autor: Paweł Surowiec
Code of Honor 2: Łańcuch Krytyczny - recenzja gry
Rodzime City Interactive robi postępy. To widać i słychać w ich najnowszej produkcji. Niby niskobudżetowa gra, ale w tej kategorii plasuje się całkiem wysoko. Nie wierzysz? Przeczytaj naszą recenzję.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ilu graczy nabyło kiedyś za przysłowiowe grosze grę pokroju Terrorist Takedown? Zamiast lasu rąk już widzę te skrzywione, pełne obrzydzenia miny na samą myśl o sięgnięciu po tytuły rodem z wielkiego kosza w hipermarkecie. Może jednak warto od czasu do czasu wcielić się w takiego hipermarketowego „poszukiwacza okazji” i pogrzebać w koszu z tanimi grami. A nóż-widelec w nasze gorączkowo przetrząsające ową skarbnicę łapska trafi całkiem grywalna, choć przeciętna pozycja. Jak np. nowy Code of Honor, gra ze stajni City Interactive, rodzimego studia specjalizującego się w wydawaniu niskobudżetowych strzelanek FPP. W końcu tak jak w miarę zdrowy na umyśle kinoman nie samym Bergmanem żyje, tak i gracze nie muszą sięgać li i jedynie po wyrafinowane arcydzieła elektronicznej rozrywki.
Czerwiec 2008 roku. Terroryści ze Światowego Frontu Rewolucji pod wodzą niejakiego Hernanda Mendozy przejmują kontrolę nad eksperymentalnym reaktorem atomowym położonym na Wyspie Królewskiej, byłej kolonii karnej znajdującej się na wybrzeżu Gujany Francuskiej. Mendoza „nie korzysta z okazji, by siedzieć cicho” i stawia francuskiemu rządowi ultimatum: albo dostanie parę „baniek”, albo wygasi reaktor w celu pozyskania plutonu, który posłuży mu do zbudowania „brudnej bomby”. Z jej zaś pomocą zgotuje prawdziwą hekatombę ludziom inaczej niż on pojmującym znaczenie słowa „koegzystencja”. Na tę malowniczą wyspę zostaje więc wysłany niewielki oddział komandosów Legii Cudzoziemskiej (2REP?). Twoim zadaniem, jako jednego z tych doborowych żołnierzy, jest odbić reaktor z rąk niedobruchów i wyeliminować z gry Mendozę. Nie powinna być to trudna misja, w końcu nazywasz się Boulet, Claude Boulet – w tłumaczeniu: Klaudiusz Pocisk (i żyj tu, chłopie z takim nazwiskiem)...
Na gracza-śmiałka podejmującego się pokierowania poczynaniami starszego kaprala Pociska czeka w trybie dla pojedynczego gracza 9 misji. Ale na dobrą sprawę ledwie 3 poziomy: jaskinie, kompleks więzienny przeistaczający się później w fabrykę i ośrodek badawczy. Przechadzając się po pomieszczeniach tego ostatniego, wyobrażałem sobie, że z szaleństwem w oczach i „pompką” zaciśniętą w dłoniach zwiedzam siedzibę City Interactive. W poszukiwaniu projektanta poziomów, który chyba zbytnio się nie napocił podczas pracy... Rozgrywka jest dosyć liniowa, choć autorom nie można odmówić starań o zachowanie złudzenia nieliniowości. Praktycznie na każdym poziomie znajdują się więc jakieś boczne, ślepe zaułki, a w to samo miejsce mogą prowadzić dwie różne drogi.
Co się bardzo chwali, producent postarał się także o interaktywne w niezłym zakresie otoczenie. Okazjonalnie przyjdzie nam przestawić jakąś wajchę, by spuścić wodę ze śluzy czy użyć… gaśnicy do ugaszenia szalejącego pożaru i otwarcia sobie drogi. Albo uruchomić zgniatarkę, w której bolesną śmierć poniesie kilka śmieci. Brodząc po kolana w wodzie zalewającej korytarze jaskiń, trzeba również bardzo uważać na jadowite węże. Z kolei w fabryce kilkakrotnie pojawi się okazja, by pozbyć się wrogów bez jednego wystrzału, otwierając zawory z płonącym gazem czy gorącą parą.
Zrezygnowano z walających się tu i ówdzie apteczek medycznych – z ran odniesionych w boju wylizujemy się w modny ostatnio w tego typu strzelankach sposób, czyli wycofując się na moment i pozwalając naszej postaci dojść do siebie za jakąś osłoną. Sam protagonista nie jest motorycznie dysfunkcyjny i potrafi nawet pływać/nurkować (każdy kij ma dwa końce – facet może się również utopić). Chociaż z taką ilością żelastwa, którą dźwiga, powinien raczej iść na dno jak kamień ;-P.
A propos fizyki w grze – ta jest naprawdę całkiem niezła. Przeciwników ukrywających się za drewnianymi stołami czy parawanami można wyeliminować, puszczając serię po tychże wątpliwych osłonach – kule przechodzą przez nie na wylot. Nie można również odmówić widowiskowości ciałom latającym w powietrzu po eksplozji granatu. Ale prawdziwym smaczkiem okazało się w jednej z misji zastrzelenie niedobrucha w jakimś kanale ściekowym: gdy pastwiłem się potem nad jego ciałem, faszerując je kulami, byłem naprawdę pod sporym wrażeniem bezwładnych zwłok pogrążających się w ściekach, a po chwili… wypływających na powierzchnię!
Współdziałający z nami od czasu do czasu dwaj legioniści nie są może nad wyraz lotni: momentami cierpią na ślepotę (efekt braku noktowizorów?) i wykazują pożałowania godną tendencję do rzucania granatami… sobie nawzajem pod nogi. Większe deficyty SI oponenci potrafią sprytnie ukryć: swoją impotencję intelektualną nadrabiają ruchliwością, biegając tam i z powrotem, przez co trudniej ich trafić. Potrafią się jednak schować za rogiem, by zza niego ostrzeliwać gracza – trzeba przyznać, iż dosyć często wykorzystują ten sprytny patent. Sporadycznie zdarzają im się też jakieś oskryptowane zachowania, w rodzaju przewrócenia stołu i ukrycia się za nim. Tradycyjnie już bardzo intensywnie posługują się granatami ręcznymi (zagrożenie nimi zobrazowano podobnie jak w ostatnich grach z serii Call of Duty), co bardzo mi się podobało. Wszystko to sprawia, że pojedynki ogniowe są tu dosyć emocjonujące, dostarczając sporej dozy adrenaliny. I w naprawdę dużym stopniu wynagradzają braki w pozostałych aspektach gry.
W ręce łaknącego wrogiej krwi gracza wpadnie ok. dziesięciu „pukawek”: pistolet PAMAS-G1 (licencyjna Beretta 92), kbk FAMAS G2, kbk H&K G11 na amunicję bezłuskową, kb FN FAL, pm MP5SD3 (z integralnym tłumikiem dźwięku), pm Bizon, strzelba gładkolufowa Mossberg 500 i przeciwpancerny pocisk kierowany Eryx, którym jednak zestrzelimy śmigłowiec. Oraz oczywiście nóż i granaty ręczne. Tę może niezbyt oszałamiającą liczbę narzędzi wykorzystywanych przez nas w mokrej robocie niweluje w pewnym stopniu kilka ciekawych patentów. Dla przykładu: FAMAS-a można w kilka sekund przerobić z wersji szturmowej wyposażonej w kolimator EOTech na parawyborową, montując celownik optyczny o sporym przybliżeniu i nakręcając tłumik dźwięku, a w ciemnych pomieszczeniach przyświecać sobie zamontowaną pod lufą latarką taktyczną.
Znaczącą, bo od razu rzucającą się w oczy, zmianą jest rezygnacja z poprzedniego silnika graficznego (Chrome Engine, flagowy produkt Techlandu), który raczej kiepsko spisywałby się w zamkniętych pomieszczeniach i przerzucenie się na Jupitera EX. Tylko, czy udało się z niego wykrzesać maksimum możliwości? Jaskinie są siłą rzeczy ciemne i ubogie w detale, kompleks więzienny przeradzający się później w fabrykę wypada równie paskudnie. Dla kontrastu na koniec mamy więc jakieś pomieszczenia biurowe z większą domieszką koloru i szczegółów. Na plus można zapisać duże możliwości dostosowania grafiki programu do naszego sprzętu (w opcjach).
Animacje postaci prezentują przyzwoitą jakość, chociaż w przerywnikach filmowych wyglądają trochę sztucznie – legioniści sprawiają wrażenie turystów, a nie żołnierzy, którzy jeszcze przed chwilą toczyli zaciekłą walkę na śmierć i życie.
Ilustracja muzyczna specjalnie nie drażni, a i potrafi się zmienić, gdy na ekranie rozkręca się większa rozwałka. Wystrzały (szczególnie gruby terkot FAMAS-a), wybuchy granatów, jakieś pokrzykiwania przeciwników nie powodują u grającego odpadania uszu.
Panowie z City Interactive wreszcie zorientowali się też, że tryb wieloosobowy jest tym, co może skłonić do sięgnięcia po zaskórniaki – by wydać je na ich dzieło – nawet najbardziej skąpego Szkota. Niestety, jako że grę testowaliśmy kilkanaście dni przed jej oficjalną premierą, nie mogę o multiplayerze zbyt wiele napisać – po prostu nie miałem z kim grać. Przeprowadzone rozpoznanie wskazuje jednak, że jest on w takim samym stopniu ubogi co wariant rozgrywki dla jednego gracza. Trzy oklepane tryby zabawy (deathmatch, drużynowy deathmatch i capture the flag) dla maksimum 16 graczy na ledwie trzech mapkach. Sytuacji nie ratują nawet niezłe możliwości skonfigurowania rozgrywki. Bida, panie – to dobre podsumowanie (i ładnie się rymuje).
Outro (a właściwie dwa, bo są dwa zakończenia minimalnie się między sobą różniące) i autorzy nie pozostawiają wątpliwości – możemy liczyć na kontynuację. Czego byśmy sobie od niej życzyli? Przede wszystkim dłuższej gry i większej liczby poziomów. A może tak na końcu każdego z nich umieścić by jakiegoś bossa stanowiącego twardszy orzech do zgryzienia? Myślę, że sympatycznym akcentem byłoby też, gdyby głównym bohaterem został – wzorem TT2 – legionista o jakimś swojsko brzmiącym nazwisku, wszak jeszcze w nie tak odległej przeszłości wielu naszych rodaków zasilało szeregi Legii Cudzoziemskiej. A cena gry? Ta najlepiej niech pozostanie bez zmian. Jak na nieskomplikowaną produkcję budżetową program wypada przyzwoicie. Kurczę, Legia werbuje ochotników do czterdziestego roku życia – może by się tak zaciągnąć?
Paweł „PaZur_76” Surowiec
PLUSY:
- uczciwa cena (stosunek ceny do jakości);
- całkiem grywalna;
- jest multiplayer.
MINUSY:
- krótka!!!
- trzy poziomy na krzyż;
- i tyle samo mapek w multiplayerze.