Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 25 maja 2006, 12:23

autor: Maciej Kurowiak

Battlefield 2: Modern Combat - recenzja gry

Pierwszy Battlefield 1942 sprzed czterech lat, wśród posiadaczy PeCetów zyskał status gry niemal kultowej, a druga część także cieszyła się nie mniejszym powodzeniem. Czy konwersja w świat konsol przebiegła na tyle bezboleśnie, by powtórzyć ten sukces?

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Niedaleka przyszłość. Do stojącego ropą Kazahstanu, dla ochrony interesów własnych i naturalnie ludności, wkraczają wojska Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. W tym samym momencie o interesach tej samej ludności przypominają sobie Stany Zjednoczone i, jakżeby inaczej, w jej obronie, w ramach struktur NATO wysyłają tam siły zbrojne. Tam gdzie jest ropa, tam zwykle śwista ołów, więc i tym razem nie dzieje się inaczej. Tak zaczyna się Battlefield 2: Modern Combat, której premiera na konsole Xbox i PS2 odbyła się jeszcze w zeszłym roku, a niedawno ukazała się jej edycja na Xboxa 360. Pierwszy Battlefield 1942 sprzed czterech lat, wśród posiadaczy PeCetów zyskał status gry niemal kultowej, a druga część także cieszyła się nie mniejszym powodzeniem. Czy konwersja w świat konsol przebiegła na tyle bezboleśnie, by powtórzyć ten sukces? Czy do naszych rąk trafiła strzelanina nowej generacji czy tylko jej wersja po liftingu? O tym poniżej.

Ostrożnie z tym panem...

Kampania dla jednego gracza przenosi nas prosto w samo centrum konfliktu, czyli w miasta, porty i rafinerie Kazahstanu. W przeciwieństwie do wielu innych produkcji tego typu, autorzy postanowili trochę zmienić schemat rozgrywki i zamiast odgrywania przez całą grę jakiegoś Johna czy Williama, wcielamy się też w żołnierzy chińskich. Wojnę śledzimy więc z dwóch stron, obserwując, jak strony owe karmią się kłamliwą propagandą i podgrzewają do dalszej walki. Oczywiście nie mamy problemu z rozróżnieniem, kto w tym konflikcie zły, a kto dobry. Chińscy dowódcy mówią chrapliwie i ich rozkazy bardziej przypominają gwarę orków niż ludzi – działa tu często stosowany mechanizm dehumanizacji.

Fabuła nie jest specjalnie zaplątana, a misje ograniczają się do wypełniania prostych zadań. Musimy na przykład oczyścić teren z wojsk wroga, zająć jego pozycje, przetrwać kontratak, pozabijać snajperów, zniszczyć łodzie podwodne itd. Kampania od strony rozgrywki właściwie nie różni się niczym od tego, co mogliśmy widzieć w wersji Modern Combat na konsolach poprzedniej generacji. Misje są dokładnie te same i jeśli komuś, kto ukończył grę na pierwszym Xboxie nie zależy na zdobywaniu trofeów (achievements), to spokojnie może sobie tę kampanię darować.

Sama rozgrywka to bardzo standardowa strzelanina w pierwszej osobie, bez możliwości przejścia w tryb TPP. Nowością jest możliwość tzw. „hot swappingu” czyli możliwości natychmiastowego przełączania się pomiędzy jednostkami. Oczywiście możemy obsłużyć każdy z dostępnych na polu bitwy pojazdów czy korzystać z rozmaitych broni. Jeśli ktoś zaciera ręce na dziejącą się współcześnie realistyczną strzelaninę taktyczną, manewrowanie jednostkami i zdobywanie przyczółków, to mocno się przeliczy. Modern Combat, mimo kilku nowinek, jest w gruncie rzeczy dość typową strzelaniną w bardzo niewielu miejscach odbiegającą od standardów tego gatunku. Przejdźmy jednak do szczegółów.

Cel...

Każda misja poprzedzona jest krótką odprawą, sprowadzającą się do wysłuchania nawiedzonego oficera. Zaraz potem zostajemy rzuceni w wir walki i od właściwie od samego początku odczujemy dyskomfort wynikający z dość topornego sterowania. Jeśli nie ma to większego znaczenia w misjach, gdzie po prostu biegniemy i strzelamy, to tam, gdzie wymagana jest precyzja i szybkość, problemem może okazać się zwykłe wejście po rusztowaniu na dach budynku. Pole przeznaczone do rozgrywki jest zwykle niewielkich rozmiarów, a misje częściej polegają na zwalczaniu przybywających posiłków niż na zdobywaniu nowego terenu. Na szczęście podczas wykonywania zadań pracy jest tak dużo, że bieganie wokół nie będzie po prostu konieczne.

Jeśli do sterowania można się koniec końców przyzwyczaić, to z całą pewnością nie można autorom odpuścić tragicznej inteligencji żołnierzy. Najgorsze, że nie odnosi się to wcale do wrogów, którzy mimo że niezbyt rozgarnięci, to zwykle są czujni do kwadratu i zauważą nawet czubek buta wystający zza komina kilkupiętrowego budynku. Tego samego nie można powiedzieć o naszych druhach, którzy marnują amunicję pudłując niemiłosiernie, wystawiając się przy tym notorycznie na linię ognia. Efekt tego jest taki, że kończą żywot nadzwyczaj szybko i gwałtownie. Tu na ratunek przychodzi funkcja natychmiastowego wcielania się w żołnierzy – możemy dzięki temu w miarę szybko rozprawić się z wrogiem znajdującym się w pobliżu. Nie rozwiązuje to jednak wcale problemu, gdyż „porzucony” wcześniej żołnierz zapewne popełni samobójstwo, wystawiając głowę pod ogień działka ciężkiego kalibru, nie trafiając przy tym nawet własnej stopy. Na szczęście wrogowie zawsze odgrywają ten sam scenariusz i pojawiają się w tych samych miejscach, więc za trzecim lub czwartym razem możemy po prostu przewidzieć i „ustawić” bitwę przełączając się pomiędzy żołnierzami w odpowiednio zaplanowany sposób. Nie brzmi to może zachwycająco, ale w grze nie wygląda to źle i amatorom strzelanin może takie polowanie na kaczki przypaść do gustu. Za zasługi i dobre wyniki otrzymamy w nagrodę dodatkowe bronie oraz stopnie wojskowe.

Szkoda, że kampania dla jednego gracza została potraktowana tak bardzo po macoszemu. Nie pozostawia to żadnych złudzeń, że autorzy skupili się głównie na komponencie gry sieciowej i rzeczywiście trzeba przyznać, że Battlefield 2 na tym polu nie zawodzi. Ogromna ilość broni i pojazdów, które wprawdzie są dostępne w kampanii, ale zakres ich użycia jest dość ograniczony, nadaje grze nowy wymiar. Rozgrywka dla 24 graczy i duży obszar działania nadają grze nowych barw, szczególnie jeśli spojrzeć na dość mierną opcję dla jednego gracza. Na starcie wybieramy, kim chcemy być na polu bitwy. Oczywiście funkcja wcielania się w innych żołnierzy (hotswap) nie działa i takiego wyboru dokonujemy tylko raz. Do dyspozycji mamy kilka klas żołnierzy: możemy na przykład zostać snajperem, szturmowcem czy technikiem. Każda klasa ma określony wachlarz broni i zakres działań. Jeśli na przykład oddziały są nękane przez czołg, do akcji wkroczy ktoś z oddziałów specjalnych (special-ops), by niezauważenie podłożyć ładunek wybuchowy w odpowiednim miejscu.

W ogniu walki.

W porównaniu z wersją na konsole wcześniejszej generacji, Battlefield 2 największą metamorfozę przeszedł oczywiście od strony wizualnej. Ktoś złośliwy mógłby oczywiście powiedzieć, że technicznie gra ma tyle wspólnego z hasłem „next-gen”, co piernik z wiatrakiem, ale produkcja ludzi z DICE może się podobać. Wysoka rozdzielczość tekstur robi swoje, a efekty pogodowe także są niczego sobie. Najlepiej prezentują się jednak bardzo pieczołowicie dopracowane pojazdy i wszelkiej maści efektowne eksplozje. Gra działa zupełnie płynnie i nawet w bardzo gorących momentach trudno zanotować jakiekolwiek wymuszone zwolnienia. Przyczepić można się do zbyt sterylnego wyglądu otoczenia, niewielu skomplikowanych efektów świetlnych i wszędobylskich „ząbków”.

Muzyka Modern Combat nie zapada w pamięć, ale trzeba przyznać, że melodie przypominające stylem to, co mogliśmy usłyszeć w filmie Twierdza, pasują do całości jak ulał. Dźwięk budzi natomiast mieszane uczucia. Jeśli generalnie odgłosy strzałów, huknięć, puknięć, kroków czy warkotu silnika brzmią tak jak powinny, to już na przykład określenie kierunku, z którego ktoś do nas strzela może być sporym problemem. Słabo zaimplementowany system Dolby Digital da się we znaki graczom przyzwyczajonym do wspomagania się słuchem przy wychwytaniu wrogów.

Battlefield 2: Modern Combat raczej nie spełni oczekiwań tych, którzy szukają dobrej strzelaniny dla jednego gracza. Niestety, kampania zawodzi niemal w każdym calu, a stosunkowo dobra oprawa wizualna i opcja wcielania się w żołnierzy, nie rekompensują braku jakiejkolwiek inteligencji naszych towarzyszy i sztucznego zachowania wrogów. Jeśli ktoś grał w wersję na starsze konsole, zakup z całą pewnością mija się z celem. Grę można polecić jedynie amatorom strzelanin sieciowych, którzy szybko „załapią” klimat chaosu bitwy, dobiorą sobie ludzi, stworzą klan itp. Przypadkowy gracz może się jednak poczuć nieco w tym wszystkim zagubiony. Jeśli jednak ktoś uwielbia rozgrywkę multiplayer, dużą ilość broni, pojazdów i jest w stanie cieszyć się tym wszystkim przez długi czas, to z pewnością się nie zawiedzie.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • przyzwoita oprawa graficzna;
  • bardzo dobrze opracowana rozgrywka przez sieć.

MINUS:

  • słabej jakości opcja dla jednego gracza;
  • brak jakichkolwiek oznak myślenia u innych żołnierzy.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!