autor: Maciej Jałowiec
FIFA 07 - recenzja gry na PC
Kolejna FIFA, pytamy się więc znowu: czy zmieniło się coś prócz liczby w tytule? Pytanie jakby retoryczne, ale okazuje się, że da się udzielić na nie odpowiedzi.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Za każdym razem, kiedy pojawia się kolejna cześć serii FIFA, recenzent zastanawia się, jak napisać o grze, w taki sposób by tekst recenzji różnił się od tych, które pisane były przy okazji poprzednich odsłon. Niestety, piłka kopana od Electronic Arts ma w sobie tak mało świeżości i innowacji, że praktycznie niemożliwym jest pisanie inaczej niż kiedyś. Ponadto, twórcy serii odbierają autorowi recenzji tę niewątpliwą radość, jaka udziela mu się przy pisaniu o grze w samych superlatywach i wymienianiu ciekawych zmian, jakie zdecydowano się wprowadzić.
A najgorsze jest to, że historia lubi się powtarzać. Odpowiedź na pytanie: „czy mamy do czynienia z przełomem?” brzmi: „nie, nie tym razem”. Nie znaczy to jednak, że FIFA 07 jest tragiczna, o nie.
Nowa gra czy tylko patch?
Uruchamiając grę, miałem nadzieję ujrzeć coś innowacyjnego, nieobecnego w poprzednich odsłonach. Życzyłem sobie w duchu zerwania ze zbytnią schematycznością i powtarzalnością niektórych zachowań podczas meczy. Wykonane od nowa animacje piłkarzy i poprawienie kilku irytujących niedoróbek wyszłoby grze na dobre. Nagranie wypowiedzi komentatorów po raz drugi specjalnie na potrzeby nowej FIFY zlikwidowałoby nieprzyjemne uczucie déja vu.
Skłamałbym mówiąc, że EA Sports nawet nie spróbowało dokonać zmian, o jakich dumałem oglądając intro gry (od razu napiszę, że w FIFIE 06 było ono lepsze). Animacje piłkarzy co prawda nadal są drętwe, widać delikatne szarpnięcia. Ponadto, zachowanie graczy na boisku w sytuacji, gdy posiadacz piłki zrobi, na przykład, zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, jest zawsze takie samo lub przynajmniej bardzo podobne. Tego typu urywki, które powtarzają się niemal w każdym spotkaniu, skutecznie zmniejszają radość płynącą z zabawy.
Niemniej jednak FIFA 07 różni się od poprzedniczki zdecydowanie większą nieprzewidywalnością. W poprzedniej odsłonie gracz doskonale wiedział, między innymi, kiedy i przy jakim ustawieniu piłkarzy kopnąć piłkę, by ta odbiła się od nogi rywala i poleciała na róg. Podobnie z bramkami – strzelenie kilku tak samo wyglądających goli w jednym meczu graniczy z cudem, widać to w akcjach jeden na jeden. Dawniej, każda tego typu okazja kończyła się identycznie: piłka wtaczała się do siatki obok słupka, a bramkarz zawsze spóźniał się z obroną. W nowej odsłonie serii już tak nie jest.
Nieprzewidywalność i brak schematów widać również w tym, że często nie sposób odgadnąć, jak poleci łaciata i co zrobić w następnej kolejności, by przenieść grę na pole karne przeciwnika. Idealnym przykładem na potwierdzenie tych słów są dośrodkowania. W FIFIE 06 był to niemalże pewny sposób na gola. Teraz nie jest już tak różowo. Ośmielę się powiedzieć, iż rozsądniej jest teraz iść środkiem pola i zdobywać punkty akcjami dwójkowymi, sam na sam, a nawet strzałami z daleka.
Co ciekawe, zmieniła się również sama trajektoria lotu piłki. EA Sports postanowiła wywrócić pod tym względem całą grę do góry nogami – dośrodkowania lecą nisko, natomiast przy podaniach górą piłka leci wysoko i na krótki dystans. Na szczęście, nie przegięto z tym zabiegiem w drugą stronę, dzięki czemu nie będziemy rozszerzać oczu ze zdziwienia na widok dziwnie lecącej piłki. Jednocześnie, przy całym tym bogactwie zmian, zachowany został nieco efekciarski charakter rozgrywki – często widzimy trafienia w słupki, poprzeczki, efektowne parady itd.
Apropos parad, warto dodać, że bramkarze w FIFIE 07 stracili swoją pewność siebie. Co to znaczy? Otóż, w poprzednich częściach serii, goalkeeperzy doskonale orientowali się, czy łaciata wpadnie do bramki czy też nie, nawet jak leciała pod ostrym kątem. Kiedy istniała szansa na wpadnięcie piłki do bramki, rzucali się do obrony. W przeciwnym wypadku, natychmiast orientowali się, że gola i tak nie będzie, więc nie zadawali sobie żadnego trudu. Teraz jest nieco inaczej – bramkarze dość często nie wiedzą, jak poleci piłka, toteż na wszelki wypadek postanawiają się rzucić. Mała rzecz, a cieszy. Podobnie jak to, że komputerowy przeciwnik nareszcie dokonuje zmian w składzie w trakcie meczu.
Twórcy postanowili dokonać również malutkiego liftingu poprzez zastosowanie nowych dźwięków z trybun oraz... innego gwizdka! Zdobędę się nawet na odważne stwierdzenie, iż w połączeniu z domyślną kamerą ustawioną pod większym kątem niż wcześniej oraz wymienionymi powyżej zmianami, FIFA 07 troszeczkę upodobniła się do serii Pro Evolution Soccer. Wspólne cechy tych gier to tylko kwestia raczej kosmetyczna, niemniej jednak takie posunięcie ze strony EA bardzo, ale to bardzo przypadło mi do gustu. Zresztą, dodatkowym ukłonem w stronę tej serii jest fakt, iż EA postanowiła dodatkowo umieścić możliwość zmiany klawiszologii na tę znaną właśnie z produktów Konami. Ponadto, umieszczono w nowej FIFIE kwadracik oznaczający miejsce uderzenia piłki o murawę.
O spisach treści słów kilka
Odchodząc już od samych meczów, warto wspomnieć o menu znajdujących się w grze. Każdy, kto zdecyduje się na zabawę w trybie menedżerskim, będzie musiał spędzić właśnie w opcjach mnóstwo czasu, więc mówienie o nich wcale nie wydaje jest takie zbędne. Największym plusem jest to, iż teraz wszystkie okienka, spisy treści i pola do wypełnienia uruchamiają się szybciej, dzięki czemu można zaoszczędzić nieco czasu i uratować nerwy przed zszarganiem przez powolność menu, która w poprzednich odsłonach była po prostu zamierzona.
Nie poprawiono jednak tego, co doskwierało serii już wcześniej, mianowicie konieczności używania dwóch kontrolerów do obsługi menu. EA naprawdę zapunktowałoby, gdyby opracowany został sposób poruszania się po opcjach jedynie za pośrednictwem klawiatury. Niestety, dalej jesteśmy zmuszani do sięgania po myszkę co kilka sekund...
Być albo nie być (menadżerem)
Zasady trybu Manager Mode nie uległy żadnym poważniejszym zmianom. Tak jak w FIFIE 06, tak i teraz wybieramy drużynę, sponsora, a następnie prowadzimy nasz klub do zwycięstwa nie tylko poprzez umiejętne poruszanie się po boisku, ale i inteligentne wymienianie i handlowanie piłkarzami. Wymagane jest również przemyślane inwestowanie w klub – na co wydać pieniądze najpierw? Na trybunę czy nowych sanitariuszy?
Niestety, podobnie jak kiedyś, tryb menedżerski mogę polecić tylko zatwardziałym maniakom futbolu, którzy lubią ustalać, kto z kim ma się zmieniać, jakiej formacji wymaga dany przeciwnik, w jaki sposób podnieść klasę swoich podopiecznych i całej drużyny oraz kogo sprzedać, a kogo tylko wypożyczyć. Ci, co lubią sobie tylko pobiegać po boisku i pokopać piłkę odkładając na bok finanse i poważne decyzje podejmowane wewnątrz klubu, nie znajdą w tym trybie nic ciekawego.
Dla wielbicieli sportu i tryb menedżerskiego zarazem, przygotowano trzy duże udogodnienia. Po pierwsze, dodano wykresy pokazujące wzrost oceny umiejętności piłkarzy w kolejnych sezonach i latach gry. Po drugie, każdy klub, nawet najmniejszy, ma teraz własną szkółkę dla młodych graczy, chcących zawodowo kopać piłkę w przyszłości. Trzeba przyznać, że jest to całkiem niezłe źródło młodych talentów. No i po trzecie, ilość pieniędzy w grze nareszcie wygląda sensownie. Dawniej, taki na przykład Ronaldo, kosztował dwanaście tysięcy, a jego wypłata za jeden mecz wynosiła dwieście dwadzieścia. Nie trzeba być znawcą piłki nożnej, by zauważyć, że wartości są mocno zaniżone w stosunku do rzeczywistości. No, i nie ma waluty. Naprawiono to niedociągnięcie – od teraz płacimy dolarami, funtami lub euro. Ceny piłkarzy liczy się w milionach, a ich wypłatę w tysiącach. I to są właśnie te trzy duże udogodnienia. Jak niektórzy zapewne zauważą, owa wielkość jest w tym przypadku baaaardzo względnym pojęciem...
Konkretniejsze utyskiwania
Z powyższych słów wynika, że panowie z EA Sports chcieli dobrze, tylko że zakres zmian w FIFIE 07 był zbyt mały, by mówić o zadowalającej ewolucji serii. Typowych błędów wynikających z niedbalstwa również nie uniknięto. Nie jest ich wiele, niemniej jednak wydałoby i o nich powiedzieć.
Najbardziej irytującym babolem jest niemożność włączenia ekranu opcji Team Management podczas meczu. Próbując uruchomić ów ekran, pojawia się informacja mówiąca, iż aktualnie nie kontroluję żadnej z drużyn, toteż nie mogę dokonać żadnych zmian wśród piłkarzy! Wymienienie zawodników pozycjami tudzież wprowadzenie świeżych graczy jest w takim wypadku niemożliwe! Na szczęście, na ogół wystarczy pograć kilka sekund, by opcje Team Management nagle cudownym sposobem na nowo stały się dostępne. Na domiar złego, kiedy już w końcu będziemy mogli zmienić piłkarzy, przyciski odpowiedzialne za zaznaczenie podopiecznych do wymiany nie zawsze chcą działać od razu, toteż trzeba się, niestety, troszeczkę naklikać.
Innym problem gry jest wciąż widoczne „rozstrzelanie się”. Nie jest to tak powszechne jak w FIFIE 06, ale nadal da się zauważyć, że po sprawiającym trudności zdobyciu pierwszego gola, kolejne przychodzą niezmiernie łatwo. Wygląda to tak, jakby w jednej sekundzie całkowicie zmieniało się morale obu drużyn, nawet pomimo tego, że wskaźniki morale zespołów często nie wykazują większych zmian.
Oglądamy, słuchamy i strzelamy gole
I tu po raz kolejny zmuszony jestem oskarżyć EA o brak zmian w swojej nowej grze. FIFA 07 graficznie niewiele różni się od swoich poprzedników. Menu oraz okienka, w których wyświetlana jest aktualna liczba bramek w meczu utrzymane są oczywiście, w innej kolorystyce, natomiast stadiony i piłkarze niemal niczym się nie różnią. Z twarzami graczy jest podobnie – nie są wykonane starannie, nie licząc oblicz najsłynniejszych futbolistów. Na dodatek, wszelkie animacje naszych podopiecznych (uaktywniane, na przykład, po zdobyciu bramki) są takie same, jak w FIFIE 06. No, może pojawiły się ze dwie lub trzy nowe.
Z komentarzem jest, niestety, tak samo. Oczywiście nie przeszkadza to, że z głośników lecą głosy Clive’a Tyldesleya i Andy’ego Graya. Problem tkwi w tym, że praktycznie to samo słyszeliśmy zarówno w FIFIE 06, jak i FIFIE World Cup Germany 2006! Około 90% wypowiedzi pozostawione w zero-siódemce bez zmian.
Inną parą kaloszy jest natomiast ścieżka dźwiękowa i odgłosy lecące z trybun. Te elementy nadal stoją na naprawdę wysokim poziomie. Kilkadziesiąt utworów umieszczonych w grze naprawdę może się podobać i łatwo wpada w ucho. Przeplatanie muzyki ze wspomnianymi głosami kibiców stanowi dodatkowe urozmaicenie warstwy dźwiękowej menu. W trakcie meczów nie brakuje wykrzykiwania nazw ulubionych klubów przez fanów przyglądających się widowisku na murawie. Wzburzenie na widok zdobytego gola oraz szmer towarzyszący utracie bramki nadal pięknie brzmią, nawet pomimo tego, że w zasadzie to samo słyszy się w każdej grze z serii.
Gwizdek końcowy
Kosmetyka, kosmetyka i jeszcze raz kosmetyka. Tak można streścić listę nowości w FIFA 07. Mógłbym jeszcze długo pisać o zmianach, tylko po co? Czy przejrzystsze przedstawienie spalonego tak naprawdę coś zmieni? Albo inna animacja rozpoczynająca mecz? Według mnie nie. Wprowadzono istne multum tak mało istotnych poprawek, że zwykła modyfikacja utworzona przez fanów do poprzedniej FIFY mogłaby prezentować wyższy poziom.
Jak bumerang wraca do nas sprawa pojedynku dwóch przeciwników: FIFA kontra Pro Evolution Soccer. Wydaje mi się, że raczej nie muszę pisać, kto jest górą. Gra stworzona pod skrzydłami Electronic Arts zapożycza sporo elementów od swojego głównego konkurenta, opracowanego przez Konami. W sumie, wypadałoby to pochwalić, bo w końcu nie ma nic złego w naśladowaniu lepszych, jednakże owe zapożyczenia dokonywane są z pewną nieśmiałością – nie dość, że FIFA czerpie mało, to jeszcze nie skupia się na najważniejszych aspektach komputerowego futbolu. EA Sports brakuje konsekwencji, by przebudować swoją serię i naprowadzić ją na ten sam (lub przynajmniej podobny) tor, którym podąża PES. Wielu graczy z pewnością by sobie tego życzyło, tylko czy producent w końcu przyjmie, że nie samymi licencjami piłka nożna stoi?
Maciej „Sandro” Jałowiec
PLUSY:
- oprawa dźwiękowa;
- większa nieprzewidywalność;
- sporo drobnych poprawek.
MINUSY:
- tylko drobne poprawki, brak poważniejszych zmian;
- grafika pozostała bez zmian.