autor: Piotr Lewandowski
Full Spectrum Warrior - recenzja gry
Nasza władza ogranicza się do kierowania poczynaniami ośmioosobowej grupy szturmowej. Pierwsze zaskoczenie – prawie nigdy nie sterujemy jednym bohaterem. Tak więc, co ja tutaj robię? Ano, wydaję rozkazy.
Full Spectrum Warrior to jedna z wielu gier, które na początku miały powstać wyłącznie na konsolę PlayStation 2. Zamówienie, czy też zapotrzebowanie na taki tytuł złożył nie kto inny, jak sama armia USA. W trakcie produkcji wystąpiły komplikacje, w efekcie których ostatecznie firma SONY podziękowała za współpracę. Platformą docelową stał się oczywiście konkurencyjny X-Box i tytuł już dawno trafił na półki sklepowe w USA. Potem pojawiła się konwersja na PC i wreszcie, dopiero teraz, tytuł ten otrzymuje PS2. Dziwne jak na SONY, prawda? Wszyscy już wiedzą, że mamy do czynienia z grą w dużej mierze innowacyjną. Choć ze względu na pewne aspekty, nie jest to tytuł przeznaczony dla każdego gracza. Zacznijmy jednak od początku.
W FSW grałem na PC, podobało mi się, więc z zadowoleniem przyjąłem informacje o spóźnionym porcie na PS2. Pamiętam też dobrze wady i zalety odsłony komputerowej, ciekawy więc byłem, jakie zmiany wprowadzono po tych kilku miesiącach. Okazuje się, że jest ich dość mało. Pierwsza rzecz to sterowanie, zostało odpowiednio zmienione tak, by przystosować je do DualShocka. Udało się, bowiem gra się świetnie i wcale nie odczułem braku tak niezbędnej w wypadku PC myszki, System przypomina bardzo ten znany z konsoli X-Box. Zastąpiono tylko przyciski back i white naszymi L2 i R2.
Full Spectrum Warrior to symulator działań grupy szturmowej. Strzelania mało, za to taktyka pełną gębą. Dzięki temu, gra mimo wszystko jest fajna – chociaż, szczególnie na początku, wydawać się może, że mamy małe możliwości. Jeśli ktoś pragnie jatki, ta gra nie jest dla niego. To produkt dla graczy szukających wyzwań, nowości i rozrywki, w której trzeba wykorzystywać mózg, nie tylko palce. Niech kogoś nie zmyli okładka czy screen-shoty, to nie jest strzelanina. Więc co?
Tak samo jak w przypadku X-Boxa i PC, rozgrywka, a właściwie nasza władza, ogranicza się do kierowania poczynaniami ośmioosobowej grupy szturmowej. Czasami zdarzy się też objąć panowanie nad dodatkowymi oddziałami, lecz są to epizody. Pierwsze zaskoczenie – prawie nigdy nie sterujemy jednym bohaterem (jedynie przy rzucaniu granatów i strzelaniu). Tak więc, co ja tutaj robię? Ano, wydaję rozkazy: strzelajcie tam, idziemy tutaj, aport – hm, dziwne. Nie ma co liczyć na jakąś samodzielną walkę. Rola snajpera niestety odpada, samemu nie zaatakujemy, strafe’owania nie ma. Jedyne, co możemy, to wskazać miejsce, do którego nasza grupa ma się udać. Całość wygląda niemal identycznie, jak w wersjach na inne platformy.
Pole walki obserwujemy z pozycji jednego z żołnierzy. Widok to nie FPP, a TPP, co raczej niczym zaskakującym nie jest. Gdy stoimy w miejscu, kamera jest bardzo blisko żołnierzy. Widać bardzo dokładnie wszystkie ich zachowania. W trakcie akcji kamera zostaje jakby nieco w oddali, przy czym wpada w dziwne drżenie. Celem ma być chyba wywołanie złudzenia, że grupa liczy dziewięć osób. Ta dodatkowa to kamerzysta-samobójca, który na dodatek chyba coś pił. Pewnie ze strachu przed czekającym go wyzwaniem. A serio – bez sensu. Działa mi to strasznie na nerwy. Na dodatek, gdy jeden z naszych zostanie ranny, kamerzysta od razu leci w to miejsce, aby zaprezentować nam całe zajście w zwolnionym tempie. Na co mi to? Takie motywy były dobre w Maxie Payne, gdy jatkę robiłem ja, a jej efekty miło było podziwiać. Tutaj jednak jest inaczej, mój ranny to wiadomy kłopot i nie wiem, po co mam oglądać, jak oberwał. Może autorzy chcieli się pochwalić użyciem znanego już wszystkim, odpowiedzialnego za fizykę gry, kodu Havok? Działa, nawet rewelacyjnie, lecz gdy widzę wpływ wybuchu granatu na moją drużynę, mało mnie to raduje.
Akcja toczy się bardzo szybko i za udany przebieg rozgrywki w głównej mierze odpowiada nasz refleks i umiejętność szybkiego, logicznego reagowania na rozwój sytuacji. Przeciwnicy nie mają zamiaru zapalić, czy pograć w karty do czasu, aż „skład się wreszcie namyśli”. Samo nasuwa się pytanie, czy ograniczenia w możliwościach działania bezpośredniego sprawiają, że ta gra jest nudna? W żadnym wypadku, choć czasami aż korci, by przejąć któregoś z pupili i wziąć sprawy w swoje ręce. Jesteśmy więc dowódcą, choć nie wcielamy się w jakąś określoną postać. Właściwie to nas nie ma, bo możemy przełączać się między wszystkimi członkami drużyny. Nie można się jednak samodzielnie przemieszać, akcje też obserwujemy wyłącznie z pozycji wybranego osobnika.
Rozgrywka stawia przed nami spore wyzwania. W sumie zonk jest jeden – trup to koniec misji! Od początku? Nie! Włączamy sobie powtórkę, przewijamy do tyłu, do przodu, oglądamy w zmiennym tempie, dochodzimy do chwili, gdy popełniliśmy błąd i... przejmujemy sterowanie nad ludźmi! Jest to fajna sprawa, ale trochę przekombinowana. Jednym przypadnie do gustu, innych będzie zwyczajnie irytować.
Wspomniałem o wysokim poziomie trudności – ten jest wyśrubowany głównie przez realizm rozgrywki. Na najwyższym poziomie trudności mamy prawdziwy hardcore. W grze nie ma pasków życia, jeden celny strzał przeciwnika może zakończyć naszą przygodę. Amunicji wydaje się być dużo – pozory. Wydaje się, że jesteśmy bezpieczni i misja przebiega pomyślnie – pozory. Jeden głupi błąd i do widzenia. W końcu grę wykonano na zamówienie armii, więc musi sobą coś prezentować. Trudność gry to najbardziej zachęcający bodziec do dalszej zabawy.
Wspomniany realizm objawia się nie tylko w gameplay’u, dotyczy również uzbrojenia. Na początku towarzyszy nam M16, dobry na dość małe odległości. Poza nim, mamy M249 SAW, czyli karabin maszynowy. 200 naboi starczy, aby siać popłoch w szeregach wroga. Uwaga, amunicja kończy się w iście zastraszającym tempie. M249 to jednak zdecydowanie najlepsza broń w grze. Na wspomnianym wcześniej M16 mamy też zamontowany granatnik M203. Poza tym są także zwykłe granaty oraz granaty dymne. Te pierwsze trzeba zdecydowanie oszczędzać, niejednokrotnie są jedynym ratunkiem z opresji.
Niekiedy, podczas walki z pojazdami opancerzonymi, możliwe jest wezwanie wsparcia powietrznego. Przylatuje wtedy znany i lubiany Apache – i po czołgu czy innym wynalazku pozostaje jedynie wspomnienie. Można też wezwać helikopter zwiadowczy, dzięki czemu dostajemy pewnego rodzaju przegląd mapy z widocznym rozmieszczeniem wrogich jednostek. Znacznie ułatwia nam to planowanie działań.
Prawdziwym minusem są zaskryptowane akcje, dotyczące działania wroga. Co to oznacza dla grającego? Wszystkie misje rozgrywane ponownie, będą niestety przebiegać tak samo. Po co grać drugi raz, gdy nic nie można zmienić, nawet jeśli się chce? Pamiętam, że grało mi się na PC dość krótko. Okazuje się, że na PS2 mamy dokładnie te same misje, plus kilka dodatkowych, które są niedostępne w innych wersjach. Poza tym wyparował ukryty na X-Boxie tryb US Army mode. Nowe levele na PS2 to nic specjalnego, dostosowują się poziomem do starych i można odnieść wrażenie, że dodano je na siłę. Większość z nich rozgrywa się w dość małych aglomeracjach miejskich, czy to ze względu na słabość PS2? Zabawy z całością jest na góra cztery wieczory, choć zależy to oczywiście od umiejętności gracza. Zapewniam, że przechodzenie gry ponownie, to mała frajda. Właśnie w głównej mierze ze względu na liniowość rozgrywki, nie wróżę FSW zbyt długiego życia.
Jeśli chodzi o inne aspekty gry, to jest lepiej niż dobrze. Engine pozwala na dość dużą interakcję z otoczeniem. Niemal każdy obiekt może stać się dla nas ochroną – oczywiście do czasu, aż ulegnie zniszczeniu.
Graficznie jest bardzo nierówno. Mimo, że widoki na ekranie mogą się chwilami podobać, to aż nadto widoczne są ubytki spowodowane słabością konsoli SONY. Graficznie nawet na PC tytuł nie zachwycał. Tekstury były w kiepskiej rozdzielczości, na PS2 są jeszcze gorsze. Modele postaci i otoczenie wygląda także słabiej, razi niska rozdzielczość i FSW wygląda po prostu biednie. Pamiętam, że w wersji PC twórcy ratowali się dodaniem fajnych efektów świetlnych czy gorąca. Tego z oczywistych względów na PS2 nie uświadczymy. Są za to niemiłe niespodzianki, za które wypada programistów wyłącznie skrytykować. Co powiecie na zwolnienia animacji? Dla mnie nie do przyjęcia. Spadki są bardzo widoczne podczas operowania kamerą na otwartych przestrzeniach. Poza tym, wyraźnie przesadzono z efektem mgły. Niestety, wersja na PS2 wygląda najgorzej ze wszystkich trzech i nawet w porównaniu z podobnymi grami na konsole SONY, wypada blado. Z dźwiękiem jest zdecydowanie lepiej, pod tym względem PS2 już nie odstaje. Wszystkie odgłosy, a także mowa żołnierzy – pierwsza klasa.
Tak więc, wypadałoby zebrać wszystkie za i przeciw i zastanowić się nad tym, czy warto. Nabywca Full Spectrum Warriora dostaje do rąk tytuł bardzo dobry, lecz nie pozbawiony wad. Poza wysokim realizmem, dobrym poziomem oferowanej rozgrywki, mamy również liczne grzechy programistów. Gra jest zdecydowanie za krótka, wygląda tak sobie i do tego okraszona jest liniową fabułą. Poza tym, spodziewałem się jakichś znaczących zmian a za zwolnienia animacji, tytuł dostaje spory minus. Na dobrą ocenę gry wpłynął obecny w wersji PS2 tryb online. W wypadku X-Boxa to coś oczywistego, natomiast sprawa rozgrywki sieciowej w przypadku konsoli SONY nadal wygląda zdecydowanie słabiej. Jeśli więc jesteś starym wyjadaczem i szukasz czegoś na poziomie – to jest gra dla Ciebie. Nie polecam go osobom, które chcą sobie powalczyć, postrzelać, pozabijać wirtualnych przeciwników – to nie jest to. Mnie gra przypadła do gustu, bo jest po prostu dobra. Jeśli jednak miałbym ponownie sięgnąć po którąś z trzech wersji, na pewno nie była by to odsłona na PS2. Konwersja wyraźnie spóźniona, na dodatek z wieloma wadami.
Piotr „Bandit” Lewandowski
PLUSY:
- sterowanie;
- dźwięk;
- specyfika i poziom rozgrywki;
- tryb online.
MINUSY:
- najpóźniej wydana i najgorsza z wersji;
- kiepska grafika;
- zwolnienia animacji;
- mało zmian w stosunku do wersji PC czy X-Boxa.