Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 stycznia 2004, 12:53

autor: Jacek Hałas

Conflict: Desert Storm II - Back to Baghdad - recenzja gry

Conflict: Desert Storm II – Back to Baghdad jest sequelem trójwymiarowej taktycznej gry akcji TPP, którą wydano w 2002 roku i uhonorowano wówczas m.in. prestiżową międzynarodową nagrodą EMMA (Electronic Multimedia Award).

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Nie znoszę producentów, którzy czekają tylko na okazję, aby wydać jakiegoś gniota, w momencie, gdy ma on największe szanse na wysoką sprzedaż. Chodzi o to, żeby wpasować wydanie gry w taką lukę, aby spora grupka graczy pobiegła do sklepu, nie zważając na jakość rozgrywki. Na szczęście takich produktów zbyt wiele się nie ukazuje. „Conflict: Desert Storm 2” powstał po to, aby zadowolić tych wszystkich Amerykanów, którzy nie mogąc już patrzeć na swoich umierających rodaków, sami zechcieliby dać porządnego klapsa Saddamowi i jego oddziałom. Gra początkowo miała ukazać się w momencie, gdy wojna w Iraku rozgorzała na dobre. Na szczęście działania wojenne ustały. Są więc duże szanse na to, że sporo osób solidnie zastanowi się, zanim sięgnie po wydany przez SCi Games tytuł. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że konkurencja na polu strzelanek wojennych jest dość liczna (i silna). Wystarczy bowiem wspomnieć o takim „Delta Force: Black Hawk Down”, który bez żadnego wysiłku pokonuje „Desert Storma 2” we wszystkich możliwych konkurencjach.

Żeby to wszystko nie wyglądało zbyt podejrzanie, autorzy gry, zgodnie z tym, co sugeruje jej tytuł, pozostali przy konflikcie w Zatoce Perskiej (akcja rozgrywa się w 1991 roku). Prawdziwe „przeznaczenie” drugiego „Desert Storma” zdradza jednak jego podtytuł - „Back To Baghdad”. Jak się można łatwo domyślić, sporą część gry będą stanowiły pasjonujące (w opinii autorów) pojedynki na ulicach znanych irackich miast czy różnych pomniejszych wiosek. Pomimo tego, że producenci „DS 2” nie odeszli całkowicie od realiów historycznych i co jakiś czas częstują gracza prawdziwymi informacjami z pola bitwy, to już przebieg każdej z misji jest zupełnie wymyślony. W ogóle jest tu tak, że nie rozgrywa się jakichś słynnych operacji, o których mówiłby cały świat. Gracz staje na czele czteroosobowego oddziału specjalnego, oczywiście fikcyjnego. Co ciekawe, możemy sobie wybrać, czy chcemy pograć brytyjskimi oddziałami SAS-u, czy amerykańskimi komandosami z Delta Force. W trakcie gry różnice są jednak znikome i ograniczają się w zasadzie do akcentu, z jakim mówią pojawiający się na polu bitwy żołnierze. Jak już wspomniałem, zlecane misje są w stu procentach fikcyjne. Dzieje się tak dlatego, że przez cały czas nie będziemy rozstawać się ze sterowanym oddziałem. Wyjątkiem jest misja, w której jego członkowie zostali pojmani i zanim ruszą na kolejne eskapady, trzeba będzie ich z powrotem skompletować. W moim przekonaniu odejście od historycznych realiów było dobrym posunięciem. Gra w takiej formie zupełnie nie sprawdziłaby się, nawet gdyby tylko nieznacznie zechciano nawiązać do prawdziwych zadań w Iraku. W wielu przypadkach i tak byłoby to niemożliwe, bo znaczna większość z nich została z oczywistych względów utajniona. Na szczęście wymyślone zadania są dość zróżnicowane. Bardzo szybko można się też „zaprzyjaźnić” z zespołem, nawet pomimo tego, że nasi żołnierze rzadko kiedy się odzywają. Jeśli już coś powiedzą, to przeważnie są to okrzyki czy rozkazy, a nie komentarze odnośnie samego zadania.

Bardzo mile zaskoczyła mnie możliwość rozwoju umiejętności podległych żołnierzy. Dzieje się to w miarę zaliczania kolejnych misji. Może i nie jest to aż tak rozbudowane, jak by się chciało, ale obecność elementów RPG należy odnotować na plus. Wprowadzenie rozwoju żołnierzy ma jedną znaczącą zaletę. W bardzo szybki sposób można wytrenować ich w określonych działaniach i dzięki temu mieć w teamie świetnego snajpera, eksperta od broni ciężkiej, rekonesansu czy ładunków wybuchowych. Bardzo spodobało mi się, że rozwój odbywa się w podobny sposób, jak chociażby w „Morrowindzie”. W zależności od rodzaju dokonywanych działań, rozwijane są konkretne umiejętności. Osoba, która często korzysta ze snajperek, bardzo szybko będzie celniej z nich strzelała. Co ciekawe, nie ogranicza się to tylko do wszystkich broni snajperskich, ale wybranych modeli! O wiele mniejszy wpływ na zachowanie na polu bitwy mają współczynniki, które nie są związane z obsługą broni. W tym przypadku różnica jest znikoma. Warto jeszcze odnotować, iż w miarę postępów w grze nasi wojacy awansują nie tylko na kolejne poziomy doświadczenia, ale i w hierarchii wojskowej. Za wyjątkowo brawurowe akcje są ponadto nagradzani medalami. Spodobało mi się też to, że gra premiuje działanie z ukrycia. Każde „ciche” zabójstwo jest tu wyjątkowo cenne.

Jak już wspomniałem, gracz dowodzi grupką czterech komandosów, przy czym w danym momencie steruje tylko jedną osobą. Podobny motyw sprawdził się już w wielu innych grach, że wspomnę tylko o „Hidden&Dangerous” czy „Tom Clancy’s Ghost Recon”. „Desert Storm 2” nie wprowadza na tym polu żadnych istotnych innowacji. Przełączanie między żołnierzami jest bardzo szybkie. Niezwykle rozbudowany jest natomiast moduł odpowiedzialny za dowodzenie drużyną. Powiedziałbym nawet, że trochę przesadzono z jego skomplikowaniem. Wydawanie rozkazów to istna mordęga. Problemem może być nawet banalne z pozoru rozkazanie podążania za sterowaną postacią. Należy wcisnąć co najmniej dwa klawisze: jeden odpowiedzialny za wydawanie rozkazów, a drugi za konkretne polecenie. Jeśli dodatkowo zechce się wydać to polecenie tylko wybranemu członkowi drużyny, to dojdą kursory do przewijania pomiędzy żołnierzami. Nie muszę chyba mówić, jak niezwykle jest to uciążliwe i frustrujące w sytuacji, gdy drużyna walczy z licznymi oddziałami wroga czy, nie daj Boże, jednostką opancerzoną (np. czołgiem). Wielka szkoda, bo poleceń jest dużo (można np. rozkazywać, aby udać się w wyznaczone miejsce, otwierać ogień do wszystkich lub w ogóle albo pilnować z góry upatrzoną pozycję) i zdecydowanie poprawiają realizm gry. A tak mamy pełen chaos, który wręcz zniechęca do wydawania rozkazów. Nie jest to zresztą konieczne, bo nawet jeśli drużyna podąża za sterowaną przez gracza postacią, to przeważnie zachowuje się dość rozsądnie (o AI szerzej powiem trochę później).

Z racji tego, że zbyt wielu fanów „DS 2” w Sieci raczej się nie znajdzie, przeciętny gracz będzie musiał zadowolić się kampanią singleplayer. Jednym z jej większych atutów jest rozbudowany briefing do każdej z misji, bardzo często zobrazowany przyzwoicie wykonanym filmikiem FMV. Szkoda tylko, że już w trakcie rozgrywania samej misji tego przygotowania się nie odczuwa. Brakuje przede wszystkim dobrej mapy. Bardzo łatwo można się pogubić, tym bardziej, że zdjęcia okolicy są bardzo niewyraźne. W wielu sytuacjach miałem spory problem z odgadnięciem, czy czarna plama na mapie jest murem, drogą, a może jakimś domem.

Misje, które przyjdzie wypełnić naszemu oddziałowi, są co prawda zróżnicowane, ale dla osoby, która miała już styczność z podobnymi tytułami nie będą zaskoczeniem. Autorzy nie wysilili się w wymyśleniu jakichś szczególnie ciekawych zadań. Na gracza czekają tradycyjne zadania w stylu sabotowania wrogich instalacji, pozbywania się ważnych oficerów, eliminowania składów broni chemicznej, ratowania jeńców, obrony obiektów o znaczeniu militarnym czy napadania na wrogie konwoje. Na szczególną uwagę zasługują natomiast misje nocne. Miłośnicy skradanek poczują się tu jak u siebie w domu. Do momentu wszczęcia alarmu przeciwnicy nie oszukują, zachowując się jak gdyby normalnie patrolowali teren. Dużą frajdę sprawia też wynajdywanie miejsc do prowadzenia ostrzału snajperskiego. Poważnym błędem jest natomiast drastyczne ograniczenie ilości możliwych do wykonania save’ów. W trakcie danej misji można zapisywać stan gry zaledwie dwukrotnie. Jest to stanowczo za mało. Autorzy „Desert Storma 2” powinni wziąć przykład z twórców „DF: Black Hawk Down” i dostosować ich ilość do długości danej misji. W przypadku recenzowanej gry jest więc tak, że na większych mapkach jeszcze bardziej trzeba się męczyć. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, iż tak naprawdę nie wiadomo, kiedy dana misja może się skończyć, bo nowe cele pojawiają się dopiero wtedy, gdy poprzednie zostały zaliczone. Nie zamierzam jednak psioczyć na to posunięcie. Odgórne odkrycie całej mapy na pewno zabiłoby trochę realizm gry.

Autorzy „DS 2” zawarli w swej grze kilkanaście różnego rodzaju broni. Mamy do wyboru pistolety, małe i duże karabiny maszynowe, broń snajperską, wyrzutnie RPG, granaty (także granatniki), miny Claymore, a nawet C4. Prowadzenie ognia nie stanowi większego problemu, a to dlatego, że zminimalizowano uciążliwość odrzutu po każdym oddanym strzale. Bez problemu można więc prowadzić ciągły ogień, nie obawiając się o to, że co chwila trzeba będzie ponownie namierzać wrogów. Idiotycznym posunięciem jest natomiast zlikwidowanie wartości maksymalnego udźwigu. Dzięki temu nasi żołnierze bez problemu mogą nosić przy sobie wyrzutnię rakiet, dwa ciężkie karabiny i stos granatów. Co więcej, uzbrojenia tego na nich nie widać. Przy zmianie broni nowa giwera w magiczny sposób pojawia się w ich rękach. Niewybaczalnym błędem jest natomiast brak możliwości podnoszenia broni przeciwników. W wielu miejscach jest to wyjątkowo frustrujące, szczególnie wtedy, gdy dysponują oni identyczną bronią co nasi wojacy (np. AK-47). Na pocieszeniem dodam tylko, że magazynów z bronią w grze jest dużo, rzadko kiedy ma się też poważne problemy z brakiem amunicji. Wszystkie przedmioty (włącznie z giwerami) są przechowywane w inwentarzu. Dostęp do niego jest jednak trochę ograniczony.

Najpierw należy wcisnąć odpowiedni klawisz na klawiaturze, a później, przy pomocy rolki w myszce (opcjonalnie mogą to być kursory), wybrać potrzebny przedmiot. W sytuacji, gdy na gwałt potrzebuje się apteczki, można nie zdążyć z dotarciem do odpowiedniego slotu. Na naszej drodze stają oczywiście liczne zastępy wrogich oddziałów. Przeważnie jest to kiepsko uzbrojona i wyposażona iracka milicja. O wiele gorzej jest, gdy wpadnie się na elitarne oddziały Saddama. Wtedy nie dość, że staje się do walki z lepiej uzbrojonym przeciwnikiem, to na dodatek mają oni na wyposażeniu granaty, które w tej konkretnej grze potrafią mocno zajść za skórę. Na deser przygotowano natomiast pojazdy opancerzone, śmigłowce bojowe oraz czołgi. W szczególności należy uważać na te ostatnie. Jest to jednak zaleta gry. Największe szanse na zniszczenie metalowej bestii ma się wtedy, gdy strzela się do niej z boku lub od tyłu (naturalnie musi to być wyrzutnia RPG). Co ciekawe, na niższych poziomach trudności czołgi są nieco ospałe, dzięki czemu gracz ma wystarczająco dużo czasu, aby przygotować się do oddania strzału. AI przeciwników w przeważającej ilości przypadków podejmuje dość idiotycznie decyzje. Nasi wrogowie w wielu sytuacjach nie potrafią się dobrze zorganizować. Bardzo często jest tak, że biegną na naszych ludzi, nie zatrzymując się nawet wtedy, gdy zostaną z kilku stron ostrzelani. Duży wpływ na negatywną ocenę sztucznej inteligencji mają również granaty. W tej grze przeciwnicy częściej rzucają je sobie pod nogi niż w naszych wojaków. „Najciekawiej” prezentuje się jednak ich zachowanie w przypadku walk w pomieszczeniach z dużą ilością stojących sprzętów. Nagminnie zdarza im się wtedy nie zwracać na nie uwagi. Nieco lepiej wypada inteligencja członków sterowanego oddziału. Ci wiedzą, kiedy się zatrzymać albo kucnąć, żeby prowadzić bezpieczny ogień. Po części wynika to z zachowania osoby dowodzącej (sterowanej przez gracza), co nie oznacza, że sami nie potrafią sobie poradzić. Spokojnie można ich zostawiać w kluczowych miejscach, nie obawiając się, że zginą z powodu idiotycznej reakcji na oddziały wroga.

O ile jeszcze do tego momentu nad recenzowaną grą zbytnio się nie pastwiłem, to nie mogę utrzymać tego miłego tonu wypowiedzi do końca tekstu. Najpoważniejszym minusem „Desert Storm 2” jest to, iż gra przypomina część pierwszą. I nie mam tu na myśli tylko i wyłącznie interfejsu, osadzenia akcji w tych samych realiach historycznych czy zachowania kontroli nad całą drużyną. Ta gra powinna być dodatkiem do pierwszego „Desert Storma”, a nie pełnoprawną kontynuacją. Zmian jest tu jak na lekarstwo. Nawet singleplayerowe misje, które w takich grach odgrywają przecież istotną rolę, stanowią kalkę tych z części pierwszej. Identycznie rozwiązano rozwijanie cech żołnierzy, pojawiają się ci sami przeciwnicy, nie zmieniono uzbrojenia. Jednym z utrudnień, których w takich grach nie toleruję, jest automatyczne odradzanie się przeciwników. Z przykrością stwierdzam, iż obecne jest ono w „Desert Storm 2” i w wielu misjach wyjątkowo odczuwalne. Wystarczy tylko na chwilę się zatrzymać, aby z pozornie zbadanych pomieszczeń wybiegli nowi wrogowie. Na szczęście dla wyszkolonego oddziału nie stanowią żadnego zagrożenia, traci się więc tylko amunicję. Duże problemy sprawia wciskanie przycisków na ścianach. Na pierwszy rzut oka mogą one nawet sprawiać wrażenie nieaktywnych. Jest to oczywiście bug, który koniecznie należy naprawić. Moją uwagę zwróciło też to, że przy przejściu do kolejnej misji odnawiane są zdrowie i zapas amunicji naszych podwładnych. Gdyby każdy etap kończył się powrotem do bazy, byłoby to normalne. Niestety, dzieje się tak nawet wtedy, gdy kolejne misje rozgrywane są na tym samym terenie i jest pewność, że żołnierze nie mieli się gdzie dozbroić.

Dawno już nie miałem styczności z grą, która wyglądałaby tak okropnie. „Desert Storm 2” jest pod tym względem niemal niezmieniony w stosunku do swojego poprzednika. Powoduje to, iż grafika recenzowanej gry przypomina produkty wydawane 3-4 lata temu. Moją szczególną uwagę zwróciły bardzo niewyraźne tekstury, które na dodatek są dość jednostajne. Okropnie wykonano niebo oraz bitmapowe drzewa i krzaki. Wiele pomieszczeń świeci pustką. Co więcej, najwyraźniej nad grą nie pracowali żadni porządni projektanci poziomów, bo te składają się przede wszystkim z kwadratowych pomieszczeń. Toż to nawet takie klasyki jak „Blood 2” czy „Hidden&Dangerous” w zestawieniu z recenzowaną grą sprawiają wrażenie dzieł sztuki. Modele przeciwników wyraźnie pozbawione są detali. Jeszcze gorzej jest, gdy często korzysta się ze snajperki. Wtedy ciągle trzeba oglądać te same twarze (na dodatek bardzo podobne do tych z części pierwszej). Przeciwnicy poruszają się wyjątkowo sztucznie. Nieco lepiej jest z podległymi wojakami, chociaż i tu nie ma specjalnie czym się zachwycać. Sytuację ratuje nieco przemyślana konstrukcja misji. Kolejne cele są przeważnie świetnie chronione i bardzo często trzeba się posuwać do widowiskowych wyczynów, aby je osiągnąć. W tej konkretnej grze dużą rolę odgrywają na przykład granaty dymne, które pozwalają zmylić niektóre pojazdy opancerzone i dać tym samym więcej czasu na obmyślenie sposobu na ich zniszczenie. Beznadziejna grafika „Desert Storma 2” ma tylko jedną zaletę - gra ma niskie wymagania sprzętowe. Są one niewiele wyższe od tych z jedynki. „DS 2” bardzo dobrze radzi sobie z obsługą dostępnej pamięci, dzięki czemu kolejne etapy ładują się niemal błyskawicznie. Muzyka, którą słychać w trakcie rozgrywania misji, trzyma przyzwoity poziom. Dominują dynamiczne, wojskowe melodie. Nieco gorzej jest z odgłosami pola walki, a konkretnie okrzykami, które są nieco sztuczne.

I tak oto dobrnęliśmy do końca recenzji. Wy powinniście już wiedzieć, że drugą częścią „Conflictu” nie warto się interesować, a ja mogę się jej pozbyć z twardego dysku. Nie ukrywam, że kończyłem ją tylko z dziennikarskiego obowiązku. Gdybym taką grę dostał w prezencie, to usunąłbym ją po 15 minutach grania, a osobie, która mi ją przysłała, wysłałbym w rewanżu jakąś domowej roboty bombkę. Stanowczo odradzam. Jeśli pasjonują Cię takie klimaty, to zainteresuj się dodatkami do „Ghost Recon” (w szczególności „Desert Siege”) albo wspomnianym już „DF: Black Hawk Down”.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!