Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 5 lipca 2004, 13:27

autor: Artur Okoń

Castle Strike - recenzja gry

strategia czasu rzeczywistego, opracowana przez studio developerskie Related Design. Jak wskazuje sam tytuł, zajmujemy się tutaj rozbudową własnego zamku, bronieniem go przed agresorami, a także przygotowujemy szereg ataków na fortyfikacje wroga.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Średniowiecze, rycerze, konflikt, RTS - te pojęcia wręcz idealnie do siebie pasują, o czym regularnie przekonują nas producenci gier, wydając dziesiątki pozycji zakorzenionych w tych klimatach. Ciężko więc o optymizm na myśl, iż pojawia się kolejna gra oparta na tym utartym schemacie. Wprawdzie zapowiedzi Castle Strike mówiły, że produkcja ta zaskoczy graczy nowatorskim podejściem do tematu, jednak kto by tam wierzył zapewnieniom producentów, którzy to przecież wymyślają różne bajki, by tylko sprzedać swoje dzieło. A jednak! Tym razem w dużej mierze okazały się one prawdą, bo Castle Strike rzeczywiście ma pełne prawo się podobać!

Miłe zaskoczenie

Do gry podchodziłem raczej z negatywnymi uczuciami, zbyt wiele się po niej nie spodziewając. Polski dystrybutor Castle Strike, firma Topware, kojarzy mi się z wydawaniem prostych gier, w których jakość wykonania była (mówiąc ładnie) wprost proporcjonalna do proponowanej ceny. A że ta kształtowała się na poziomie kilkudziesięciu PLN, to orgazm wizualny graczom raczej nie groził. Wprawdzie Castle Strike kosztuje nieco więcej (79 zł), jednak wciąż należy do segmentu gier tanich, więc spodziewałem się równie „oszczędnego” wykonania. Moje zaskoczenie było ogromne, albowiem po zainstalowaniu gry przez długi czas nie mogłem wyjść z podziwu. Castle Strike jest jedną z najlepiej wykonanych trójwymiarowych strategii, jakie kiedykolwiek widziałem! Nie mogłem w to wręcz uwierzyć i przez kolejną godzinę uparcie szukałem jakiegoś ukrytego haczyka, który pogrążyłby tę grę w moich oczach. Bezskutecznie! Rozwiązaniem tej zagadki okazała się wizyta w internetowym sklepie Amazon, gdzie Castle Strike kosztuje niemal 210 zł! I wszystko jasne- moje uznanie dla panów z Topware, albowiem najwyraźniej udało się im z producentami gry wynegocjować cenę, która choć trochę uwzględnia zasobność portfela polskiego gracza. Jest to zasługa tym większa, jeśli spojrzymy na politykę cenową Eidos czy też Micro$$oft, które to żądają za swoje produkty niemal 150 monet z orzełkiem w koronie.

Wojna stuletnia oczami niemieckiego rycerza

Zostawmy już jednak rozważania o cenie i przyjrzyjmy się samej grze. Fabuła przenosi nas w czasy wojny stuletniej (1337-1453), czyli w okres późnego Średniowiecza. Zawiedzie się jednak osoba szukająca w Castle Strike zgodności historycznej, albowiem zamiast toczyć bitwy znane z kart historii, gra opowiada o zupełnie fikcyjnych zdarzeniach, które dotyczą niemieckiego rodu rycerskiego von Rabenhorst. Głównymi bohaterami są Thorwald i jego siostra Svea, którzy to starają się zapewnić przetrwanie rodu, lawirując pomiędzy ówczesnymi potęgami - Anglią i Francją. Fabuła gry obfituje więc w liczne zdrady, powodujące dynamiczne zwroty akcji, co umożliwi nam objęcie dowództwa nad armią każdej z trzech narodowości. Do rozegrania mamy łącznie 24 misje, pogrupowane w trzy kampanie. Do tego należy jeszcze dodać trzy scenariusze samouczka, który znakomicie spełnia swoją rolę i pozwala graczowi szybko zapoznać się z mechanizmem gry. W grze tradycyjnie znajdziemy również możliwość toczenia pojedynków (multiplayer w LAN lub przeciwko komputerowi) na zdefiniowanych przez nas mapach.

Jak na RTS przystało, każda z nacji posiada specyficzne jednostki i budynki. Należy jednak zauważyć, iż różnice pomiędzy mocarstwami są jednak stosunkowo niewielkie i ograniczają się do jednostek elitarnych, takich jak niemieccy ciężkozbrojni rycerze walczący mieczami dwuręcznymi, francuscy paladyni, czy też angielscy banici, potrafiący doskonale maskować się w lesie (o, taki Robin Hood :). Jednak podstawowe jednostki w szeregach każdej z armii są takie same i wśród nich znajdziemy specyficzne dla tamtych czasów oddziały halabardników, pikinierów, kuszników, łuczników, czy też rycerzy uzbrojonych w krótkie lub długie miecze. Jak wskazuje sam tytuł, gra przede wszystkim opowiada o zdobywaniu zamków, więc najistotniejszymi jednostkami stają się machiny oblężnicze. W Castle Strike mamy ich pełną gamę, zaczynając od prymitywnych drabin i wież oblężniczych za pomocą których można dostać się na mury, poprzez klasyczne tarany służące oczywiście do rozbijania bramy, a kończąc na kilkunastu typach katapult i dział, którymi błyskawicznie można zniszczyć choćby najsolidniejsze fortyfikacje.

Delikatny powiew świeżości

Castle Strike zawiera w sobie kilka interesujących elementów, które wyróżniają ją spośród rzeszy „klasycznych” RTS-ów. Intencją twórców było jak mniemam to, by gracz mógł skupić się głównie na prowadzeniu bitew. I choć po prawdzie, niczym w klasycznych RTS-ach rozbudowujemy tu własną bazę (dość duża, bo aż kilkanaście budynków), to pozyskiwanie surowców zostało znacznie usprawnione. Pracownicy zostali podzieleni na dwie grupy, budowniczych i zdobywców materiałów. Ile osób liczy dana grupa, możemy na bieżąco zmieniać, przeciągając odpowiedni suwak. Za pomocą drugiego suwaka błyskawicznie ustawiamy priorytety w zdobywaniu surowców (3 rodzaje). W praktyce działa to znakomicie, albowiem jeśli np. potrzebujemy więcej drewna, to wystarczy szybko przeciągnąć odpowiedni suwak i już pracownicy, którzy do tej pory koncentrowali się na zdobywaniu kamienia, pobiegną ścinać drzewa. Kolejną rzeczą, która przypadła mi do gustu, jest sposób budowania zamków. Robi się to niemal błyskawicznie- dzięki przyjaznemu interfejsowi możemy zaplanować ułożenie murów, rozmieścić bramy i wieże strażnicze. Gdy jesteśmy z naszego projektu zadowoleni, wystarczy wydać rozkaz jego wykonania, a fortyfikacje zostaną natychmiast utworzone. O ile oczywiście dysponujemy odpowiednią ilością surowców, by móc plan wykonać. By zapobiec sytuacjom, w których jedna strona odgrodzi się od wrogów fortyfikacjami pokroju Muru Chińskiego, autorzy gry wprowadzili pewne ograniczenia. W każdej misji mury możemy wznosić jedynie na wyznaczonym do tego terenie, a budynki związane z zapleczem ekonomicznym muszą znaleźć się poza ich obrębem. Jest to moim zdaniem bardzo trafna decyzja, albowiem nadaje to grze bardziej realistycznego wymiaru - chcąc pokonać przeciwnika, wystarczy zniszczyć wioski znajdujące się pod jego zamkiem, odcinając go tym samym od surowców, i spokojnie prowadzić oblężenie twierdzy wiedząc, iż czas pracuje na naszą korzyść. A skoro już o tym mowa, to spodobał mi się sposób w jaki rozwiązano zdobywanie zamków. Na polu bitwy królują machiny oblężnicze, które wreszcie zostały potraktowane jako urządzenia mechaniczne, a nie jak tradycyjne jednostki. Do obsługi każdej z machin delegujemy więc odpowiednią ilość żołnierzy, których w razie potrzemy możemy od niej odciągnąć i rzucić w wir walki. Jeszcze bardziej spodobał mi się fakt, iż twórcy gier nareszcie poszli po rozum do głowy! W Castle Strike, zamiast niszczyć machinę oblężniczą wroga, możemy wybić wyłącznie jej załogę, a następnie samemu ją przejąć. Niby to drobiazg, a jednak cieszy.

Mimo wszystko RTS

Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie wytknął grze błędów. Pierwszy z nich ciężko nazwać zarzutem, bo jest to kwestia bardziej ogólna, aczkolwiek znacznie wpływająca na przyjemność rozgrywki. Castle Strike jest RTSem. Wprowadzenie nowych elementów nie zmienia faktu, iż podobnych strategii, rozgrywających się w średniowieczu, w których budujemy i walczymy, były już dziesiątki. Osobiście nie odczuwam większej różnicy rozgrywając setny pojedynek w np. Warrior Kings, niż grając w nową podobną grę, tak więc po co zawracać sobie nią głowę? Oczywiście są to tylko moje subiektywne odczucia, jednak przed zakupem Castle Strike warto zadać sobie pytanie, czy tego typu gra ma wciąż szanse was bawić. Wymieniając zalety gry wspominałem o usprawnieniu ekonomii, tak by pozwolić graczowi skupić się na walce. Przy dłuższej grze okazuje się jednak, iż ten cel nie został przez programistów w pełni wykonany, albowiem o ile nie musimy przejmować się zdobywaniem surowców, o tyle wciąż trzeba odpowiednio rozbudować bazę i, co bardziej uciążliwe, czuwać nad opracowywaniem dość dużej ilości przydatnych technologii. Ostatnia wyłapana przeze mnie niedogodność, choć również dotyczy subiektywnych odczuć generowanych przez grę, to z tego, co obserwuję na forach dyskusyjnych, ma znacznie szerszy zasięg. W Castle Strike znajduje się olbrzymia ilość wstawek filmowych, które wprawdzie wyglądają ładnie (są oparte na silniku gry), jednak nie dają się w żaden sposób przyśpieszyć, czy też lepiej - wyłączyć. Historia opowiedziana w Castle Strike nie jest aż tak bardzo ciekawa (powiedziałbym raczej, że nudna), by uzasadniać nagminne przerywanie nam gry w celu wysłuchania kolejnych dialogów. Przyznam szczerze, iż mnie przerywniki filmowe doprowadzały do takiej furii, iż przestałem grać w kampanię i zacząłem toczyć pojedynki na wybranych przeze mnie mapach.

Zrób zbliżenie i podziwiaj!

Jak już wspomniałem we wstępie, gra zadziwia pod względem oprawy wizualnej. Wprawdzie jej trójwymiarowy świat nie prezentuje się jakość szczególnie okazale (ot, standard), jednak śliczne, szczegółowe modele jednostek mogą budzić zachwyt. Jest to tym ważniejsze, iż gra posiada znakomicie opracowany system manipulowania kamerą. Możemy dowolnie nią obracać, ustawiać pod przeróżnym kątem, dokonywać bardzo szczegółowych zbliżeń, lub też przeciwnie - spoglądać na pole bitwy niemal z lotu ptaka. Czasami wręcz warto włączyć pauzę, by móc spokojnie przyjrzeć się z różnych perspektyw płonącemu budynkowi. Wygląda to po prostu świetnie. Niestety, oprawa dźwiękowa jest już znacznie gorsza. Odgłosy postaci zostały podłożone dość niestarannie, przez co drażnią nieco uszy. Przygrywająca w tle muzyka jest na szczęście nieco lepsza- przeważają dynamiczne kawałki tworzące podniosły nastrój, idealny do walki.

Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?

Czas napisać podsumowanie, aczkolwiek nie jest to zadaniem prostym. Castle Strike jest grą paradoksalną. Z jednej strony mamy doskonałą oprawę graficzną, kilka ciekawych rozwiązań i brak poważniejszych wad, co sprawia, iż gra zasługuje na miano bardzo dobrej. Z drugiej strony, brak w niej „tego czegoś”, co wciągnęłoby gracza i rozbudziło w nim ochotę do grania w kolejny RTS. To wszystko razem powoduje, iż moim zdaniem gra zyska równie liczne grono zagorzałych miłośników jak i przeciwników, którzy odinstalują ją po pierwszej godzinie gry. Dla mnie jest to dobrze przemyślana i bardzo solidna produkcja (stąd tak wysoka ocena) i z czystym sumieniem mogę ją polecić graczom miłującym się w RTS-ach, jednak mojej osobistej rekomendacji ten tytuł nie otrzyma.

MAO

Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?