Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 października 2002, 12:14

autor: Piotr Stasiak

Conflict: Desert Storm - Pustynna Burza - recenzja gry

Conflict: Desert Storm to gra stworzona przez zespół Pivotal Games, znany głównie ze świetnego tytułu Warzone 2100. Jej akcja rozgrywa się w czasie wojny w Zatoce Perskiej...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Do Iraku wkraczają siły specjalne. Dzielnymi amerykańskimi komandosami dowodzą gracze z całego świata, zarówno konsolowcy jak i PeCeciarze. Saddam już może się czuć obalony.

Najnowsza gra brytyjskiej firmy SCI, stworzona przez zespół Pivotal Games, to wręcz podręcznikowy przykład na to, jak ze swym programistycznym dziełem wpasować się w sytuację na świecie. W chwili, gdy wszystkie gazety zastanawiają się, czy i kiedy będzie wojna w Iraku, a stacje telewizyjne co wieczór nadają korespondencje znad Zatoki Perskiej, na sklepowe półki trafia „Conflict: Desert Storm” (z polskim dopiskiem – „Pustynna Burza”). Chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, o czym jest ta gra. Scenariusz jej, co prawda, oparty jest na operacji wojskowej sprzed 10 lat, kiedy to irackie czołgi najechały kuwejckie pola naftowe, a Amerykanie pojechali te pola wyzwalać. W sumie jednak obszar działań jest ten sam, piasek jest ten sam, nawet Saddam jest ten sam (tylko jakby trochę chudszy), więc nic nie stoi na przeszkodzie aby - gdy tylko pierwsze bomby spadną na Bagdad - odpalić sobie na komputerze „Pustynną Burzę” i poczuć się, jakbyśmy właśnie tam byli.

Idealne dostrojenie do sytuacji geopolitycznej to nie jedyny powód, dla którego najnowsza gra SCI jest na czasie. Drugi poważny powód to gatunek, który reprezentuje, a mianowicie tzw. „squad based action”, z widokiem z perspektywy trzeciej lub pierwszej osoby. Mówiąc ogólnie – chodzi tu o grę, w której dowodzimy małą grupką żołnierzy, najczęściej członków sił specjalnych, operujących w czasie konfliktu na tyłach wroga i wykonujących ściśle tajne, ale bardzo ważne zadania. Ewentualnie w grę wchodzi też zwalczanie terroryzmu. Jest to ostatnio dość modny gatunek, a kolejne odsłony serii „Delta Force”, „Operation Flashpoint”, „Rainbow Six” czy „Ghost Recon” potwierdzają, że cieszy się on niesłabnącą popularnością wśród graczy.

„Pustynna Burza” oferuje dwa tryby gry – dla pojedynczego (kampania) i zsieciowanego gracza. Przed przerzuceniem do Zatoki możemy jeszcze na chwilę zajrzeć na plac treningowy. Tam, wsłuchując się w polecenia wywrzaskiwane przez starszego sierżanta Franza (co on k...wa wie o grach komputerowych?) nauczymy się podstaw poruszania, strzelania, naprowadzania na cel lotnictwa i kierowania drużyną. W kampanii do wykonania jest 15 misji o rosnącym stopniu trudności. W zależności od tego, czy preferujemy tuczące hamburgery czy angielską herbatkę, możemy je przejść bohaterskim oddziałem US Delta Force lub brytyjskimi komandosami z SAS. Dokonany wybór wpływa właściwie jedynie na kolor wdzianka i bojowy kamuflaż. Brak uwzględnienia w grze polskiej jednostki specjalnej Grom niezbyt dobrze świadczy o autorach i ich zgłębieniu tematu operacji sił specjalnych w Zatoce. Osobiście odczytuję to nawet jako cios w mą patriotyczną dumę, a jeśli ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, myśli podobnie, to proponuję zrobić narodową zrzutkę i wysłać twórcom gry do Londynu kasetę video z filmem „Operacja Samum”. Numer konta na końcu tekstu (hłe hłe).

Wracając do rzeczy – 15 czekających na nas misji to zestaw dość standardowy. Będzie więc uwalnianie więźniów i jeńców. Będzie ochrona cywili i VIPów. Będą nocne podchody pod wyrzutnie rakiet SCUD. Będzie sabotowanie mostów, lotnisk i baz daleko na tyłach wroga. Większość misji składa się z szeregu następujących po sobie zadań. W pierwszej akcji musimy przebić się przez silnie strzeżony posterunek graniczny a potem wyschniętym korytem rzeki przedostać do więzienia na drugim końcu mapy. Tam uwalniamy specjalistę od ładunków wybuchowych, z którym wysadzamy pobliski most. Potem już tylko powrót do punktu ewakuacyjnego, gdzie czeka na nas helikopter. Albo inna misja – nocny atak na bazę lotniczą wroga. Dostajemy 4 ludzi. Do silnie strzeżonego kompleksu zakradamy się po cichu tylnim wejściem (w końcu komandosi zawsze atakują od tyłu). Ładunki plastiku C4 wysyłają w niebyt stanowiska obrony przeciwlotniczej, zbiorniki z paliwem i Migi-29. W międzyczasie obecny w drużynie technik włamuje się do irackich komputerów, a strzelcy wyborowi siekają ochronę bazy. Potem pozostaje już tylko ewakuacja. Przed każdą misją wstawka animowana przygotowana na engine gry wyjaśnia powody i główne cele naszej akcji.

W sumie atrakcji w „Pustynnej Burzy” nam nie zabraknie. Ilość sprzętu jest prawdziwie imponująca, aczkolwiek nie wykracza poza to, co znamy już z innych gier tego rodzaju. Do dyspozycji gracza oddano pełen zestaw – pistolety, pistolety automatyczne, karabiny maszynowe (ciężkie, lekkie, snajperskie), wyrzutnie, granaty. Obowiązkowy kałach. Jest nawet obrzyn – dwurura - chluba amerykańskich sklepów z bronią. Każdy z naszych wojaków specjalizuje się w określonych rodzajach uzbrojenia. Wraz z postępami w grze każdy zdobywa też doświadczenie, co poprawia jego bojowe osiągi i celność.

Z uwagi na miażdżącą przewagę liczebną wroga będziemy się chyłkiem przemykać przez szereg dość ładnych krajobrazów. Co prawda nie porażają one swą złożonością, ale te elementy, które na nich zawarto, wykonano starannie. Umiejętnie wykorzystane przez twórców engine efekty mapowania wybojów robią swoje – nierówności powierzchni skalnych wyglądają naprawdę plastycznie. Nie raz i nie dwa będzie na czym oko zawiesić. Monotonne pustynne pagórki i kamieniste wąwozy porastają tu i ówdzie smętne suche krzaczki. Po drodze napotkać można wieśniaka z kozami. Obce instalacje bojowe wyglądają wiarygodnie, a we wnętrzach znajdziemy odpowiednią ilość skrzyń, półek, krzesełek i innych scenograficznych elementów. Niestety – nie wszystko da się rozwalić. Fizyka obiektów praktycznie nie występuje, a odpalenie rakiety w stronę ściany nie zostawia na niej nawet zarysowania (iracka technologia przetrwa wszystko). Tę niedogodność rekompensują malownicze wybuchy i ładny dym. Animacja postaci jest bez zarzutu. Wróg pada ładnie, szkoda tylko, że w czasie biegu wygląda jakby ślizgał się po piasku. W grafice nie zabrakło też smaczków – takich jak na przykład efekt soczewki przy patrzeniu pod słońce, latające stadkami ptaki (spróbujcie je ustrzelić) czy plamy krwi na ubraniu w miejscu, gdzie nasz wojak został postrzelony. Nie zabrakło też zabawnych bzdurek – na przykład męska toaleta w obskurnym irackim kompleksie wojskowym, pięknie wykafelkowana, ze znaczkiem „pana” na drzwiach, przy której wysiadają nawet sterylne kibelki kompleksu Black Mesa z „Half-life”.

Analizując sterowanie łatwo można dojść do wniosku, że gra powstawała raczej na konsole, a wydanie PeCetowe to już tylko konwersja. Z jednej strony to duży plus – całą drużyną będziemy mogli komenderować przy pomocy kilku przycisków i myszy. Do zarządzania kieszeniami stosujemy te same klawisze co do ruchów i strzelania, tylko przytrzymując „shift” lub odpowiednio „alt”. Bohater wykonuje wszystkie interakcje domyślnie (naciśnij, podaj przedmiot, przeładuj). Wszystko symbolizują odpowiednie ikonki. I to naprawdę działa! To wręcz niewiarygodne, jak prosto można rozwiązać sterowanie zasobami kieszeni podwładnych. To, co udało się chłopakom z Pivotal Games może spokojnie służyć za przykład dla twórców takich hitów jak „Jedi Knight 2”. Schody zaczynają się niestety przy wydawaniu rozkazów drużynie. Przydałaby się ramka z opisem tego, co aktualnie robimy, wyświetlana na ekranie. Trochę to bowiem potrwa, zanim nauczymy się, że wciśnięta kombinacja alt+1, alt+d, alt+c oznacza nie mniej ni więcej tylko polecenie padnięcia plackiem dla pierwszego żołnierza. Wspomniana konsolowość ma też swoje minusy. Listę rozkazów ograniczono siłą rzeczy do „padnij-powstań-idź-stój”, więc o subtelnych kombinacjach taktycznych rodem z „Ghost Recon” można raczej zapomnieć. Od podwładnych czasem trudno jest nawet wyegzekwować wstrzymanie ognia, co doprowadzić może do szewskiej pasji.

Niestety, owa konsolowość, która w tak miły sposób ułatwiła nam sterowanie, która wymusiła na twórcach gustowne zaprojektowanie grafiki i dopieszczenie detali, odbiła się też straszliwą czkawką na całym realizmie „Pustynnej Burzy”. I to właściwie jedyny zarzut, jaki można jej postawić. Za to zarzut bardzo poważny. Pamiętacie te chwile grozy, które przeżywaliście w „Delta Force”, zbliżając się do wrogich stanowisk? Pamiętacie te ciemne korytarze, przemierzane chyłkiem w grach Red Stormu? Pamiętacie te godziny, spędzone na odpowiednim taktycznym zaplanowaniu całej akcji i dobieraniu uzbrojenia? O tym wszystkim możecie zapomnieć. W porównaniu z innymi grami „squad based action” najnowsza produkcja SCI to niedzielny piknik z pradziadkami. To już nie chodzi o to, że nasz komandos potrafi wziąć na do plecaka dwa pistolety, karabin maszynowy, nóż, granaty, ciężki karabin, 10 ładunków plastiku C4, detonator, wyrzutnie rakiet przeciwczołgowych i 26 apteczek. To jeszcze można by przeboleć. Tu chodzi o to, że jeżeli na odprawie nam mówią „nie zbliżaj się do bramy – jest silnie chroniona”, to do diaska do tej bramy w ogóle nie powinno się dać podejść. Tymczasem nie dość, że się da, to można jeszcze taki silnie chroniony punkt przejść, nawet go nie zauważając. Taktyka wzorowana na filmach „Rambo” w tej grze sprawdza się zdecydowanie zbyt często. Jak na „squad based” zbyt wiele rzeczy musimy robić samodzielnie – koledzy z drużyny zbyt lotni nie są. Podwyższanie poziomu trudności właściwie ma wpływ tylko na celność przeciwnika. Nie robi się ani na jotę inteligentniejszy i biegnie najczęściej najkrótszą możliwą drogą, po linii prostej, prosto na kule gracza. Jakość myślenia przeciwników rekompensuje się ich ilością. Realizm pola walki kuleje też mocno w innym punkcie – projektu poszczególnych map. Zrobiono je tak, żeby przeprowadzić przez nie gracza krok po kroku. Dziwnym trafem pionowa ściana wyrasta przed zawsze tam, gdzie drużyna powinna skręcić w bok. Osobliwość form skalnych, przedstawionych w grze „Pustynna Burza” doprowadziłaby każdego geologa do ekstatycznego uniesienia, ale dla gracza w praktyce oznacza tylko jedno – idź do przodu i strzelaj przed siebie.

Rasowego taktyka, wychowanego na subtelnym planowaniu misji w „Rainbow Six”, do szału doprowadzi też liniowość scenariuszy. Zadania da się wykonywać tylko w kolejności przewidzianej przez autorów, wszystko jedno, czy będzie to oznaczało parokrotne przedzieranie się przez najbardziej zapalne punkty na mapie. Szczytem absurdu jest misja numer 4, gdzie nasz oddział praktycznie zrównuje z ziemią ulubione lotnisko Saddama. Cele pojawiają się tam po kolei, zawsze w przeciwnym krańcu mapy, w związku z tym nasza drużyna biega po płycie lotniska, z wywalonymi jęzorami, od punktu A do punktu B, setki razy przechodząc obok tych samych miejsc. Wycina przy tym w pień pół batalionu arabskiej piechoty. Mam nadzieję, że żaden dowódca jednostek specjalnych nigdy nie będzie grał w produkt SCI.

Mimo tych zasadniczych wad „Conflict: Desert Storm - Pustynna Burza” nie jest grą złą. Znam wielu ludzi, którym mogłaby się spodobać. Szeregu plusów, o których pisałem przez większość tej recenzji, nie można przecież zlekceważyć. Oko cieszy naprawdę ładna i dopracowana grafika. Intuicyjne sterowanie pozwala bardzo szybko wsiąknąć w przedstawiony na monitorze świat. Misje są w sumie ciekawe i różnorodne. Temat aktualny. Płynność pracy programu – w porządku. Nie bez znaczenia jest też świetne spolszczenie, za co ukłony w stronę firmy LEM - polskiego dystrybutora. Problem „Pustynnej Burzy” tkwi w innym miejscu. To gra, która jak większość gier konsolowych, przygotowana została dla niezbyt wymagającego gracza. Jest miałka. Jak kanapka w fast foodzie, o której zapomina się już w trakcie jedzenia. Prawdziwi wyjadacze nie mają tu czego szukać, nie będzie to dla nich żadne wyzwanie. Ktoś, kto nastawia się na pot, krew i łzy, zawiedzie się srogo. Po prostu radośnie i bez specjalnych problemów przewalczy te całe 15 misji, kładąc pokotem tysiące wrogów, niszcząc na potęgę mosty, bazy i fabryki broni chemicznej, zdobywając kolejne medale. W najlepszym wypadku potrwa to 4 wieczory. Nie można zaprzeczyć, że „Pustynna Burza” jest grą miłą, łatwą i przyjemną. Ale jak dla mnie – zbyt miłą i za łatwą.

Piotr „Piotres” Stasiak

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Brucevsky Ekspert 5 kwietnia 2011

(PS2) Odświeżam gry na PlayStation 2 w najlepsze. Ostatnio naszła mnie ochota na strzelaninę z trzeciej osoby. Szukając idealnego połączenia taktyki z akcją kupiłem Conflict Desert Storm. Część pierwszą. Nie zapytacie, gdzie logika?

6.0
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!