Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 czerwca 2005, 12:27

autor: Tomasz Kontny

Batman Begins - recenzja gry

Bruce Wayne, miliarder, biznesmen i filantrop, wraca na ekrany kin w piątym kinowym filmie i partnerującej mu grze Batman Begins, by jako wielka skrzydlata mysz znów siać postrach w sercach kryminalistów. Tym razem na poważnie.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2. Dotyczy również wersji XBOX

Bruce Wayne, miliarder, biznesmen i filantrop, wraca na ekrany kin w piątym kinowym filmie i partnerującej mu grze Batman Begins, by jako wielka skrzydlata mysz znów siać postrach w sercach kryminalistów. Tym razem na poważnie.

Na poważnie, bo kilka ostatnich produkcji z udziałem Batmana opierało się na projektach postaci i lokacji związanych z popularną kreskówką Bruce’a Timma i Paula Dini. Najnowsza produkcja zrywa z tym klimatem, zastępując go realistycznym podejściem do superbohaterskiego biznesu. Teraz zbłąkane kule zabijają na miejscu a zamiast watah kolorowych superzłoczyńców czają się na nas goście w czerwonych dresach.

Historia, opowiadana za pomocą fragmentów filmowego Batman Begins zmontowanych z iście teledyskową szybkością, stawia nas u progu kariery Mrocznego Rycerza. Akcja gry toczy się w rok po dosyć wybuchowym ukończeniu treningu pośród członków tajemniczej sekty ninja w Himalajach. Batman trafia na trop narkotyków szmuglowanych przez potężną mafijną rodzinę Falcone. Szybko okazuje się jednak, że część dragów to silny halucynogen wywołujący reakcje lękowe, którym posłużyć ma się ktoś dużo bardziej niebezpieczny niźli mafiozi. Batman rusza w ślad za tropem fabrykowanych halucynogenów, który wkrótce bardzo się skomplikuje i zaprowadzi go do paru starych znajomych...

Zresocjalizuj się albo zgiń!

Nasze śledztwo w Batman Begins sprowadza się do przemierzania kolejnych lokacji i rozgryzania zagadek prostych w stylu „jak przedostać się z jednego dachu na drugi” i zagadek trudnych „jak rozbroić czterech oprychów nie tracąc przy tym życia”. Trzeba bowiem zaznaczyć, że Batman, o ile nieźle znosi razy i siniaki, o tyle bardzo źle reaguje na ołów. Wpadnięcie pośród kilku drani, z których chociażby jeden ma w łapie spluwę kończy się więc zwykle szybkim odejściem do krainy wiecznych łowów. Korzystając ze wskazań naszego podręcznego radaru oznaczającego przeciwników na okoliczność posiadania przez nich broni palnej, musimy zaplanować nasze działania tak, aby ich tej broni pozbawić. Sprowadza się to do przerażenia oprychów na tyle, aby porzucili spluwy i tym samym stali się dla nas łatwym kąskiem. W tym celu cichaczem przekradamy się za plecami rzezimieszków, korzystamy z zasłoniętych przejść, ciemnych zakamarków czy okrężnych dróg, aby znaleźć w najbliższym otoczeniu elementy na których będziemy mogli uskutecznić różne szatańskie sztuczki. A to spowodujemy zamieszanie wysadzając gaz w kuchence, a to spuścimy pół tony stali na czyjąś głowę, a to poprzecinamy linki podtrzymujące balustradę.

Odnalezienie elementów, na których możemy się wyżyć ułatwia system zaznaczania kolejnych interesujących miejsc, pomiędzy którymi możemy się przełączać. Zwykle po dokonaniu takiej prowizorycznej akcji przerażającej rzucamy się w tłum nielicho spietranych i przede wszystkim pozbawionych broni palnej przeciwników i kończymy sprawy sprzedając ciosy na lewo i prawo.

Bijatyki, których w grze dostatek, opierają się na systemie prostych kombosów, kopniaków i bloku oraz kilku ruchów specjalnych, które, zależnie od sytuacji, są wyświetlane w kontekstowym menu. Walki są dosyć brutalne, bo chociaż krew nie sika na boki, to Batman okłada bandytów, aż żebra trzaskają, czasem nawet uciekając się do niesportowego lania leżących. Pokonanego wroga należy niekiedy przesłuchać, co może nie jest tak brutalne jak w innej grze o komiksowym rodowodzie – The Punisher – ale do najprzyjemniejszych też nie należy.

Gadaj kto trzyma władzę!

Na naszej drodze staną przede wszystkim przeróżni opryszkowie, których najprościej podzielić na tych uzbrojonych i tych, którym wydaje się, że są w stanie zrobić nam coś scyzorykiem czy innym kijkiem. Mafiozi, skorumpowani gliniarze, zbiry Scarecrowa – niezależnie od pochodzenia, cała ta czereda kwalifikuje się do porządnego lania, które im zapewnimy. Kolejna grupa przeciwników to wojownicy ninja, którzy pojawiają się w paru miejscach w grze, i najgorsi z najgorszych – ofiary eksperymentów prowadzonych przez Scarecrowa z gazem strachu, którzy charakteryzują się wyjątkową twardością i odpornością na nasze zagrywki. Obijanie przeciwników połączone z ich uprzednim wystraszeniem podnosi nam reputację, którą cieszymy się wśród potencjalnych ofiar, w związku z czym nierzadko jeden z przeciwników zamiast walczyć padnie przed nami na ziemię albo weźmie nogi za pas. Prócz reputacji bójki podnoszą też poziom strachu w kolejnych lokacjach, który, jeśli odpowiednio wysoki, również ułatwia nam obijanie przeciwników. Od czasu do czasu przerazimy nawet kogoś tak, że zostaniemy nagrodzeni krótką animacją prezentującą Batmana widzianego oczami ofiary jako demona rodem z serii Devil May Cry.

Kim byłby Batman bez zestawu podręcznych gadżetów? Tutaj też ich nie zabraknie, chociaż ich ilość nie jest specjalnie powalająca. Najczęściej korzystać będziemy z Batarangów służących do przewracania przedmiotów, niszczenia podpórek i dokonywania tym podobnych uszkodzeń na małą skalę. Dużo większe zasługi oddadzą nam gadżety związane z przerażaniem wrogiego pomiotu – granaty dymne, flashbangi i transpondery fal. Odpowiednie ich stosowanie pozwoli wybrnąć z podbramkowych sytuacji w stylu „czterech na jednego”, w które z czasem zacznie obfitować rozgrywka. Wreszcie Batman ma zwykle przy sobie zestaw małego elektronika pozwalający mu łamać zabezpieczenia konsolet i kamer video oraz zestaw wytrychów. Z każdą z tych czynności związana jest krótka mini-gra, niestety, za każdym razem taka sama. Gdy zabraknie gadżetów zawsze możemy liczyć na akrobatyczne umiejętności naszego herosa – podwójne skoki, szybowanie, wspinaczkę, salta i parę innych użytecznych tricków...

Przepraszam, czy to kolejna część Star Wars?

Prócz mieszanki elementów gier skradanych w typie Splinter Cell i bijatyki dwukrotnie będziemy mieli okazje zasiąść za kółkiem Batmobila i przemknąć przez Gotham spychając samochody wroga (tudzież policji) na pobocza, rozwalając je w serii stłuczek czy miażdżąc. Jeśli ktoś wyczuwa mało delikatną zrzynkę z serii wyścigów Burnout, to ma rację, na szczęście grywalność etapów samochodowych w Batman Begins jest podobna co w oryginale. Czas ucieka, spychane na pobocze samochody trzaskają snopami iskier, a my mkniemy przez Gotham na dopalaczu od czasu do czasu wysyłając serię rakiet w kierunku czyjegoś podwozia. Jest fajnie.

W miarę zaliczania kolejnych poziomów w specjalnej sekcji menu odblokowują się przeróżne dodatki poczynając od galerii wszystkich przerywników filmowych i cyklu wywiadów z osobami zamieszanymi w produkcję konsolowego Batman Begins po zestaw dodatkowych strojów naszego herosa związanych z różnymi okresami jego przygód. Na specjalną uwagę w sekcji bonusów zasługują dwa spośród nich: bezpośredni dostęp do misji samochodowych i możliwość bicia w nich rekordów czasowych oraz Galeria Strachu, czyli nasz prywatny skrawek Arkham Asylum z klatkami, które wraz z rozwojem rozgrywki zapełniają się kolejnymi kryminalistami. Każdemu gagatkowi możemy się więc przyjrzeć, co nieco o nim poczytać i wreszcie postraszyć. Sympatyczna opcja.

Największym minusem Batman Begins jest jego liniowość. Wszystkie problemy, jakie stają nam na drodze można rozwiązać w jeden i tylko jeden z góry ustalony przez autorów gry sposób. Tylko jedna droga prowadzi poprzez labirynty zaułków a wszelkie od niej odstępstwa to tylko elementy kolejnych zagadek związanych ze straszeniem przeciwników. Nawet w trakcie ekscesów za kółkiem Batmobila przez Gotham prowadzi nas pojedyncza, doskonale oznakowana droga... Takie podejście do struktury gry poprawia dramaturgię, bo skoro wszystko zostało zaplanowane, to gracz nie może nic zepsuć na własną rękę i namieszać w filmowej historii, ale i mocno ogranicza grającego. Wątpię, by komukolwiek chciało się kończyć grę więcej niż raz.

Wizualnie jest ślicznie. Przez większość czasu przemierzamy miejsca przeżarte rdzą, podniszczone i dawno mające za sobą lata świetności. Podczas gdy hasamy po kolejnych lokacjach siejąc strach i rozdając kopniaki, w tle majaczy mroczne, spowite mgłą i otulone w księżycowy blask Gotham. Kolejne lokacje, jakie przyjdzie nam odwiedzić – doki, podziemia Gotham, dzielnica biedoty Narrows czy owiane złą sławą Arkham Asylum wykonane są bardzo klimatycznie. Niewielką liczbę interaktywnych przedmiotów i sterylność niektórych lokacji rekompensują nam zabawy światłem, bowiem autorzy gry szczególnie upodobali sobie efekt przepuszczania silnych jego źródeł przez przeróżne dziurawe deski czy zniszczone dachy, co potęguje nastrój zepsucia i zgnilizny, również moralnej. Doprawdy, można wczuć się w rolę zamaskowanego mściciela.

Nie bij! Nigdy więcej nie ubiorę damskich ciuchów!

Postaci animowane są ładnie, najważniejsze z nich to zresztą cyfrowe odpowiedniki filmowych aktorów, więc pyski obijamy z pomocą Christiana Bale’a (Batman), z płonącej kuchni uwalniamy Morgana Freemana (Lucius Fox), w Himalajach odbieramy wskazówki od Liama Neesona (Ducard) i przekomarzamy się z Michealem Cainem (Alfred). Wyjątkowo dobrze wypadają też głosy podłożone postaciom, ale trudno się temu dziwić, skoro głównych bohaterów w grze odtworzyli filmowi aktorzy. Zabawnie wypada tylko specyficzne charczenie Batmana, do którego ucieka się on w czasie przesłuchań złapanych złoczyńców, na szczęście to jedyne, do czego można się przyczepić. Muzyka pełni wyłącznie rolę tła i nie zwraca na siebie większej uwagi.

Gra Batman Begins dzielnie sekunduje filmowi, a w Polsce nawet go poprzedza, bo do kinowej premiery jeszcze parę tygodni, podczas gdy gra jest już na sklepowych półkach. Miks znanych z innych gier elementów okazał się całkiem udanym i bardzo grywalnym połączeniem. Doskwierać może fakt, że ukończenie gry nie zabierze nikomu więcej niż dziewięć godzin, ale i trudno się w tym czasie rozgrywką znudzić czy zacząć kręcić nosem. Oby wszystkie adaptacje kinowych hitów trzymały przynajmniej taki poziom!

Tomasz „Jim” Kontny

PLUSY:

  • grywalność;
  • klimat;
  • dodatki związane z grą.

MINUSY:

  • ograne patenty;
  • liniowość;
  • animacja czasem zwalnia.
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.

Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a
Recenzja Call of Duty: Black Ops 6 - dobry kandydat na najlepszego współczesnego COD-a

Recenzja gry

Po zeszłorocznej porażce Call of Duty wraca do formy w Black Ops 6. Nowa odsłona błyszczy zupełnie nową mechaniką poruszania się, która rządzi w multiplayerze, i kompletnie zaskakuje paroma motywami w kampanii fabularnej. I jeszcze jest w Game Passie!