Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 12 sierpnia 2004, 13:35

autor: Daniel Sodkiewicz

Battle Mages - recenzja gry

W świecie "Battle Mages" chronionym przed złem mocą Magicznego Kryształu, Ludzie, Krasnoludy i Elfy żyły w zgodzie i wzajemnym poszanowaniu do czasu, gdy w elfiej społeczności pojawił się Czarnoksiężnik nawołujący do powrotu na rodzime ziemie Elfów.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Battle Mages: RTS i RPG w jednym zapowiadało się wyśmienicie. Już jednak grywalna wersja demo programu była dla oczekujących na ten program graczy kubkiem zimnej wody na ochłodzenie nadziei. Dziś, mając w dłoniach pełną wersję gry, niestety ponownie czuję się oblany wiadrem chłodnej cieczy. Czyżby ciekawe połączenie wspomnianych gatunków w jednej grze nie było pisane programistom z Targem?

Pierwszy kontakt z grą z pewnością tego nie zapowiada. Ładne, ruchome menu, ciekawa muzyka w tle, oraz dość atrakcyjnie przedstawiona historia...

Świat Battle Mages, od stuleci chroniony przed złem za pomocą Magicznego Kryształu, który oddzielał świat „piękny” od świata skąpanego w nikczemności. Ludzie, Krasnoludy i Elfy żyły w „bajkowym” świecie w zgodzie i w poszanowaniu do czasu, gdy w elfiej społeczności pojawił się Czarnoksiężnik nawołujący jego lud do powrotu na rodzime ziemie Elfów. Aby tego dokonać należało zniszczyć Magiczny Kryształ. Na szczęście Ludzie zdławili krwawo rebelię Elfów. Niestety świat zaczęły penetrować siły ciemności i aby temu się przeciwstawić potrzebny stał się starożytny artefakt, do którego odnalezienia zostaje zaprzęgnięty oczywiście gracz.

Gracz, który rozpoczyna przygodę od wyboru postaci z czterech dostępnych klas: mag szkoły magii duchowej, mag szkoły ognia, mag natury i mag wojownik. Tak właśnie wcielamy się w adepta sztuki magicznej, który jednak do najodważniejszych nie należy i nie będzie nam dane ujrzeć go na polu walki. W grze istniejemy jako postać, posiadamy umiejętności, zdobywamy doświadczenie, towarzyszymy jednak naszym podwładnym jedynie niematerialnie. To właśnie oddziały, jakie mamy pod swoim dowództwem, będą wykonywać powierzone nam zadania. Ilość kontrolowanego wojska jest zależna od naszych umiejętności dowodzenia, które są najwyższe dla maga wojaka. ;-) Jak rozum podpowiada, wcielając się w jednego z pozostałej trójki trudnić się będziemy głównie rzucaniem zaklęć, w praktyce okazuje się jednak, iż w grze wcielamy się nie w super bohatera, czy mistrza magii, ale w dopiero początkującego kapłana, o czym za chwilę. Podział zaklęć został określony przez trzy wspomniane szkoły magii, samo zaś „drzewo” z magicznymi zwojami, określające nasze wtajemniczenie w sztukę umysłu oferuje pięć poziomów. Każde zaklęcie na wyższym poziomie jest powiązane z zaklęciami z poziomów niższych i nie możemy go poznać, dopóki nie nauczymy się wpierw prostszych sztuczek. Każde zaś zaklęcie trzeba wpierw sobie przygotować, a następnie rzucić i...

Następuje rozczarowanie. Nie dość, że każde zaklęcie możemy rzucać z bardzo małą częstotliwością (musi się ono zregenerować po każdorazowym użyciu), to na dodatek większość z nich można sobie o kant łysej głowy rozbić. Niestety ze względu na ich skuteczność, nasze czary w bardzo niewielkim tylko stopniu mają wpływ na losy potyczek. Szczególnie jest to widoczne w długim, początkowym okresie rozgrywki, gdzie często zapominamy, że mamy jakieś zwoje i po prostu liczymy na nasze wojska. Jest to dość duże uchybienie, nie tylko ze względu na sugerujący coś tytuł programu, ale także na to, iż gra przemienia się w jatkę na broń białą, podczas której nie możemy poczuć się jak prawdziwy mag, mogący włożyć własną, magiczną inicjatywę do krwawych starć. Element ten możemy więc zapisać grze na wielki minus, spójrzmy jednak na grafikę...

... która wydaje się być mocną stroną Battle Mages: trójwymiarowy świat, duże mapy, ruchome elementy przyrody, zmienne warunki pogodowe itd. Całość przedstawiona jest w oprawie formy „fantasy”, podchodzącej nawet pod wystrój bajkowy (jak dla mnie, domki kojarzą się ze Smerfami :-) ). Ogólnie jednak świat gry wygląda dość ciekawie i kolorowo, można w nim napotkać przeróżne zwierzaki (w tym latające motyle i ptaki), przyzwoicie zrealizowaną wodę i roślinność. Podczas całej kampanii zwiedzimy zaś trzy odmienne krajobrazowo krainy. Będą to scenerie świata zieleni i łąk, tereny zaśnieżone oraz klimaty iście z okolic Mordoru (podziemia, mrok i lawa). Po dłuższym jednak obcowaniu z programem nabiera się dość dużego dystansu do przedstawianych na ekranie obrazów, a grafika okazuje się być niezbyt precyzyjna i mało szczegółowa jak na dzisiejsze standardy. To samo zresztą tyczy się dźwięków i muzyki, które należą do typowo przeciętnych produkcji, nie przeszkadzających zbytnio w graniu, a jedynie miejscami nadającymi grze specyficznego klimatu fantasy. No właśnie, jest fantastyka, mitologia, jest wiec i wojsko...

... którego ilość zależy nie tylko od naszych umiejętności dowódczych, ale także od zasobów naszej kieszeni. Jednostki możemy bowiem nabywać (zazwyczaj dysponujemy bardzo ograniczoną ilością ludzi) w miastach, w których możemy także uzupełniać straty w oddziałach, na jakie są podzieleni nasi żołnierze. Sami zaś wojacy zdobywają doświadczenie, przekładające się na wzrost ich umiejętności. Wojsko, jakim możemy dysponować, jest dość zróżnicowane, bardziej jednak w nazwach, rasach i specjalizacjach (piechota, łucznicy, kawaleria, czarodzieje) niż w samych umiejętnościach i statystykach. Ciekawym rozwiązaniem jest natomiast możliwość posiadania przez dany oddział artefaktów, wpływających na wzrost umiejętności składających się nań żołnierzy. Jest to o tyle ważne, iż na dobrych osiągach naszych wojowników powinno nam zależeć nie tylko dlatego, aby dokopać wrogim jednostkom – także z tego powodu, iż śmierć nieprzyjaciela z rąk naszego wojaka to dodatkowe punkty doświadczenia dla naszego maga (czyli nas). Punkty te możemy z kolei przydzielać do odkrywania nowych czarów, zwiększenia ilości mana, rozwoju umiejętności dowódczych i zdolności zwiększania siły kontrolowanych wojsk. Mamy wiec wojsko, głupkowatego maga bez zasobu wiedzy i co dalej?

Misje zostały podzielone na trzy rozdziały: w pierwszym jest 6 misji, w drugim 7 i w trzecim 3. Razem 16 map + tutorial. Mało? W praktyce nie jest to liczba mała, co wytłumaczę kilka linijek dalej. Przeciętna misja wygląda bowiem tak, iż mamy do wykonania jakieś zadanie, do którego osiągnięcia jest potrzebne wykonanie misji „dodatkowych”, jakie możemy znaleźć na planszy. Wszelkie więc questy i zadania „poboczne”, są w większości przypadków niezbędne, aby wykonać zadanie główne. Co gorsza wszystko jest bardzo liniowe i z góry zaplanowane przez twórców, a gracz miejscami czuje się, jakby znalazł się w zaaranżowanym filmie (Truman Show? :-) ). Niestety jest to bardzo nudne, a uczucie znużenia dodatkowo potęgują ogromne mapy, które trzeba przemierzać wzdłuż i wszerz (nawet możliwość przyspieszenia tempa rozgrywki na nic się nie zdaje). Okazuje się więc, iż 16 misji w kampanii jest na tyle sporą ilością, iż ukończenie całej gry wydaje się być bardzo długim i nużącym zajęciem, którego dokonają raczej nieliczni. Nienajlepiej jest także z wrogami, jakich spotykamy na planszy i którzy powinni stanowić pewnego rodzaju rozrywkę. Ich różnorodność jest niestety bardzo niewielka, same też walki nie stanowią większego wyzwania i nie wymagają głębszego przemyślenia. a kończą się zazwyczaj (zaczynają się też identycznie) chaotyczną wymianą ciosów. I to już koniec?

Trudno coś jeszcze ciekawego napisać na temat Battle Mages. Jest to bowiem mało zróżnicowana gra, nie będąca w dzisiejszych czasach zbyt atrakcyjną produkcją. Co najgorsze, rozgrywka często staje się monotonna i nużąca, a gry powinny przecież bawić, a nie męczyć. Jedynym sposobem na trafną decyzję: kupić, nie kupić, jest zapoznanie się z wersją demo programu. Ogólnie zaś Battle Mages polecam niewymagającym miłośnikom RTS-ów, gier fabularnych i fantastyki, chcących pograć w dość prostą i niewymagającą zbytniego pomyślunku grę.

Daniel „KULL” Sodkiewicz

PLUSY:

  • duże mapy;
  • nastrojowa grafika;
  • zmienne warunki atmosferyczne;
  • gdy ktoś się wczuje w klimat, może nawet mu się gra spodoba.

MINUSY:

  • liniowość;
  • mimo swojej nastrojowości, nienajlepsza grafika;
  • mała różnorodność wojsk (zarówno naszych jak i wroga);
  • bardzo niewielki (przynajmniej na początku rozgrywki) wpływ naszych czarów na starcia;
  • nudne i długie misje.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?