autor: Wojciech Antonowicz
Beach Life - recenzja gry
Zaprawiona humorem symulacja zarządzania ekskluzywnym kompleksem wypoczynkowym w nadmorskim kurorcie, pełnym słońca, pisku, bogatych turystów i seksownych wczasowiczek.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jest kilka rzeczy na świecie, które łączą wszystkich ludzi niezależnie od koloru skóry i szerokości geograficznej pod którą mieszkają. Prawie każdy lubi pieniądze, zabawę, sex i wakacje, a może głównie wakacje, gdyż wtedy jest czas na te pozostałe. Gdy już wyszalejemy się dziko podczas naszego urlopu lub przerwy w szkole, pozostają nam poza resztkami opalenizny miłe wspomnienia. Właśnie te wspomnienia z wakacji, plus wyżej wymienione pieniądze, zabawa i sex są motywami przewodnimi gry Beach Life (nazwa na rynek amerykański Virtual Resort: Spring Break) wydanej w Polsce przez Cenega Poland, a będącej produktem firmy Deep Red Games (Eidos Interactive).
Beach Life to klasyczny przykład gry „menedżerskiej” lub jak kto woli „tycoona” czyli zabawy, w której gracz nie uczestniczy bezpośrednio w rozgrywce, lecz zajmuje się sterowaniem akcją z poziomu „szefa”. W tym wypadku chodzi o kierowanie budową, działaniem i rozwojem letniego kurortu wypoczynkowego we wszystkich łatwych do przełożenia na warunki gry komputerowej aspektach. Według bardziej ogólnego podziału gier, Beach Life to po prostu strategia ekonomiczna.
Co tak naprawdę robi manager kurortu ?
Ano ma bardzo wiele zadań. Na początku dostajemy do dyspozycji prawie pustą wyspę, z elektrownią, warsztatami budowlanymi i w zależności od scenariusza kilkoma prostymi budynkami. Naszym celem jest zbudowanie dobrze prosperującego kurortu. Zaczynamy więc od planowania chodników, zieleni i całego otoczenia, następnie przystępujemy od budowy hoteli, restauracji, barów, pubów i innych przybytków konsumpcji, a kończymy na miejscach rozrywki jak dyskoteki, wypożyczalnie sprzętu wodnego czy kasyna. Gra oferuje bardzo bogate możliwości zabudowy i urządzania dostępnego nam terenu i praktycznie nie brakuje tu nic, co powinno się znaleźć na wyidealizowanej turystycznej wyspie. Są nawet takie rzeczy jak mechanicy naprawiający uszkodzenia, przewodnicy turystyczni, ogniska na plaży, nastrojowe lampiony, czy też jak najbardziej realistyczne śmieci, ubikacje, brudna woda i prądy morskie wciągające kąpiących się pod wodę. Ilość dostępnych opcji wzrasta w miarę pokonywania kolejnych stopni wtajemniczenia – scenariuszy.
Kolejnym krokiem w naszej kierowniczej karierze jest dobranie odpowiednich pracowników obsługujących poszczególne struktury naszego „raju”. Możemy każdej z pracujących tu osób ustalić indywidualne dla niej godziny pracy i pensję. Musimy także dobrać odpowiednią dla skali kurortu liczbę pracowników w poszczególnych kategoriach, np. gdy przybywa dużo turystów lubiących jedzenie na wynos musi być również dużo służb sprzątających pozostawione na ziemi opakowania po fastfoodzie.
Na koniec ustawiamy cennik wszystkich usług, tak aby nie odstraszały one turystów, a jednocześnie przynosiły nam dochód. Bo właśnie rentowność naszego przedsięwzięcia będzie wyznacznikiem naszego sukcesu. Im więcej zarobimy tym więcej będziemy mogli zainwestować w nowe atrakcje i tym większą popularnością będzie cieszył się nasz kurort, a taki właśnie jest cel tej gry – przyciągnąć jak największą ilość nowych „wakacyjnych wydawaczy pieniędzy”.
Działania te nie są jednorazowe, nasz turystyczny kompleks będzie stale ewoluował razem z nowymi falami gości i jako menadżer musimy stale nadzorować wszystkie aspekty tej mini gospodarki tak, aby wypoczywający byli zadowoleni. Tylko wtedy jest szansa, iż populacja kurortu będzie się zwiększała.
Najlepszym uniwersalnym i zawsze skutkującym sposobem który udało mi się wymyślić do tej pory na poprawienie nastroju plażowiczom, jest postawienie odpowiednio dużej ilości Plażowych Barów z Piwem i ustawienie niskiej ceny na napoje. Powoduje to, że szczególnie wieczorem, wszyscy chodzą bardzo zadowoleni i skorzy do zabawy. No i co, nikt nie powie, że grze brak realizmu :).
Atmosfera gry czyli „Jest cool !”
Zanim zajmę się sprawami bardziej technicznymi, chciałbym opisać coś, co rzuca się w oczy już po pierwszych godzinach grania w Beach Life, czyli klimat. Gra jest po prostu miła, fajna i wakacyjna. Przy uruchamianiu programu witają gracza dziewczyny w bikini, które zresztą zdominowały wszystkie ekrany kontrolne gry. Sceneria jest „pozytywna”, plaże, palmy błękitne morze. Przygrywa plażowa muzyczka, ludzie się śmieją, kąpią w morzu, tańczą na plażowym disco, popijają piwko, pływają na materacach... jak dla mnie, jest bardzo miło. Widać, że twórcy włożyli sporo wysiłku, żeby oddać atmosferę letnich wakacji nad morzem. Gra więc zdecydowanie działa odstresowująco i poprawia humor, a przecież to ważna cecha gier. Dodatkowo wszystko jest w przyjemny sposób stonowane i wyważone, co jest o tyle ważne, że brak tu specyficznej dla niektórych „wakacyjnych” gier krzykliwości.
Grafika ...
... jest również tym co może się w grze podobać. Nie był bym jednak sobą gdybym trochę nie pomarudził. Choć ogólnie oprawa graficzna gry jest przyjemna i klimatyczna to jednak mam pewne zastrzeżenia do sposobu rysowania (cała grafika jest rysowana) naszych seksownych bóstw, dziewczyn w bikini. Myślę, że artyście który to „stworzył” przydało by się kilka lekcji perspektywy i zdecydowanie ładniejsze modelki. Na jego usprawiedliwienie mogę powiedzieć tylko tyle, że był Anglikiem, a wyznacznik urody kobiecej na Wyspach jest zdecydowanie poniżej średniej europejskiej. Zapewne przesadzam, ale o tym musicie przekonać się sami, zresztą figury to one nawet mają, lecz twarze są jakieś takie niedorobione. Nie przeszkadza to jednak zupełnie na ekranie rozgrywki, gdzie mamy stare dobre piksele (brak jest grafiki wektorowej), wszystkie budynki, obiekty i postacie są starannie wymodelowane i wykończone. Nie dziwota jednak, gdyż wizualne piękno naszego kurortu ma być jednym z ważniejszych atrybutów gry. Obiekty na ekranie są stosunkowo małe, lecz nie przeszkadza to, gdyż są bardzo czytelne i zrozumiałe. Cały ekran rozgrywki jest jasny i przejrzysty, a jednocześnie wygląda jak kartka z wakacji. To wielki plus tej gry, gdyż widziałem już kilka „tycoonów” w których po kilku godzinach grania na ekranie wszystko mieszało mi się i już nie wiedziałem, czy to fragment domu czy plac zabaw dla dzieci. Po głębszych przemyśleniach nad stroną wizualną gry przyznaję jej dużego plusa, bo choć nie jest technologicznie nowatorska to bardzo dobrze spełnia swoje zadanie, czyniąc rozgrywkę miłą i przyjemną.
Muzyka ...
... to jak zwykle sprawa bardzo dyskusyjna. Każdy lubi co innego. Przyznaję, że autorzy gry bardzo się przyłożyli aby wszystko było jak najlepiej. Mamy cały bogaty zestaw przygotowanych podkładów muzycznych, w grze jest nawet własny odtwarzacz muzyki, który pozwala nam ułożyć sobie własną playlistę. Wszystko w wakacyjnych klimatach, od nastrojowych „pościelów” po muzykę (prawie) disco. Co do repertuaru natomiast to jak dla mnie brzmi on trochę dziwnie. Zawsze myślałem, iż moje gusta muzyczne są konserwatywne, lecz po odsłuchaniu ścieżki muzycznej wiem już co naprawdę konserwatywni Anglicy słuchają, gdy wyjeżdżają na Majorkę. Nie twierdzę, że z głośników powinno lecieć disco polo, ale może przynajmniej jakiś spokojny hip-hop lub jeżeli już jesteśmy konserwatywni to przynajmniej Beach Boys ze swoim „Surfin USA”. Miejmy nadzieję, że panowie z Deep Red Games za pieniądze zarobione na Beach Life (który zapewne będzie sprzedawał się bardzo dobrze) wybiorą się na Hawaje lub bliżej na Lazurowe Wybrzeże i posłuchają jaka muzyka leci na plaży. A jak na razie mamy ładny zestaw muzyki kontemplacyjnej.
Dźwięki ...
... o tu jest zdecydowanie lepiej niż przy muzyce. Śmiechy, rozmowy, szumiące morze, odgłosy muzyki z dyskoteki, dźwięki dochodzące z budynków wszystko jest wykonane co najmniej poprawnie. Dźwięk jest pozycjonowany, także przesuwając mapę, słyszymy z głośników dźwięki, które dochodzą z widzianego przez nas miejsca. I tu znowu spory plus dla programistów, gdyż gdy zamkniemy oczy, to przy odrobinie dobrych chęci, możemy zapomnieć, iż siedzimy przed swoim komputerem i możemy przenieść się w krainę wakacyjnej zabawy.
Grywalność ...
... to zdecydowanie mocny element Beach Life. Właściwie to gra składa się głównie z „grywalności”, po wybudowaniu potrzebnych budynków i ustawieniu odpowiednio spraw finansowych możemy śledzić zachowanie poszczególnych turystów, jak i wpływać na zachowanie całych grup. Gra się w Beach Life bardzo dobrze, gra nie nudzi się szybko, a ciągle rosnące wymagania odwiedzających nasz kurort ludzi, powodują, iż nie możemy pozostać pasywni. Są dostępne dwa tryby rozgrywki. Tryb Kampanii, gdzie pokonujemy kolejne coraz trudniejsze scenariusze, realizując konkretne zadania, oraz tryb rozgrywki dowolnej gdzie na wcześniej „zaliczonych” mapach z kampanii możemy bawić się budując kurort bez konkretnego celu, próbując po prostu stworzyć to co sami wymyślimy. Poza ogólnie bardzo dobrymi wrażeniami jakie wyniosłem z tej gry, jest jedna rzecz, za którą daję autorom zdecydowanie MINUS, a mianowicie nie można planować ruchów i wydawać poleceń w trybie „pauzy”. Nie jest to może jakaś wielka niedogodność, ale ja gdy gram w gry tego typu chcę dokładnie i perfekcyjnie zaprojektować otoczenie oraz rozmieszczenie budynków. Nie robi się tego zbyt dobrze, gdy biega Ci po ekranie spory tłum turystów. Można co prawda regulować prędkość rozgrywki lecz nawet tryb najwolniejszy przy zarządzaniu dużym kurortem jest momentami zdecydowanie za szybki. Grę oczywiście można spauzować lecz ekran pozostaje wtedy zupełnie martwy.
Sprawy techniczne
Od strony samej mechaniki gry i potencjalnych błędów nie znalazłem nic do czego mógłbym się przyczepić. Wymagania sprzętowe są rozsądne. Gra chodzi równie płynnie na PIII700MHz z GeForceMX jak i na Athlonie 1.4MHz z Geforce3. Jest kilka rozdzielczości, dopasowanych do wielkości waszych monitorów. Interfejs jest prosty w obsłudze i przejrzysty, pomagający (nie przeszkadzający) w rozgrywce. Wszystkie opcje gry są dobrze udokumentowane. Pudełko jest ładne i kolorowe. Instrukcja jest zadawalająca i opisuje praktycznie wszystko to, co powinniśmy wiedzieć o grze. Jakość techniczna dźwięku i muzyki stoi na dobrym profesjonalnym poziomie. Gra nie posiada trybu wieloosobowego. Jest za to zabawna możliwość robienia cyfrowych „zdjęć” z naszego kurortu do albumu (obrazki w formie zdjęcia na dysku), wykorzystujemy do tego wbudowany w grę „aparat”.
Sex i inne takie
Sex, dziewczyny, bikini to motyw przewodni zarówno kampanii reklamowej jak i otoczki gry. Na szczęście gdy już siedzimy przed zainstalowanym programem, jest to sex na poziomie dorastającego dwunastolatka, czyli „och jaka piękna Pani z długimi blond nogami”. I bardzo dobrze, wszystko przesycone jest delikatnym smaczkiem erotyzmu, lecz nigdzie programiści nie przekroczyli granicy dobrego smaku. Nawet „tarzające” się czasami po plaży pary wyglądają troszkę tak jakby nie mogły się zdecydować czy idą spać, czy też uprawiają nieśmiałe zapasy. No ale pocałunki wyglądają realistycznie, coś jakby zmniejszona wersja „Sims Randka”, czyli ogólnie jest dobrze.
Polonizacja
Beach Life trafił do Polskich sklepów z minimalnym poślizgiem w stosunku do rynku zachodniego – wielkie brawa dla Cenega Poland. I w dodatku wyszedł w polskiej wersji językowej. Przetłumaczone zostały wszystkie teksty i napisy znajdujące się w grze, a jest ich naprawdę sporo, gdyż każdy z turystów czy pracowników wypowiada się na temat otoczenia, swoich odczuć i wrażeń. Nie znalazłem żadnych rażących błędów stylistycznych. Tu daję PLUSA. Nie tłumaczono odgłosów, które są na tyle niejednoznaczne (śmiech, płacz, oklaski), że z powodzeniem pasują również od wersji polskiej.
Podsumowanie
Beach Life nie aspiruje z pewnością do bycia grą kultową. Nie jest to również profesjonalna gra menedżerska. Warta jest ona jednak swojej ceny, gdyż zapewni sporo dobrej zabawy i z pewnością poprawi wam humor w jesienne i zimowe wieczory. Stopień trudności rozgrywki dobrano tak, aby każdy od nastolatka po panią w wieku dojrzałym potrafili sobie poradzić z prowadzeniem tego „letniego” interesu. Czyli mówiąc w skrócie gra mi się podobała i wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Aczkolwiek są również gry, które potrafią wciągnąć mnie mocniej.
Wojciech „Soulcatcher” Antonowicz