autor: Marcin Łukański
Colin McRae: DiRT 2 - recenzja gry
Jeśli lubicie zręcznościowe wyścigi, to sequel gry Colin McRae: DiRT jest dla Was pozycją obowiązkową. Ekipie z Codemasters udało się uczynić jeszcze lepszym to, co widzieliśmy przed dwoma laty w części pierwszej.
Wyścigi jeszcze nigdy nie były tak piękne. Pierwsza część Colin McRae: DiRT pod względem graficznym zachwycała, a sequel podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. DiRT 2 to połączenie znanego i przez wielu lubianego systemu jazdy z „jedynki”, niesamowitego engine’u i bardzo urozmaiconych tras. Otrzymaliśmy więc grę, która nie wprowadza rewolucyjnych zmian, ale za to potrafi zachwycić.
DiRT został bardzo ciepło przyjęty przez graczy. Nic dziwnego, gdyż były to w końcu całkiem solidne wyścigi ukierunkowane przede wszystkim na zręcznościowy system jazdy. Druga odsłona DiRT nie stara się w jakikolwiek sposób odciąć od tego, co pokazane zostało poprzednio. Wręcz przeciwnie. DiRT 2 czerpie z pierwszej części całymi garściami, wprowadzając tylko kilka usprawnień i ulepszeń. Mimo tak niewielu zmian, w DiRT 2 gra się bardzo przyjemnie.
Nie ma co ukrywać, że główną zaletą DiRT 2 jest oprawa graficzna. Pisząc najprościej, jak się da – ta gra wygląda przepięknie. Niezależnie, czy jedziemy przez tropikalne lasy, przez skąpaną w słońcu pustynię, przez wybrzeża Chorwacji, przez zamglone tereny Chin lub po ulicznych torach Los Angeles – zawsze jest na czym zawiesić oko i zawsze można znaleźć powód do zachwytu. Ekipa z Codemasters doszła do perfekcji i wydobyła chyba wszystko, co się da, z mocy konsoli. Nie dość, że gra prezentuje się obłędnie, to jeszcze w dodatku działa bardzo płynnie. Nie znalazłem miejsca, w którym DiRT 2 dostawałby „czkawki”. Perfekcja w pełnym tego słowa znaczeniu.
Podziwiać będzie co, bo w czasie naszej kariery odwiedzimy Malezję, Londyn, Chiny, Japonię, Maroko, Utah, Chorwację i Los Angeles. Każde z tych miejsc może się pochwalić zupełnie innymi krajobrazami, odmiennymi typami torów i różnym poziomem trudności. Tak jak Londyn i Los Angeles to przede wszystkim zamknięte miejskie tory, tak Utah to pustynia, na której można rozwinąć ogromne prędkości, Chorwacja to zdradliwe, strome trasy, a Malezja to urokliwe lasy tropikalne pełne ciasnych zakrętów. Każdy rejon ma swoją specyfikę, swoje smaczki, wady i zalety.
Oczywiście, aby zdobyć mistrzostwo, musimy opanować jazdę nie tylko na wszystkich trasach, ale również wszystkimi rodzajami samochodów. W DiRT 2 mamy czym się ścigać. Do naszej dyspozycji oddano takie samochody jak na przykład Mitsubishi Lancer Evolution X, Ford Escort Mk II, Subaru Impreza WRX STI, BMW Z4 M Coupe Motorsport czy Mitsubishi Eclipse GT. Nie brak również półciężarówek i łazików znanych z pierwszej części gry.
System jazdy nie uległ większym zmianom. Twórcy, co prawda, zachwalają różne innowacje w modelu prowadzenia samochodów, ale – szczerze mówiąc – osoba, która nie spędziła nad pierwszą częścią gry wielu miesięcy, nie odczuje większych modyfikacji. Prowadzenie samochodu to sprytne wypośrodkowanie między czystą zręcznościówką a lekką symulacją. Co jednak najważniejsze – system jazdy sprawia tyle samo frajdy, co w pierwszej części i jeśli ktoś wtedy dobrze się bawił, to teraz od razu poczuje się jak w domu.
Oczywiście, podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj możemy nasz samochód zniszczyć. Muszę przyznać, że zdemolowanie maszyny jest dość proste i nierozważnemu kierowcy może się przytrafiać dość często. Nawet jeśli nie jedziemy zbyt szybko, to uderzenie w ścianę najpewniej zaowocuje utratą jakiejś cennej części karoserii. Nie mówiąc już o wjechaniu czołowym w skałę – katastrofa murowana.
Producent zdecydował się wprowadzić pewne ułatwienie, czyli cofanie czasu (tak jak w Race Driver: GRID). Ten element staje się zresztą coraz bardziej popularny w grach wyścigowych. Zatem jeśli uznamy, że nie jesteśmy zadowoleni z jakiegoś manewru (lub po prostu rozbijemy się na pobliskim drzewie), możemy cofnąć czas i rozpocząć całe podejście na nowo. Proste? Bardzo proste – może nawet aż za bardzo. Jednak tak naprawdę powoduje to, że nie będziemy sobie nerwowo wyrywać włosów z głowy, gdy na ostatnim okrążeniu trudnego rajdu wypadniemy z trasy i efektownie zderzymy się z jakimś przydrożnym obiektem. Oczywiście znajduje się tutaj drobny haczyk. Z tej – jakże pomocnej – zdolności skorzystać możemy maksymalnie cztery razy w czasie jednego wyścigu.
Zmianom uległ również sam tryb kariery. W pierwszej części DiRT pięliśmy się w górę po wirtualnej piramidzie, na której mieliśmy rozrysowane wszystkie zawody. W DiRT 2 tryb ten został zorganizowany troszkę inaczej. Podstawowe konkurencje są rozmieszczone na mapie świata. Każdy z rejonów ma swoją grupę rajdów, które zostały posegregowane w trzy stopnie zaawansowania. Ponadto, awansując na kolejne poziomy w karierze i zdobywając przyjaciół, odblokowujemy dodatkowe turnieje, zawody i wyzwania. Tak naprawdę wszystko sprowadza się do prostej zasady: jak najwięcej jeździć i jak najwięcej wygrywać. Trzeba jednak przyznać, że obecna struktura trybu kariery jest ciekawsza, a poszczególne rajdy są bardziej widoczne i lepiej rozplanowane na mapie świata. Rodzaje wyścigów są bardzo podobne do tych z pierwszej części. Mamy odcinki specjalne, rajdy, wyścigi z innymi zawodnikami, tryb gatecrusher, w którym musimy niszczyć niewielkie bramki, last man standing, podczas którego co pewien czas wykluczany jest zawodnik jadący na ostatnim miejscu czy domination, w którym musimy być jak najlepsi na poszczególnych odcinkach trasy.
Zwyciężając w wyścigach, zdobywamy cenne punkty doświadczenia, które pozwalają odblokować kolejne zawody. Doświadczenie uzyskujemy również za wykonywanie misji w czasie rajdów. Trzeba jednak przyznać, że owe minimisje wykonują się właściwie same i jest duża szansa, że w czasie przebiegu kariery większość z zadań sprawnie zakończymy. Czekają na nas takie misje jak przejechanie określonego dystansu na dwóch kołach, wyskoczenie na pewną odległość, wykonanie konkretnej liczby flashbacków (czyli cofania czasu) i tak dalej. Sam system zdobywania doświadczenia jest tak naprawdę symboliczny, ale pozwala lepiej zobrazować nasze postępy w karierze i powoduje, że wygrywanie wyścigów jest bardziej satysfakcjonujące. Dodatkowo, awansując na wyższe poziomy, odblokowujemy nowe malunki na samochodach oraz nowe zabawki, które możemy sobie na przykład powiesić na lusterku. Drobna rzecz, a cieszy.
Wykonywanie poszczególnych zadań, wygrywanie zawodów i ogólna dominacja na torach nie stanowią większego wyzwania na normalnym poziomie trudności. Przeciwnicy raczej nie są zbyt wymagający i mimo że czasami dzielnie siedzą nam na ogonie, to ich wyprzedzanie jest raczej formalnością. Osoby szukające większych wyzwań powinny od razu wskoczyć na wyższe poziomy trudności, gdzie nie tylko rywale są szybsi, ale też nasz samochód prowadzi się troszkę trudniej (co nie oznacza, że specjalnie trudno). Nasze wysiłki są oczywiście odpowiednio wynagradzane – za wygrywanie rajdów na wyższych poziomach trudności otrzymujemy więcej punktów doświadczenia oraz więcej gotówki.
Niestety DiRT 2 nie pozbył się jednej z bardziej denerwujących wad pierwszej części, czyli długości wczytywania się kolejnych etapów. Musimy dość długo czekać nie tylko przed samymi wyścigami, ale również po zawodach, kiedy to doczytuje się animowane menu główne. Nie ukrywam, że może to troszkę frustrować.
Nie zmienia to faktu, że Colin McRae: DiRT 2 jest grą bardzo dobrą. Można narzekać na brak większych zmian w stosunku do starszego brata, ale – z drugiej strony – mamy gwarancję, że jeśli podobała nam się część pierwsza, to sequel też nas nie zawiedzie. Przyjemny system jazdy, rozbudowane, prześliczne trasy i satysfakcja płynąca z wygrywania kolejnych zawodów. Czegóż chcieć więcej?
Marcin „Del” Łukański
PLUSY:
- widowiskowa oprawa graficzna;
- urozmaicone trasy;
- przyjemny model jazdy.
MINUSY:
- śladowe zmiany w stosunku do pierwszej części;
- długi czas wczytywania się kolejnych wyścigów;
- fani symulacji nie znajdą tutaj wiele dla siebie.