Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 września 2006, 13:06

autor: Marek Czajor

Gangs of London - recenzja gry

Próba przeniesienia klimatu Getaway z PS2 na handheldowy ekranik PSP wygląda raczej średnio. Główny, fabularny tryb gry kuleje, na szczęście jest kilka rzeczy, którymi Gangi Londynu mogą się pochwalić.

Recenzja powstała na bazie wersji PSP.

Amerykańskie miasta od lat borykają się z problemem eskalacji przemocy. Mafia, Triada, Jamajczycy, setki rodzimych gangów – oj, nie wygląda to dobrze. Ale czy my, mieszkańcy Starego Kontynentu, możemy czuć się bezpieczni i naiwnie domniemywać, że problem zorganizowanej przestępczości nie dotyczy nas w takim stopniu jak jankesów? „Nie możemy!” – twierdzą programiści z London Studio, od kilku lat lokując akcję swoich dynamicznych arcade’ówek na europejskich ulicach. Znają problem z autopsji, gdyż sami żyją w miejskim molochu – Londynie.

Świeżo wydany handheldowy tytuł Gangs of London podobnie, jak obie części Getaway z PS2, jest grą akcji w stylu Grand Theft Auto. Jako, że lubuję się w takich tytułach, chętnie sięgnąłem po Gangi w nadziei, że otrzymam produkt na podobnym co hity Rockstar Games poziomie. Zrobiłem to, co należało: grę uruchomiłem, solidnie pograłem, postrzelałem i pojeździłem samochodami. Po kilkudziesięciu godzinach zabawy mogę stwierdzić: kupując najnowszy produkt z London Studio może będziesz nawet zadowolony, ale GTA to nie jest.

Porachunki gangsterskie zawsze kończą się dla kogoś czapą. Na szczęście krew jest komiksowa.

Jeśli uwielbiasz stać po tej dobrej, praworządnej stronie barykady, to muszę cię zmartwić: w głównym wątku Gangs of London możesz być tylko przestępcą. Owszem, zwalczasz panoszące się po Londynie gangi, likwidujesz przestępcze meliny i posyłasz do piachu wrogich „żołnierzy”, ale nie jako stróż prawa, lecz członek jednej z band. Twoim celem jest przejęcie kontroli nad miastem i pokazanie konkurencyjnym organizacjom, kto tu rządzi. Możesz wstąpić do jednego z pięciu gangów: grupy starego londyńskiego kryminalisty Morrisa Kane’a, rosyjskiej mafii Zakharova, jamajskiej szajki Masona Granta, bandy młodych-gniewnych zabijaków z Talwar Brothers oraz chińskiej Triady.

Przy wyborze strony konfliktu, oprócz sympatii powinieneś kierować się innymi, opisującymi ją parametrami: osiągami „firmowego” samochodu (prędkością, przyspieszeniem, zwrotnością) oraz charakterystyką twoich nowych kumpli z gangu (uzbrojeniem, agresją i celnością prowadzenia ognia). Tyle teoria. W praktyce porównując tak osiągi aut, jak i w zachowanie zabijaków z różnych grup przestępczych nie zauważyłem żadnych różnic. Bez względu na dokonany wybór, każdym gangiem gra się niemal identycznie. A szkoda, bo przy większym zróżnicowaniu mogło być naprawdę ciekawie.

Dla każdej bandy autorzy przewidzieli około 30 charakterystycznych dla niej misji do wykonania. No, może „charakterystycznych” to za dużo powiedziane, wiele zadań jest do siebie bardzo podobnych (poza niewielkimi modyfikacjami w intro i outro misji), a niektóre są wręcz identyczne. Przed tobą typowa gangsterska robota: obrona członków rodzimej organizacji, ochrona własnych placówek, sklepów i magazynów, ataki na wrogie dzielnice, ściąganie haraczów, likwidacja zdrajców itd.

Każda broń strzelecka w grze posiada celownik laserowy. Co za burżuje…

Misje generalnie można podzielić na dwa rodzaje: „samochodowe” i „piesze”. W pierwszym przypadku kierując pojazdem musisz albo gonić i rozbijać wrogie wózki, albo samemu uciekać przed napastnikami, albo też chronić sojusznicze jednostki przed zakusami bandziorów. Zaczynasz zazwyczaj w swoim „firmowym” pojeździe, ale w trakcie jazdy możesz dowolnie przeskakiwać do innych samochodów (jeśli nie są zamknięte). Do wyboru masz około 20 rodzajów pojazdów, w tym słynny londyński piętrowy autobus, radiowóz policyjny, auto terenowe i śmieciarkę.

Spora liczba pojazdów może cieszyć, ale model jazdy i sposób ich prowadzenia to już powód wyłącznie do frustracji. Samochody posiadają: gaz, hamulec nożny i hamulec ręczny, czyli standard. Niestety, oprócz niewielkich różnic w szybkości aut, nie dostrzegłem nic, co by odróżniało prowadzenie jednego wozu od drugiego. Co gorsza, model jazdy to jakieś nieporozumienie – jednym razem bezproblemowo wchodzisz bez hamulca w ostry zakręt pędząc jak wariat, a za chwilę nie możesz wykręcić na niewielkim łuczku drogi, mimo iż jedziesz wolno. Niezwykle trudno wyczuć zależność gaz-hamulec, przez co próby wejścia w zakręt na ręcznym hamulcu często kończą się kolizjami. Nie daj boże jechać zbyt blisko ściany – auto „przykleja się” do niej i ciężko je oderwać. Problemy ze sterowaniem rekompensuje jedynie fakt, że twój pojazd bez względu na wymiary brnie przed siebie niczym taran. Nic i nikt mu nie sprosta, przepycha nawet wielkogabarytowe autobusy. Przyznaję, że głupawo to wygląda.

Sterowanie autami jest tak „dopracowane”, że choćbyś nie chciał, niejednego przechodnia będziesz miał na sumieniu.

Trochę lepiej Gangs of London prezentuje się w misjach „pieszych”. Jako że autorzy nie przewidzieli eksploracji terenu (niestety!), nie musisz sobie zawracać głowy przetrząsaniem pomieszczeń w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów. Skupiasz się wyłącznie na walce. Po włączeniu trybu celowania każda broń strzelecka w twoim posiadaniu emituje smugę laserową, którą nakierowujesz na przeciwnika. Po złapaniu wroga w celownik broń „lockuje” się na nim i już go nie wypuszcza. Teraz wystarczy nacisnąć spust... i po kłopocie. Proste, by nie powiedzieć: prostackie. Na dodatek przeciwnik nie grzeszy inteligencją i o ile nie jest w znacznej przewadze, nic ci nie zrobi: nie ukrywa się, pudłuje, biegnie niczym kamikadze wprost na ciebie.

W trakcie wykonywania misji wcielasz się w od jednego do czterech członków gangu (możesz się między nimi przełączać). Koordynujesz ich poczynania przy pomocy czterech prostych poleceń. Szczerze mówiąc rzadko korzystałem z tego przywileju, gdyż jak wyżej napisałem, wróg nie jest zbyt wymagający. Przełączać się między kumplami, to się jednak przyłączałem, by wybrać kolesia z najlepszą giwerą. Dlaczego? Tutaj wychodzi kolejna bolączka Gangów – każdy gangster może posiadać tylko jeden przypisany mu rodzaj broni i nie może podnosić z ziemi żadnego innego arsenału. I co z tego, że w grze występuje 20 rodzajów broni, skoro przez to ograniczenie dostęp do nich jest mocno ograniczony lub prawie niemożliwy?

Słabe misje „samochodowe”, przeciętne zadania „piesze” – taki jest tryb fabularny w Gangs of London. Czym więc może was zaskoczyć i przyciągnąć na dłużej niż pięć minut? Otóż bardzo ciekawą fabułą, przedstawioną w Max Payne’owym, komiksowym stylu. Zarówno wstępy, jak i podsumowania misji opisane są za pomocą kilku/kilkunastu świetnie dobranych i narysowanych obrazków, oddających doskonale klimat gangsterskiego światka. Przyznaję, że od pewnego momentu uruchamiałem i przechodziłem kolejne misje tylko dlatego, by poczytać sobie owe krótkie komiksy.

Skoro dla story mode nie kupiłbym Gangów, to czy warto w ogóle zawracać sobie nimi głowę? Moim zdaniem warto, a to za sprawą licznych dodatkowych trybów zabawy. Są po prostu doskonałe, a jeden lepszy od drugiego. Omówię je w skrócie po kolei.

Oto sympatyczny grubasek w kwiecistej koszuli zwiedzający Londyn. Nie, nie – on nie należy do żadnego gangu!

Na pierwszy ogień idzie tryb free-roaming, składający się aż z ośmiu rodzajów zabawy! Możesz jeździć po Londynie z pukawką przy pasie, bawiąc się w pojedynki z policją i gangsterami, możesz rozwalać samochody i zabijać za punkty przechodniów (to akurat jest totalnie głupie), prowadzić wóz z bombą aktywującą się przy zbyt małej prędkości (znany motyw z filmowego Speeda), wcielić w policjanta aresztującego ulicznych chuliganów, pałować zombiaki atakujące miasto czy zdawać test ze znajomości miejskiej topografii jako kierowca taksówki. Mnie najbardziej przypadła do gustu zabawa w turystę (genialnie narysowana postać łysawego pana z dużym brzuszkiem, paradującego w przewiewnej kwiecistej koszuli), przemierzającego Londyn w poszukiwaniu zabytków do sfotografowania.

Kolejną z atrakcji jest gangs battle – turowa gra strategiczna, w której przejmujesz dowództwo nad jednym z gangów mając za zadanie pokonać pozostałe bandy i opanować Londyn. Miasto podzielone jest na dzielnice – część z nich jest opanowana przez gangi, inna część jest neutralna. Podczas gdy neutralne rejony zajmujesz od ręki, o pozostałe musisz stoczyć walkę. Do potyczki asygnujesz odpowiednią liczbę „żołnierzy”, lecz jej wynik nie zależy wyłącznie od układu sił biorących w niej udział, lecz także od zagrywanych kart zdarzeń i elementu losowego. Po każdej turze otrzymujesz parę groszy, za które możesz zatrudnić nowych gangsterów i kupić wspomniane wyżej karty. Rozgrywka, przypominająca trochę stareńkiego Riska z 8-bitowców jest emocjonująca i wciągająca. Acha, i bardzo trudna, szczególnie na początku!

Trzecim bonusem jest opcja the pub, która proponuje ci rozrywki dostępne w każdej szanującej się angielskiej (coraz częściej również w polskiej) knajpie. Spójrzmy, co my tu mamy: są rzutki, kręgle, dwa rodzaje bilarda i stary salonowy automat z The Getaway (popularna niegdyś „gąsienica”) na pokładzie. Każda z tych gier jest na tyle prosta, by nie marnować twego czasu na przyswajanie jej zasad i na tyle złożona, by nie znudziła ci się po kwadransie. Dodatkowym, zachęcającym do zabawy „dopalaczem” jest fakt, że w każdej z nich możesz rywalizować z żywym przeciwnikiem, w dodatku na jednej konsoli. Szczególnie polecam rzutki (darts) – jak cię wciągną tak jak mnie, ani spojrzysz na inne gry. Po prostu miodzio.

Risk – ukochana gra strategów sprzed 20 lat. Teraz w lekko podrasowanej formie na ekranie twojego PSP.

Oceniając Gangs of London tylko na podstawie dostępnych w sieci screenów można nabrać mylnego przekonania, że grafika jest mocną stroną gry. To nieprawda. Wizualnie Gangi prezentują się co najwyżej w górnej warstwie stanów średnich, czyli mówiąc inaczej – nie szokują. Niby mamy dokładnie odwzorowaną metropolię, lecz domy, ulice i kamienice to klockowate bryły obciągnięte brzydkimi, jednostajnymi teksturami. Jedynie w londyńskie zabytki (pałace, kościoły, muzea, pomniki itd.) autorzy włożyli więcej pracy, przez co błyszczą niby diamenty na tle miernoty otoczenia. Animacja twojego konsolowego ego jest płynna, ale przeciwników – już nie. Poruszają się niczym kukiełki w teatrzyku dla dzieci, mają co najwyżej 3-4 klatki animacji. Tragedia! Jedyne, co mi się naprawdę podoba w warstwie graficznej, to komiksowe przerywniki (o czym już wyżej pisałem) między misjami. Ale to zbyt mało, by się wyglądem Gangów zachwycać.

Zdecydowanie lepiej oceniam grę pod kątem oprawy audio. Muzyka towarzysząca rozgrywce w trybie story mode jest dokładnie taka, jaka powinna być: mocna, dynamiczna, zachęcająca do działania. Problem w tym, że... to jedyny kawałek, jaki przygrywa w Gangs of London! Podejrzewam, że wyłączenie muzyki będzie jedną z pierwszych czynności, jaką uczynią co bardziej nerwowi gracze po kilku chwilach spędzonych z Gangami. Podobają mi się natomiast sugestywne głosy aktorów, dodające kolorytu suchym tekstom wstawionym w komiksowe dymki. Pozostałe dźwięki towarzyszące akcji również trzymają poziom, choć taki gang silnika niewielkiego Town Micro (bliźniak znanego wszystkim Morrisa Mini Coopera) przypomina raczej pracę szlifierki niż prawdziwego auta.

W poszukiwaniu multiplayera musisz ominąć wątek fabularny i bonusowy free-roaming, odnajdziesz go w dwóch pozostałych trybach. W strategicznej bitwie gangów możesz zaprosić maksymalnie czterech kumpli do zabawy, wtedy każdy z was dowodzi innym gangiem. Jeśli chcesz pograć z żywym przeciwnikiem w którąś z knajpianych (the pub) rozrywek, to również nie ma problemu, ale w tym wypadku potyczki mają formę dwuosobowych pojedynków. Do multiplayera zarówno w grze strategicznej, jak i podczas zabawy w pubie wystarczy jedna konsola (gracie jeden po drugim) – to duży plus.

Kto nie grał w prawdziwe dartsy, niech żałuje, choć te konsolowe też są warte polecenia.

Po miesiącach wyczekiwania Gangs of London pojawił się w końcu w sklepach. Czy warto wysupłać w sumie sporą garść złociszy na ten tytuł? W moim odczuciu warto, choć to gra słabsza niż GTA: Liberty City Stories. Razi przede wszystkim mało miodny tryb fabularny, rozłożony przez sknocony model jazdy w misjach „samochodowych” i prymitywizm strzelankowych misji „pieszych”. Na szczęście jest cała masa trybów dodatkowych, o których wyżej napisałem, czyniących z Gangs of London smakowity kąsek dla miłośników po prostu dobrej zabawy. Jeśli podoba ci się Londyn, lubisz gry pokroju Riska, kochasz rzutki, kręgle i bilard – to tytuł dla ciebie. Jeśli jednak nade wszystko przedkładasz tryb fabularny i rozgrywkę a la GTA, jesteś wymagający co do modelu kierowania pojazdami i nie lubisz byle jakiego strzelania, zanim kupisz Gangi – pomyśl.

Marek „Fulko de Lorche” Czajor

PLUSY:

  • wciągające poboczne tryby gry;
  • wiele świetnych mini-gier.

MINUSY:

  • mierny tryb kariery;
  • kiepska grafika i animacje.
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!

Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała
Recenzja gry Silent Hill 2 - w nowym wydaniu znaczna część magii bezpowrotnie uleciała

Recenzja gry

W niespokojnych snach widzę tę grę, Silent Hill 2. Obiecałeś, że pewnego dnia stworzysz jej remake i pozwolisz poczuć to, co przed laty. Ale nigdy tego nie zrobiłeś, a teraz jestem tu sam i czekam w naszym specjalnym miejscu...

Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet
Recenzja gry Warhammer 40,000: Space Marine 2 - krew leje się jak w rzeźni, a to dopiero początek zalet

Recenzja gry

Mało które uniwersum tak wspaniale nadaje się na soczystego slashera jak Warhammer 40k. Miałem pewne obawy o Space Marine’a 2 – zwłaszcza że twórcy odwołali otwartą betę - te jednak wkrótce zniknęły jak czaszka heretyka pod butem sługi Imperatora.