Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 11 sierpnia 2005, 09:50

autor: Kamil Szarek

Fantastic 4 - recenzja gry

Z pozoru zwykła wycieczka dookoła stacji kosmicznej w celu zamknięcia osłon kończy się tragicznie – Ben Grimm ledwo uchodzi z życiem, a pozostali kosmonauci, nawet wewnątrz stacji, poddani zostają wpływowi promieniowania nieznanego pochodzenia.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Co łączy poniższe nazwiska: Peter Parker, Bruce Banner, Reed Richards, Susan Storm, Johnny Storm, Ben Grimm, Stan Lee? Ci z was, którzy nie przespali ostatnich kilku lat, powinni rozpoznawać przynajmniej trzy z nich. Być może więcej. Jednego bądźcie pewni: jeżeli nie spędzicie tych wakacji na Grenlandii, będziecie rozpoznawać większość.

Dlaczego? Wraz z końcem wiosny i początkiem lata (a nawet trochę wcześniej) ruszyła wielka machina reklamowa. Billboardy (jeszcze nie u nas, ale to tylko dlatego, że premierę mamy trochę później), bannery na serwisach, zwiastuny przed filmami w kinach – to wszystko krzyczy nam prosto w twarz: „Fantastyczna Czwórka”! No właśnie. Jedni z wielu dzieci Stana Lee, wspomniani wcześniej Reed Richards, Sue Storm, Johnny Storm oraz Ben Grimm, którzy na skutek dziwnej fali energii w kosmosie pozyskują niezwykłe moce, decydują się używać ich przeciwko Złym i Najgorszym, w imię Dobra i Sprawiedliwości. Chciałoby się rzec: stara śpiewka.

Bodajże pierwszym poważnym, hollywoodzkim filmem na podstawie komiksu był stworzony w 2000 roku obraz Bryana Singera X-Men. Owszem, film zarobił trochę kasy, ale prawdziwa moda na ekranizacje komiksów zaczęła się od spektakularnego sukcesu Spider-Mana w 2002 roku – tylko w pierwszym tygodniu wyświetlania na ekranach kin w Stanach Zjednoczonych film zarobił ponad 114 milionów dolarów. Reakcja producentów była do przewidzenia. W kolejnych latach przez srebrne ekrany przewinęły się tytuły znane z okładek, takie jak Hulk, Daredevil, czy Sin City (który moim zdaniem wyniósł na wyżyny sztukę odtworzenia komiksu na klatkach filmu) oraz sequele filmów, które ukazały się wcześniej: X2, Spider-Man 2.

Wszystkim wymienionym filmom (prócz Sin City i Daredevila, który miał się ukazać na PS2, ale się nie ukazał) towarzyszyły premiery gier. Czasami bardziej udane, czasami mniej – były zazwyczaj tylko po to, by na fali promocji danej marki jeszcze bardziej zwiększyć zyski. Moim zdaniem producenci gier za rzadko myśleli o tym, by stworzyć jak najbardziej wciągającą, klimatyczną grę, a za często o dochodach, jakie wiążą się z wydaniem gry o takim a nie innym tytule. Historia lubi się powtarzać – Fantastic 4 niestety nie jest wyjątkiem od reguły. Dlaczego? W kilku(nastu) kolejnych akapitach spróbuję Wam to precyzyjnie wyjaśnić. :-)

Początek fabuły już trochę znacie. Jest on ukazany w pierwszej misji. Z pozoru zwykła wycieczka dookoła stacji kosmicznej w celu zamknięcia osłon kończy się tragicznie – Ben Grimm ledwo uchodzi z życiem, a pozostali kosmonauci, nawet wewnątrz stacji, poddani zostają wpływowi dziwnego promieniowania nieznanego pochodzenia. Po powrocie na ziemię załoga trafia do szpitala Victora von Dooma, głównego fundatora całej wyprawy i jednocześnie jednego z jej członków. W tym miejscu poznają swoje ponadnaturalne zdolności oraz mają okazję przetestować je na szpitalnej ochronie, która nie rozpoznaje dawnych znajomych, jako że ich DNA uległo zmianie podczas wypadku w kosmosie. Należy zauważyć, iż czas, w jakim osadzona jest akcja Fantastycznej Czwórki to niedaleka przyszłość, ale na tyle odległa, by znalazły się w niej rozmaite mutanty oraz inteligentne roboty, będące w stanie skutecznie walczyć z ludźmi – jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba. Oczywiście nie ma mowy o takim buncie, jak w filmie Ja, Robot – maszyny wykorzystywane są tylko do ochrony danych obiektów tudzież pomocy przy codziennych czynnościach (podczas wycieczki po szpitalu trafimy na roboty podlewające roślinki).

W ciągu kilku pierwszych misji mamy czas na oswojenie się ze sterowaniem oraz wypróbowanie pierwszych bardziej złożonych ataków. Każda z postaci ma unikalne zdolności: Reed potrafi się rozciągać na dowolne odległości niczym guma, Sue może znikać i wytwarzać tarcze (posiada również umiejętność telekinezy), Ben stał się bestią, „rzeczą” – jego ciało zmieniło się w niemalże niezniszczalną skałę, zaś Johnny na zawołanie może podpalić wszystko, co tylko zechce (to taka przenośnia, gra nie daje aż takich możliwości).

W związku z odmiennymi zdolnościami, każdy heros ma odmienne umiejętności. Należy tu jednak zauważyć różnicę między pojęciami „umiejętność” i „kombo”. Umiejętności mogą być bardzo potężne, mają całkowicie odmienne efekty, zalety i wady dla każdej z postaci oraz kosztują – zależnie od siły działania – kawałek paska „Cosmic” (swego rodzaju limit używania kosmicznych mocy, regeneruje się cały czas), zaś kombosy posiadają takie same efekty, zalety i wady dla wszystkich, a ich wyprowadzenie polega na wystukaniu odpowiedniej kombinacji uderzeń (nic nie kosztuje, ale jest trochę trudniejsze. Kombinacje również są identyczne dla wszystkich).

Ten kopniak z pewnością zaboli...

Na samym początku gry dostępne mamy tylko umiejętności (trzy – tyle ma każda postać). W miarę postępu, na kolejnych poziomach pojawią się kombosy (w sumie sześć). W grze istnieje również coś takiego, jak poziomy rozwoju umiejętności/kombosów – im wyższy ten poziom, tym, rzecz jasna, potężniejszy będzie nasz atak z ich użyciem. Umiejętności mają trzy poziomy rozwinięcia, kombosy – dwa. Poziomy można zdobyć tylko w jeden sposób – poprzez kupno. Walutą są punkty, które można otrzymać za rozwalanie przeciwników w dobrym stylu oraz wykonywanie wszystkich możliwych celów misji. Skoro już mowa o celach – są ich trzy rodzaje: główne, drugorzędne oraz bonusowe. Najwięcej punktów można zarobić za wykonywanie drugorzędnych i bonusowych, przy czym drugorzędne występują dosyć rzadko, zaś bonusowe – w każdej misji. Na niektórych planszach ich wykonanie zamiast punktów przynosi wymierne korzyści w postaci zwiększenia maksymalnej pojemności paska zdrowia lub paska Cosmic. Wszystkie te rozwiązania są moim zdaniem interesujące, ale wolałbym ujrzeć to zrealizowane nieco inaczej.

Gdy niszczymy przeciwników za pomocą trudnych do wykonania kombosów, zwiększa się poziom innego paska – „Super bar”. Gdy pasek wypełni się cały, możemy aktywować ekstremalny tryb Super, w którym – przez cały (krótki) czas jego trwania, nasz heros jest niezniszczalny oraz wykonuje przepotężne ataki.

Nie sposób nie wspomnieć również o walce w drużynie. Przez część gry pod kontrolą mamy tylko jedną postać, ale jest również dużo momentów, w których dowodzimy dwoma lub większą liczbą. W danej chwili sterujesz co prawda tylko jedną postacią, ale w każdej chwili możesz przełączyć się na jedną z kontrolowanych przez komputer. Istnieje również możliwość wołania o pomoc (i oczywiście pomagania tym, którzy poproszą). Czasami, aby przejść dalej, będziesz musiał delikatnie ruszyć głową i połączyć umiejętności różnych postaci – za pierwszy lepszy przykład niech posłuży sytuacja z czwartej misji: jako Sue musisz osłonić tarczą Reeda, by ten mógł przejść przez pole siłowe i włamać się do komputera otwierającego drzwi. Warto również łączyć ataki kilku członków drużyny, by uzyskać lepsze efekty.

Jak widać, gra ma dosyć sporo z klasycznych beat-em up’s – ekstremalnych zagadek do rozwiązania za pomocą szarych komórek w tej grze nie uświadczymy (zaskoczeni? :p). Jedynymi chwilami, w których musimy zmusić mózg do pracy, są wspomniane momenty współpracy między członkami drużyny oraz czas rozgrywania mini-gry dla Reeda (każda postać ma odmienną mini-grę, ale tylko ta jedna nie jest typowo zręcznościowa), polegającej na włamywaniu się do komputera. Zajmuje to jednak kilkanaście sekund. Twórcy gry serwują nam więc czysto odmóżdżającą rozrywkę. Dobrze to, czy źle? Wszyscy pamiętamy sukces Serious Sama. Między Fantastic 4 a Poważnym Samem jest jednak duża różnica. Przy tworzeniu SS programiści z Croteam nie próbowali udowodnić, że ich gra jest czymś więcej niż typową nawalanką, tu jest nieco inaczej (ale to raczej wina marki Fantastic Four, a nie programistów). Ponadto, tamta gra była znacznie lepiej zrealizowana pod każdym względem... ale ponieważ są to dwie całkowicie odrębne pozycje, wstrzymam się od dalszych porównań...

Jeżeli będziesz bardzo zdeterminowany, trafisz nawet do piekła.

Tak czy inaczej, to, co dotychczas napisałem, brzmi obiecująco: dużo walki ubarwionej specyficznymi umiejętnościami, kupowanie ulepszeń, akcja, działanie w drużynie... Prawda jest taka, że ostateczny obraz tego kamienia psuje skaza w postaci kiepskiej realizacji pomysłów od strony technicznej. Grafika pozostawia wiele do życzenia – odstaje od norm, do których jesteśmy już raczej przyzwyczajeni. Szczególnie kuleją modele niektórych, mniej istotnych postaci, np. pielęgniarek czy przechodniów. Nie jest jednak prawdziwym powodem, dla którego gra może się nie spodobać – przynajmniej dla mnie.

Najbardziej irytuje praca kamery oraz sterowanie. Postacie ruszają się wokół własnej osi w dziwny sposób, a dynamiczna kamera niejednokrotnie potrafi po prostu wkurzyć swoim dziwnym ustawieniem (szczególnie podczas ważnych pojedynków). Dziwi również fakt, że w dobie, gdy producenci gier starają się utworzyć możliwie najbardziej zniszczalne i efektowne środowisko, tutaj jesteśmy ograniczeni – czasem nawet nie można wejść do pewnych teoretycznie dostępnych miejsc. Dostępu bronią niewidzialne ściany. Co ciekawe, nasi wielcy, niesamowici herosi również są ograniczeni... Ruchowo. Co to za bohater, który nie potrafi zwisać na krawędzi np. urwiska czy balkonu? Nawet cywile to umieją (widać to w niektórych momentach gry).

AI przeciwników sprowadza poziom rozgrywki do... Hm, do takiego „wirtualnego” poziomu podstawówki. Trzy razy kilka: kilka przeciwników, kilka kombosów i kilka kroków do przodu. Oczywiście, przez jakiś czas może się to podobać, ale po kilkunastu poziomach brak oryginalnych rozwiązań i ciekawszych możliwości po prostu nudzi. Brakowało mi tej „iskry”.

Chyba największym w moich oczach plusem Fantastic 4 są wspaniałe dodatki – coś, czego brakuje bardzo wielu dzisiejszym produkcjom – i nie chodzi mi tu o dodatkowe plansze, które są krótkie i bezbarwne, lecz o dodatki w stylu szkiców, okładek pierwszych wydań komiksów Fantastic Four. Nie zabrakło również interesujących wywiadów z aktorami wcielającymi się w główne role w filmie oraz z samym Stanem Lee. Niektóre, pokazujące na przykład pracę Michaela Chiklisa (Ben Grimm) przy nagrywaniu kwestii do gry, czy też Stana Lee, grającego w grę na podstawie jego komiksów, mogą rozbawić (i robią to!). Wszystkie dodatki kupuje się za punkty – oprócz tych ze Stanem Lee, które można uzyskać za zbieranie ukrytych symboli F4 z plansz. Zwiększa to „replay value”, gdyż ulepszeń dla postaci i jednocześnie dodatków nie da się kupić po przejściu gry wyłącznie na jednym poziomie trudności. Na plus można zaliczyć również dostępny tryb cooperative – wiadomo, że z drugą osobą gra się ciekawiej. Niestety, tu jeszcze bardziej da się odczuć marną pracę kamer.

Gra nie posiada trybu multiplayer, co w czasach dynamicznego rozwoju Internetu nieco dziwi – mogłoby być ciekawie (i znacznie dłużej – tryb dla pojedynczego gracza nie jest przesadnie długi, a tryb Arena szybko się nudzi, w moim odczuciu był tylko dodatkiem). Pod względem dźwięku nie mogę grze chyba nic zarzucić. Kwestie nagrane przez profesjonalnych aktorów brzmią po prostu świetnie (szczególnie te autorstwa wspomnianego już Michaela Chiklisa).

Przy wystawianiu oceny miałem delikatny dylemat. Postawiłem jednak taką, a nie inną, ze względu na to, że – czego nie da się ukryć – gra dostarcza trochę przyjemności i pomimo wszystkich wad, chce się grać dalej (przynajmniej przez jakiś czas, dopóki wady gry nie zaczną wyjątkowo denerwować). Jeżeli oczekujesz od tego tytułu sporej dawki walki i akcji – to coś dla Ciebie. Myślę, że znajdzie się spora garstka fanów gry, którym ten styl zdecydowanie się spodoba. Tak czy inaczej – to raczej nie dla mnie, nie będę jednym z nich.

Kamil „Draxer” Szarek

PLUSY:

  • przede wszystkim... DODATKI!
  • zadowalający poziom grywalności (z początku).

MINUSY:

  • kiepskie sterowanie, kiepska grafika, kiepska praca kamer;
  • małe zróżnicowanie ruchów poszczególnych postaci;
  • brak trybu multiplayer;
  • niski poziom grywalności (pod koniec).
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.