy wiadomość o tym, że nastała odpowiednia chwila, aby wybrać następcę tronu. Na kogo się zdecydujemy? Syna czy córkę? Wydawałoby się, że mężczyzna będzie godnym następcą, sprawując rządy silnej ręki, ale przecież jeśli wybierzemy swą córkę to w przyszłości możemy dzięki temu dojść do koalicji z innym państwem poprzez ślub naszych dzieci. A możliwe spokojniejsze rządy, jakie będzie sprawować, wcale nie muszą być gorsze od dyktatorskich pobudek naszego syna. Od chwili dokonania wyboru jesteśmy cyklicznie informowani o rozwoju naszej pociechy, widzimy jak idzie na uniwersytet i stawia pierwsze kroki w poważnej polityce. Takich ciekawych rozwiązań jest rzecz jasna o wiele więcej i bardzo się cieszę, że twórcy nie zapomnieli o ich dodaniu, gdyż również dzięki nim gra znacznie zyskuje na klimacie i grywalności.
Oprócz drzewa badań ciekawym rozwiązaniem jest okno „zadania”, z pomocą którego, jeśli spełnimy odpowiednie wymagania, możemy powoli rewolucjonizować nasze imperium. I tak np. możliwe są: rewolucja agrarna, dzięki której możliwa staje się produkcja większej ilości żywności, rewolucja medyczna, dzięki której naród będzie się cieszył dłuższym życiem czy budowa pierwszej linii kolejowej. Takie zadania są czasem bardzo przydatne, ale aby jakiekolwiek z nich ukończyć, stawiane są nam wymagania – np., aby zostać władcą mórz (rozbudowa floty i znaczna przewaga na morzu), konieczne jest 4000 jednostek złota, 4500 jednostek surowców, 2500 jednostek ludności i wybudowana przystań. Warto w nie jednak inwestować, gdyż każde zadanie jest przeznaczone tylko dla jednego państwa, a więc które się na nie szybciej zdecyduje i będzie miało wystarczającą ilość materiałów, może je uzyskać. Dla całej reszty zadanie zostanie na zawsze zablokowane.
Same bitwy (zarówno morskie jak i lądowe) wyglądają ciekawie. Wszystko jest w pełni trójwymiarowe, możemy oddalać i zbliżać kamerę i wręcz patrzyć naszym żołnierzom w oczy, w których skrywa się strach przed nadciągającą śmiercią. Armaty, jeźdźcy i zwykła piechota, wszystko musi mieć na placu bitwy swoje miejsce i sporo zależy od naszych poleceń. Jeśli ustawimy wojsko w dobrym szyku, a poszczególne formacje będą się dobrze uzupełniać, to nawet ze znacznie mniejszym liczebnie wojskiem mamy szansę zejść z pola bitwy jako zwycięzca. Zarówno żołnierze nasi jak i przeciwnika często doskonale wykorzystują warunki terenowe i ukrywając się w lasach, domach czy nawet za płotami znacznie zwiększają swoją siłę ognia i są przez to również doskonale chronieni. Wszystkie potyczki wyglądają niezwykle efektownie, zwłaszcza jeśli na polu bitwy zbierze się kilka armii i do dyspozycji mamy setki żołnierzy. Największą bolączką jest jednak zdecydowanie brak aktywnej pauzy, co w dzisiejszych czasach w grach strategicznych uchodzi wręcz za zbrodnię. Albo niebawem wyjdzie jakiś patch, który naprawi to niedopatrzenie twórców, albo ów fakt może stać się jednym z głównych czynników dla którego gracze odrzucą tytuł.
Zdziwiło mnie również trochę to, że walki są z reguły toczone do ostatniego żołnierza. Nie wydaje mi się, żeby każda historyczna walka kończyła się zupełnym wybiciem przeciwnika w pień. Owszem, bywało tak, że wyjątkowo brutalne armie wybijały wszystkich, nie biorąc jeńców, ale tu chlebem codziennym są sceny, gdzie strzelcy stoją w odległości dziesięciu metrów od siebie i strzelają, aż padnie ostatni żołnierz przeciwnika. Teoretycznie można się w każdej chwili poddać, ale przeciwnik decyduje się na to rzadko, woląc chyba, aby przegrani nie wracali z utraconym honorem do ojczyzny. Błędem jest również ograniczony – trzydzieści a czasem i mniej minut – czas walki. Nie chodzi o to, że czasu jest za mało, ale fakt, że w ogóle trzeba na niego zważać, co jest zupełnym bezsensem, bo powinna być możliwość toczenia długich bitew i spokojnego przemyślenia każdego posunięcia, a nie nerwowego spoglądania na uciekający nam czas.
Szkoda również, że gdziekolwiek nie toczylibyśmy bitwy, czy pod Moskwą czy na zupełnych peryferiach, otoczenie wydaje się niekiedy mocno zaniedbane. Mapy są co prawda dość duże, a środowisko zróżnicowane, ale chodzi mi tu o takie rzeczy jak np. budynki. Trochę się zdziwiłem, jak otrzymałem rozkaz zajęcia wioski, która składała się z... jednego malutkiego domku! Oczywiście nie przeszkadza to aż tak w prowadzeniu walk, ale gdyby dodano więcej budynków na niektórych mapach, zwiększyłoby to znacznie możliwości strategiczne. Poza tym nie będziemy tu mieli jakiejkolwiek możliwości oblężenia twierdzy czy zamku, gdyż w grze są jedynie zwykłe plansze bitewne.
Trochę śmiesznie wygląda również, jak po mapie, tuż obok wyczekujących przeciwnika wojsk, często przechadzają się zwierzęta – wilki czy jelenie. Dotychczas myślałem, że są znacznie bardziej strachliwe nawet względem jednego człowieka, a tu nie groźna im nawet walka paru tysięcy ludzi, która odbywa się dosłownie tuż za ich plecami.
Podsumowując, walki wyglądają co prawda efektownie, ale przez kilka – wymienionych wyżej – czynników, została odebrana pełna radość z nich. Da się oczywiście grać nie zwracając na te drobiazgi uwagi, ale brak aktywnej pauzy jest błędem zupełnie niewybaczalnym i nie mogę pojąć, jak twórcy ominęli tak istotny aspekt. Co jednak ciekawe, z każdej bitwy można zrezygnować i pozwolić, aby komputer podał nam jej automatycznie obliczony, ostateczny wynik. Analizuje on bowiem nasze siły i skuteczność jednostek, i na koniec generuje informację o tym, ilu żołnierzy zginęło, ilu trafiło do niewoli i kto okazał się zwycięzcą. Jeśli ktoś po pewnym czasie znudzi się walką rzeczywistą, może iść tą drogą – zresztą można tak nawet przejść całą grę, ale wątpię, by zapaleni stratedzy korzystali nazbyt często z tej opcji.
Nie można mieć za to zarzutów do otoczki historycznej. Mundury żołnierzy z poszczególnych formacji, ich uzbrojenie i historia oddziałów są jak najbardziej prawdziwe i zrobione dosyć szczegółowo. Prezentują się wspaniale, chociaż nie mogę pozbyć się wrażenia, że żołnierze z poszczególnych krajów tak naprawdę różnią się jedynie ubiorem – w walce kawaleria rosyjska w pełni odpowiada brytyjskiej, a piechota francuska swemu austriackiemu odpowiednikowi. Mamy historyczne postacie jak: Napoleon, Wellington czy Villeneuve, a wzajemne sympatie i antypatie danych krajów odpowiadają także tym z tamtych czasów. Do aspektów historycznych nie można mieć większych zastrzeżeń.
Graficznie gra prezentuje się znakomicie, co zresztą doskonale widać na screenach. Świat, który widzimy, jest zrobiony bardzo ładnie. Lasy, pagórki, domki, płoty, przechadzające się zwierzęta oraz wiernie odtworzone armie. Zróżnicowane obrazy – od zimowej Rosji do niemalże pustynnych piasków Hiszpanii. Wszystko to sprawia, że czujemy ducha czasów, dawnych bitew. Także mapa w systemie turowym zrobiona jest niezwykle schludnie i ciekawie. Dodane na rogach ekranu książka i pióro oddają ów klimat, który z pewnością odczuwali dowódcy stojąc nad mapą i zastanawiając się nad kolejnymi posunięciami wojsk i dalszymi losami całej Europy. Twórcy na tym polu wykazali się znakomicie, za całą oprawę graficzną należą się wielkie słowa uznania.
Należy również wspomnieć o muzyce, która jest miła dla ucha i spełnia całkowicie swoją rolę: nie przeszkadza graczowi podczas rozmyślań. Jest spokojna, ale potrafi się nagle przekształcić w niezwykle dynamiczną podczas starć naszych wojsk. Z początku nawet nie potrafiłem odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle jakaś muzyka nam podczas walki przygrywa, co dopiero później zweryfikowałem. Fakt, że gracz nie zwraca na nią uwagi jest komplementem. Jedyne, co jest na dłuższą metę trochę denerwujące, to komentarze osoby trzeciej podczas bitwy, w stylu: „bitwa jest wyrównana” czy „twoje wojska są miażdżone przez armię przeciwnika”. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie fakt, że jeszcze nawet nie zdążyłem swoimi wojskami do przeciwnika podejść na odległość wzroku. Słowem, narrator powtarza wciąż te same nudne i nietrafne frazesy, co już po chwili staje się niezwykle denerwujące.
Należy stwierdzić, że olbrzymi potencjał tej gry został niestety zaprzepaszczony. Owszem, gra jest dość ciekawa i jako ogromny plus należy wymienić jej wspaniały klimat. Ale twórcom zabrakło determinacji, aby jeszcze przez około pół roku sprężyć się i dopracować ją dobrze do samego końca. Gdyby jeszcze trochę popracować nad paroma niedociągnięciami, byłaby szansa na wypuszczenie gry, mogącej stać się wielkim hitem. A tak mamy dzieło dość przeciętne, podczas grania w które na przemian odczuwamy zachwyt i rozczarowanie. Mimo wszystko polecam każdemu zapoznanie się z tym tytułem, gdyż koniec końców jest to dzieło przyzwoite. Zaprzepaszczona została szansa, aby zrobić z niego strategię idealną, na co z pewnością liczyło wielu fanów przed jej wydaniem. A tak śmiało można uplasować Imperial Glory między Commandosami a Praetorians. Ostatni tytuł przebija znacznie, ale do wielkości, jakim byli swego czasu Commandos jeszcze im daleko. Może ewentualna druga część coś w tym rankingu zmieni?
Wojciech „Zombie” Ząbek
PLUSY:
- ładna oprawa graficzna;
- dobrze dobrana muzyka;
- wierne odtworzenie realiów historycznych;
- bardzo dopracowana dyplomacja;
- spora grywalność.
MINUSY:
- brak trybu aktywnej pauzy podczas walk;
- niedostatki techniczne podczas walk;
- nużące po dłuższym czasie bitwy morskie;
- mała liczba państw do zarządzania.