Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 14 lipca 2006, 14:31

autor: Jacek Hałas

Devil May Cry 3: Dante's Awakening - Edycja Specjalna - recenzja gry

PeCetowy Devil May Cry 3 w dalszym ciągu jest ŚWIETNĄ grą, z którą wszyscy miłośnicy efektownych i zarazem dość złożonych zręcznościówek zdecydowanie powinni się bliżej zapoznać. Nie ma co jednak ukrywać – to jedna z trudniejszych gier...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jedną z gier, której faktycznie zazdrościłem (i z całą pewnością nie byłem w tym odosobniony) posiadaczom najpopularniejszych konsol był Devil May Cry. Do tej pory przygody półczłowieka-półdemona zarezerwowane były wyłącznie dla właścicieli „czarnulek”. Pomimo, iż druga część serii przez wiele osób uznawana była za nieco słabszą, Devil May Cry był, jest i zapewne jeszcze przez wiele lat będzie kojarzony ze ścisłą czołówką wydawanych na tę platformę tytułów. Po cichu liczyłem oczywiście na przeniesienie całej trylogii na komputery osobiste. Muszę jednak przyznać, iż pomysł skonwertowania samej trzeciej części wydał mi się nieco dziwny. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że poprzednie odsłony serii osobom spoglądającym jedynie na grafikę czy datę premiery oryginalnej wersji mogłyby wydać się niepotrzebne i jednocześnie bardzo przestarzałe. Nie ma co jednak narzekać, gdyż DMC3 doczekał się już swojej PeCetowej premiery i nie zapowiada się na to, żeby dołączyły do niego dwa pozostałe tytuły. Czy gra jest równie dobra jak na konsoli firmy Sony? I jak prezentuje się właściwa rozgrywka, zważyszy, iż poprzednie konwersje Capcomu były zazwyczaj dość „toporne”? Na te i wiele innych pytań w dalszej części recenzji postaram się odpowiedzieć.

Ttt... tata?!

Już na wstępie zasugerowałem, iż wydanie na PC wyłącznie trzeciej części może w znacznym stopniu utrudnić zabawę tym graczom, którzy od nowo wydawanych tytułów oczekują głównie wciągającej fabuły. Na szczęście, nie jest tak źle, jak mogłoby się początkowo wydawać, gdyż Devil May Cry 3 jest prequelem poprzednich części serii. Bierzemy więc udział w wydarzeniach, które doprowadziły do opowiedzianych już przez producentów scen. Na konsolach niektórym graczom mogło się to nie podobać. Wiedzieli oni bowiem, w jaki sposób się to wszystko zakończy. Posiadacze komputerów osobistych są na szczęście w nieco bardziej komfortowej sytuacji. Nie zmienia to jednak faktu, iż z przedstawionymi przez producentów wydarzeniami czy wieloma postaciami trzeba „zapoznawać się” na bieżąco. Na szczęście fabuła nie jest na tyle zawiła, żeby nie można było większości rzeczy zrozumieć, choć jak na solidny produkt przystało, gra oferuje wiele zaskakujących zwrotów akcji.

W trakcie zabawy wcielamy się w postać Dante. Tak jak już wcześniej wspomniałem, jest on półczłowiekiem-półdemonem. Ujmując to wszystko w dość dużym skrócie, Dante staje w obronie ludzkości, próbując jednocześnie doprowadzić do unicestwienia swojego demonicznego brata bliźniaka – Vergila. Główny wątek fabularny jest oczywiście zdecydowanie bardziej rozbudowany. W trakcie zabawy istotną rolę odgrywają też inne postaci, jak chociażby zajmująca się eksterminacją potworów na masową skalę Lady.

O... jak miło, że się kolega zatrzymał. Mogę się zabrać?

Zdecydowanie najciekawsza jest jednak sama forma prezentacji kolejnych wydarzeń. W grze generalnie mamy do czynienia z dwoma rodzajami filmików. Do pierwszej grupy możemy zaliczyć te scenki przerywnikowe, które wyświetlane są pomiędzy kolejnymi poziomami. Dotyczą one w głównej mierze rozwoju akcji. W moim przekonaniu stanowią one jeden z najmocniejszych punktów opisywanej zręcznościówki. O ile jeszcze początkowe poziomy wydają się być dość „senne”, o tyle już od 5-6 etapu dzieje się BARDZO dużo ciekawych rzeczy. Druga grupa filmików nie każdemu przypadnie do gustu. Scenki te najczęściej stanowią bowiem pokaz ekwilibrystycznych zdolności głównych bohaterów, ze szczególnym uwzględnieniem Dante oraz wspomnianej już wyżej Lady. Jeśli tylko komuś nie przeszkadzają akcje, przy których ruchy z Maxa Payne’a czy filmowego Matrixa wydają się być bajecznie proste, to faktycznie można się przy nich świetnie bawić. W grze nie zabrakło zresztą wielu humorystycznych akcentów, pojawiających się najczęściej w dialogach. Po raz kolejny wypadałoby przywołać w tym miejscu duet Dante-Lady, a także pewnego błazna. Nie oznacza to oczywiście, iż Devil May Cry 3 jest tylko i wyłącznie parodią filmów czy wybranych książek. Jest tu też sporo okazji do zadumy.

Dla osoby, która wcześniej nie miała żadnego kontaktu z serią, opisywana zręcznościówka może wydać się dość nietypowa. Recenzowanej grze najbliżej jest chyba do serii BloodRayne, choć Devil May Cry 3 ma znacznie więcej do zaoferowania. Nie skłamię chyba mówiąc, iż zabawa w zdecydowanej większości nakierowana jest na toczenie widowiskowych pojedynków z napotykanymi w trakcie zabawy demonami. Bardzo istotną rolę odgrywa w tym przypadku poprawne wykonywanie combosów. Należy jednak pamiętać o dwóch sprawach. Przede wszystkim, zdobycie wysokopunktowanego combosa wymaga wykonywania wielu różnych typów uderzeń. Powtarzanie tych samych ciosów nie wystarczy.

W moim przekonaniu jest to świetny pomysł, który powinien nauczyć czegoś więcej szczególnie tych graczy, którzy w podobnych zręcznościówkach ograniczali się wyłącznie do maniakalnego uderzania w ten sam klawisz. Jak już wspomniałem, combosy są odpowiednio punktowane. O rozdziale otrzymanych punktów powiem jednak nieco później. Druga istotna kwestia związana jest z ciągłością wykonywanych combosów. Jakikolwiek udany atak ze strony wroga przerywa daną kombinację. Ponadto w celu utrzymania combosa nie można robić sobie dłuższych przerw pomiędzy kolejnymi atakami. Z pomocą przychodzą najczęściej dostępne giwery, dzięki którym można zaatakować dalej rozstawionych oponentów, równolegle biegnąc w ich stronę.

Długo jeszcze potrwa ta gra wstępna? ;-)

Na tym możliwości gry się nie kończą. Bardziej doświadczonym graczom spodoba się zapewne opcja pozwalająca na wykonywanie bloków czy efektownych kontr. Kolejna bardzo istotna kwestia związana jest z przyjmowaniem jednego z kilku dostępnych stylów walki. Ma to bardzo istotny wpływ na przebieg starć. Każdy ze stylów stara się bowiem premiować nieco inną taktykę działania. O ile jeszcze domyślny styl (Trickster) w równym stopniu opiera się na odpalaniu różnych typów ataków, o tyle w pozostałych przypadkach różnice bywają już dość spore. Przykładowo, wybierając styl Gunslinger możemy efektowniej wykorzystywać posiadane giwery. Zupełnym przeciwieństwem jest w tym przypadku Swordmaster. Tu z kolei stawia się na wykorzystanie broni białej. Różnice pomiędzy stylami objawiają się w głównej mierze w umiejętnościach, z których możemy w trakcie zabawy korzystać. Styl Trickster oferuje na przykład wyjątkowo przydatne uniki, a Gunslinger pozwala w bardziej efektowny sposób atakować i dobijać powalonych przeciwników. Każdy ze stylów jest na bieżąco rozwijany. Wskoczenie na wyższy poziom doświadczenia odblokowuje dostęp do nowych umiejętności. Korzystając z okazji warto również wspomnieć o możliwości dokonywania przemiany w demoniczną postać. Przydaje się to w wielu trudniejszych walkach. W moim przekonaniu opcja ta pojawia się jednak nieco za późno.

Opisane wyżej walki stoją oczywiście na bardzo wysokim poziomie. Niestety, poza nimi gra ma niewiele do zaoferowania. Warto w tym miejscu przywołać popularne w wielu zręcznościówkach zagadki, którymi w omawianym przypadku tak na dobrą sprawę nas nie uraczono. Z odnalezieniem wybranej dźwigni, zniszczeniem określonych generatorów, czy też przedostaniem się na najwyższy poziom konstrukcji poradzi sobie chyba każdy. Osobiście wolałbym coś bardziej skomplikowanego. Nie podoba mi się również to, iż niektóre łamigłówki wymuszają na nas konieczność cofania się do poprzednich lokacji z dopiero co zdobytym przedmiotem. Ponowne odwiedzanie tych samych pomieszczeń nie zalicza się do przyjemnych czynności. Z pomocą przychodzą dodatkowe potwory, z którymi musimy się w takich sytuacjach uporać, ale to zdecydowanie za mało. Recenzowana gra posiada też wiele nieprzydatnych opcji, jak chociażby podręczną mapę, z której poza kilkoma poziomami nie trzeba właściwie korzystać.

Nigdy nie sądziłem, że moja muzyka może być dla innych aż tak dokuczliwa...

Devil May Cry 3 jest pod wieloma względami dość nietypową produkcją, przez co niekoniecznie każdemu gra ta musi przypaść do gustu. Opisywany produkt oferuje dwadzieścia podstawowych misji. Pomijając kwestię poziomu trudności, do której jeszcze powrócę, całą grę można byłoby ukończyć w góra dwa wieczory, gdyż przeciętny czas rozgrywania jednego etapu nie przekracza trzydziestu minut. Największa siła recenzowanej zręcznościówki tkwi jednak w całej masie różnorakich bonusów czy przedmiotów, które możemy, a w wielu przypadkach wręcz musimy zdobyć. Do tej drugiej grupy należy z całą pewnością zaliczyć przygotowany przez producentów oręż. Zdobywane w trakcie zabawy bronie posiadają bowiem dodatkowe możliwości, które trzeba sobie dopiero wykupić. To samo tyczy się różnorakich przedmiotów, jak na przykład napojów leczniczych, czy magicznych kul pozwalających wydłużyć pasek zdrowia. Każdy upgrade kosztuje i to zazwyczaj sporo.

Funkcję pieniądza pełnią czerwone kule. Można zdobywać je na wiele różnych sposobów. Najszybciej dostaje się je staczając widowiskowe pojedynki z wrogo nastawionymi istotami. W zależności od stopnia skomplikowania danego combosa można liczyć na mniejszą bądź większą premię. Kule otrzymuje się również po zakończeniu misji. Gra wyświetla wtedy pełne podsumowanie, biorąc pod uwagę między innymi dokonane zniszczenia, czy też czas ukończenia danego etapu. Jeszcze ciekawiej prezentują się ukryte misje. Są one zazwyczaj bardzo trudne, wymagając na przykład bezbłędnego pokonania grupy przeciwników. Warto do nich jednak wracać. Sama gra premiuje zresztą wielokrotne przechodzenie wszystkich misji. Przemawia za tym nie tylko możliwość odblokowania dodatkowych postaci (w tym samego Vergila), ale i przetestowania od podstaw tych stylów walki, które poprzednio z różnych względów się pominęło. Rzadko zdarza mi się trafiać na tytuły, do których nawet po skończeniu głównego wątku chciałoby się ponownie wrócić. Devil May Cry 3 z całą pewnością zalicza się do takiej kategorii gier.

Warto powiedzieć kilka słów na temat napotykanych w trakcie zabawy potworów, gdyż jest to jeden z najważniejszych elementów DMC3. Muszę przyznać, że dawno już nie miałem do czynienia z grą, w której przeciwnicy byliby aż tak zróżnicowani. Pojawiające się w początkowych etapach istoty są najczęściej bardzo łatwe do ukatrupienia. Przeważnie do ich powalenia wystarczy krótka seria z pistoletów lub kilka cięć mieczem. Dochodzi jednocześnie do sytuacji, w których próbujemy nie dać się nikomu uderzyć, nie martwiąc się przy tym o stan zdrowia głównego bohatera. Z czasem zaczynają się jednak pojawiać trudniejsi do pokonania przeciwnicy, jak chociażby demony potrafiące przyzywać inne stwory. Może się również zdarzyć tak, iż dany potwór odporny będzie na określony rodzaj ataków. Przykładowo, pojawiające się na niektórych planszach demoniczne ptaki należy najpierw „uziemić” przy użyciu jednej z posiadanych giwer i dopiero wtedy odpowiednio szybko zlikwidować.

No proszę... nie wiedziałem, że w taki miły sposób witają tu nieznajomych... ;-)

Jeszcze ciekawiej przedstawia się kwestia bossów, których z oczywistych względów nie mogło zabraknąć. Praktycznie każdy level ma swojego „strażnika”. Niejednokrotnie jest też tak, iż w trakcie rozgrywania danego etapu wpadamy na kilku zdecydowanie silniejszych przeciwników, jak na przykład teleportującą się kostuchę, czy wspomnianego już wyżej błazna. Bossowie, jak można się domyślić, są zazwyczaj BARDZO trudni do pokonania. Co ciekawe, zastosowano tu dość nietypowy schemat. W wielu grach jest bowiem tak, iż cała zabawa opiera się na znalezieniu przysłowiowej pięty achillesowej i atakowaniu bossa wedle ściśle określonego planu działania. W Devil May Cry 3 wielu bossów można rozwalić korzystając z giwer lub klasycznych typów uderzeń. Poziom trudności walk przeniesiony został bowiem na konieczność unikania ataków samych przeciwników. Wielu bossów ma bardzo pokaźny wachlarz uderzeń. Co więcej, uderzenia te przeważnie zabierają dużo energii, tak więc nie można się zbyt często mylić...

Najwyższa już chyba pora powiedzieć nieco więcej na temat jakości konwersji. Niestety, mamy tu do czynienia z tytułem przeniesionym w ogromnym pośpiechu, na co szczególnie zwrócą uwagę ci z Was, którzy w grach nie korzystają z joysticków, padów czy kierownic. Przyjemność sterowania głównym bohaterem przy użyciu klawiatury porównałbym do przytrzaskiwania sobie głowy drzwiczkami od lodówki. Pomijam oczywiście sytuacje, w których komuś jakimś cudem wyrosła trzecia ręka. Bardzo by ona pomogła, choć obawiam się, że z kolei klawiatura mogłaby wtedy odmówić posłuszeństwa. Gdyby tego było jeszcze mało, gra w żaden sensowny sposób nie próbuje ułatwić nam życia, przez co poruszanie się po oknach menu jest bardzo niewygodne. Sytuację ratuje oczywiście kupno solidnego joypada, aczkolwiek wolałbym gdyby producenci nie zmuszali nas do tego typu obowiązkowych zakupów. Korzystając z okazji warto byłoby również zwrócić uwagę na „wrogość” w stosunku do początkujących graczy. Zabrakło przede wszystkim sensownego samouczka. Wyświetlane co pewien czas plansze to zdecydowanie za mało. Warto również powiedzieć o wspomnianym już wcześniej wysokim poziomie trudności. Jest to szczególnie widoczne w trakcie rozgrywania walk z kolejnymi bossami. Na szczęście istnieje możliwość odblokowania zdecydowanie prostszego trybu, dzięki któremu nie trzeba się zbytnio martwić o zdrowie głównego bohatera.

Fajna ta dyskoteka... można się trochę rozerwać.

Jakości oprawy wizualnej Devil May Cry 3 nie można jednoznacznie ocenić. Teoretycznie mamy tu do czynienia ze standardowo wykonaną konwersją, w wyniku czego recenzowana gra wygląda dość przestarzale. W szczególności widać to na przykładzie rozmytych tekstur otoczenia. O ile w trakcie walk nie zwraca się na nie zbyt dużej uwagi, o tyle podczas eksploracji kolejnych plansz – zdecydowanie tak. Same etapy są bardzo liniowe, ale tu akurat nie dało się już nic zmienić. Niektórym może to przeszkadzać, inni na takie rzeczy nie zwrócą większej uwagi. Zdecydowanie lepiej prezentują się wspomniane wyżej pojedynki. Są one bardzo widowiskowe. Co ciekawe, można dodatkowo załączyć tryb Turbo, dzięki czemu stają się one jeszcze szybsze i zarazem ładniejsze. Dużą wagę przywiązano też do animacji zachowań poszczególnych postaci, a także wyglądu napotykanych bossów. Bardzo dobrze wypadła warstwa dźwiękowa, na którą składają się głównie świetnie dobrane głosy poszczególnych postaci. Dość agresywna oprawa muzyczna niektórym osobom może natomiast przeszkadzać.

PeCetowy Devil May Cry 3 w dalszym ciągu jest ŚWIETNĄ grą, z którą wszyscy miłośnicy efektownych i zarazem dość złożonych zręcznościówek zdecydowanie powinni się bliżej zapoznać. Nie ma co jednak ukrywać – to jedna z trudniejszych gier, jakie w ostatnich miesiącach trafiły na rynek. Zabawa bywa przez to dość frustrująca, tym bardziej iż nie ma możliwości dokonywania zapisów stanu gry w dowolnym momencie rozgrywki. Nie można również pominąć kwestii sterowania, które wymaga dobrego joypada. Generalnie jednak Devil May Cry 3 jest co najmniej godny uwagi.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • częste, złożone i jednocześnie bardzo fajnie zrealizowane pojedynki z siłami zła;
  • ciekawi przeciwnicy, a także wymagający i bardzo zróżnicowani bossowie;
  • stosunkowo długi czas zabawy, szczególnie jeśli zapragnie się zdobyć większość ukrytych bonusów;
  • możliwość zdobywania i ulepszania nowych broni, a także wyboru jednego z kilku różnych stylów walki;
  • ciekawa fabuła, obrazowana wyśmienicie zrealizowanymi scenkami przerywnikowymi;
  • świetna animacja ruchów głównej postaci.

MINUSY:

  • TRAGICZNE sterowanie na klawiaturze (nie dotykać bez joypada!!);
  • niektórym nie spodoba się to, iż gra momentami jest BARDZO trudna;
  • brak zagadek z prawdziwego zdarzenia;
  • rozmazane tekstury otoczenia, okazjonalne błędy w wyświetlaniu grafiki;
  • kamerze w niektórych lokacjach zdarza się źle ustawić, na szczęście można to próbować poprawić.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Devil May Cry 3: Dante's Awakening - recenzja gry
Devil May Cry 3: Dante's Awakening - recenzja gry

Recenzja gry

Dante, pół-człowiek, pół-demon, wrócił. Jeden z największych bossów konsolowego świata, gość, który z miejsca niemal stał się ikoną wykozaczonego do granic możliwości bohatera gry ponownie odda się pod naszą komendę. Zapomnijcie o „Devil May Cry 2”.

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.