autor: Maciej Śliwiński
Battlefield Heroes - recenzja gry
Wygląda na to, że studio DICE zmarnowało duży potencjał, jaki drzemał w Battlefield Heroes. Gra zupełnie nie spełnia wymogów dobrej sieciowej strzelanki. Czytając naszą recenzję, dowiecie się dlaczego.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Po długich miesiącach oczekiwania i testów wersji beta kilka dni temu połączone siły Electronic Arts i DICE dość niespodziewanie udostępniły graczom swój darmowy produkt z serii Battlefield. Gra z podtytułem Heroes w bardzo luźny sposób nawiązuje do poprzednich części i ci gracze, którzy zjedli zęby na sieciowej zabawie w jednej z wcześniejszych odsłon, będą dość niechętnie spoglądać w stronę Heroes. Tytuł bowiem nie jest pozbawiony wad, co więcej – posiada kilka takich błędów, które skutecznie dyskwalifikują go jako dobrą grę do rozrywki wyłącznie w trybie multiplayer.
Gra przesiąknięta jest specyficznym poczuciem humoru, które widać na każdym kroku. Między innymi dzięki niemu sam początek przygody z Battlefield Heroes zapowiada się obiecująco. Produkt korzysta w dużej mirze z rozwiązań zaproponowanych jakiś czas temu przez id Software przy okazji Quake Live. Jest więc darmowy, do jego uruchomienia potrzebna jest jedynie przeglądarka internetowa, a proces instalacji opiera się na pobraniu małej wtyczki do używanego przez nas browsera oraz ściągnięciu plików gry. Oficjalna witryna Battlefield Heroes jest przejrzysta i schludna, ciężko się na niej zgubić. Atut stanowi również dział pomocy – w przypadku większości problemów z tym tytułem, powinniśmy tam znaleźć odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Lekkie zastrzeżenia można mieć do szybkości działania strony, ale nie jest to kwestia szalenie istotna.
Aby móc zagrać, musimy jeszcze stworzyć naszego herosa. Każda z dwóch dostępnych w grze frakcji: Royal Army (królewska) oraz National Army (narodowa) posiada do wyboru trzy klasy postaci (żołnierz, komandos i strzelec). Każda z nich używa innego zestawu broni, a co ważniejsze posiada charakterystyczne tylko dla siebie umiejętności. Jednak ci, którzy liczą na to, że komandos królewski będzie znacząco różnić się od narodowego, przeżyją rozczarowanie. Wybór frakcji przekłada się praktycznie na kolor i krój munduru, w jakim będzie biegać nasz heros. Pozostałe umiejętności są takie same, mimo to dość wyraźnie wpływają na zabawę, a ich ilość powoduje, że każdy z graczy powinien szybko znaleźć najlepszą dla siebie kombinację uzbrojenia i specjalnych zdolności bohatera. Poza tym dokonujemy również selekcji podstawowych cech wyglądu naszego wojaka: możemy wybrać kolor skóry i włosów, rodzaj uczesania, a także zdecydować, czy prowadzona przez nas postać będzie miała zarost na twarzy, czy raczej nie. Opcji personalizacji bohatera nie jest wiele – są one okrojone do bardzo podstawowego zestawu. Sytuację nieco ratuje ilość dostępnych w sklepie modyfikacji ubrania i dodatkowych gadżetów. Warto również pamiętać, że bohaterów można stworzyć tylko czterech na jednym koncie użytkownika. Za dodatkowe sloty dla postaci trzeba zapłacić.
Zanim przystąpimy do właściwej rozgrywki, czeka nas chwila zabawy w menu gry, które również dostępne jest w przeglądarce. Ilość opcji nie powala, możemy w nich ustawić wyłącznie najbardziej podstawowe elementy związane z grafiką i dźwiękiem oraz zmienić konfigurację klawiszy. W ustawieniach znajduje się również zakładka odpowiedzialna za łączenie z konkretnym serwerem, jednak nią i całym systemem przyłączenia się gracza do gry zajmiemy się nieco później. Kolejne ważne zakładki to sklep oraz zakupione przez nas gadżety. Battlefield Heroes w swoich założeniach jest pozycją darmową, a dochody ma czerpać z wbudowanego w grę systemu mikrotransakcji. Za pośrednictwem Battlefunds (BF), wirtualnej waluty dostępnej w grze, którą nabywamy oczywiście za prawdziwą gotówkę, ze sklepu możemy wybrać wiele modyfikacji dla naszego bohatera. Dostępna jest między innymi niezliczona ilość różnych ciuchów, gadżetów zmieniających nieco wygląd naszej postaci czy też specjalne apteczki oraz „dopalacze”, które pozwalają na szybsze zdobywanie doświadczenia. Sklep ma również tę zaletę, że mogą się zaopatrywać w nim gracze, którzy nie mają ochoty wydawać swoich prawdziwych funduszy.
Podczas gry kolekcjonujemy tak zwane Valor Points (VP) i dzięki nim możemy dokonywać zakupów. Różnica polega na tym, że za VP jakby wypożyczamy dany przedmiot. Po określonym czasie zniknie on z naszego schowka i trzeba będzie pomyśleć nad kolejnym zakupem. Zresztą nie jest to jedyny ukłon w stronę graczy, którzy nie mają zamiaru płacić. Wszystkie oferowane w sklepie bronie dostępne są tylko w ramach wymiany na VP. Dzięki temu nie spotkamy na serwerze sytuacji, w której gracz drużyny przeciwnej będzie dysponować o wiele silniejszą i skuteczniejszą giwerą niż nasza, tylko dlatego, że kupił sobie pukawkę za prawdziwe pieniądze. Ma to swoje plusy i powoduje, że nie licząc indywidualnych umiejętności osób spotkanych na serwerze, rozgrywka jest w miarę wyrównana.
Po przygotowaniu naszego herosa z każdej możliwej strony możemy spokojnie ruszać na podbój świata. I tutaj czeka nas największa negatywna niespodzianka. W grze nie funkcjonuje coś tak podstawowego jak tradycyjna przeglądarka serwerów, znana i występująca chyba w każdym tytule z tego gatunku. Owszem, w opcjach znajduje się specjalny dział, za pomocą którego możemy się łączyć z serwerem, ale na dostępnej tam liście znajdziemy wyłącznie te miejsca do gry, które wcześniej własnoręcznie dodaliśmy do odpowiedniej zakładki. Żeby było zabawniej, aby to zrobić, należy najpierw znaleźć się na jakimś serwerze.
Klasyczną wyszukiwarkę zastąpił specjalne opracowany system i śmiem twierdzić, że projektujący go ludzie z DICE nie do końca przemyśleli sprawę. Jego założenia są bardzo proste i na samym początku brzmią dość racjonalnie: system połączy nas z serwerem, na którym przebywają osoby o zbliżonym do nas poziomie, grające na rodzaju mapy, który akurat preferujemy (walka piechoty lub pojazdów). Wszystko byłoby super, gdybyśmy mieli jakiekolwiek pojęcie, gdzie dany serwer się znajduje, ilu jest na nim graczy, jaki mamy na nim ping itd. Niestety, nikt nie pomyślał o tak podstawowych cechach sieciowej rozgrywki, przez co nieraz dochodzi do niemałych zgrzytów. Przykładowo system automatycznie przydziela nas do serwera, gdzie owszem, znajduje się obecnie 8 graczy, jednak wszyscy kierują bohaterami Royal Army i tak się dziwnie składa, że nasz heros też się do nich zalicza. Dzięki temu radośnie biegamy po mapie bez celu, gdyż nie mamy z kim i o co walczyć. Do innych śmiesznych sytuacji dochodzi, gdy system wyszukiwania postanowi nas wysłać na wakacje na serwer położony gdzieś na granicy między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi. Nikogo nie interesuje, że mamy wtedy ping 300 i dowiadujemy się o tym, kiedy trzy nasze wpakowane w przeciwnika magazynki nie robią mu żadnej krzywdy, bo owszem stał w miejscu naszego ostrzału, ale kilka sekund wcześniej. Obraz nędzy i rozpaczy uzupełnia mała ilość serwerów, w związku z czym co najmniej parę razy na dziesięć prób szanowny system doboru gry informuje, że nie ma nas gdzie wysłać i ewentualnie możemy sobie w tym czasie zrobić nowego herosa, poszperać w sklepie lub w desperacji wyłączyć grę.
Kiedy jednak uda nam się wreszcie dostać na jakiś serwer, gdzie panują w miarę ludzkie warunki, a gracze są przydzieleni mniej więcej po równo do każdej z drużyn, poznamy całą mechanikę gry. Podstawowe założenia rozgrywki są podobne do tych znanych z poprzednich Battlefieldów – walczymy o kontrolę nad wyznaczonymi na mapie punktami, dzięki którym zwiększa się mnożnik, z jakim zdobywamy punkty. Każda z drużyn startuje z poziomem 50 oczek i traci je systematycznie, gdy któryś z członków zespołu ginie. Przegrywają ci, którzy pierwsi dobrną do niechlubnego 0.
Rywalizacja toczy się zarówno przy użyciu arsenału charakterystycznego dla wszystkich klas postaci, jak i pojazdów: czołgów, samolotów oraz jeepów. System walki za pomocą tych wehikułów jest jednak daleki od perfekcji i paradoksalnie większe szanse w konfrontacji z czołgiem ma piechur niż inny czołg. Trudności sprawia przede wszystkim celowanie, gdyż cała akcja jest dość szybka i chaotyczna, a mobilność czołgu nie należy do wysokich. Denerwujące jest również to, że większość elementów na mapie jest nam w stanie skutecznie zasłonić widok na okolicę. Dzieje się tak głównie dlatego, że akcja w Battlefield Heroes przedstawiona jest z perspektywy trzeciej osoby. Przez to, wjeżdżając czołgiem w krzaki lub teren zabudowany, nie widzimy praktycznie nic ponad to, co mamy przed sobą. W tym momencie piechur bez problemu jest w stanie zajść nas od tyłu i podłożyć pod pojazd ładunki wybuchowe, a my nawet tego nie zauważymy. O pomstę do nieba woła również sterowanie samolotami. Podejrzewam, że nawet gracze, którzy spędzili godziny przy rozmaitych symulatorach lotu, mieliby poważne problemy z opanowaniem tych maszyn w powietrzu, nie mówiąc już o skutecznym celowaniu. To wszystko powoduje, że o wiele przyjemniej gra się na mapach dedykowanych rozgrywkom z udziałem samej piechoty. Tych jest aż dwie.
Lokacje przygotowane przez DICE to z jednej strony kolejny słaby punkt tej gry, a z drugiej mocny. Zależy jak na to spojrzeć – na pewno jako minus trzeba potraktować ilość przygotowanych map. Jest ich tylko cztery i po kilkunastu godzinach zabawy zaczyna wiać nudą, gdyż na każdej z nich jesteśmy w stanie przewidzieć bieg wydarzeń z dość dużą dokładnością. Plusem zaś jest to, że skonstruowane zostały one w dość przemyślany sposób. Dwie z nich, Coastal Clash oraz Victory Village, są przeznaczone do gry z udziałem samej piechoty, a Seaside Skirmish i Buccaners Bay to plansze, na których walczymy głównie przy wykorzystaniu ciężkich pojazdów. Wszystkie dostępne mapy są jednak dobrze zbalansowane, a ich układ nie faworyzuje żadnej ze stron. Mimo że naprawdę tak nie jest, czasem można mieć wrażenie, że zostały one zaprojektowane w niemal symetryczny sposób. Podobne drogi dojazdu do centralnych punktów mapy, takie same ścieżki do podejścia pod strategiczne miejsca na mapie czy podobne rozmieszczenie przeciwlotniczych działek. Takie wyważenie sprawia jednak, że możemy czerpać nieco radości z rozgrywki.
Przed totalną klapą ratują grę również wspomniane już umiejętności, które możemy ulepszać wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów rozwoju bohatera. W grze zastosowano minisystem a la RPG, w którym podczas zabawy zdobywamy punkty doświadczenia. Kolekcjonujemy je, zarówno eliminując kolejnych rywali, jak i przejmując rozmieszone na mapie flagi. Co kilka poziomów otrzymujemy jeden punkt, który możemy przeznaczyć na rozwinięcie jednej z kilku dostępnych zdolności specjalnych. Jest ich sporo i sprawiedliwie trzeba oddać grze, że oferowany przez nią wybór jest duży. Problem jednak w tym, że niektóre zdolności powodują znaczną przewagę jednych graczy nad pozostałymi. Sztandarowym przykładem jest komandos, który na ogół używa snajperskiego karabinu i w połączeniu z niewidzialnością oraz zwiększonym poziomem obrażeń staje się przeciwnikiem niezwykle trudnym do pokonania. Na większości map jest w stanie nas wyeliminować w kilka sekund i na ogół giniemy, nawet nie widząc przeciwnika. Drugim w miarę ciekawym dodatkiem są misje, które możemy sobie wybierać w głównym menu. Za ich wykonywanie dostajemy bonusy w postaci Valor Points do spożytkowania w sklepie gry. Misji jest kilka rodzajów i podobnie jak cała gra po kilkunastu godzinach zabawy zadawanie określonej liczby obrażeń pojazdom czy piechocie, zdobywanie flag na czas czy bicie kolejnych rekordów ilości fragów w czasie rundy może się w znudzić. Mimo wszystko misje są jednak miłym urozmaiceniem w rozgrywce.
Kolejnym czynnikiem, który w moich oczach dyskwalifikuje Battlefield Heroes w kategoriach gry przeznaczonej do zabawy multiplayer, jest praktycznie brak możliwości komunikacji z pozostałymi członkami naszej drużyny. Chyba mało kto, tworząc ten tytuł, przejmował się faktem, że będzie on przeznaczony do rozgrywki zespołowej. Przez to na mapach panuje totalny chaos, każdy biega, gdzie chce, jak chce i po co chce, nie przejmując się zupełnie, czy jego drużyna akurat prowadzi, czy może dostaje totalne lanie i dobrze byłoby skoordynować jakoś działania, by odzyskać chociaż część mapy. Brakuje systemu komunikacji głosowej, a zaproponowany przez twórców gry sposób porozumiewania się z drużyną dostosowany jest humorystycznie do całości prezentowanego poziomu i zakrawa na lekką kpinę. Początkowo mamy do dyspozycji trzy komendy do użycia, z czego dwie dotyczą zespołu, a jedna jest zwyczajnym pozdrowieniem. Pozostałe możemy dokupić za VP lub BF w sklepie i najprościej rzecz ujmując – jest to strata wirtualnych lub prawdziwych pieniędzy. Jeśli liczymy na to, że dzięki nim uda nam się poprawić komunikację z zespołem, jesteśmy w błędzie. Zresztą naiwnością jest również nadzieja, że ktoś z partnerów zainteresuje się tym, że potrzebujemy akurat medyka lub chociaż podwiezienia w inne miejsce na mapie. W Battlefield Heroes każdy gra dla siebie, a tym, co łączy zawodników jednej drużyny, jest kolor munduru i rodzaj wciąganej na maszt flagi.
Przyjemna jest za to oprawa graficzna całego produktu, zaczynając od strony internetowej, a na samej grze kończąc. Wszystko utrzymane jest w komiksowej tonacji, mapy są raczej pastelowe, mają lekki i przyjemny klimat. Mimo że grafika nie jest bardzo szczegółowa, a większość obiektów pozbawiona została przytłaczającej ilości szczegółów, całość prezentuje się miło dla oka i pasuje do humorystyczno-groteskowej oprawy całego Battlefield Heroes. Dzięki temu gra ma dość niskie wymagania sprzętowe i rozrywce mogą oddać się również posiadacze słabszych komputerów. Wszystko działa płynnie i nawet podczas większych bitew, kiedy na ekranie mamy dużo innych postaci prowadzonych przez graczy, animacja jest poprawna. Jedyne chwile, w których gra doczytuje dane, to moment naszego respawnu, kiedy wczytywane są modele innych postaci.
Ogólnie nie sposób pozbyć się wrażenia, że Electronic Arts wydało grę nie do końca przemyślaną. Długi okres beta testów niewiele zmienił, dalej występuje sporo niedociągnięć i błędów znanych z wcześniejszych wersji. Grając w Battlefield Heroes, nie mogłem pozbyć się uczucia, że zmarnowano naprawdę dobry i ciekawy pomysł na nieco inną grę z tej serii. Sama koncepcja stworzenia darmowej, komiksowej gry, czerpiącej garściami z klasyki tego gatunku to za mało, by tytuł cieszył się powodzeniem wśród fanów. Grze brakuje przede wszystkim podstawowych właściwości zespołowych gier sieciowych – do minimum została ograniczona komunikacja z członkami zespołu, a rozwiązania dotyczące przeglądania serwerów są przykrym żartem z tego typu gier. Potencjał Battlefield Heroes mogą wprawdzie uratować regularne aktualizacje. Nie wiadomo jednak, czy DICE planuje poprawiać rażące usterki, skoro zdecydowało się udostępnić obecną wersję gry jako finalną.
Maciej „guandi” Śliwiński
PLUSY:
- niskie wymagania sprzętowe;
- różnorodne umiejętności herosów;
- przemyślane mapy;
- produkcja darmowa.
MINUSY:
- tragiczny system wyszukiwania serwerów;
- trywialnie potraktowana komunikacja z drużyną;
- fatalny system sterowania i walki pojazdami;
- po jakimś czasie się nudzi;
- brak zbalansowania bohaterów i ich umiejętności.