autor: Marcin Terelak
Championship Manager 2008 - recenzja gry
Po pierwszych niepowodzeniach własnych koncepcji, Eidos postanowił naśladować pomysły z FM-a i czyni to także w najnowszej edycji. Sęk w tym, iż siłą FM-a jest nie tyle koncept, co zaawansowane skrypty.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Legenda. Coś, co w dzisiejszych czasach na równi pomaga, jak i szkodzi. Pomaga, gdyż pozwala sprzedać nawet mierne produkty dzięki marketingowi umiejętnie wykorzystującemu chlubną przeszłość. Szkodzi, ponieważ dostarcza argumentów przeciwnikom szargania tego, co dobre w legendzie. Proporcje tych, którzy się nabierają i nie chcą być nabierani, uzależnione są przeważnie od gatunku, do którego należy gra, film czy książka. Zazwyczaj im bardziej gatunek jest „lekki”, tym łatwiej przychodzi zarabianie pieniędzy na głośnym tytule. Inaczej jest w przypadku produkcji poważnych i jakkolwiek specjalistycznych. Ich domyślny odbiorca zazwyczaj wie, czego chce i wymaga, by oferowany produkt dysponował odpowiednio wysokim poziomem. Idealnym przykładem jest tu Championship Manager. Gra, którą od jakiegoś czasu wydaje się już chyba tylko po to, by zarobić na legendzie. Sądząc po poziomie, jaki prezentują kolejne odsłony tego tytułu, trudno o inne wnioski.
Historia Championship Managera sięga wielu lat wstecz i zapewne wielokrotnie było dane Wam ją słyszeć. W wielkim skrócie, było to tak, iż bardzo dawno temu grupa zapaleńców stworzyła najrealistyczniejszego menedżera piłkarskiego, jaki kiedykolwiek pojawił się w „wirtualu”. Rok w rok udoskonali swoje dzieło, by było jeszcze lepsze. Po iluś edycjach pojawiły się duże pieniądze i jak to zazwyczaj bywa... kłopoty. Twórcy weszli w konflikt z wydawcą gry (Eidosem) i postanowili pójść własną ścieżką. Cała sprawa skończyła się tak, iż zespół pasjonatów związał się z firmą SEGA, która zaczęła wydawać ich kolejne menedżery, a Eidos zachował prawo do tytułu „Champioship Manager” i począł nabierać co mniej zorientowanych fanów. Tak jest do dziś. Każdego roku możemy pograć w Football Managera, którego tworzą ludzie od legendarnego CM-a i w Championship Managera z Eidosu, którego wydaje się prawdopodobnie tylko dla pieniędzy.
Po pierwszych niepowodzeniach własnych koncepcji, Eidos postanowił naśladować pomysły z FM-a i czyni to także w najnowszej edycji. Sęk w tym, iż siłą FM-a jest nie tyle koncept, co zaawansowane skrypty tworzące wirtualny świat gry i ultrarealistyczny silnik meczowy. Tego Eidos odtworzyć nie potrafi. W efekcie CM już od kilku lat drepta w miejscu.
Wszystko wskazuje na to, iż tegoroczna edycja będzie nie tylko przedłużeniem tego stanu rzeczy, ale nawet krokiem wstecz. Pierwszym, co rzuca się w oczy jest oprawa graficzna. O ile Football Manager zaskoczył fanów generalnym remontem, który wprowadził grafikę na nowy poziom, o tyle CM jest po prostu brzydki. I nie mam tu na myśli tego, że są tabelki. Tabelki mają być, bo o to chodzi w tej grze. Mam na myśli rozdzielczość ekranu, kolorystykę skórki i wygląd elementów ekranowych. Gra działa w rozdzielczości 1024x768, co powoduje zniekształcenie wyświetlanych danych na monitorach LCD. Jakby tego było mało, skórka jest bardzo ciemna i nie dość, że obrzydliwa, to utrudniająca orientację w wyświetlanych danych. Większości wpisów po prostu nie widać lub widać je bardzo słabo. Od gry odrzucają też czcionki i przyciski. Są wykonane w bardzo marnej rozdzielczości i kłują w oczy pikselozą. Przyznam szczerze, iż nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem tak brzydkiego menedżera. Do głowy przychodzą mi tylko pierwsze odsłony Liga Polska Manager. O ile mnie pamięć nie myli, początkowe edycje CM-a, które pojawiły się około 13-14 lat temu stały na lepszym poziomie. Nie wspominając już o edycjach sprzed 10 lat. Dla mnie jest to kpina. Wyskok, który trąca amatorką i to w grze, która od zawsze słynęła z eleganckiego i przejrzystego interfejsu.
Interfejs jest zresztą nie tylko brzydki, ale przede wszystkim nieergonomiczny. Moim zdaniem nie jest to kwestia przyzwyczajenia do FM-a, a po prostu błędna koncepcja. Podstawą interfejsu FM-a są belki, które doskonale sprawdzają się podczas gry. Tutaj belki zamieniono na przyciski. Zrezygnowano też z bocznego paska. W efekcie, aby wykonać niektóre akcje, trzeba się solidnie naklikać (góra-dół), co bardzo skutecznie zniechęca do gry.
Niestety nie lepiej jest i w kwestii merytorycznej. O tym, że gra oferuje o niebo mniej (ok. 60%) lig niż FM zapewne wiecie, więc nie warto się rozpisywać. W nowej edycji dodano tylko ligę australijską. Nie byłoby to jednak aż tak straszne, gdyby nie fakt, iż nadal nie zadbano o realistyczne odwzorowanie zasad rządzących rozgrywkami. O ile autorzy FM-a rok w rok starają się uzbroić oferowane ligi w jak najświeższe i najrealistyczniejsze obwarowania regulaminowe, o tyle „fachmani” od CM-a nie przykładają do tego wielkiej uwagi. W ich odczuciu taka np. liga hiszpańska nie różni się niczym od polskiej. Przykładów nie warto nawet mnożyć, bo to w tej grze standard, a nie miejscowe wpadki.
Słabo prezentują się także odwzorowania researchingowe. Wystarczy pochodzić po losowo wybranych zespołach drugiej ligi polskiej, by przekonać się, że kluby nie tylko dysponują całkiem zdolnymi kopaczami, ale i solidnymi budżetami. Oczywiście sprawa dotyczy też i innych lig. Takie podejście odbiera grze autentyczność, szczególnie gdy zestawimy to z brakiem możliwości rozpoczęcia jako bezrobotny menedżer i opcją startu ze wsparciem finansowym.
Z krzesła zrzucają także transfery. O ile FM przyzwyczaił nas do podchodów, wyszukiwania, mozolnego udowadniania swojej wartości i ogólnie rzecz biorąc starań, by chciał do nas przyjść znany zawodnik, o tyle w CM-ie kupić można dosłownie każdego. Nie chodzi tu już nawet o to, iż zespoły nie stawiają cen zaporowych. Sprawa jest poważniejsza. Menedżerowie nie martwią się bowiem nawet o to, że ich decyzje mogą doprowadzić do degradacji prowadzonego przez nich zespołu!
Nieco lepiej jest względem prezentacji meczu. Sprecyzować jednak muszę, iż przede wszystkim w kwestii graficznej. Ekrany okołomeczowe to bez dwóch zdań najładniej wykonana część gry. Niestety równie ciekawie nie jest „od środka” i to zarówno względem teorii, jak i praktyki. Jeśli chodzi o ustawienia taktyczne, jest ich wystarczająca liczba. Większość bardzo podobna do tych, które doskonale znamy z FM-a. Kilka jest autorskich. Podsumowując ofertę w tej kwestii obu tytułów, nieznacznie zwycięża FM. Tu rywalizacja jest jednak dosyć wyrównana. Mimo nieco mniejszych możliwości, CM może się pochwalić na przykład możliwością wytyczania kierunków podań i funkcją pozwalającą na bardzo precyzyjne ustawienie piłkarzy na boisku. Kłopot jednak w tym, iż produkt Eidosu ma ogromne problemy z przełożeniem założeń taktycznych, na to co „kopią” nasi zawodnicy.
Piłkarze po prostu grają swoje i niespecjalnie przejmują się naszymi wytycznymi. Zresztą trudno, by się przejmowali, skoro silnik meczowy ma ogromne problemy z odwzorowaniem umiejętności poszczególnych graczy. O ile w FM-ie widać jak na dłoni mocne i słabe punkty każdego kopacza, o tyle tutaj wszyscy zachowują się tak samo. Trudno ocenić zalety i wady poszczególnych zawodników. Mecze co prawda wyglądają realistyczniej niż w poprzednich edycjach (mniej głupich wpadek, chociażby bramkowych), ale przez sztywność ikon symbolizujących piłkarzy, trudno wyobrazić sobie, iż to co pokazuje nam gra, jest prawdziwym meczem. Silnik ma problemy z wizualizacją interwencji bramkarzy i wślizgów, co skutecznie psuje przyjemność płynącą z podziwiania gry naszych podopiecznych. Zresztą autorzy mieli prawdopodobnie świadomość tego faktu, gdyż umożliwili obejrzenie meczu w... kilkanaście sekund (sic).
Równie rozczarowująca jest lokalizacja. Na porządku dziennym są dziwne tłumaczenia, które nie tyle są złe same z siebie, co różne od ogólnie przyjętych standardów. Widać to szczególnie w nazwach umiejętności i pozycji. Wymaga to przestawienia się na koncepcję przyjętą przez ekipę lokalizującą grę, co zapewne nie przypadnie do gustu graczom preferującym tradycyjne podejście do tematu. Niespecjalnie prezentują się także wiadomości, które w ogromnej większości straszą wyjątkowo paskudną składnią.
Championship Manager 2008 ma w sobie jednak też coś pozytywnego. Mam tu na myśli przede wszystkim system analiz pomeczowych „ProZone”. Jest to przepotężne narzędzie, umożliwiające rozłożenie każdego meczu na czynniki pierwsze i to w maksymalnie dosłownym znaczeniu. Żadna inna gra menedżerska nie dysponuje podobnym rozwiązaniem i aż żal ściska, że z racji ubogich możliwości taktycznych, nie można w CM-ie zrobić użytku z pozyskanych za jego pomocą danych.
Innym pozytywnym elementem tego menedżera jest szybkość działania. Gra chodzi błyskawicznie. To z pewnością ucieszy osoby ze słabszym sprzętem lub chcące szybko przechodzić od meczu do meczu. Jest to też jednak wymierny dowód na to, iż w grze zaimplementowano możliwie najprostsze skrypty.
Kupić czy nie kupić? Gram w menedżery od kilkunastu lat. Zarówno w te dobre, jak i gorsze. Przy Championship Managerach spędziłem niezliczoną liczbę dni i nocy. Jak wielu innych graczy, żyłem tą grą. Patrząc na edycję 2008 (i inne, „eidosowe”), czuję wyłącznie żal z tego powodu, że są ludzie, którzy nie potrafią uszanować świętości. Taką świętością była niegdyś ta gra. Obecnie jest to brzydki, łatwy, banalny, mało realistyczny menedżer piłkarski, który do pięt nie dorasta nawet edycji 97/98. Może nie było tam pachołków przesuwających się po boisku, ale był za to doskonały komentarz i tony charakteru. Tego charakteru nie mają współczesne odsłony. Jeżeli chcecie nagrodzić tych, którzy stworzyli kult Championship Managera, zagrajcie w FM-a. Jeżeli wolicie inne spojrzenie, to zapraszam do FIFA Managera. Dajmy w końcu skonać temu projektowi, bo ta trwająca już kilka lat agonia, odziera ten tytuł z resztek chwały, na którą ludzie z pasją pracowali długimi latami.
Marcin „Jedik” Terelak
PLUSY:
- kapitalny system analiz pomeczowych ProZone;
- bardzo duża szybkość działania.
MINUSY:
- to bardziej zręcznościówka niż menedżer;
- nieudolna kopia Football Managera;
- fatalny od strony merytorycznej;
- beznadziejny silnik meczowy, który nie potrafi odwzorować umiejętności graczy i stosować zaleceń taktycznych;
- mało opcji pozameczowych;
- paskudna oprawa graficzna;
- uciążliwy interfejs;
- mocno zgrzytająca lokalizacja.