Pueblo cz.1 poradnik Amerzone: Testament Odkrywcy
Ostatnia aktualizacja: 7 października 2019
Znowu musiałem przejść na "Sailing" by ruszyć w górę rzeki, naprzeciw klucza gęsi i kilku krokodyli. Dotarłem do przystani - czas rozprostować kości. Skręciłem w prawo, w leśną ścieżkę i doszedłem do małej chatki przy cmentarzu. Nad jednym z grobów modlił się mnich. Okazał się nim być jeden z trójki towarzyszy Valembois o polsko brzmiącym nazwisku: Mackowski, a grób należał do wielkiej miłości starego naukowca z latarni, Indianki Yekoumani.
Dowiedziałem się od niego, że trochę paliwa znajdę w forcie, a potem dał mi klucz do bramy, którą widziałem przy wysiadaniu z wodolotu. Otworzyłem ją i wszedłem do fortu. Rozejrzałem się po tym opuszczonym zdawałoby się miejscu. Wszedłem do szkoły, ale tam odkryłem tylko kilka rysunków ptaków, pomnik Alvareza i mapę Amerzone. Poszedłem za róg jakiegoś budynku i.... dalej nic nie pamiętam. Chyba dostałem w głowę, bo strasznie nie bolała. Wylądowałem w czymś w rodzaju więzienia.
Na ścianie przy drzwiach dostrzegłem robaka. Wziąłem do ręki leżący nieopodal kubek i zgarnąłem do niego robala.
Przyjrzałem się drzwiom. Przez szparę dostrzegłem butelkę. Niepostrzeżenie wrzuciłem do niej robaka. Kiedy strażnik skosztował tego przysmaku, legł jak długi, a ja mogłem spokojnie zabrać mu klucz.