Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 grudnia 2008, 10:17

autor: Maciej Jałowiec

Grand Theft Auto IV - recenzja gry na PC

Tej gry po prostu nie trzeba przedstawiać. Konsolowy hit nareszcie trafia na komputery stacjonarne, niosąc ze sobą zarówno mnóstwo frajdy, jak i sporo uchybień.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Od redakcji: W momencie publikowania recenzji liczba niedoróbek, problemów, a przede wszystkim optymalizacja kodu, nie pozostawiają nam innej możliwości jak obniżenie oceny o 15% w stosunku do edycji konsolowej. Część problemów zapewne usuną patche, jednak sporo wody w Wiśle upłynie zanim pecetowcy będą mogli czerpać z tej genialnej gry tyle przyjemności co posiadacze konsol. Zachęcamy Was także do przypomnienia sobie recenzji GTA IV na Xboxa 360 .

Wiele długich miesięcy musieli czekać PC-towcy na premierę Grand Theft Auto IV w wersji na ich ulubione maszyny. Była to historia pełna wzruszeń, radości, nienawiści, ekscytacji i – przede wszystkim – zniecierpliwienia. Jak jednak wspomniałem, jest to już historia, bowiem dzień premiery gry nareszcie nadszedł. Ponad cztery tysiące postów w tylko jednym (!) wątku na naszym forum, spekulacje dotyczące rzekomego dema, gorączka związana z wersją beta, komentarze dotyczące zabezpieczeń antypirackich i rozmyślania na temat premiery dodatku The Lost and Damned na PC – to wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że GTA IV jest najbardziej wyczekiwaną przez Polaków grą komputerową tego roku.

Błędy techniczne w grze zdarzają się często. Na obrazku widać, jak Niko zastygł w bezruchu na kręgielni.

Niko Bellic – imigrant z Bałkanów wybiera się do Stanów Zjednoczonych w obawie przed wierzycielem. Do podróży zmotywowała go perspektywa życia u boku kuzyna, który w listach do domu chwali się swym nieprzebranym bogactwem. Rzeczywistość okazuje się być zupełnie inna. Niko trafia do obskurnego apartamentu swego krewnego, Romana, który jest właścicielem kiepskiej firmy taksówkarskiej, siedzi po uszy w długach i nie ma wystarczająco dużo odwagi, by walczyć o ukochaną kobietę. Sporo problemów, to fakt. Niko ma więc mnóstwo pracy – musi nie tylko wyciągnąć Romana z tarapatów, ale również zadbać o to, aby wrogowie nie zdołali go wytropić. Na szczęście w tych wszystkich zadaniach pomoże mu niestrudzony gracz.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to świetnie przygotowane intro, zawierające wyborny, typowy dla serii humor. Niestety, tuż po objęciu kontroli nad samochodem prowadzonym przez głównego bohatera, na wierzch wychodzi nie najlepsza jakość portu z konsoli. Przy dwurdzeniowym procesorze (2,66 GHz), dwóch gigabajtach pamięci RAM i karcie graficznej GeForce 8800GTX liczba klatek utrzymuje się w okolicach 20-25. Ustawienia grafiki są przy tym nie najgorsze – wszystko jest ustawione na maksimum (poza jakością tekstur – te są na medium), a rozdzielczość to 1280x960. Oczywiście grać się w takich warunkach da, ale – szczerze mówiąc – ciężko nazwać to graniem komfortowym. Przerywniki filmowe i scenki w edytorze filmów odtwarzane są z wyższą liczbą klatek (w moim przypadku ponad 30), natomiast znaczące spadki można zaliczyć w dużym ruchu ulicznym i oczywiście podczas widowiskowych strzelanin i eksplozji.

Inną sprawą, która może denerwować graczy komputerowych, jest ustawienie kamery podczas jazdy samochodem. W momencie, gdy wóz skręca, kamera nie nadąża za zmianą kierunku jazdy, a więc przez chwilę nie pokazuje, czy przypadkiem auto zaraz nie wjedzie w jakąś przeszkodę. Można jednak to zniwelować, odpowiednio operując myszką (konsolowcy zapewne szybko się do tego przyzwyczają) lub prawym analogiem xboksowego pada, który w pełni współpracuje z pecetowym GTA IV. Natomiast sam model jazdy jest całkiem przyjemny i dostarcza sporo frajdy. Nie jest przy tym tak arcade’owy jak w poprzednich częściach serii. Fani cyklu z pewnością odczują pewną odmianę – auta sprawiają wrażenie większych, cięższych i bardziej bezwładnych. Na tle wozów i ich zachowania w „czwórce” fizyka ruchu pojazdów w GTA III, Vice City i San Andreas prezentuje się mało poważnie.

Multiplayer jest jednym z porządniej wykonanych elementów gry. Zarówno wyścigi po mieście, jak i tradycyjne deathmatche pozwalają dobrze się bawić i to nieraz przy płynniejszej animacji.

Różnice dostrzega się i w innych elementach gry. Dla przykładu: broń porzucana przez pokonanych adwersarzy. W poprzednich częściach karabiny i pistolety unosiły się nad ziemią, często w kolorowej aurze, dzięki której gracz nie przeoczył danej pukawki. Teraz jest inaczej – broń, zgodnie z prawami grawitacji, leży na ziemi. Kolorowa poświata – w celach praktycznych – pozostała, lecz nie zmienia to faktu, że GTA IV zdecydowanie bardziej stara się imitować rzeczywistość niż poprzedniczki.

To samo dotyczy popularnych niegdyś rozrób na ulicach miasta. Wybuchające samochody, zastępy policjantów i helikoptery ostrzeliwujące głównego bohatera – popularne sceny z poprzednich części GTA należą raczej do rzadkości w „czwórce”. Choć oczywiście można na swojej skromnej osobie skupić uwagę wszelkich sił mundurowych, skuteczne unikanie przeciwników jest według mnie zdecydowanie trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. O braku armii po uzyskaniu sześciu gwiazdek (zamiast nich jest po prostu więcej agentów F.I.B.) wspominam z czystej przyzwoitości.

Twórcy postanowili zrezygnować również z tego, co – w opinii wielu graczy – odbiło się czkawką San Andreas. Nie ma tu więc skakania z budynków na spadochronie (albo i bez), jet-packów i podręcznych minigunów. Próżno szukać także „simsowatych” elementów: robienia tatuaży, chodzenia do fryzjera i ćwiczenia na siłowni. W ciekawy sposób zmodyfikowano dobór ubrania – choć nadal możemy odwiedzać sklepy z odzieżą, dostępnych w grze ciuchów jest zdecydowanie mniej niż w San Andreas. Wraz ze zmniejszeniem liczby ubrań, wzrosło znaczenie odzienia w poszczególnych misjach.

W odróżnieniu od poprzedniczek GTA IV to monumentalna opowieść o przybyszu z Europy, który nieustannie szuka dla siebie lepszego życia w Liberty City. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że najnowsza część cyklu jest najmniej casualowa ze wszystkich dotychczas wydanych. Zamiast niezobowiązującej rozrywki mamy bardzo spójną całość, ujętą w ścisłe ramy formy stworzonej przez Rockstar Games. Osobiście jestem na tak – najnowsza część serii posiada swój urok i zdaje się, że mnóstwo konsolowych graczy go podziela. PC-towcy zapewne również go docenią, jeżeli przeżyją niską jakość konwersji lub jeżeli twórcy wydadzą jakąś niezłą łatkę poprawiającą wydajność programu.

Prowadzenie strzelanin na PC jest dużo wygodniejsze w stosunku do edycji konsolowej, głównie dzięki zastosowaniu duetu myszka-klawiatura. Prowadzenie celniejszego ostrzału jest dużo łatwiejsze (headshoty wychodzą przepięknie). Reszta pozostała bez zmian – obok celownika wyświetlana jest informacja na temat stanu zdrowia i pancerza przeciwnika, a Niko może wykorzystywać różnego rodzaju osłony do chowania się przed kulami wroga. Rozwiązanie typowe dla m. in. Gears of War świetnie sprawdza się w najnowszej odsłonie Grand Theft Auto IV.

Edytor filmików z gry, o którym mowa była na długo przed premierą, wydaje się spełniać dwie funkcje. Pierwsza jest taka, że pozwala uchwycić różne ciekawe i przy tym krótkie momenty (np. beczka wykonana samochodem, brawurowa ucieczka przed policją), następnie przedstawić je szerszej publiczności za pośrednictwem Rockstar Games Social Club i czekać na oklaski. Domyślam się, że ten właśnie sposób wykorzystywania edytora będzie najpopularniejszy. Drugą funkcją jest tworzenie większych filmików – machinim, własnych trailerów itd. Choć program oferuje kilka ciekawych funkcji, nie jest on jednak w stanie zastąpić osobnych aplikacji przeznaczonych do edycji wideo. Wszystkim domorosłym reżyserom radziłbym zatem spróbować zabawić się właśnie z użyciem dodatkowego oprogramowania, a stworzone filmiki umieszczać np. w serwisie YouTube. Dzięki takiemu podejściu pole manewru jest nieco większe.

Oprócz problemów z płynnością gry nawet na dobrych maszynach w GTA IV mamy do czynienia ze sporą liczbą innych technicznych uchybień. Czasami program jest w stanie po prostu się zatrzymać w trakcie odgrywania jakiejś animacji (sytuację tę pokazuje jeden z obrazków w tekście). Problemy dotyczą również m. in. grania w kręgle. Na padzie kulą rzuca się, poruszając prawym analogiem najpierw do siebie, a następnie do przodu. Choć instrukcja wyświetlana na ekranie mówi, że trzeba dokładnie to samo zrobić myszą, gra bardzo słabo reaguje na zamaszyste ruchy „gryzoniem”. Problemem bywa także funkcjonalność samego Rockstar Games Social Club – niemożność połączenia z klubem to częste zjawisko.

Pragnę także zdementować pogłoski, według których Polacy nie mogą pobawić się w sieci. Otóż jeżeli Gamertag i konto w RGSC są zarejestrowane na kraje, w których usługa Live! jest oficjalnie dostępna, zarówno tryb multiplayer, jak i możliwość zdobywania osiągnięć (tzw. achievements) stoją otworem przed ludźmi z kraju nad Wisłą.

Olbrzymie miasto, przyzwoita grafika, klimat… gdyby tylko gra miała mniejsze wymagania…

Tryb multiplayer jest w chwili obecnej jednym z mocniejszych punktów gry, mimo że czasem ciężko znaleźć graczy do zabawy. Choć osób chętnych do gry jest zbyt mało, by mówić o rozegraniu przyzwoitego, 32-osobowego deathmatchu, tryb ten ogólnie jest wykonany całkiem nieźle. Lagi zdarzają się sporadycznie (najczęściej przy oglądaniu graczy, który kończą wyścig później niż my), a mnogość trybów i zwiększona liczba graczy do trzydziestu dwóch wychodzą GTA IV na dobre. Co ważne, niektóre plansze w multiplayerze wymuszają zignorowanie ruchu ulicznego, przez co program chodzi zauważalnie szybciej. Framerate wzrasta o około 10-15 klatek. Zresztą, nawet podczas walk w centrum miasta można wyłączyć sobie ruch uliczny, by poprawić płynność animacji.

Choć GTA IV dostarcza mnóstwo frajdy i starcza na wiele, wiele godzin, jako zagorzały fan serii z wielką przykrością stwierdzam, że komputerowe wydanie „czwórki” zawiodło mnie. Słaby port z konsoli i kupa błędów niszczą pozytywne wrażenia płynące z poznawania fabuły, korzystania z pojazdów, zdobywania achievementów, brania udziału w licznych strzelaninach i z zabawy z edytorem filmów. Gra zostanie tym, czym naprawdę miała być, dopiero po kilku łatkach i zakupieniu lepszych maszyn przez PC-towców (na co Rockstar mocno liczy, jak można wywnioskować z tekstu na ich stronie internetowej). Graczom komputerowym polecam albo grać z wyłączonymi detalami, albo poczekać, aż GTA IV stanieje i dostanie patche. Właścicielom konsol polecam pozostać (przynajmniej na razie) przy swoich maszynkach.

Maciej „Sandro” Jałowiec

PLUSY:

  • grywalność, klimat i styl znane z wersji konsolowej obecne są również w wydaniu komputerowym;
  • prowadzenie strzelanin jest zdecydowanie ciekawsze i wygodniejsze niż na konsoli;
  • całkiem przyjemny dodatek w postaci edytora filmików z gry;
  • przyzwoity multiplayer;
  • jakość wydania gry (niebanalna instrukcja i ładna drukowana mapa miasta).

MINUSY:

  • port z konsoli pozostawia wiele do życzenia;
  • praca kamery może z początku nastręczać nieco trudności;
  • jak na razie sporo błędów technicznych, oby szybko wyszły patche;
  • problemy z funkcjonowaniem Rockstar Games Social Club;
  • edytor filmów nie za bardzo nadaje się do tworzenia dłuższych i bardziej złożonych klipów;
  • cena proponowana za niedorobione GTA IV jest zdecydowanie zawyżona.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Grand Theft Auto IV - Tryb multiplayer
Grand Theft Auto IV - Tryb multiplayer

Recenzja gry

Tym razem dżentelmeni z Rockstar podeszli do tematu z nieporównywalnie większą werwą. A to przełożyło się na niezłą porcję naprawdę udanej zabawy wieloosobowej.

Grand Theft Auto IV - recenzja gry
Grand Theft Auto IV - recenzja gry

Recenzja gry

Świat gier video wygląda dziś trochę inaczej.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja w przygotowaniu. Gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.