Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 10 lipca 2006, 11:31

autor: Bartek Czajkowski

Emergency 4: Global Fighters For Life - recenzja gry

Nowatorsko opracowany tryb kampanii z szeregiem zróżnicowanych misji, dziesiątki rodzajów sprzętu i jednostek ratowniczych, zabawa w trybie multiplayer - oto czwarta część Emergency.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Pamiętacie na pewno, jak długo mówiło się i nadal mówi o numerze alarmowym 112. Miał on być centrum dowodzenia dla wszystkich służb – zarówno dla policji, straży pożarnej jak i pogotowia ratunkowego. Wieloosobowe zespoły „ekspertów” miesiącami debatowały, planowały, wdrażały różnorakie pomysły w życie, a jedynym tego efektem, w przypadku gdy życie stoi pod znakiem zapytania, jest słyszany w słuchawce wolny sygnał bądź, co gorzej, głos pani z centrali informującej, że „połączenie nie może być zrealizowane”. Cóż, dziesiątki czy setki ludzi nie mogą sobie z tym problemem poradzić do dziś, my za to dzięki studiu Sixteen Tons Entertainment możemy już po raz czwarty, skoordynować służby sami. I, z całym szacunkiem, na pewno wyjdzie to każdemu z nas lepiej.

Znana i posiadająca wierną rzeszę fanów seria doczekała się swej kolejnej odsłony. Na nowo opracowany tryb kampanii, ciekawe niewykorzystane do tej pory scenariusze, tryb rozgrywki multiplayer pozwalający na zarządzanie siłami razem z kumplem (bądź koleżanką rzecz jasna), nowe wozy, ekwipunek czy w końcu idący z duchem czasu silnik graficzny. Na to wszystko miłośnicy niesienia pomocy bliźnim czekali od ponad roku. Czy ten czas wystarczył twórcom, aby faktycznie odświeżyć produkt, czy może dostajemy jedynie odgrzanego, ale nie do końca świeżego kotleta?

No dobra chłopaki, to ja może skoczę po jakieś pączki co?

Pierwszym i głównym zarazem czynnikiem, odróżniającym najmłodsze dziecko STE od swych braci, jest wymyślony na nowo tryb kampanii. Na nasze barki spada kierowanie miejscowym centrum zarządzania kryzysowego. I to zarządzanie w pełnym wymiarze – nie tylko kierujemy bowiem wszelkimi służbami, ale również dbamy o budżet. Oczywiście nic kosztem ludzkiego bezpieczeństwa, jednak musimy starać się działać tak, aby było za co inwestować w nowy sprzęt. A tego tutaj nie mało. Poza standardowymi i wozami pożarnymi, policyjnymi radiowozami czy ambulansami pojawiają się przykładowo takie nowinki jak strażacki bombardier czy przeznaczony do misji zwiadowczych śmigłowiec techników.

Naszym centrum dowodzimy w mieście może niedużym, ale za to tętniącym życiem. Akcja rozgrywa się tu w czasie rzeczywistym, stąd też nie odklejając się od monitora trudno zaznać choć chwili wytchnienia. Wszystko to za sprawą tego, że główne misje kampanii zostały poprzeplatane z drobnymi incydentami zachodzącymi od czasu do czasu w mieście – przykładowo omdlenie starszej kobiety, niewielki pożar na straganie czy drobny złodziejaszek grasujący w okolicach banku. Jednak jako, że na starcie dysponujemy jedynie najprostszymi środkami pracy (a nic przecież nie ma za darmo) nietrudno domyśleć się, jaki, poza zgrabnym wydłużeniem trwania rozgrywki, zamysł mieli twórcy. Po odpowiednim upływie czasu, za każdą udaną interwencję otrzymujemy dotację. A w większości przypadków za zdobyte w ten sposób fundusze jesteśmy zmuszeni do zakupu sprzętu, który jak się zaraz okazuje, będzie niezbędny do wykonania następnej misji.

Samych scenariuszy nie brakuje. Do wykonania przygotowano dwadzieścia jeden, z czego każde umieszczono w innej scenerii, wymaga podjęcia innych działań i użycia zróżnicowanych sił. Nie ma tu już więc przypadkowo wznieconych pożarów czy wybiegającego niewiadomo skąd rabusia. Każde zdarzenie jest dokładnie „odgórnie” zaplanowane i poprzedzone kilkunastosekundowym filmem wprowadzającym w zaistniałą sytuację. Weźmy dla przykładu powódź – poziom wody gwałtownie wzrasta, w korytach zaczyna brakować miejsca i w efekcie woda zaczyna wdzierać się na ulice miasta. Naszym zadaniem jest możliwie jak najszybsze zsynchronizowanie wszystkich sił tak, aby zahamować wylewającą wodę, ewakuować mieszkańców i (w tak zwanym międzyczasie) zabezpieczyć ich mienie. Zadanie niełatwe, zwłaszcza jeśli na wykonanie ma się zaledwie kilkadziesiąt wirtualnych minut.

Podjęcie innych czynności wymaga akcja, w której celem jest ujęcie handlarza prochów. Tutaj do działania musimy zatrudnić sztab policjantów (w tym nawet snajperów), techników którzy zabezpieczą samochód bandziorów, oraz negocjatora, który zręcznie poprowadzi rozmowę, gdy mafiozo, wyczuwając zagrożenie, weźmie sobie zakładników. Po zsumowaniu wszystkich misji z, może nie tak zróżnicowanymi ale odprężającymi, zadaniami pobocznymi panowie z STE mogą w pełni zasłużenie chełpić się umiejętnością zorganizowania graczom wieeelu godzin przed monitorem.

Panowie... jak dzieci, to który zaczął?

Nawet niedługo po zakończeniu kampanii miło jest wrócić do gry i posiedzieć niezobowiązująco przy tzw. „niekończącej się rozgrywce”. W tym trybie odsłonięte są już wszystkie wozy, profesje i inne atrakcje, a zadania, czasem do złudzenia przypominają te prostsze, wspomniane już wyżej. Mimo wszystko przedłuża to w pewnym stopniu żywotność gry i przejście samych głównych scenariuszy, nie powoduje lądowania płyt na dnie szafy.

Dowodzenie flotą ratowniczą nie należy do skomplikowanych. Interfejs jest przemyślany i intuicyjny więc większość czynności wykonać można za pomocą jednego czy dwóch kliknięć myszką. Większość, nie oznacza jednak wszystkiego. To, co na początku doprowadza do prawdziwej frustracji, to mapa. Element jakże ważny – zaznaczane są na niej miejsca, do których należy jak najszybciej dotrzeć z pomocą. Trudno jednak o to, gdy ta, nie wiedzieć czemu, przesuwa się w dokładnie przeciwnym kierunku w stosunku do tego, który rzeczywiście chcieliśmy obrać (i bynajmniej nie jest w żaden sposób odwrócona). Do pokrętnego zamysłu, mniej więcej w połowie gry można przywyknąć, jednak w następnej części warto byłoby pomyśleć o opracowaniu tego detalu na nowo.

Kolejnego powodu do krzywienia się dostarcza zachowanie naszych podopiecznych. Wyobraźmy sobie taką sytuację: podczas odbywającego się w plenerze koncertu następuje poważna awaria oświetlenia. Pojawiają się iskry, zaraz za nimi dym, w końcu ogień zajmuje scenę, a spanikowany tłum dodatkowo jeszcze komplikuje sytuację depcząc się wzajemnie podczas próby ewakuacji. W tym czasie wszystkie służby szybko wyruszają na sygnale do centrum zdarzenia. Gdy jednak dojeżdżają do celu wszystko zaczyna przypominać niezłą farsę. O ile policjanci biegiem interweniują i ewakuują widownię o tyle zupełnie inne podejście prezentują lekarze i w końcu najwyżej oceniana u nas grupa zawodowa – strażacy. Ci drudzy na widok płonącej sceny spokojnie wychodzą z samochodu, bez pośpiechu wyjmują z wozu węże czy gaśnice, a następnie tempem średnim-spacerowym udają się na miejsce akcji. Nie inaczej jest ze służbą zdrowia. Dojście sanitariusza do rannego w realnej sytuacji mogłoby kosztować biedaka utratę życia już cztery do pięciu razy. Jednak poza ironicznym uśmiechem na twarzy, sytuacje te owocują jeszcze wywoływaniem skrajnie innych emocji. Stracone w ten sposób cenne kilka sekund trzeba bowiem nierzadko opłacić powtarzając tę samą misję.

Poziom trudności jest dość (a czasem nawet nazbyt) wyśrubowany. Można go dopasować do swoich umiejętności wybierając spośród trzech klasycznych (łatwy, średni i trudny), jednak gdy na ekranie dużo się dzieje, nawet dla największego wyjadacza ten średni może stanowić spore wyzwanie. W przypadku, gdy wskutek niepowodzeń, zaczynamy kląć pod nosem, można poprosić o pomoc kolegę. Emergency dopiero teraz, w czwartej części oferuje zabawę po sieci w trybie cooperative. Łączymy więc wspólnie siły i nawet ratownicza misja na Dalekim Wschodzie czy poskromienie terrorystów nie stanowią wówczas dla nas problemu.

Pod względem graficznym wszystko jest w porządku. Jest pełne 3D, nienaganna animacja, ale nic poza tym. Nawet ustawiając detale na najwyższy poziom, nie ma mowy o idealnym odwzorowaniu efektów pogodowych czy robiącej wrażenie grze światła i cienia. Zabudowania, ulice, przechodnie czy wreszcie wozy i załogi również wykonane są poprawnie, ale bez fajerwerków. To wszystko sprawia, że mniej wprawne oko nie odróżni nawet części czwartej od poprzednika sprzed roku. Brak porywającej grafiki wpływa jednak dla niejednego z nas na plus. Zmniejszając liczbę detali i wyłączając część dodatkowych opcji, grą mogą cieszyć się też posiadacze nieco starszych konfiguracji, jak te zakupione w zeszłym miesiącu.

Podstawowym walorem gry, przewijającym się w publikacjach już od czasu ukazania na rynku pierwszej części jest edukacja. W erze, gdy komputer wypiera już nie tylko słowo pisane, ale nawet telewizję, produkt, który pochłaniając sporo wolnego czasu, interesuje i uczy, należy uznać za, niejako, wyjątkowy. Jeśli bowiem po grze, choć jedna osoba podrapie się po głowie przed tym, jak wyrzuci w lesie niedopałek czy zdejmie w strefie nogę z gazu, studio STE odniesie podwójny sukces.

Czego bym nie napisał na koniec, fani serii i tak bez zastanowienia pobiegną do sklepu. Tym natomiast, którzy serii Emergency nie znają, bądź jedynie o niej słyszeli, czwartą część mogę bez wahania polecić. Nowatorsko opracowany tryb kampanii z szeregiem zróżnicowanych misji, dziesiątki rodzajów sprzętu i jednostek ratowniczych, zabawa w trybie multiplayer czy wreszcie walory edukacyjne przesłaniają pewne niedociągnięcia. Poza tym, w końcu zawsze musi być coś do poprawienia w części piątej...

Bartosz „Bartolomeo” Czajkowski

ZALETY:

  • długi i zróżnicowany tryb kampanii, wzbogacony o dodatkowe misje poboczne;
  • spory wybór sprzętu i jednostek;
  • intuicyjny interfejs;
  • opcja multiplayer;
  • walory edukacyjne.

WADY:

  • spartaczona mapa;
  • spacerowanie jednostek podczas akcji.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?