Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 kwietnia 2001, 10:20

autor: Krzysztof Szulc

Diablo - recenzja gry

Diablo to drugie dziecko Blizzarda, które zyskało co najmniej tak wielką sławę (a może nawet i większą), jak Warcraft. Obecnie na rynku króluje już jego następca, warto jednak zastanowić się od czego wszystko się zaczęło.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Blizzard

Każda nowo powstała firma zajmująca się produkcją gier, marzy o stworzeniu tego jedynego tytułu, który na zawsze umieściłby ją w panteonie najlepszych przedstawicieli komputerowej rozrywki. Gdy już uda się ten cel osiągnąć i dotrzeć na sam szczyt, to przy odrobinie umiejętności można na nim utrzymać się latami dzięki tej jednej produkcji. Osiągnąć to można poprzez przedstawienie po kilku miesiącach jakiegoś dodatku do swojego hitu w postaci dodatkowych scenariuszy, bądź też poziomów. Kolejnym krokiem jest, co rok lub co dwa, wprowadzanie na rynek następcy swojego “cudownego dziecka”, opatrzonego kolejnym numerkiem i ewentualnie nowym podtytułem. Blizzardowi to się udało. W dodatku udało się dwukrotnie.

Pierwszą grą, dzięki której firma ta zaistniała w branży był „Warcraft”. Ten rewelacyjny RTS doczekał się kontynuacji w postaci „Warcraft II: Tides od Darkness”, a już wkrótce możemy spodziewać się trzeciej odsłony. Poza tym w międzyczasie pojawił się alternatywny „Starcraft”, który także szybko osiągnął rangę hitu.

Drugim dzieckiem Blizzarda, które zyskało co najmniej tak wielką sławę (a może i większą), jak starszy brat okazał się być „Diablo”.

RPG czy gra zręcznościowa ?

Blizzard reklamował swoje nowe dokonanie jako grę role - playing. Założenie to wywołało w swoim czasie spore zamieszanie w prasie branżowej. Według skromnej osoby niżej podpisanego, który za klasyczne RPG uważa produkcje takie jak seria „Eye of the Beholder”, bądź też trylogia „Ishar”, „Diablo” do tej grupy zaliczyć w pełni nie można. Delikatnie mówiąc jest to komputerowa gra fabularna z silnie zaakcentowanym wątkiem zręcznościowym. Prawdę powiedziawszy pamiętam, że w czasie, gdy „Diablo” weszło na rynek, nie było drugiej produkcji, w której z taką intensywnością trzeba było uderzać w przyciski myszy. Jest to raczej gra z pogranicza RPG i zręcznościówek, ale mimo wszystko z przewagą cech tego pierwszego gatunku. Podówczas można było „Diablo” umieścić na tej samej gałęzi co „Ultimę 8: Pagan” i mało popularnego „Druida”.

Fabuła

Fabuła gry jest dość oryginalna i ciekawa. Jak sam tytuł wskazuje, mamy do czynienia z motywem piekła. Nie jest to jednak piekło znane z takich produkcji jak „Littil Divil”, czy też „Afterlife”. Tutaj mamy do czynienia nie z karykaturalnym złem, a Złem przez wielkie “Z”, reprezentowanym przez najgorszego ze wszystkich - Diablo. On to, jako ostatni z Wielkiej Trójki, którą oprócz niego tworzyli jeszcze Mefisto - Pan Nienawiści oraz Baal - Pan Zniszczenia, został złapany i zamknięty w Kamieniu Dusz. Dokonali tego członkowie utworzonego przez archanioła Tyraela zakonu Horadrim, którzy następnie umieścili kamień w podziemiach swojego klasztoru w mieście Tristram. Potęga Diablo była jednak tak wielka, że zdołał on opętać arcybiskupa Lazarusa i uwolnić się po wielu latach z zamknięcia. Jego pierwszą ofiarą padły dusze króla Leorica i jego wojska, a kolejnymi było wielu mieszkańców Tristram oraz śmiałkowie, którzy ośmielili przeciwstawić się potędze Zła.

Postacie

Jak łatwo się domyślić, kolejną potencjalną ofiarą staje się gracz. Możemy się wcielić w jedną z trzech postaci. Są to kolejno: wojownik, łuczniczka ( w oryginale rogue - łajdaczka?) oraz mag. Każda z nich charakteryzowana jest przez cztery właściwości: siłę, magię, zręczność i żywotność. Owe umiejętności można zwiększać poprzez awansowanie na kolejne poziomy doświadczenia, używanie specjalnych przedmiotów, korzystanie z niektórych ołtarzy bądź też pijąc specjalne mikstury.

Atmosfera

Atmosfera to jeden z głównych atutów tej produkcji. Wszystko jest tu mroczne, ponure. Klimat gry tworzy wszechobecne, namacalne zło. Szesnaście kondygnacji podzielonych na cztery odrębne lokacje już samym wyglądem budzi emocje. Najstraszniejsze są ostatnie poziomy, gdzie co chwilę spotykamy powbijane na pal ciała poskręcane w przedśmiertnych konwulsjach a przestrzeń między ścianami wypełniona jest krwią. Układ labiryntów generowany jest losowo, toteż nigdy nie wiemy co się kryje za rogiem; jaka okrutna bestia czeka tam na nas. Wierzcie mi, wrażenie jakie wywołuje otwarcie nieznanej komnaty i usłyszenie okrzyku „aaa, fresh meat” zanim jeszcze ujrzymy postać sunącego na nas potwora z rzeźnickim tasakiem, jest piorunujące. Na dodatek wszystko opatrzono perfekcyjnie opracowaną, dobrze dopasowaną muzyką. Dźwięki również są nienaganne. Każdy potwór ginie w charakterystyczny sposób a odgłosy wydawane podczas agonii są przyjemne dla ucha (trochę to perwersyjne no nie?).

Miasto

Naszą bazą wypadową jest miasto. Klimatem nie odbiega ono znacznie od podziemi klasztoru. Jest tu tak mroczno, że pod tym względem przewyższa je jedynie Gotham City z „Batmana” , no i może jeszcze część Pragi Południe nocą. W mieście spotkamy osiem postaci, ale jedynie z połową z nich warto rozmawiać więcej niż jeden raz. Wracać do Tristram trzeba i to bardzo często. Możemy tu naprawić, sprzedać lub kupić broń i inne przedmioty ułatwiające “wycieczkę” po lochach oraz załatwić wszystkie sprawy związane z naszym zdrowiem, poziomem mana oraz znajomością czarów.

Broń i czary

Ogólnie rzecz biorąc ilość artefaktów oferowanych przez grę jest ogromna. Wśród samej broni wybór jest naprawdę spory: od bardzo słabych sztyletów i łuków po niezniszczalne miecze zwiększające nasze umiejętności w każdej dziedzinie. Oprócz tego znajdziemy tu liczne zbroje, pierścienie i amulety, których różnorodność także budzi podziw. Wiele z tych przedmiotów ma własności magiczne, ale aby je poznać musimy wpierw zidentyfikować daną rzecz u Caina, bądź też użyć specjalnie przystosowanego do tego czaru.

Wszystkich zaklęć jest około trzydzieści, ale jak to zwykle w bywa, jedynie część z nich znajduje wykorzystanie w praktyce. Do najważniejszych zaliczyć należy:

  • Healing - (uzdrowienie) bezsprzecznie najpraktyczniejszy czar w grze;
  • Town Portal - (teleportacja do miasta) drugi bardzo użyteczny czar pozwalający na jednokrotne przeniesienie do Tristram a następnie powrót do podziemi. Jest to o tyle wygodne, że drogi “na skróty” są jedynie trzy a przejście późniejszych poziomów wymaga od nas czasami nawet trzykrotnej wycieczki na powierzchnię.

W zasadzie można się obyć bez innych zaklęć chociaż na pewno interesujące są:

  • Stone Curse - zamienia chwilowo przeciwnika w głaz; idealny do walki z Butcherem;
  • Infravision - ukazuje wszystkie dotychczas niewidoczne monstra w zasięgu naszego wzroku;
  • Identify - jak już wspominałem, jest to tańszy sposób rozpoznania niezidentyfikowanych przedmiotów magicznych;
  • Fire Wall - tworzy ścianę ognia
  • Flame Wave - tworzy ruchomą ścianę ognia
  • Holy Bolt - wyrzuca w stronę przeciwnika kulę energetyczną; idealny do walki ze szkieletami a zwłaszcza ich przywódcą - królem Leoriciem.

Z czarami zapoznajemy się na trzy sposoby. Najlepszym jest wyuczenie danego zaklęcia poprzez przeczytanie odpowiedniej księgi. Inną metodą jest używanie scrolli z danym czarem. Niestety jeden scroll umożliwia jednokrotne użycie zaklęcia. Ostatnim sposobem stosowania magii jest wykorzystywanie specjalnych różdżek. Każda z nich ma przyporządkowany jakiś czar, który można używać, ale w ograniczonej ilości. Gdy moc takiej różdżki ulegnie zużyciu, można ją zawsze zregenerować udając się w tym celu do Adrii - wiedźmy mieszkającej w północno-wschodniej części Tristram.

Multiplayer

W trybie single „Diablo” jest „jedynie” bardzo dobry. Prawdziwe oblicze gry ukazuje się w trybie multiplayer. Jest ona wręcz stworzona dla wieloosobowych zmagań. Formy połączeń są standartowe: modem, kabelek, sieć. Najciekawsze jest jednak granie przez Internet na battle.net . Można tu spotkać różnych nawiedzonych gości, którzy tylko czekają na frajera na jakimś niskim, trzydziestym poziomie doświadczenia aby wysłać go...do miasta. Tak, to nie żarty, w trybie multi player każda porażka kończy się powrotem na powierzchnię. Równocześnie tracimy część posiadanych przez nas pieniędzy oraz wszystkie przedmioty nie schowane w plecaku, to znaczy trzymaną w ręku broń, zbroję, pierścienie itd. Jest to bardzo nieprzyjemne, ponieważ zwykle po tym incydencie nasz obecny stan posiadania nie pozwala na powrót do podziemi w celu nakopania temu s*.* , który to uczynił :-)

Oprócz braku funkcji „load” i „save”, ważną różnicą między grą w pojedynkę a opcją multiplayer jest występowanie trzech poziomów trudności. O ile z rozgrywką w trybie „normal” nie ma żadnych problemów, to w przypadku dwóch pozostałych ( „nightmare” i „hell” ) samo rozpoczęcie gry wymaga kolejno dwudziestego i trzydziestego poziomu doświadczenia. Wielu graczy ucieszy fakt, iż można grać w trybie multiplayer także samemu. Nie oddaje to nawet połowy radości jaka płynie z zabawy z żywym przeciwnikiem, ale i tak uważam, że jest to znacznie ciekawsze aniżeli rozgrywka w trybie single player. „Diablo” jest po prostu stworzone do grania w kilka osób. Chociaż trzeba uczciwie przyznać, że jeśli ktoś myśli tylko o zabawie w sieci, powinien zaopatrzyć się jednak w sequel – „Diablo II”

Podsumowanie

Muszę przyznać, że moja opinia o grze kształtowała się w sposób co najmniej dziwny. Gdy zetknąłem się z wersją demonstracyjną byłem bardzo rozczarowany - niewygodna wydawała mi się obsługa, sposób kierowania postacią i sekwencja walki. Następnie zetknąłem się z pełną wersją programu. Tym razem moja reakcja była zupełnie odmienna – „Diablo” da się lubić. Grałem całymi godzinami, a gdy wreszcie dobrnąłem do końca, w tym samym dniu zacząłem wszystko od początku. Teraz po tylu latach muszę przyznać, że gra, mimo iż nie dostarcza tyle emocji co kiedyś, wciąż da się lubić. Może to dziwne, ale naprawdę nie można powiedzieć, że „Diablo” trąci myszką. Może dlatego, że sequel również prezentuje się nam w rozdzielczości 640x480?

Nie mogłem jednak po trzykrotnym dobrnięciu do końca nie zauważyć pewnych minusów. Bardzo denerwująca jest na przykład statyczność miasta. Wszystkie postacie znajdują się wciąż w tych samych miejscach, w tych samych pozach, niemal nieruchomo. Zawsze panuje tam półmrok ( chyba że się użyje funkcji brightness) a całkowity obszar poruszania się jest bardzo niewielki. O ile ciekawsze byłoby rozgraniczenie na dzień i noc. Nie moglibyśmy wtedy skorzystać z usług kowala po zapadnięciu zmroku a nad ranem postacie takie jak Cain czy też Wirt, znajdowalibyśmy w różnych częściach Tristram. Można jeszcze zarzucić grze, że jest zbyt krótka i za łatwa, że mało tu zadań nie związanych ściśle z akcją, ale po co? Przecież to była, jest i zawsze już będzie gra kultowa!

Krzysztof „Sukkub” Szulc

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

U.V. Impaler Ekspert 8 grudnia 2010

(PC) Wystawienie tej grze wysokiej noty nie nastręcza mi dziś żadnych trudności, tak jak nie stanowiło to problemu dekadę temu – nie muszę podpierać się sentymentem, by stwierdzić, że Diablo jest produktem świetnym.

9.0
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.