Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 26 października 2005, 08:59

autor: Łukasz Malik

Boiling Point: Road to Hell - Recenzja PL

Po niespełna 5 miesiącach od premiery światowej, doczekaliśmy się polskiego wydania Boiling Ponta. Choć zwykle nie recenzujemy polskich wersji, to w przypadku Drogi do Piekła pokusiliśmy się o mały wyjątek. Dlaczego?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Po niespełna 5 miesiącach od premiery światowej, doczekaliśmy się polskiego wydania Boiling Ponta. Choć zwykle nie recenzujemy polskich wersji, to w przypadku Drogi do Piekła pokusiliśmy się o mały wyjątek. Dlaczego? Wersja, która w maju tego roku zadebiutowała na sklepowych półkach roiła się od irytujących błędów, można śmiało powiedzieć, że na rynek trafiła wczesna wersja beta. Dlatego też nie ma co ciskać gromów w polskiego wydawcę, wszak dostajemy spolonizowaną wersję 2.0 i przynajmniej w teorii powinniśmy otrzymać nadający się do bezstresowego grania produkt. Czy tak faktycznie jest? O tym za chwilę. Najpierw przyjrzyjmy się samej polonizacji.

Pierwszy zgrzyt, i to bardzo poważny, dotyczy pudełka z grą. Jak informuje potencjalnych nabywców czerwony pasek w prawym górnym rogu, w środku znajdziemy „Pełną polską wersję językową”, gdy po instalacji przekonujemy się, że polonizacja objęła jedynie napisy. Dla mnie osobiście to dobra wiadomość, bo jestem zwolennikiem polonizacji kinowych, ale jakiś rozczarowany klient zgodnie z przepisami o sprzedaży konsumenckiej spokojnie mógłby żądać zwrotu pieniędzy za towar niezgodny z umową. Druga wpadka wiąże się z jakimś wyimaginowanym przez tłumacza instrukcji plakatem, który rzekomo miałby zawierać informację o broniach pojazdach itp. Nic takiego w pudełku nie znalazłem, a do testów dostaliśmy zafoliowaną sklepową wersję, a nie wyposzczony egzemplarz prasowy.

W małym południowoamerykańskim miasteczku nikt nie podejrzewał Johnsona o konszachty z CIA.

Ale tak naprawdę najważniejsza jest sama gra, a ta została przetłumaczona dobrze, choć płytkich i niezwykle sztucznych dialogów nie udało się w żaden sposób uratować. Oto, co mówi nasz heros do agenta CIA, po zaakceptowaniu zadania polegającego na doręczeniu walizki:

„W moich stronach większość znajomków mówi na mnie doręczyciel, agencie Johnson. To dlatego, że zawsze donoszę. Wrócę zanim pan się zorientuje.” – tekst zaiste godny samego Bogusia L. To jeszcze nie koniec, starsza pani sprzedająca kwiatki usłyszy od Saula niezwykle kulturalne: „Na grzyba mi te kwiaty.” Zastanawiam się tylko, czy oryginalna wersja też miała takie denne dialogi, czy wypociny, które czytamy, to efekt translacji z rosyjskiego na angielski, a następnie z angielskiego na polski.

Pora na kwestie techniczne, czyli to, co najistotniejsze w przypadku Boiling Pointa. Grę wydano wersji 2.0. Co ciekawe, udało mi się nawet zainstalować patcha 2.1 do rosyjskojęzycznej wersji i o dziwo wszystko działało. Być może jakieś teksty zostały podmienione, ale nie udało mi się ich dostrzec, więc nie próbujcie tego w domu i cierpliwie czekajcie na łatki do polskiej wersji, a te zapewne będą się dalej ukazywać. W przeciwieństwie do wydanej w maju grze, nasz samochód nie znika, nie grzęźnie w krawężnikach, granaty nie przenikają przez ściany, a jedną strzałą z łuku nie rozwalimy posterunku policji. Najbardziej irytujące błędy zniknęły, niestety kilku pomniejszych nie udało się usunąć. Najbardziej irytujący są sterowani przez komputer kierowcy, którzy nie potrafią wjechać do bramy lub parkują między dwiema latarniami i z uporem maniaka odbijają się między jedną a drugą, non stop przy tym trąbiąc. Nasi wrogowie zachowują się równie idiotycznie co kierowcy, czasem wbiegają nam pod lufę, a czasem chowają po kątach licząc chyba na miłosierdzie gracza.

Pomimo, że usunięto ogromną ilość błędów, to silnik gry dalej dość topornie współpracuje z naszym pecetem. Jego pamięciożerność poraża, po godzinie grania widać wyraźny spadek wydajności, a gra ma problemy z doczytywaniem kolejnych obszarów (przypominam, że świat gry pozbawiony jest szwów i w każdym momencie możemy udać się w dowolne miejsce na ogromnej mapie).

Grafika na zewnątrz trzyma poziom, gorzej jest z wnętrzami.

Programiści z Deep Shadows podjęli się stworzenia niezwykle rozbudowanej gry, której nie można zaszufladkować jako zwykłego FPS-a. To niemal gra cRPG, z ogromnym światem, nieliniową rozgrywką, praktycznie nieograniczoną swobodą, rozwojem postaci i masą innych ciekawych pomysłów. Niestety warstwa techniczna pogrzebała jej szanse na sukces, na jaki zasługuje. Gra została wydana za szybko, a kilka elementów wymagałoby gruntownej przeróbki, mam tu między innymi na myśli koszmarną oprawę dźwiękową z muzyką na czele, oraz fatalną sztuczną inteligencję wrogów. Historia Saula Mayersa również nie została przedstawiona w należyty sposób. Jednak dla graczy, którym nie odpowiadają wydane ostatnio, liniowe i krótkie shootery, Boiling Point będzie jak znalazł... Gdyby tylko cena ustalona przez wydawcę była trochę niższa.

Łukasz „Verminus” Malik

PLUSY:

  • W miarę poprawne technicznie i merytorycznie tłumaczenie;
  • zaimplementowane łatki niwelują najbardziej uciążliwe błędy...

MINUSY:

  • ....niestety część błędów pozostała;
  • błędna informacja o wersji językowej na pudełku;
  • wysoka cena jak na grę wydaną z 5 miesięcznym opóźnieniem.
Boiling Point: Road to Hell - recenzja gry
Boiling Point: Road to Hell - recenzja gry

Recenzja gry

Bohaterem gry jest Saul Myers, były legionista. Mieszka w Paryżu, jest rozwiedziony. Jego córka, Lisa, tworzy reportaże w niewielkim państewku w Południowej Ameryce – Realii. Niestety, Lisa nie dzwoni już od czterdziestu ośmiu godzin.

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.