Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 listopada 2007, 14:01

autor: Shinobix i Cisek

Assassin's Creed - recenzja gry

Trzecia krucjata dobiega końca, ale nie oznacza to, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu zaznają pokoju. W twierdzy wśród syryjskich wzgórz, Starzec z Gór, wysyła swoich fidawich – gotowych na wszystko wojowników mających tylko jeden cel – zabić.

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

Od redakcji: Prawie zawsze udaje się nam dojść do porozumienia w ocenie prawie każdej gry – nasze cząstkowe oceny zwykle nie odbiegają od siebie znacznie i pod wypadkową redakcyjną średnią ocen prawie każdy z nas może się podpisać. W przypadku Assassin’s Creed wyszło inaczej... Rozbieżności w postrzeganiu gry okazały się na tyle duże, że zdecydowaliśmy się na publikację dwóch recenzji – jednej wytykającej grze nudę i schematyzm (Shinobix, Xbox 360) i drugiej skupiającej się na pięknie i otwartości świata gry (Cisek, PS3). Ostateczną ocenę redakcyjną, którą AC otrzymuje (86%) traktować należy – bardziej niż kiedykolwiek – jako wypadkową bardzo rozbieżnych ocen cząstkowych.

Recenzja Shinobixa

Gdy 12 lipca roku pańskiego 1191 obrońcy Akki poddawali miasto Ryszardowi Lwie Serce, żaden z nich nie spodziewał się, że miesiąc później na rozkaz tego władcy wszyscy zostaną brutalnie wymordowani. Jakby nie było, okup za jeńców nie wpłynął od władcy muzułmanów, sławnego Saladyna, w całości, a że honor kłóci się ze słowem zysk, jeńcy nie byli już potrzebni. Trzecia krucjata dobiega końca, ale nie oznacza to wcale, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu zaznają pokoju. Gdzieś w twierdzy wśród syryjskich wzgórz, Starzec z Gór, wysyła swoich nafaszerowanych haszyszem fidawich – gotowych na wszystko wojowników mających tylko jeden cel – zabić. Asasyni budzili grozę we wszystkich mieszkańcach ówczesnego świata i nie działo się tak bez przyczyny. Z ich noży ginęli notable zarówno chrześcijańscy jak i muzułmańscy, a wszystko z powodu pokrętnej polityki prowadzonej przez niesławnych Starców. Z ich rąk zginął Konrad z Montferratu, a sam Saladyn nie ośmielił się podnieść na nich ręki. Ci niezwykle groźni i fanatyczni wojownicy nie byli dotychczas godnie reprezentowani w grach video, aż do czasu, gdy ponad dwa lata temu pojawiły się informacje o Project Assassin, przemianowanym później na Assassin’s Creed. Czy pierwsza część serii (bo to, że będzie to seria, wiadomo na pewno) zaskarbi sobie przychylność fanów i powtórzy sukces innych znakomitych cyklów Ubisoftu? Sprawdźmy, czy sztylet zabójcy jest tak ostry, jak zapowiadali autorzy.

Zabójca to ma widoki...

Nic nie jest prawdą, wszystko jest dozwolone – miał w ostatnich słowach powiedzieć Hassan-i Sabbah, założyciel sekty asasynów, i właśnie ta antyreguła przyświeca działaniom Altaira, głównego bohatera Assassin’s Creed. Nasz bohater nie należy wcale do fidawich, którym można było nakazać nawet skok ze skały w przepaść. Jest jednym z najlepszych ludzi w sekcie, mistrzem wszelkich sztuk walki bronią, wykonującym najtrudniejsze zadania. Niestety temperament i buta wpędzają go w kłopoty i musi znów zapracować na zaufanie mistrza wykonując jego zlecenia. Akcja rozgrywa się na zmianę w kilku miastach Bliskiego Wschodu, a zlecenia przyjdzie nam wykonywać w świeżo odbitej przez Ryszarda Lwie Serce Akkce oraz Jerozolimie i Damaszku. Wypada już na wstępie zaznaczyć, że Assassin’s Creed wymyka się twardym ramom gatunku i stanowi wybuchową mieszankę przygodowej gry akcji z platformówką i skradanką.

Grę w całości rozgrywamy w trzeciej osobie, widząc naszego bohatera zza jego pleców. Struktura samej rozgrywki jest niezbyt skomplikowana. Zaczyna się otrzymania zlecenia, następnie udajemy się do odpowiedniego miasta i gromadzimy odpowiednią ilość informacji potrzebnych do zlokalizowania celu. Eliminujemy cel i przystępujemy do kolejnego zadania – gra jest w całości liniowa a nasze ofiary są ściśle powiązane z głównym wątkiem fabularnym. Warto zaznaczyć, że akcja nie ogranicza się jedynie do miast, a sama podróż pomiędzy nimi odbywa się konno. I choć w dalszych partiach gry można teleportować się z miasta do miasta przy pomocy menu, to za pierwszym razem taka wycieczka robi ogromne wrażenie. Podobnie rzecz ma się z miastami, które zostały przygotowane bardzo pieczołowicie, czyli z ulicami pełnymi przechodniów, strażnikami, żebrakami, brudem, smrodem i ubóstwem w ilościach zależnych od odwiedzanej dzielnicy.

Przemieszczać możemy się w sposób dowolny, poruszając się po dachach lub zwyczajnie, ulicami. Ulice będą zresztą areną większości wydarzeń, gdyż cała gra rozgrywa się tylko i wyłącznie na zewnątrz. W Assassin’s Creed nie znajdziemy niestety żadnych komnat, podziemi, mieszkań czy wnętrz. Wszystko podziwiamy okiem turysty i jest to widok w pierwszych godzinach bardzo onieśmielający. Miasta dzielą się na dzielnice, przy czym dostęp do kolejnych obszarów otwiera się wraz z rozwojem akcji. Nasz bohater posiada bardzo dokładną mapę, ale nie wie, gdzie znajdują się osoby, które wiedzą cokolwiek na temat celu, dlatego pierwszą czynnością po wejściu do miasta lub nowej dzielnicy jest... wdrapanie się na budynek w okolicy. Tak przeprowadzony rekonesans da nam wiedzę, czy w najbliższym otoczeniu dzieje coś interesującego. Najczęściej są to strażnicy zaczepiający przechodniów, którzy w nagrodę za pomoc, odwdzięczą się nam później zatrzymując pogoń, ale może to być też na przykład goniec z listem lub ważna rozmowa, którą warto podsłuchać.

Sterowanie jest bardzo intuicyjne, chociaż potrzeba trochę czasu i wprawy, by opanować je w odpowiednim stopniu. W przeciwieństwie do większości gier z gatunku platformówek, podczas przeskakiwania nie musimy w odpowiednim momencie wciskać przycisku. Nasz bohater zrobi to automatycznie zależnie od miejsca, w którym się znajduje i gdzie chcemy doskoczyć. Dzięki takiemu rozwiązaniu bieganie po dachach jest bardzo płynne i wygląda bardzo filmowo. Podobnie zresztą jest ze wspinaczką i walką. Ta ostatnia została rozwiązana w sposób dość nowatorski – autorzy zdecydowali, że nieważne jest co bohater robi, ale jak to robi. W efekcie pojedynki szybko zamieniają się w krwawe jatki, gdyż mimo że my wykonujemy te same, niezbyt skomplikowane kombinacje, nasz bohater zamienia je w wachlarz rozmaitych cięć i pchnięć – często zresztą wieńczonych bryzgającą krwią. Nasz bohater robi więc sporo szumu i większości misji bliżej mu do brutalnego Ryu Hayabusy niż Sama Fishera.

Prawda, że piękny widok?

Element skradania został tu dość uproszczony i w AC nie musimy chować się w cieniu czy też przemykać między zaułkami. Wkurzeni strażnicy będą nas gonić do upadłego, ale jeśli na sekundę znikniemy im z oczu, to wystarczy chwila spędzona w sianie lub za kotarą i znów możemy ruszać w miasto. Pierwsze godziny spędzone przy AC dostarczają niezwykłych wrażeń estetycznych. Dzieje się tak głównie dzięki fantastycznie opracowanej grafice i – a może przede wszystkim – wspaniałej animacji. Bliskowschodnie miasta wyglądają niewiarygodnie bogato – na każdym kroku natkniemy się na ogromną ilość drobnych szczegółów, dzięki czemu gra wciąż będzie nas zadziwiać. Wszystko to wprawia w ruch niesamowita animacja, która dotyczy nie tylko naszego bohatera, ale też zwykłych mieszkańców czy strażników. Ubisoft, a konkretnie oddział w Montrealu, to mistrzowie we wprawianiu w ruch wszystkiego, co ma nogi i potrafi się wspinać, a w Assassin’s Creed udowodnili po raz kolejny swoją klasę. Oczywiście tu i ówdzie coś chrupnie, tam coś przeskoczy nie tak jak trzeba, ale ogólne wrażenie jest jednak znakomite. Muzyką zajął się nie kto inny jak spec od podkładu dźwiękowego do gier akcji – Jesper Kyd. Utwory wprawdzie nie zapadają w pamięć i nie ma tu rozpoznawalnego motywu przewodniego, ale na pewno możemy mówić o znakomitej muzyce ilustracyjnej, świetnie wpisującej się w klimat wielokulturowego Bliskiego Wschodu.

Cóż jednak dzieje się dalej, gdy przestanie nam już wystarczać oglądanie pięknych miast i widoków z wysokich wież? Gdy enta ucieczka przed strażnikami nie dostarcza już takich przeżyć jak przed kilkoma godzinami? Ano nic się nie dzieje. Niestety autorzy poprzestali na wymienionych już dwóch z okładem rodzajach zadań. Każda kolejna misja powiela schemat – wdrap się na wieżę i znajdź trop. Tropy zawsze ograniczają się do dwóch rodzajów – wymuszenie zeznania lub doliniarstwo. Czasem spotkamy informatora, który w zamian za wykonanie jakiejś, najoględniej mówiąc, głupiej przysługi (najczęściej wymaga znalezienia kilkunastu chorągwi), dostarczy nam wiadomości. Sama eliminacja celu nie wymaga żadnych przygotowań, taktyki, czegokolwiek. Właściwie to wbiegamy, robimy jatkę, przy okazji mordując nasz cel lub też gonimy ciepłego jeszcze denata przez miasto. Fantastyczne widoki nie rekompensują płycizny rozgrywki i w efekcie gra staje się męcząca i denerwująco rutynowa. Potencjał stworzony przez samych autorów, nie został w żaden sposób wykorzystany. Duże miasta aż proszą się, by wypełnić je rozmaitymi zadaniami: dlaczego musimy wykonywać jedynie zlecenia czysto związane z głównym wątkiem? Czy zdobywanie informacji powinno ograniczać się tylko do dwóch metod? Można rwać sobie włosy zastanawiając się nad powodami, dlaczego autorzy nie zrobili tego czy owego.

I tu także piękny widok.

Najgorsze zostawili nam jednak na koniec i nie sposób wręcz nie wbić tu kolejnej szpilki. Assassin’s Creed wpisuje się w długą listę gier o nonsensownych zakończeniach, a raczej ich braku. Jeśli ktoś chciał niszczyć konsolę przy Knights of the Old Republic 2 lub Halo 2, to niech zastanowi się dwukrotnie przez zakupem najnowszej gry Ubisoftu. Wkurzenie niemal w stu procentach gwarantowane. I jeszcze jeden ważny, aczkolwiek dla wielu graczy zapewne istotny szczegół – autorzy nie dodali do dialogów napisów, więc osoby słabo znające język angielski lub też niedosłyszące, mogą mieć spore problemy w zrozumieniu całej opowieści.

Mogło być tak pięknie, a wyszło jak zawsze. Fantastyczne kilka godzin dobrej zabawy zostało powielone niczym ładny obrazek w punkcie ksero. W efekcie otrzymujemy grę, która nie sprosta oczekiwaniom bardziej wymagających graczy. Assassin’s Creed to klasyczny przykład niewykorzystanej szansy, jaką daje znakomicie wykreowany duży i żywy świat. Być może cała para poszła właśnie w jego stworzenie i zabrakło już czasu lub koncepcji na wypełnienie go czymś bardziej interesującym niż powtarzane do znudzenia doliniarstwo. Oczywiście, efektowne pościgi czy walki będą towarzyszyć nam do końca rozgrywki, dzięki czemu jest tutaj jeszcze coś do roboty – ale mimo to chciałoby się jeszcze więcej i w większym urozmaiceniu. Ukończenie gry nie powinno zająć więcej niż 15 do 20 godzin, zakładając, że gracz nie kolekcjonuje wszystkich chorągwi. Piękny, choć trochę zbyt pusty ten zabójca.

Maciej „Shinobix” Kurowiak

PLUSY:

  • efektowna grafika i animacja;
  • ciekawe sterowanie i system walki;
  • piękny i bogaty świat.

MINUSY:

  • mała liczba zadań;
  • brak zadań pobocznych;
  • słabe zakończenie.

Recenzja Ciska

Tegoroczna lista premier okresu przedświątecznego jak zwykle przedstawiała się imponująco. Na całe szczęście udało się dotrzymać kilkakrotnie przesuwanych terminów debiutu. Crysis, Uncharted, Mass Effect, Call of Duty 4, Assassin’s Creed, Kane and Lynch – absolutnie najgłośniejsze tytuły końcówki roku, wokół których przez miesiące narastały oczekiwania podsycane kolejnymi publikowanymi screenami i materiałami video. Czy spełniły oczekiwania? O tym można by napisać osobny artykuł, zwłaszcza w kontekście obietnic i nadziei w nich pokładanych. Assassin’s Creed to bodaj najbardziej kontrowersyjny tytuł z tej listy. Opinie zarówno w mediach jak i wyrażane przez graczy mówią praktycznie w równym stopniu o niekwestionowanym arcydziele, jak i o wielkim zawodzie. Jak jest naprawdę? Jak zwykle – wszystko zależy od...

Uwaga spoiler: ten akapit proponuję pominąć każdemu, kto nie chce znać żadnych szczegółów fabuły, obowiązkiem recenzenta jest jednak choćby wspomnieć, jak historia się rozpoczyna, zwłaszcza, że w tym przypadku mamy do czynienia z elementem, który tyleż zachwyca, co bulwersuje. „Twist” fabularny, o którym nieoficjalnie mówiło się od jakiegoś czasu, następuje po 5 minutach od rozpoczęcia rozgrywki i dla kogoś, kto nie natknął się wcześniej na jakiekolwiek przecieki, może być on szokujący. Do tego stopnia, że niektórzy gracze odpuszczają sobie przez niego zabawę. Otóż historia rozpoczyna się nie w XII wieku, a w czasach nam o wiele bliższych. Kręci się ona wokół pamięci genów, koncepcji, według której można z nich wyczytać przeszłość naszych przodków. Z hasłami badań na rzecz lepszego jutra naukowcy trzymają w laboratorium naszego bohatera i starają się przywoływać wspomnienia z czasów krucjat. Każda misja zaczyna się więc w laboratorium, tam też poznajemy w rozmowach z personelem kolejne elementy układanki, następnie przenosząc się w skórze Altaira do świątyni Salomona, siedziby naszego bractwa.

Assassin’s Creed to dla mnie bez dwóch zdań najciekawszy tytuł powoli kończącego się roku. Może przez to, że idealnie trafił w moje oczekiwania. Zawładnął wyobraźnią, nie pozwolił odejść od konsoli, zanim nie minęło dobrych kilka godzin i poranne słońce nie pojawiło się za oknem. Po ciekawie przygotowanym tutorialu, w którym poznajemy podstawowe ruchy naszego podopiecznego, lądujemy w wiosce położonej u stóp wzgórza, na którego szczycie znajduje się świątynia Salomona – siedziba bractwa asasynów. Początkowe chwile to oszołomienie światem, w jakim się znaleźliśmy. Klimat zabija. Poranne słońce, unoszący się w powietrzu kurz, tłum ludzi na lokalnym targu, ktoś prowadzi konwersację na ławce, strażnicy patrolują okolicę. Nie wiemy, co ze sobą zrobić. Pierwsze chwile to oswajanie się ze sterowaniem, zaglądanie w każdy zakamarek malowniczej wioski, prawie jak wycieczka krajoznawcza. Odkrywamy możliwości wspinaczki i skaczemy po dachach wykonując z dziecinną łatwością niesamowite akrobacje. Obserwujemy z fascynacją reakcje tłumu na nasze poczynania, trącamy przechodniów, ocieramy się o powabne niewiasty z dzbanami na głowach. „Ten świat żyje” – aż się ciśnie na usta.

Pierwszy kontakt fascynuje tak bardzo, że człowiek nie ma ochoty iść dalej i wykonywać danego mu polecenia, tylko bawić się możliwościami i swobodą, podziwiając to małe dzieło sztuki, jakim jest oprawa wizualna i koncepcja przedstawienia świata. Po pierwszej misji, która pokazuje nam, na czym z grubsza będą polegały kolejne zadania, trafiamy na szczyt wzniesienia – do kwatery głównej asasynów, która od tego momentu będzie naszą baza wypadową. Tam też poznajemy z biegiem czasu kolejne tajniki fachu zabójcy. Oprócz świątyni i okolic pierwszym obszarem, jaki odwiedzimy są obrzeża królestwa. Przemierzamy je na koniu lub pieszo, mijając niewielkie wioski, oazy, zagrody, wieże, wąwozy. Już tam roboty jest co niemiara. Zbieramy proporce, poukrywane gdzieś na dachach i w zagrodach. Dajemy popalić napotkanym po drodze samotnym templariuszom. Zdobywamy także wskazane na mapie punkty obserwacyjne, przeważnie są to wieże obserwacyjne lub kościelne, dzięki którym – oprócz doznań estetycznych – uzyskamy również istotne informacje na temat okolicy. Poznanie tej krainy to kolejne godziny zabawy, a pamiętajmy, że nie widzieli jeszcze Altaira w żadnej większej mieścinie.

Skierujmy więc kroki na główne areny. Damaszek, Akka i Jerozolima. W tych trzech metropoliach starożytnego świata przyjdzie nam spędzić następne kilkadziesiąt godzin. Miasta są cudowne, pierwsze spojrzenie ze wzgórza na Damaszek zapiera dech i długo go nie puszcza. Wszystkie tętnią życiem, mają niepowtarzalny klimat, kolorystykę, stroje mieszkańców. Dużą ulgę poczułem zaraz po przekroczeniu głównej bramy pierwszego z nich wraz z mnichami. Obawiałem się, że tak ogromne przestrzenie urbanistyczne będą zbudowane z gotowych bloków, klocków i różnorodność zostanie poświęcona kosztem dostosowania architektury do popisów cyrkowych zabójcy. NIC Z TEGO. Każda jedna ulica jest inna, ani przez chwilę nie czuć powtarzalności elementów. Ułożenie desek, wystających cegieł, belek, okien jest przemyślane, tak by maksymalnie wykorzystać ekwilibrystyczne możliwości postaci. Dodajmy, że miasta dzielą się na dzielnice, reprezentujące różne stopnie zamożności ich mieszkańców, do których dostęp uzyskujemy w miarę postępów w grze.

Jak wygląda wykonanie konkretnego zlecenia? Zaczynamy od spaceru po mieście, możemy odwiedzić kilka wysoko położonych punktów widokowych dla odkrycia mapy. Dostrzeżemy też miejsca, w których pozyskamy istotne dla śledztwa informacje, by następnie oddać niezwykle efektowny, znany z trailerów skok z wysokości wprost w górę XII-wiecznego siana. Do celu prowadzi nas kilka czynności. Po pierwsze podsłuchujemy rozmowy istotnych postaci, przysiadamy gdzieś w pobliżu na ławeczce i koncentrujemy się na wyszczególnionej grupie konwersujących ze sobą rozmówców. Czasem, żeby wydobyć z kogoś informacje trzeba mu najpierw obić facjatę, a gołe pięści są jedynym dopuszczanym przez strażników środkiem fizycznej perswazji. Kolejna czynność, która pomoże Altairowi w ustaleniu miejsca pobytu poszukiwanego celu to kradzież. Wystarczy odnaleźć interesującą nas osobę i z gracją nie budząc jej podejrzeń sięgnąć po mapę bądź notatkę będącą w jej posiadaniu. Spotkamy też w mieście pomocnych informatorów. Pomocnych za jakąś cenę. Raz będzie to zabicie wskazanych przez nich celów, innym razem wykazanie się swoimi cyrkowymi umiejętnościami.

Wskazane jest również przed przystąpieniem do finałowej akcji pomaganie „ludności cywilnej” przed prześladowaniami złych stróżów prawa. Za oswobodzenie otrzymamy w wielu miejscach wsparcie w postaci mieszkańców, gotowych przytrzymać na moment pościg, oraz mnichów, w których to grupę można bez trudu się wtopić. Mając odpowiednią wiedzę odwiedzamy „przedstawicielstwo” naszej organizacji w wybranej metropolii i wyruszamy dokonać finałowej zbrodni. I tu otwiera się pole do naszej inwencji. Im lepiej zbadamy teren otaczający miejsce przebywania celu, tym więcej dróg jego eliminacji zapewne odnajdziemy. Desant z powietrza, oczyszczenie okolicy ze strażników, odwrócenie uwagi inną zbrodnią, bezszelestne wślizgnięcie się do najbliższego otoczenia ofiary przy udziale wspominanych mnichów. Wariantów jest sporo i warto samemu odkrywać najbardziej efektywne sposoby ukończenia zlecenia – w końcu to główne danie Assassin’s Creed. I o ile w tym miejscu zabawa w większości gier się kończy, to tu – zgodnie z zapowiedziami – dopiero rozkręca się na dobre. Szalona pogoń ciasnymi uliczkami w tłumie zdezorientowanych przechodniów daje takiego kopa, jakiego już dawno nie doświadczyliśmy. Alarm, okrzyki, bicie miejskich dzwonów i horda niełatwo poddających się przeciwników, która decyduje się podjąć z tobą walkę na akrobatyczne sztuczki. Ten element można było koncertowo położyć i pogrążyć całą grę niewłaściwie dobierając sterowanie.

Na nasze i Altaira szczęście kontrolowanie postaci jest intuicyjne, wszystkie akrobacje wykonujemy za pomocą dwóch przycisków. Obawiałem się, że będą kłopoty z detekcją kolizji, że będzie wymagana albo zbyt duża precyzja, albo asasyn będzie się kleił do wszystkiego. Jest idealnie – po niedługim czasie możemy wykonywać płynnie szalone wręcz ewolucje napawając się widokiem bezradnych żołnierzy gdzieś tam w oddali wspinających się na dach straganu. Walka jest prosta. Mamy szybkie uderzenie miecza, które łączymy wykonując widowiskowe combo i wolny, ale mocny cios mieczem, mamy ostrze do cichej eliminacji wrogów. Po jednej z pierwszych misji otrzymamy też na wyposażenie sztylety likwidujące nasze ofiary na odległość. Za najskuteczniejszą i najpewniejszą metodę uważam jednak kontratak. Blokujemy jednym klawiszem ciosy, zwracając się w stronę aktualnie atakującego i w odpowiednim momencie wciskamy kontrę, która uruchamia widowiskowe wykończenie wroga. Miło się ogląda, walki nie są długie, nie męczą – to dobrze, bo starcia są częste, a jak nam się znudzi eksterminacja, to zawsze pozostaje brać nogi za pas i wiać. Możliwości ukrycia się – stogi siana, ławki, procesje mnichów, ogródki na dachach budynków – stają na naszej drodze na tyle często, że nie musimy szukać ich po całym mieście, a skorzystanie z nich jest konieczne do zgubienia pościgu – zwyczajne oddalenie się od grupy pościgowej nie wystarczy.

Strona wizualna jest obecnie szczytowym osiągnięciem w swojej kategorii. Od razu przyznaję, że gra nie chodzi ultrapłynnie (grałem na Playstation 3, ale podobne sygnały nadchodzą ze strony posiadaczy konsoli Microsoftu). To znaczy: nie ma wyraźnych spadków animacji, ale czuć, że te ogromne obszary wyciskają soki z maszyny. W żaden sposób nie przeszkadza to w grze, zapomina się o tym po chwili. Jest to najpiękniejszy komputerowo wykreowany świat, jaki widziały moje oczy. Po raz pierwszy mamy do czynienia z tak ogromnym, tętniącym życiem środowiskiem, spójnym, gdzie każdy zaułek jest inny. Najmniejsza nawet wioska cieszy swoją niepowtarzalnością. Genialne oświetlenie dopełnia efektu realności przedstawionych zdarzeń. Każde miasto ma swój niepowtarzalny klimat i styl graficzny, kolorystykę. Odwiedzamy je zamiennie, dzięki czemu wizyty nie mają szans nam się znudzić. Osobną kwestia jest animacja głównego bohatera. Porusza się niezwykle realistycznie, liczba różnych animacji ruchu przyprawia o ból głowy. Sposób, w jaki zabójca delikatnie przeciska się przez tłum przechodniów, jak rozpycha się w biegu, jak płynie po dachach w asyście wzbijających się w niebo gołębi – cudo. Podsumowując – znajdziemy kilka gier, które wyglądają lepiej, tyle tylko, że w większości mówimy o interaktywnych filmach, które prowadzą nas przez kolejne sceny. Tu mamy do czynienia z dziełem sztuki (idealnie trafiającym klimatem w moje oczekiwania), głowa boli, kiedy widzi się te wszystkie szczególiki, z których zbudowany jest żyjący świat sprzed 1000 lat.

Dźwięk jest taki jaki ma być, nie męczy przy dłuższym obcowaniu. Lektorzy bez zarzutów. Warstwa muzyczna dodaje kolejna cegiełkę do tyle razy przywoływanego KLIMATU, który jest zdecydowanie największym atutem produkcji.

Minusy są w zasadzie dwa. Pierwszym jest wspomniany brak idealnej płynności. Przestrzegam jednak przed przekreślaniem Assassin’s Creed wyłącznie z tego powodu, bo naprawdę nie jest to duży problem. Dla części osób kłopotem może być natomiast pewna schematyczność rozgrywki. Nie da się ukryć, że czynności, jakie mamy obowiązek wykonać w ramach śledztw i kolejne kroki w drodze do ukończenia gry powtarzają się. Tyle tylko, że mam na liczniku już kilkadziesiąt godzin spędzonych w tym fantastycznym świecie i dalej chcę więcej, dalej eksploracja, bieganie, skakanie i walki sprawiają ogromną frajdę. A nasze główne cele wymagają odpowiedniego przygotowania i na późniejszych etapach gry są całkiem poważnymi wyzwaniami. Tylko od Ciebie, Graczu, zależy, czy chcesz się dać porwać tej fantastycznej przygodzie, w niesamowitym, dawnym i zapomnianym świecie. Wszystkich sceptyków proszę – dajcie jej szansę mimo głosów krytyki z niektórych stron. Może nie wszystkim starczy zapału do ukończenia całej przygody. Ale to, co zobaczycie, na pewno zostanie Wam w pamięci na długo – niektórym pewnie do końca życia. Bo tak ambitne projekty to w dzisiejszych czasach prawdziwa rzadkość.

Marcin „Cisek” Cisowski

PLUSY:

  • oryginalny pomysł;
  • oszałamiająca oprawa wizualna;
  • wyśmienite, intuicyjne sterowanie;
  • KLIMAT, epicka, porywająca przygoda;
  • niezła fabuła.

MINUSY:

  • problemy z utrzymaniem stałego framerate’u;
  • pewna schematyczność rozgrywki.
Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kALWa888 Ekspert 22 kwietnia 2022

(PS3) Jakaś była to dla mnie wtedy odmiana i choć wiele elementów mi się nie podobało, to bawiłem się dobrze. Nie trafiła do mnie konstrukcja otwartego świata i charakter aktywności pobocznych. Polubiłem natomiast protagonistę, doceniłem też fabułę (poza końcówką) i klimat. Wrażenie robiły też zwiedzane miejscówki. Parkour choć widowiskowy i przyjemny, drażnił tym jak bardzo jest zautomatyzowany. Produkcję cechował też raczej nieciekawy system walki, choć nie drażniło to mocno.

7.0

Brucevsky Ekspert 28 września 2021

(PS3) Nawet lata po premierze pierwszy Assassin's Creed wygląda dobrze i potrafi sprawiać frajdę. Historia opowiadana w tle intryguje, a mechaniki wspinaczki i prowadzenia pojedynków wyglądają niezmiennie efektownie. Miejscami wychodzi wiek przygody Altaira, głównie dostrzegalny w słabszej sferze audio czy niewielkich możliwościach bohatera, ale nie wpływa to na ogólną wysoką jakość produkcji, która zapoczątkowała kasowy cykl Ubisoftu.

8.0

eJay Ekspert 17 marca 2011

(PC) Miałem pewne opory, ale słyszę wszędzie dookoła, że Assassin jako marka jest cool i trzeba koniecznie zagrać.

6.0

U.V. Impaler Ekspert 2 listopada 2010

(PC) Nie można w Assassin’s Creed nie pochylić się nad świetnym projektem kolejno odwiedzanych miast, znakomicie zrealizowanymi elementami akrobatycznymi czy momentami zbyt prostą, ale za to szalenie efektowną walką. Na plus należy zaliczyć tu także fabułę, budzącego dużą sympatię głównego bohatera i fenomenalny klimat, podkreślany przez zapadającą w pamięć ścieżkę dźwiękową Jesper Kyda. Nie da się jednak zapomnieć, że gra stosunkowo szybko rzuca wszystkie karty na stół, zmuszając użytkownika do wykonywania wciąż tych samych czynności.

7.0
Assassin's Creed: Wersja Reżyserska - recenzja gry
Assassin's Creed: Wersja Reżyserska - recenzja gry

Recenzja gry

Assassin’s Creed to gra pozwalająca poczuć niepowtarzalny klimat średniowiecznego Bliskiego Wschodu. Zaprezentowane miejsca, podobnie jak większość występujących w grze postaci, autorzy odtworzyli zgodnie z prawdą historyczną.

Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości
Recenzja gry Indiana Jones and the Great Circle - Indy powraca, choć z kryzysem tożsamości

Recenzja gry

Indiana Jones i Wielki Krąg zabierze Was na epicką wyprawę po trzech kontynentach, dobrym fanserwisie, wielu błędach i kilku niedopracowanych mechanikach. Zapnijcie pasy, bo nachodzą turbulencje.

STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad
STALKER 2: Heart of Chornobyl - recenzja. Po 70 godzinach to wciąż gra, którą kocha się pomimo wad

Recenzja gry

Po latach oczekiwań STALKER 2: Heart of Chornobyl w końcu ponownie zaprasza do czarnobylskiej Zony. Ogrom i surowe piękno tego świata miażdży większość innych open worldów, ale sequel ugina się też pod ciężarem błędów i niedoróbek technicznych.