autor: Przemysław Zamęcki
Colin McRae: DiRT 2 - recenzja gry na PC
Choć Colina McRae nie ma już wśród nas, firmie Codemasters udało się w najlepszy możliwy sposób uhonorować nazwisko tego wielkiego kierowcy. Stworzyła ona bowiem znakomitą grę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Tak to już jest, że część największych hitów ma premierę najpierw w wersji konsolowej, a dopiero później, po dodaniu kilku poprawek i odczekaniu nie wiadomo na co i nie wiadomo po co, tytuły te trafiają na nasze poczciwe blaszaki. Nie inaczej jest z nową inkarnacją najlepszych zręcznościowych rajdów w historii elektronicznej rozrywki, czyli z drugą częścią DiRT-a czy – jak kto woli – siódmą częścią Colina McRae. Specjalnie podkreślam tu słowo „zręcznościowych”, bowiem – o ile w „jedynce” starano się zachować jeszcze jakieś pozory symulacji, o tyle w kontynuacji Codemasters postawiło na maksymę: „Hulaj dusza, piekła nie ma!”. Można bez wahania grzać przez wertepy, ile fabryka dała, a z dużym prawdopodobieństwem i tak dojedziemy do mety w całości, zajmując przy okazji miejsce na podium. I wiecie co? Mnie się to podoba.
DiRT 2 ma tyle wspólnego z legendarnym Richard Burns Rally, co sprzęgło z zaprzęgiem. Producent całkiem świadomie postawił przede wszystkim na zabawę i emocje, a dopiero później na zachowanie się pojazdów. Już dawno pojawiły się głosy, że obecna odsłona serii zdaje się być bardziej „amerykańska” i cokolwiek to znaczy, jest w tym sporo racji. Dużo tu zbędnego blichtru, dokazywania i niepotrzebnych udziwnień, ale jeżeli przymknąć oko na otoczkę, to okazuje się, że mamy do czynienia z bardzo porządnie wykonaną grą, która na dodatek w chwili swojej premiery wręcz olśniewa technicznym poziomem wykonania.
Codemasters od dawna stara się, aby już samo menu prowokowało do okrzyków zachwytu. W „dwójce” funkcję tę pełni wnętrze karawanu (nie, nie tego pogrzebowego), w którym rozłożono mapę świata, a na niej rozmieszczono lokacje wraz z aktywnymi w danej chwili zawodami. Ponadto mamy stąd dostęp do trybu multiplayer czy też możliwość przejrzenia własnych statystyk, które przedstawione są w formie osiągnięć. Na zewnątrz wozu kempingowego znajdują się wszelkie pozostałe opcje, włącznie z wyborem samochodu, którym zdecydujemy się pojechać w obranej wcześniej konkurencji. Najważniejsze jednak jest to, że przejścia pomiędzy wszystkimi opcjami są płynne, szybkie i nie nazbyt denerwujące. Jest w tym wszystkim może troszkę przesady, troszkę podglądactwa (placyk z wyborem aut przypomina to, co po raz pierwszy zaserwowało Electronic Arts w Need for Speed ProStreet), ale przynajmniej nie wyczuwa się rażącej sztuczności.
Zawody, jak to zwykle w grach rajdowych bywa, rozgrywane są w najróżniejszych zakątkach kuli ziemskiej. Poczynając od bardziej swojskiej i niedalekiej Chorwacji, poprzez tor w Londynie, pustynie w stanie Utah, Los Angeles i marokańskie piaski aż po dalekie Chiny, Malezję i Japonię. Każda z lokacji oferuje nie tylko inne środowisko i okoliczności przyrody, ale często również unikalny tryb zabawy, przygotowany dla jednego z kilku rodzajów pojazdów lub ich modyfikacji dostępnych w grze.
I tak w Chorwacji mkniemy wąskimi, górskimi serpentynami, gdzie jedna nieuważna decyzja może doprowadzić do upadku w przepaść. Londyn to zamknięte trasy oferujące również możliwość ścigania się nocą. W Kalifornii królują zawody Baja, a w Utah trasy po pustyni i zboczach wąskich kanionów. Malezja wita tropikalnym, wilgotnym klimatem i pełną kałuż, wąską, rozjechaną drogą poprzez lasy namorzynowe. W Japonii drogi szutrowe i asfalt, a w Chinach wszystkiego po trochu. Jak więc widać trasy są zróżnicowane i co najważniejsze, przez dość długi czas nie powinny się raczej nikomu znudzić. Tym bardziej, że często na danym odcinku możemy stanąć do różnych konkurencji. Są więc typowe oesy, zwyczajne wyścigi, rozbijanie na czas leżących na drodze kartonowych pudeł, tzw. Trailblazer, w którym na trasie znajduje się jednocześnie kilka pojazdów i w naszym dobrze pojętym interesie jest nie dać się wyprzedzić żadnemu z nich, próbując jednocześnie doścignąć kierowcę znajdującego się przed nami i wiele innych.
Dość ważną rolę pełnią wybrani autentyczni zawodnicy, z którymi nie tylko możemy się ścigać poza oficjalnymi zawodami, ale z częścią z nich w miarę zdobywania kolejnych poziomów doświadczenia również uda się nam zaprzyjaźnić. Jest to o tyle ważne, że wraz ze wzrostem stopnia trudności, daną konkurencję rozgrywamy w drużynach, a dobry partner pozwala zdobyć komplet punktów i przyczynić się do zwycięstwa.
W trakcie zabawy zasiadamy za kierownicą klasycznych aut rajdowych w rodzaju Imprezy STI czy Lancera Evolution, ale również pojazdów typu buggy czy półciężarówek. Jeżeli więc ktoś spodziewał się jedynie wozów typowych dla zawodów WRC, to podobnie jak poprzednio i tym razem będzie musiał się rozczarować. Choć mnie osobiście udział w konkurencjach wykorzystujących np. buggy zupełnie nie przeszkadza w odbiorze gry jako całości, jednak muszę przyznać, że te najciekawsze i najbardziej emocjonujące chwile przeżywa się w klasycznych samochodach rajdowych. Nie ma to jak samotnie pędzić przez pustynię czy wilgotny las i zmagać się nie tyle z konkurentami, co z własnymi umiejętnościami i możliwościami. To po prostu kwintesencja tego typu gier.
Tytuł oferuje kilka poziomów trudności rozgrywki. W zależności od naszego wyboru zwiększają się umiejętności pozostałych kierowców oraz prędkość, z jaką ich auta pokonują trasy a także możliwość cofnięcia przez gracza czasu w dowolnej chwili. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w Race Driver: GRID. Wybierając najniższy poziom trudności, możemy cofnąć czas aż pięć razy, przy najwyższym – ani razu. Przy czym, aby wygrać na najwyższym poziomie trudności, nie tylko musimy uniknąć jakiejś katastrofy, ale wręcz nauczyć się pokonywać każdy z zakrętów z idealną precyzją. Przeciwnicy są niezwykle wymagający, a o popełnienie błędu nietrudno.
DiRT 2 jest grą zręcznościową w pełnym tego słowa znaczeniu, tak więc w porównaniu z wcześniejszą odsłoną serii sporej modyfikacji uległ model jazdy. Fani zapewne pamiętają, jak w poprzedniej części naciśnięcie na hamulec niemalże natychmiast zatrzymywało auto w miejscu. W „dwójce” samochód prowadzi się znacznie płynniej, dużo łatwiej bierze się zakręty. Oględnie mówiąc, zamiast walczyć z kupą żelastwa, poddajemy się czemuś, co Anglosasi nazywają „flow”. Auto reaguje przewidywalnie, bardzo przyjemnie się prowadzi i to niezależnie, przy jakim widoku decydujemy się grać. Czy ze zderzaka, znad maski, z kabiny czy zza auta – przyjemność jest jednakowa. Dla maniaków jazdy z kokpitu ważną informacją może być fakt, że tym razem ograniczono się tylko do jednej kamery we wnętrzu, likwidując tę koncentrującą się przede wszystkim na samej szybie. Przez to zmniejszyło się znacznie pole widzenia.
Grę już na konsolach śmiało można było okrzyknąć najładniejszymi rajdami tej generacji. Co prawda konkurencja jest niby żadna, ale mimo to trzeba zauważyć, że DiRT 2 jest jednym z ładniejszych tytułów z udziałem samochodów. Codemasters naprawdę przyłożyło się do tego, abyśmy mieli na czym zawiesić oko i to nie tylko w kwestii modeli aut, ale może właśnie przede wszystkim w przypadku przepięknych lokacji, rozbryzgów wody czy pyłu i kurzu unoszących się za pędzącą rajdówką. W stosunku do wersji konsolowej trudno mówić o jakichś wielkich różnicach, gra po prostu działa w wyższej rozdzielczości i cechuje się nieco ostrzejszymi teksturami. Przynajmniej w wersji pod DirectX 9. Niestety, nie miałem okazji sprawdzić jej działania pod DirectX 11, ale zainteresowanych odsyłam do artykułu, który pojawił się na naszych łamach przed kilkoma dniami.
Jednak tym, dzięki czemu DiRT 2 jest na pecetach pozycją równie grywaną jak na konsolach, jest świetna optymalizacja kodu. Silnik graficzny Ego pokazał już, na co go stać przy okazji GRID-a, ale nowa produkcja „Mistrzów Kodu”, choć może trudno w to uwierzyć, jest przygotowana jeszcze lepiej. Zapomnijcie o pierwszej części DiRT-a, która była grą dobrą, ale płynność jej działania wołała o pomstę do nieba. Część druga sprawuje się przy „jedynce” jak narowisty ogier przy starej kobyle.
DiRT 2 w oczach wielu graczy będzie jedną z bardziej kontrowersyjnych gier na rynku, skierowaną wyraźnie do szerszego grona użytkowników. Zręcznościowy model jazdy, śladowe możliwości ustawienia samochodu, mające się nijak nawet do tego, co oferowała część pierwsza oraz pewna „hamburgeryzacja” klimatu nie każdemu mogą się spodobać. Problem z przełknięciem tego będą mieli przede wszystkim wieloletni fani i pasjonaci czterech kółek, starający się podejść do tematu bardziej poważnie. Wszyscy inni powinni być zachwyceni jakością nowego DiRT-a i możliwością przemierzania naprawdę przepięknie wymodelowanych lokacji. Znakomitym ułatwieniem dla początkujących jest wprowadzana coraz szerzej do tego typu produkcji możliwość cofnięcia czasu. W Dirt 2 jest to uzależnione od wybranego stopnia trudności, dzięki czemu nie działa tutaj syndrom „ciągłego cofania”, co tak bardzo nie podobało mi się w Forza Motosport 3. Warto się przemóc i spojrzeć łaskawym okiem na ten tytuł, gdyż zapewniam, że spędzicie z nim wiele niezapomnianych godzin.
Przemek „g40st” Zamęcki
PLUSY:
- przyjemny, zręcznościowy model jazdy;
- śliczna grafika;
- płynność działania.
MINUSY:
- opcje ustawień samochodu ograniczone do minimum;
- „hamburgeryzacja” rajdów.