Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 1 października 2007, 09:34

autor: Maciej Kurowiak

Halo 3 - recenzja gry

Halo 3 jest jedną z najlepszych strzelanin na rynku i zapewne jednym z pretendentów do tytułu gry roku. Bungie zebrało wszystkie walory dwóch poprzednich części, dodało nowe elementy, by stworzyć strzelaninę znakomitą i niezwykle dopracowaną.

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

2001 był znakomitym rokiem dla graczy. Na grobie Dreamcasta wprawdzie tańczyła już PlayStation 2, ale premiera Xboksa i rodząca się coraz większa konkurencja spowodowały bezprecedensowy wysyp znakomitych tytułów. Microsoft potrzebował dużego działa, by wziąć rynek szturmem, a największym pociskiem miało być Halo autorstwa Bungie Studios, firmy znanej wcześniej głównie z Myth: The Fallen Lords. Halo, tworzone z początku na PC, od momentu przejęcia studia przez giganta z Redmond, zmieniło azymut na nowe dziecko Billa Gatesa, by stać się czarnym koniem w zaprzęgu Microsoft Games Studios – oddziału specjalizującego się w produkcji gier. Historia przygód Master Chiefa od razu zdobyła status kultowy i jeśli ktoś tylko miał możliwość, uruchamiał kontakty dyplomatyczne w postaci wuja w Stanach Zjednoczonych, by sprowadzić Xboksa i Halo w wersji NTSC. Znakomite wyniki sprzedaży nie były spowodowane jedynie kampanią reklamową. Halo redefiniowało pojęcie strzelaniny w pierwszej osobie, a raczej przywracało jej pierwotne znaczenie gry, w której przede wszystkim się strzela, a nie błądzi szukając przejść czy kluczy. W pełni uzasadnione były więc porównania Halo z klasyką taką jak Contra czy Turrican. Nie bez znaczenia były też inne aspekty, takie jak fantastyczna grafika i rewolucyjna oprawa dźwiękowa z pioniersko wykorzystanym systemem Dolby Digital.

Arbiter i Master Chief robią porządki na Ziemi.

Wszystko to złożyło się na fakt, że druga część była jedną najbardziej oczekiwanych gier w całej historii branży. Kontynuacja przygód Master Chiefa, była krytykowana za zbyt krótką kampanię i zakończenie, którego właściwie zabrakło. Graczom spodobał się jednak tryb multiplayer, a efektem ich uwielbienia dla serii był fakt, że do dziś łączna sprzedaż obu części Halo przekroczyła 14 milionów egzemplarzy, nie licząc komiksów, albumów i zabawek. Czy potraficie jednak wyobrazić sobie oddech milionów graczy z całego świata na swoich plecach? Odpowiedzialność, jaka spoczywała na ekipie z Bungie była ogromna, dlatego też prace nad Halo 3 trwały dobrych kilka lat. Czy dzień 26 września, będzie już tylko pechowo kojarzył się z Aferą Taśmową i IV RP? Na szczęście nie – premiera Halo 3 stała się faktem. I co najważniejsze, faktem zaskakująco (nawet jak na wysokie oczekiwania) pozytywnym. Spróbujmy jednak odciąć się od pierwszych informacji na temat worków zielonego złota, wszelkich ochów i achów i na zimno przyjrzeć się najnowszej strzelaninie od Bungie.

Akcja Halo 3 nie rozpoczyna się dokładnie w momencie zakończenia części drugiej. Prawdziwi fani zapewne mieli styczność z serią komiksów, ale na szczęście ich znajomość nie jest konieczna, by połapać się w historii. Jedno się nie zmieniło: Obcy nadal chcą zniszczyć ludzkość, a co gorsza, odnaleźli na Ziemi artefakt, którego użycie może spowodować kosmiczną katastrofę. Do akcji znów wkracza nasz zielony kolega, który z niewielką pomocą swoich przyjaciół musi uratować świat od apokalipsy. Spotkamy starych znajomych takich jak Arbitra, panią komandor Keyes czy też czarnoskórego miłośnika (kubańskich?) cygar Avery’ego Johnsona. Trzeba przyznać, że autorzy wzięli sobie do serca uwagi graczy wobec poprzedniej części i trzecie Halo nie jest w najmniejszym procencie przegadane. Akcja toczy się w niezłym tempie, przerywników rzecz jasna nie brakuje, ale nie rażą one przesadną długością. No i najważniejsze, Halo 3 ma zakończenie, może się ono podobać lub nie, ale przynajmniej jest.

Sposób rozgrywki nie zmienił się. Identycznie jak w części pierwszej i drugiej, sterujemy Master Chiefem, z tą różnicą, że tym razem obyło się bez zbędnych niespodzianek. Jeśli rozgrywamy kampanię solo, nie uświadczymy już grania Arbitrem, co chyba wyszło grze na dobre. Gra podąża jednak zdecydowanie drogą wyznaczoną przez część drugą – tym razem tylko skala jest większa. Jakby nie było ważą się losy świata, to i oprawa musi być wyjątkowa. Skupmy się jednak przez chwilę na istotnych szczegółach, z których seria zawsze słynęła. Z zauważalnych na pierwszy rzut oka różnic należy wymienić przede wszystkim nowe rodzaje broni, nowe pojazdy i przedmioty. Na dalszy plan zeszły plazmowe bronie obcych na rzecz typowych karabinów ludzi i zupełnie nowych spikerów i maulerów. Pierwszy z pozoru przypomina strzelbę plazmową, ale różni go uzupełniana amunicja i siła rażenia. Drugi to hybryda shotguna i rewolweru, siejąca zniszczenie z bliskiej odległości. Z rzadka można pobawić się miotaczem płomieni czy też przenośnym działkiem automatycznym, ale akurat te bronie nie mają w kampanii decydującego znaczenia. Oprócz znanych już Ghostów, Wraithów czy Warthogów, przyjdzie nam korzystać z zupełnie nowych Chopperów (groźniejsze jako kamikadze w rękach wroga niż w naszych) czy też, uwaga, latających stalowych Szerszeni marines. Bitwy nie toczą się zresztą tylko na ziemi, ale też w powietrzu i są też znacznie bardziej intensywne niż w poprzedniej części.

Biedny, mały Grunt w opałach.

Zupełną nowością są przedmioty, które możemy wykorzystywać nie tylko my, ale również i nasi przeciwnicy. Jeśli nagle zostaniesz oślepiony jasnym blaskiem, oznacza to, że któryś z Brutów właśnie użył flary. Mamy też specjalne pole siłowe, wyglądające niczym szklana półkula, chroniąca wszystkich w środku przed strzałami z zewnątrz. Mimo że zasady rozgrywki pozostały takie same jak w części drugiej, to jednak Halo 3 jest znacznie dojrzalsze i bardziej satysfakcjonujące. Kampania jest wolna od jakiejkolwiek monotonii, czego nie można było powiedzieć o poprzedniczce. Tam wyraźnie skupiono się na trybie multiplayer, co odbiło się na jakości rozgrywki dla jednego gracza. Tutaj jest to bardziej wyważone, choć nie ukrywajmy, Halo 3 to przede wszystkim pokaz możliwości Xbox Live i prawdziwy raj dla wszystkich maniaków respawnowania i strzelania w podskokach.

Zanim jednak przejdziemy do zabawy w grupie, wypada wytknąć kilka drobnych błędów, których autorzy się nie ustrzegli. Zaczniemy od najbardziej doskwierającej inteligencji, a raczej jej braków u naszych sojuszników. Pierwsza zasada każdego szanującego się Spartana w Halo 3 powinna brzmieć: umiesz liczyć, licz na siebie. Powód jest prosty, marines będą zapewne bezsensownie się miotać tam i z powrotem, a efekt szturmu będzie taki, że po wszystkim pozbieramy ich amunicję z podłogi. Co ciekawe, nie tyczy się to wcale wrogów, którzy – podobnie jak w poprzednich Halo – są całkiem sprytni. Dokuczliwi stają się nawet Grunci, którzy w pojazdach często działają jako kamikadze. Kolejnym problemem jest brak automapy. W naszym świecie systemy GPS znajdziemy nawet w rzęchach przywleczonych na lawetach zza zachodniej granicy. Dlaczego więc supernowoczesny żołnierz przyszłości nie dysponuje tak prostą zabawką? Dwa zarzuty to mało, więc dorzućmy jeszcze trzeci, by liczba się zgadzała. W trzech słowach: finałowe sekwencje kampanii – ale to akurat każdy musi zweryfikować osobiście. Mimo tych drobnych wad, bilans rozgrywki solo jest dodatni. Kampania mimo drobnych niedociągnięć jest epicka, na wyższych poziomach trudności bardzo emocjonująca, no i najważniejsze, w przeciwieństwie do części drugiej, satysfakcjonująca. Przejdźmy teraz na drugą stronę medalu i spójrzmy równie chłodnym okiem na tryb multiplayer.

Prawdę powiedziawszy jest tu wszystko, czego każda strzelająca dusza może zapragnąć. W kampanię możemy grać w trybie kooperacji wraz z trzema innymi graczami. Rozgrywka na dzielonym ekranie jest wprawdzie możliwa, ale trzeba przyznać, że najlepsze wrażenia oferuje gra przez Xbox Live (oczywiście możemy też grać lokalnie drugim padem lub łącząc konsole w system link). Co ciekawe, zamiast biegających różnokolorowych Spartanów, drugi gracz wciela się w Arbitra, a trzeci i czwarty w elitę obcych. Sam tryb multiplayer jest rozbudowany do astronomicznych rozmiarów. Mamy tu typowe rozgrywki takie jak zdobywanie flagi czy po prostu zwykłe wybijanie się, ale też specyficzne jedynie dla Halo 3, jak Infestation, gdzie jedna połowa graczy to zakażeni obcy, których zadaniem jest zakazić resztę. W sumie na jedenastu mapach, możemy zagrać w dziewięciu różnych trybach, a do tego dochodzi jeszcze opcja własnych ustawień, gdzie możemy dokładnie ustalić odporność graczy na trafienia, szybkość poruszania się i inne istotne detale. Jakby tego było mało, autorzy udostępnili opcję Forge (kuźnia) – nie jest to typowy edytor map, ale raczej specjalny rodzaj gry, w której już po rozpoczęciu możemy modyfikować otoczenie wytwarzając przedmioty, pojazdy, przenosząc niektóre elementy konstrukcji. W świecie gier multiplayer kuźnia jest przypadkiem tak bardzo odosobnionym i oryginalnym, że trudno sobie wyobrazić tysiące graczy, którym będzie się chciało odkrywać wszystkie jej zalety.

Multiplayerowe szaleństwo.

Element ten daje jednak duże pole do popisu tym, którzy zostaną z Halo 3 gdy opadnie kurz. Dzięki opcji nagrywania, najlepsze momenty możemy uwiecznić i wymienić się ze znajomymi. Co ciekawe, nagrane klipy nie są jedynie zapisem video, ale interaktywnym filmem pokazywanym w czasie rzeczywistym (możemy w trakcie zmieniać widok). I nie tylko filmami możemy się wymieniać, ale dosłownie wszystkim, co udało nam się wytworzyć w Halo 3, łącznie z ustawieniami czy wariantami map z kuźni.

Jeśli chodzi o walory audiowizualne, to Halo 3, tak jak inne gry cyklu, jest w czołówce wśród tytułów aktualnie w tym temacie przodujących. Jeśli ktokolwiek twierdzi, że trzecia część to „dwójka” w wysokiej rozdzielczości, zwyczajnie mija się z prawdą. Owszem, nie ma tutaj może tak dużej ilości efektów specjalnych, jakie możemy podziwiać w Bioshocku (i póki co, jedynie w Bioshocku), ale nie można nie zauważyć fantastycznie dopracowanych tekstur, pojazdów, broni wyrenderowanej w najmniejszych detalach czy wreszcie dużych przestrzeni, na których zawsze dużo się dzieje. Bardzo dobrze wypadają też efekty świetlne, w szczególności prześwity, które wyglądają niezwykle realistycznie. Owszem, niektóre lokacje sprawiają wrażenie potraktowanych nieco po macoszemu, ale zaraz potem trafiamy w miejsce, które olśniewa liczbą detali.

Nie można też nie zauważyć pracy włożonej przez grafików w opracowanie żywego, wiarygodnego świata. Wizja inwazji obcych nie mogła po prostu być lepiej zrealizowana. Jedyne, co może przeszkadzać, to trochę za słabo wygładzone krawędzie, ale jest to drobiazg widoczny jedynie z bliskiej odległości na dużych ekranach LCD. Jeśli chodzi o dźwięk, cykl Halo zawsze przodował nad konkurencją i nie inaczej jest w przypadku części trzeciej. Marty O’Donnell, dysponując właściwie nieograniczonym budżetem, mógł popuścić wodzy muzycznej fantazji i stworzyć jedną z najlepszych ścieżek dźwiękowych w historii gier. Muzyka została nagrana przy udziale orkiestry w pełnym składzie, chóru i rozmaitych instrumentów i syntezatorów. Właściwie trudno tu cokolwiek dodać, to trzeba po prostu usłyszeć. Podobnie rzecz ma się z efektami dźwiękowymi nagranymi nowatorską metodą, by odgłosy brzmiały realistycznie dochodząc zarówno z małej, jak i z dużej odległości. Głosów postaciom użyczyli ci sami aktorzy, którzy pracowali nad częścią drugą. W roli Master Chiefa znów usłyszymy Steve’a Downesa, a Cortanie głosu użyczyła Jen Taylor (mała ciekawostka: Taylor podkładała też głos księżniczce Peach w grach Nintendo), natomiast komandor Keyes przemawia głosem gwiazdy serialu Dexter, Julie Benz.

Halo 3 jest jedną z najlepszych strzelanin na rynku i zapewne jednym z pretendentów do tytułu gry roku. Bungie zebrało wszystkie walory dwóch poprzednich części, dodało nowe elementy, by stworzyć strzelaninę jeśli nie wybitną i najoryginalniejszą, to na pewno znakomitą i niezwykle dopracowaną. Trzecie Halo do historii przejdzie zapewne głównie ze względu na zarobione pieniądze, ale jest to tytuł wart każdego centa. Kampania dla jednego gracza zabierze na standardowym poziomie trudności maksymalnie 15 godzin, ale już tryb multiplayer to kopalnia, którą można eksploatować całymi miesiącami. Pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego miłośnika strzelanin.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • interesująca i wciągająca kampania;
  • niezwykle dopracowana pod każdym względem;
  • tryb multiplayer na lata.

MINUSY:

  • bezmyślni marines;
  • kampania mogłaby być trochę dłuższa.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!