American Conquest: Odwet - recenzja gry
Oficjalne, samodzielne, rozszerzenie strategii czasu rzeczywistego o nazwie American Conquest. Warstwa fabularna rzeczonego dodatku obejmuje okres od 1517 do 1804 roku i odnosi się do historycznego podboju różnych części Nowego Świata.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
GSC Gameworld wyrobił już sobie niezłą renomę na rynku gier komputerowych i wcale nie mam tu na myśli słynnego „S.T.A.L.K.E.R.-a”, na którego niemal wszyscy fani FPS-ów czekają z zapartym tchem, lecz udane strategie czasu rzeczywistego. A zaczęło się to od „Kozaków”, których chwalono przede wszystkim za spory stopień skomplikowania rozgrywki i wysoką grywalność. Nie o tym mam jednak pisać, wydany na początku 2003 roku „American Conquest” świetnie rozwijał idee, które przyświecały twórcom przy produkcji „Kozaków”. Gra wprowadzała wiele usprawnień do mechaniki rozgrywki, podstawową różnicą była oczywiście tematyka gry, która koncentrowała naszą uwagę na podbojach Nowego Świata. Z racji tego, iż „Kozacy” doczekali aż się aż dwóch add-onów nikogo nie zaskoczyła chyba premiera dodatku do „American Conquest”. Niestety, wygląda na to, że autorom powoli kończą się już pomysły, albowiem „Odwet” tak naprawdę wyróżnia się tylko jednym nowym elementem, a cała reszta pozostała bez większych zmian. Co więcej, w sytuacji gdy inni developerzy przeważnie wykorzystują okazję i w wydawanym dodatku poprawiają najpoważniejsze błędy podstawowej wersji, autorzy recenzowanego add-onu najwyraźniej o tym zapomnieli...
Na samym początku należy zaznaczyć jedną rzecz. Pomimo tego, iż „Odwet” jest samodzielnym dodatkiem, przez co nie wymaga podstawowej wersji „American Conquest” do poprawnego działania, to zdecydowanie ODRADZAM kupno tej gry tym z Was, którzy nie mieli jeszcze okazji zagrać w jedną ze strategii zespołu GSC Gameworld. Tak jak to przeważnie bywa w przypadku add-onów, poziom trudności został mocno zawyżony – na moje oko najniższy poziom odpowiada średniemu z podstawowej wersji. Przypuszczam, że mniej doświadczeni stratedzy polegną już w pierwszych misjach wstępnej kampanii. Ci, którzy posiadają „Kozaków” lub „American Conquest” powinni natomiast czytać dalej, jest spora szansa, że nawet pomimo niewielkiej ilości nowych elementów tytuł ten Was zainteresuje. „Odwet” pozostaje przy tematyce podboju Nowego Świata. Trzeba przyznać, iż jak na dodatek jest on stosunkowo długi. Podstawowy atut gry to oczywiście rozbudowane kampanie singleplayer, których jest w sumie osiem. A są to: El Dorado (Niemcy), Wyprawa Corteza (Hiszpania), Podbicie Półwyspu Jukatan (Majowie), Rebelia Azteków (Aztekowie), Rebelia Pontiaca (Indianie), Wojna Brytyjczyków (Brytyjczycy), Rekonesans Rosyjski (Rosja) oraz Zmrożone Ziemie (Ludy Alaski). Do rozegrania jest 26 misji przy czym w ogromnej większości przypadków są one znacznie dłuższe od tych z „American Conquest”. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą wspomnianego już wysokiego poziomu trudności, do każdej czynności należy podejść z należytą uwagą. Trzeba się też przygotować na to, że w niektórych misjach opracowanie właściwej taktyki będzie wymagało kilku godzin solidnych treningów i wielokrotnego powtarzania konkretnych schematów. Przypuszczam jednak, że rasowym strategom nie będzie to przeszkadzało :-) Ci, którzy uważnie przyjrzeli się nazwom kampanii zauważyli zapewne obecność nowych nacji. Do dwunastu znanych już z „American Conquest” dochodzi pięć nowych: Niemcy, Rosja, Indianie Haida, Holandia oraz Portugalia. O ile obecność większości z nich jest mile widziana i w pełni uzasadniona, to nie potrafię zrozumieć, dlaczego zdecydowano się na naszych zachodnich sąsiadów. Czyżby dlatego, że gra powstała właśnie w tym kraju? Być może to tylko takie złudzenie, ale kampania niemiecka mająca na celu odszukanie słynnego El Dorado mnie osobiście najmniej zaciekawiła. Na szczęście pozostałe stoją na dość wysokim poziomie, niektórzy mogą się tylko doczepić do tego, iż poza dobrze znanymi odprawami (przed rozpoczęciem misji) momentami niewiele ma to wspólnego z historią. Trzeba jednak pamiętać, iż jest to tylko gra, która ma na celu zapewniać rozrywkę.
Najpoważniejsza zmiana, o której wspomniałem już we wstępie to zupełnie nowy tryb – Pole bitwy. Patrząc z perspektywy wszystkich RTS-ów nie jest to żadna nowość, podobny tryb pojawił się chociażby w trzeciej części „Lords of the Realm”. Przypuszczam jednak, iż miłośników innych RTS-ów w wykonaniu GSC Gameworld jego obecność powinna mile zaskoczyć. Tak jak sama nazwa wskazuje, tryb ten w całości koncentruje się na rozgrywaniu bitew pomiędzy dwoma armiami. Gracz nie musi nic stawiać, eksplorować a jedynie opracowywać nowe taktyki działania. Kluczem do sukcesu jest oczywiście odpowiednie ustawianie jednostek i dopasowywanie ich do konkretnych sytuacji. Podobnie jak w przypadku innych rasowych strategii, bez dokładnego przewertowania instrukcji nie ma co nawet zaczynać. Do rozegrania jest w sumie dziesięć bitew przy czym, podobnie jak w przypadku misji wchodzących w skład kampanii, dostęp do kolejnych plansz otrzymuje się dopiero po zaliczeniu odkrytych. Pole bitwy wymaga jeszcze kilku drobnych poprawek aczkolwiek sądzę, iż tryb ten znajdzie sobie stałe miejsce w kolejnych strategiach niemieckiego producenta. Warto też dodać, iż pole bitwy może być również rozgrywane w Sieci. Nie miałem niestety możliwości osobistego przetestowania tej opcji aczkolwiek pierwsze opinie na jej temat, które pojawiają się na już na stronach fanów „American Conquest” są dość pozytywne.
Mechanika gry pozostała bez większych zmian, Ci, którzy świetnie radzili sobie w „American Conquest”, mogą bez zbędnego przygotowania rozpocząć przygodę z dodatkiem. Można jednak zauważyć, iż większy nacisk położono tu na rozgrywanie starć, w niektórych misjach w ogóle nie buduje się miast, gracz ma jedynie do dyspozycji garstkę jednostek, przy użyciu których musi osiągnąć konkretne cele. W tym przypadku istotną rolę odgrywa dokładne badanie mapy, może się bowiem okazać, iż natrafimy na uwięzionych sojuszników, którzy z chęcią przyłączą się do naszej armii. Szkoda, że nie poprawiono sposobu zaznaczania jednostek. W dalszym ciągu obowiązuje system, w którym po dwukrotnym kliknięciu na daną jednostkę zaznaczane są wszystkie oddziały tego typu. Przy planowaniu równorzędnych ataków może to niejednokrotnie doprowadzić do małego chaosu na polu bitwy. Mnie osobiście irytowało również przypadkowe dołączanie chłopów do formowanej armii. Gra powinna zrozumieć, iż należy ich pominąć. Cóż, może zbyt wiele wymagam :-) Tych strategów, którzy lubią stawiać sobie wyzwania denerwować może też brak pełnoprawnej mgły wojny. Wracając jeszcze do kwestii poziomu trudności, w niektórych misjach denerwowało mnie też to, iż pewne oddziały pojawiały się na planszy w nieskończoność. W tym przypadku pozbycie się okolicznych zabudowań nic nie pomagało. Tym, którzy od razu przechodzą do konkretów nie będzie to przeszkadzało, w zupełnie innej sytuacji są Ci gracze, którzy preferują powolną eksplorację mapy. Autorzy chcieli zapewne w ten sposób przyśpieszyć tempo rozgrywki, jednak nie jestem przekonany czy było to dobre posunięcie. W rezultacie gracz musi jeszcze większą uwagę przywiązywać do pilnowania swej armii, może się bowiem zdarzyć, iż atakujące jednostki zauważy, gdy będzie już za późno. Nie rozwiązano także problemu z kiepsko dobranymi widokami, aczkolwiek Ci, którzy zdołali ukończyć „American Conquest”, powinni sobie nawet pomimo takich wizualnych utrudnień poradzić. Kolejny minus, przynajmniej z mojej perspektywy, to zwiększenie znaczenia morale w wojsku. Niejednokrotnie doprowadza ono do pozornie dziwnych sytuacji, w których liczniejsze oddziały uciekają na widok garstki wrogich żołnierzy.
Przy okazji warto też dodać, iż w add-onie pojawiło się kilkadziesiąt nowych jednostek, przeważnie są one związane z dodanymi nacjami. Muszę przyznać, iż ich projekty stoją w dalszym ciągu na bardzo wysokim poziomie. Gracz musi starannie dobierać oddziały do swoich armii, bardzo często też wybór jednej z nacji wymusza wręcz na nim wypracowanie zupełnie innej taktyki. Inteligencja znajdujących się na polu bitwy wojaków prezentuje się dość kiepsko, szkoda, że autorzy nie zechcieli więcej nad nią popracować. Nasi podwładni często gubią drogę, zdarza się im też nie reagować na walki, które mają miejsce w najbliższym otoczeniu. Na sam koniec kilka słów jeszcze o polskiej wersji. Cenega po raz kolejny nie popisała się, lokalizacja nie zasługuje co prawda na miano tragicznej, ale do ideału sporo jej brakuje. Zdarza się, iż niektóre podpisy na ekranie nie zgadzają się ze słowami wypowiadanymi przez ANGIELSKIEGO lektora. Ci, którzy nie znają tego języka mogą więc mieć spory problem ze zrozumieniem znaczenia i celów danej misji.
Nikogo nie powinno zdziwić to, iż oprawa wizualna gry pozostała bez zmian. Engine jest dość stary i można to niestety odczuć, wiele osób narzekało już na niego w momencie premiery „American Conquest”, miejmy nadzieję, że w kolejnych odsłonach serii zostanie on gruntownie przemodelowany. Nowe typy jednostek wypadły poprawnie, nie odstają (ani na plus ani na minus) od reszty. To samo mogę powiedzieć o oprawie dźwiękowej, jedyne do czego można się przyczepić to odgłosy świata gry, który wciąż wydaje się dość niemy, producentom najwyraźniej nie chciało się przygotowywać nowych sampli. Niezaprzeczalnym atutem gry są natomiast wymagania sprzętowe, które nie zmieniły się od momentu premiery podstawki.
„American Conquest: Odwet” może a nawet powinien zainteresować rasowych strategów, dla których podstawowa wersja gry była zbyt krótka i zbyt prosta. Niestety, zmian jest jak na lekarstwo, tak naprawdę można mówić o zaledwie trzech rzeczach: nowych kampaniach, trybie bitew oraz dodanych jednostkach. Cała reszta pozostała praktycznie bez większych zmian, mam tu na myśli przede wszystkim niedociągnięcia, nad którymi można było popracować. Podsumowując, Ci, którzy świetnie bawili się przy poprzednich tytułach GSC Gameworld mogą się pokusić o kupno tej gry. Pozostali gracze mają do wyboru całą masę innych RTS-ów - ładniejszych, ciekawszych i bardziej innowacyjnych.
Jacek „Stranger” Hałas
Plusy:
- tryb Pole bitwy;
- długie kampanie singleplayer;
- wszystkie zalety podstawowej wersji „American Conquest”.
Minusy:
- kampania niemiecka;
- dość kiepska lokalizacja;
- wszystkie wady podstawowej wersji „American Conquest”.