autor: Maciej Kuc
Hostile Waters: Antaeus Rising - recenzja gry
Hostile Waters: Antaeus Rising to strategiczna gra akcji 3D, której akcja przenosi nas w rok 2032. Na Ziemi panuje ogólnoświatowy pokój, a wszystkie narody współpracują ze sobą, pragnąc stać się cywilizacją globalną.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Rage Software nigdy nie kojarzyło się ze skomplikowanymi grami strategicznymi, dotychczas firma ta wypuszczała produkcje z zupełnie innej półki, że wymienię tylko bardzo grywalną, ale mało ambitną Expendable. Od jakiegoś czasu powoli zmienia swój image, czego efektem jest również Hostile Waters - gra łącząca strategię, grę taktyczną i... zręcznościówkę.
Taka mikstura niczym nowym w tej branży nie jest - wystarczy wymienić choćby Battlezone, do którego zresztą produkt Rage jest dość podobny. Życzę mu jednak, aby na założeniach wspólne cechy tych produkcji się skończyły, gdyż Battlezone należało do tego dziwnego typu gier (Podobna sytuacja miała również miejsce w przygodówce Toonstruck), które są wychwalane pod niebiosa przez recenzentów z branży, by później sprzedać się w śmiesznie małej liczbie kopii. Winę za to chyba ponosi fakt, że gracze lubią zdecydowanie - strzelanki do strzelanek, strategie do strategii. Teraz jednak chcę wszystkich zapewnić, że nawet zadeklarowani stratedzy z drewnianymi palcami poradzą sobie z Hostile - autorzy nie narzucają zbyt nachalnie elementów zręcznościowych - jak ktoś je lubi, może z nich korzystać, ale większego przymusu nie ma.
Mimo to, warto sobie czasem polatać i postrzelać. Zanim jednak do opisu rozgrywki przejdę, przedstawię pokrótce rys fabularny. Jest rok 2032, na świecie wreszcie zapanował pokój, ale jak to często bywa - nie trwał on zbyt długo, bo ani to ciekawe, ani gry by się o nim nie stworzyło. Przeciwko wszechobecnemu ładowi wystąpiły "relikty przeszłości" - czyli dawna elita finansjery, magnaci, despoci i starzy wojskowi. Mieszanka to, trzeba przyznać, wybuchowa. Najbardziej frapujący są dla mnie ci finansiści (czyżby przedstawiciele owego zawodu podpadli autorom gry?)... W każdym razie tworzą oni organizację Cabal, której głównym celem jest przywrócenie naszego ukochanego bałaganu. Naturalnie, pogrążona w pokoju cywilizacja jest całkowicie nieprzygotowana na ewentualność walki zbrojnej, więc wszystko wskazuje na to, że Cabal będzie miał łatwe zadanie. Co to będzie, czyżby koniec świata? Brawo, czytelniku, zgadłeś! To jeszcze nie koniec, gdyż gdzieś, głęboko ukryty krążownik jeszcze pozostał - i będzie on na usługach Dobra, czyli Ciebie, graczu...
Może niektórych dziwi ten zgryźliwy ton owego streszczenia, więc spieszę z wyjaśnieniami. Fabuła nie jest oczywiście ani głupsza ani mądrzejsza od setek innych, ale po Warrenie Ellisie, uznanym brytyjskim twórcy komiksów, można było spodziewać się czegoś więcej. I nie ratuje tu niczego fakt, że w dość ciekawy i kontrowersyjny zarazem sposób zostało kilka kwestii w grze rozwiązanych - np. jednostkami gracza kierują (dość inteligentnie, trzeba przyznać) chipy osobowości (W oryginale: Soulcatcher. Pozdrawiam.;-)), będące... Ciężko to określić - cyfrową kontynuacją życia poległych w walce pilotów. W dobie sporów o moralne aspekty klonowania pomysł wydaje się być całkiem na czasie.
Sama gra zaczyna się długim, za długim wręcz, intrem. Po nim mamy tutorial, od razu inteligentnie wpleciony w fabułę gry. Pierwsze misje są trywialne i można je przejść w ciągu góra trzech minut - ale dopiero po tym, jak się przywyknie do dość skomplikowanego systemu sterowania. Na szczęście dystrybutor umieścił w pudełku z grą niezwykle praktyczną kartkę z obłożeniem klawiatury - prawie wszystkie przyciski są do czegoś używane, w większości zresztą podwójnie - inne jest sterowanie przy dowodzeniu wszystkimi jednostkami, a inne, gdy chcemy wziąć sprawy we własne ręce. Po jakiejś godzinie interfejs gry nie stanowi dla gracza już przeszkody - zaczyna się wręcz wydawać wygodny i logiczny.
Nieco wyżej wspomniałem o pewnym krążowniku, będącym ostatnią oazą wojny w pokojowo nastawionym świecie. Jest to Antaeus, który służyć będzie graczowi za centrum dowodzenia i planowania; służy on, ogólnie rzecz biorąc, jako baza, w której budujemy nowe pojazdy i broń. Nie jest oczywiście bezbronny - zaatakowany potrafi odpowiedzieć przepotężnym ogniem z czterech wielkich dział. Jako iż nic w przyrodzie nie bierze się z niczego, w grze Rage surowcem jest... złom. Specjalne jednostki - Scaraby - plądrują wyspy w poszukiwaniu czegoś, co jest złomem, lub co może wkrótce się nim stać - na przykład po smażeniu tego przez pół minuty. Ów złom zamieniany jest na energię, którą z kolei można wykorzystać, po przesłaniu jej na Antaeusa, do produkcji czego-tylko-dusza-zapragnie.
W grze jest 21 misji. Naturalnie każda z nich ma inne cele - niby nic odkrywczego: coś odnaleźć, coś obronić, coś zniszczyć, coś przetransportować - ale za to jak to zostało zobrazowane! Nie fabuła, jak mówili autorzy, będzie siłą tej gry - ale jej magnetyzm, który przyciąga gracza do monitora, pochłaniając go całkowicie. Niestety, na dzień dzisiejszy w Hostile Waters nie istnieje coś takiego, jak tryb multiplayer. To chyba największa wada tej gry, na szczęście autorzy obiecują, że coś z tym w miarę szybko zrobią i wypuszczą (na Internecie oczywiście) dodatkowy pakiet misji przeznaczony do gry dla wielu graczy. Szkoda tylko, że nie wstrzymali się z wydaniem gry i nie zamieścili go od razu - przez to niektórzy mogą postrzegać HW jako półprodukt - bardzo niesłusznie zresztą.
Oprawa Wrogich Wód, jak przystało na Furiatów (Niechaj nam żyje ustawa o ochronie języka polskiego!), prezentuje się wyśmienicie. Zapewniam, że wiele rodowitych strzelanin może tej strategii, bądź co bądź, pozazdrościć engine'u.
Ciekaw jestem, czy nie powstaną jakieś specjalne modyfikacje do Hostile Waters, które uczyniłyby z niej całkowicie bezmyślną strzelankę. Wcale bym się na taką możliwość nie obraził - będę uważnie pod tym kontem obserwował społeczeństwo internetowe. Z innych aspektów wizualnych: w Hostile Waters czas nie stoi w miejscu - pory doby zmieniają się dynamicznie (co czasem może doprowadzić do furii gracza chcącego grać w ciągu dnia w jasnym pokoju), a efekty spowodowane zmianami pogody wręcz wciskają w fotel.
Do polskich sklepów gra Rage trafi pod szyldem IM Group (a konkretniej Cenegi), który podjął się wiekopomnego zadania lokalizacji HW. Dystrybutor bardzo się nie napracował, gdyż spolszczenie ogranicza się tylko do przetłumaczenia tekstu pisanego - kwestie mówione pozostają w oryginalnej wersji. Szukając dziury w całym, mógłbym ponarzekać na to, że niektóre elementy w grze nie zostały w ogóle przetłumaczone (np. plansze przed briefingami), a w instrukcji znaleźć można całkiem pokaźną liczbę buraczków. Pomimo to, lokalizację uznaję za duży plus - Hostile Waters jest dość skomplikowana, więc spolszczenie na pewno z radością przyjmą gracze nie czujący się najlepiej w języku Szekspira.
Hostile Waters mogę polecić wszystkim graczom, którzy nie boją się wyzwań, mają dużo czasu i nie są połączeni w sieć. Oferuje ona kilkadziesiąt godzin wspaniałej zabawy, myślę że żaden miłośnik niehardcore’owej taktyki nie przejdzie obok niej obojętnie. Nie jest to może najlepsza strzelanka, ani najlepsza strategia - ale na pewno nie było jeszcze nigdy tak udanego połączenia tych dwóch gatunków.
Na koniec, dla rozluźnienia, zacytuję dość zabawny i dający do myślenia tekst z pudełka. Dystrybutor wypunktowywał zalety gry, pisząc: "Dwadzieścia atrakcyjnych misji", a niedługo pod tym "Ponad dwadzieścia różnych misji". Dał mi tym do myślenia - która z tych dwudziestu jeden misji nie jest atrakcyjna?! Polecam sprawdzenie tego każdemu osobiście.
Maciek „Qn’ik” Kuc