Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 28 stycznia 2005, 15:37

autor: Jacek Hałas

I-Ninja - recenzja gry

„I-Ninja” to bardzo solidny tytuł, który powinien zadowolić zarówno miłośników klasycznych konsolowych zręcznościówek, jak i zatwardziałych PeCetowców. Gra nie nudzi się po kilkunastu minutach zabawy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Klasyczne platformówki na komputerach osobistych pojawiają się niezwykle rzadko. Gatunek ten jest w zbliżonej sytuacji do bijatyk, które w dzisiejszych czasach co prawda cieszą się ogromnym powodzeniem, ale wyłącznie na konsolach. PeCetowcom pozycje te są raczej obce. Nie powiedziałbym, że jesteśmy w tragicznej sytuacji, gdyż co pewien czas na blaszaki trafiają konwersje najpopularniejszych platformowych hitów. Szkoda tylko, iż przeważnie podawane są one w niezmienionej formie (beznadziejne sterowanie, niewygodne okna menu, problemy z uruchomieniem) i z bardzo dużym opóźnieniem. Na potwierdzenie tych słów warto jest chociażby przypomnieć sobie premierę Sonic Adventure DX, gry, która pierwotnie ukazała się na poczciwego Dreamcasta.

Opisywany I-Ninja prezentuje się na szczęście znacznie lepiej. Przemawia za tym kilka czynników, na które zwraca się uwagę jeszcze bez zagłębiania się w detale rozgrywki. Przede wszystkim, gra ukazała się niemal równolegle z edycjami konsolowymi. Można więc założyć, iż wizualnie będzie prezentowała się znacznie lepiej od pozycji, które skonwertowano z przestarzałych już systemów. Druga istotna kwestia to sam producent. Firma Namco powinna być dobrze znana wszystkim pasjonatom elektronicznej rozrywki, nie tylko tym, którzy interesują się rynkiem konsolowym. Japoński producent niejednokrotnie udowodnił, iż potrafi tworzyć wciągające zręcznościówki. Sądzę, iż w obliczu tych faktów niewielki poślizg polskiej wersji wydaje się być do zaakceptowania. Zobaczmy więc, co takiego poza niską ceną i renomą japońskiego producenta tytuł ten ma do zaoferowania.

Każdy ninja ma w sobie trochę z boksera. :-)

Ostatnią rzeczą, na którą zwraca się uwagę w przypadku wyjątkowo dynamicznej platformówki jest rozbudowany wątek fabularny, niemniej jednak producentom I-Ninja udało się stworzyć jakąś logiczną całość. Ogromna armia pod dowództwem cesarza O-Dora (pseudonim wymyślony przez autorów, nie polskiego wydawcę :-)) napada na krainę zamieszkałą między innymi przez tytułowego bohatera gry. Dowodzonym przez imperatora oddziałom Ranx udaje się zlikwidować niemal wszystkich obrońców porządku. Przy życiu pozostają zaledwie dwie osoby – mistrz Sensei oraz jego uczeń, w którego przyjdzie nam się wcielić w trakcie zabawy. Niedoświadczony mały ninja przypadkowo pozbawia jednak życia swojego mentora stając się tym samym ostatnią nadzieją porwanych przez O-Dora mieszkańców krainy.

Warto też dodać, iż Sensei nie znika z życia tytułowego bohatera. Mistrz przeobraża się w ducha. Od tej pory może jedynie udzielać przydatnych wskazówek, nie weźmie czynnego udziału w toczonych przez swego ucznia bitwach. Jest to po części zrozumiałe, gdyż nikt chyba by nie chciał, aby ktoś odebrał mu przyjemność z eksterminowania hord wrogo nastawionych wojowników. :-) Aby uratować krainę, mały ninja musi zdobywać Kamienie Wściekłości. Podstawowy problem polega jednak na tym, iż każdy z tych przedmiotów jest w posiadaniu podwładnych O-Dora. Aby pokonać wspomnianego cesarza mały ninja musi wcześniej pozbawić życia strażników pilnujących poszczególnych magicznych kamieni.

Po zapoznaniu się z fabułą gry powinniście już chyba wiedzieć, czego można się tak naprawdę po recenzowanej zręcznościówce spodziewać. Panowie z Namco nie odkryli przysłowiowej Ameryki, wyprodukowana przez nich platformówka jest niezwykle zabawna i przyjemna w odbiorze. Ogromne poczucie humoru producentów I-Ninja objawia się przede wszystkim w modelach pojawiających się na ekranie postaci. Przerośnięte głowy i niecodzienne ruchy w moim osobistym przekonaniu stanowią parodię mangi. Sam wygląd osób przywodzi natomiast na myśl serial South Park. Jedyna różnica polega na tym, iż zamiast dwuwymiarowych projektów mamy tu do czynienia z pełnymi bryłami. Korzystając z okazji warto jest również pochwalić liczne scenki przerywnikowe. Pojawiają się one w ważniejszych miejscach rozgrywki, głównie po walkach z pilnujących kamieni bossami. Ostatnio tak świetnie bawiłem się przy okazji opisywania Armed & Dangerous. W przeciwieństwie do wydanej przez LucasArts pozycji poszczególne sytuacje rozśmieszą jednak wszystkich (bez wyjątku :-)) a nie tylko starszych graczy.

Trzeba być twardym a nie miętkim. ;-)

Świat gry został skonstruowany w zbliżony sposób do wspomnianego już wcześniej Sonic Adventure DX. Centralna część aktualnie badanej lokacji to tzw. hub. Zabawę rozpoczynamy na Plaży robotów, ale w dalszej części gry ninja trafia też między innymi do dżungli. Miejsce to stanowi jak gdyby bazę wypadową, z której wyruszamy na kolejne misje. Nie ma tu żadnych przeciwników, Ninja nie może też zginąć. Hub zawiera natomiast kilka bram, które prowadzą do różnych poziomów. W miejscu tym można również zapisać stan gry, przy czym czynność ta i tak wykonywana jest automatycznie (po zaliczeniu każdego etapu).

Wróćmy jeszcze do kwestii bram. Początkowe są jeszcze ogólnodostępne, ale w miarę postępów w grze trafiają się i takie, które zabezpieczone zostały polem siłowym. Aby móc przystąpić do danej misji, należy posiadać pas ninja w określonym kolorze. A jak się je zdobywa? Bardzo prosto. Za zaliczenie każdej misji otrzymuje się stopień. Aby móc zdobyć pas należy uzbierać określoną ilość stopni. Z elementem tym wiąże się niestety pewna niezbyt przyjemna kwestia. O ile w początkowej fazie rozgrywki stopnie zdobywa się stosunkowo szybko, o tyle w dalszej części zabawy zaczyna ich powoli brakować. Bardzo szybko okazuje się, iż jedynym sposobem, aby zdobyć brakujące stopnie jest ponowne odwiedzenie tych samych plansz, tyle że tym razem mając na uwadze dodatkowe ograniczenie czasowe czy inne utrudnienia. W moim przekonaniu jest to sztuczna próba wydłużenia czasu gry. Namco mogło przygotować większą ilość plansz zamiast zmuszać nas do ponownego odwiedzania wybranych poziomów. Na koniec jeszcze słówko o hubach. Aby móc przejść do kolejnej takiej strefy należy pokonać bossa aktualnej lokacji. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby do raz opuszczonego huba w przyszłości powrócić. W wielu sytuacjach jest to wręcz wymagane, gdyż miejsca te niejednokrotnie skrywają dodatkowe poziomy, do których będziemy mogli dostać się dopiero w dalszej części rozgrywki.

Tytułowy Ninja, jak zresztą przystało na dalekowschodniego wojownika, jest bardzo zwinny. Toczone w trakcie gry pojedynki niemal zawsze rozgrywane są w szaleńczym tempie. W żadnym wypadku nie wpływa to na stopień trudności zabawy, ciosy zadaje się bowiem w dziecinny sposób i z niezwykłą precyzją. Tak naprawdę w trakcie walk korzysta się jedynie z dwóch przycisków (naturalnie, oprócz klawiszy kierunkowych). Pierwszy z nich odpowiada za szybki atak, drugi za nieco wolniejszy, ale zadający wrogom poważniejsze obrażenia. W miarę upływu gry poznaje się oczywiście zupełnie nowe kombinacje. Ninja może na przykład zadawać ciosy w powietrzu, uderzać o ziemię z ogromną siłą czy też pojedynkować się z kilkoma przeciwnikami jednocześnie.

To, czy skorzystamy z tych możliwości zależy już wyłącznie od naszych własnych upodobań. Same walki nie są zbyt ciężkie. Sądzę, iż problemów nie będą mieli nawet Ci z Was, którzy zapraganą pozostać przy dwóch najprostszych rodzajach ciosów. Oprócz zwykłych uderzeń możemy skorzystać ze specjalnych umiejętności, które uaktywniają się w trakcie zabawy. Mały wojownik może wpaść w tymczasowy szał bitewny (sprawniejsza eliminacja przeciwników), podleczyć się, przywołać ogromnego shurikena (świetny do eliminowania większych grup wrogich jednostek) lub przeobrazić się w tytułowego I-Ninję. Na ostatnią umiejętność trzeba najdłużej zaczekać, ale po jej uaktywnieniu tytułowy bohater przez pewien czas staje się praktycznie niezniszczalny, a wrogów eliminuje pojedynczymi uderzeniami.

Pięciu na jednego. To trochę nie-fair... zawołajcie jeszcze pięciu. :-)

Oprócz trzymanego w rękach miecza, Ninja może rzucać shurikenami (po trafieniu w przeszkodę mogą się one dodatkowo odbijać) a także eksplodującymi strzałkami. W tym drugim przypadku istnieje możliwość namierzenia konkretnego obiektu. Aby to ułatwić gra przeskakuje wtedy do perspektywy pierwszej osoby. W miarę rozwoju rozgrywki główny bohater staje się coraz silniejszy (wydłuża się jego pasek zdrowia), a także zdobywa lepsze miecze. Wachlarz pozostałych zachowań Ninji jest równie imponujący. Sterowany osobnik potrafi wykonywać efektowne skoki, biegać po ścianach (wygląda to identycznie do najnowszych odsłon Prince of Persia), odbijać się od nich, tak aby trafić na wyższe poziomy, zawieszać na łańcuchach, czy też zjeżdżać po wyjątkowo wąskich szynach. Z tych umiejętności korzysta się stosunkowo często. Pewnym utrudnieniem jest typowo konsolowe sterowanie. W bardziej rozbudowanych miejscach zaczyna brakować rąk, może również dojść do zablokowania klawiatury. Aby w pełni docenić możliwości głównego bohatera dobrze jest zaopatrzyć się w porządny joypad, najlepiej taki z wbudowanymi gałkami analogowymi.

Jednym z największych atutów „I-Ninja” są same poziomy, na których rozgrywają się kolejne etapy. Szczerze mówiąc nastawiałem się na dość klasyczny tytuł, w którym na zmianę zajmowalibyśmy się przeskakiwaniem na kolejne platformy i walkami z przeciwnikami. Element ten jest co prawda dominujący, ale autorzy przygotowali też całą masę ciekawszych poziomów. Przykłady? Proszę bardzo. Co powiecie na wyścig z zapalonym przez jednego z wrogów lontem? Albo na odpieranie nadciągających statków wroga przy użyciu ogromnego działa? Na ciekawe pomysły wpada się niemal na każdym kroku. Niektóre z nich stanowią integralną część poziomu, inne z kolei mają jedynie uatrakcyjnić poszczególne jego fragmenty. Jednego możecie być pewni – gra zaskoczy Was bardzo często i niemal zawsze w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Klasyczne pokonywanie kolejnych platform też mi się jakoś nie znudziło, głównie za sprawą ciekawych umiejętności tytułowego bohatera, o których wspomniałem wcześniej. Osobna kwestia to trudność zabawy. Niestety, gra prezentuje pod tym względem dość nierówny poziom. Niektóre etapy są banalnie proste i pokonuje się wręcz z zamkniętymi oczami. Co pewien czas trafiają się jednak znacznie trudniejsze poziomy, do których należy podchodzić co najmniej kilkanaście razy. Na wysoki poziom trudności takich plansz wpływa najczęściej pędzący nieubłaganie czas. Co więcej, w wielu sytuacjach nie wiadomo, ile sekund dzieli głównego bohatera od zawalenia całej misji.

Nie ma to jak odrobina relaksu o zachodzie Słońca. :-)

Przygotowani przez producentów przeciwnicy są dość zróżnicowani, przy czym zdecydowanie najczęściej walczy się z żołnierzami Ranx. Osobnicy Ci uzbrojeni są, podobnie jak nasz Ninja, w miecze i niemal zawsze pojawiają się w grupach. Z ich eliminacją nie ma większych problemów - kilka celnych ciosów i po sprawie. W dalszej części gry zwykli wojownicy pojawiają się w nieco mocniejszych odmianach. Musimy na przykład poradzić sobie z gostkiem uzbrojonym w wyrzutnię rakiet albo posiadającym piły zamiast dłoni. Prawdziwym wyzwaniem są natomiast kapitanowie Ranx. Pojedynki z nimi są pewnym urozmaiceniem, toczą się bowiem w przestrzeni. Efekt powinien być dobrze znany miłośnikom mangowych klimatów. Wyprowadzanie skutecznych ataków wymaga w tym przypadku nieco większej wprawy aczkolwiek po kilku próbnych walkach powinniście sobie świetnie radzić. Oprócz wojsk cesarza O-Dora spotyka się też klasyczne bestie, jak chociażby wyjątkowo zwinne a na dodatek ziejące ogniem wilki. Do pokonania jest również pięciu bossów. Pojedynki z tymi przeciwnikami są niezwykle emocjonujące i przeważnie świetnie zrealizowane. Przykładowo, z pierwszym bossem walczy się na pięści! Bitwy te są nieco trudniejsze od „standardowych”.

Wizualnie gra prezentuje się bardzo dobrze. Pomimo tego, iż jest to dość klasyczna konwersja nie miałbym się właściwie do czego przyczepić. Animacja postaci prezentuje się znakomicie, co więcej, tyczy się to nie tylko głównego bohatera, ale i jego przeciwników. Otoczenie jest dość zróżnicowane i bogate w detale. Na szczególne słowa uznania zasługują w tym przypadku huby, które w moim przekonaniu wykonano najdokładniej. Pomimo ustawienia wysokiej rozdzielczości na mojej karcie graficznej gra działała w około 60 klatkach na sekundę a tylko w wybranych miejscach zwalniała do 40-50. Miłośników PeCetowych pozycji drażnić mogą natomiast typowo konsolowe motywy muzyczne a także wyjątkowo sztuczne dialogi mówione. Są to jednak drobiazgi, na które w trakcie zabawy nie zwraca się raczej zbyt dużej uwagi.

I-Ninja to bardzo solidny tytuł, który powinien zadowolić zarówno miłośników klasycznych konsolowych zręcznościówek, jak i zatwardziałych PeCetowców. Gra nie nudzi się po kilkunastu minutach zabawy. Kolejne poziomy niemal zawsze wnoszą do rozgrywki coś nowego. Pochwalić należy również niską cenę gry, przy czym wypadałoby do niej doliczyć koszt choćby najprostszego joypada. Zabawa na klawiaturze nie zalicza się bowiem do zbyt przyjemnych. Pomimo tego utrudnienia opisywanym tytułem zdecydowanie warto jest się bliżej zainteresować.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • zróżnicowane i ciekawe poziomy;
  • grafika;
  • główny bohater.

MINUSY:

  • typowo konsolowa oprawa dźwiękowa;
  • nierówny poziom trudności kolejnych etapów;
  • niewygodne sterowanie na klawiaturze.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.