Latarnia cz.4 poradnik Amerzone: Testament Odkrywcy
Ostatnia aktualizacja: 7 października 2019
Po prawej była dźwignia, którą przełączyłem. Wówczas jajo zjechało po pochylni. Ale dokąd? Wróciłem do windy. Przełączyłem dźwignię i wróciłem na górę. Wyjąłem łom i jeszcze raz pociągnąłem za wajchę. Zjechałem na sam dół. Wysiadłem z windy, otworzyłem kolejne drzwi i... zobaczyłem to coś.
Dziadek nazywał to bodajże wodolotem. Zszedłem na dół i skręciłem dwa razy w prawo, a następnie wspiąłem się po drabinie. Przełączyłem dźwignię. Za pomocą ogromnej suwnicy jajo zostało bardzo delikatnie zapakowane do wodolotu. Zszedłem po drabinie i ruszyłem przed siebie, by sprawdzić dokąd prowadziła znajdująca się tam kładka.
Doszedłem do bramy wylotowej i skręciłem w prawo. Wsiadłem do windy, zamknąłem drzwi i po przyjrzeniu się bliżej przełącznikowi, pojechałem do góry. Znalazłem się w pomieszczeniu z teleskopem, przez który zobaczyłem klucz odlatujących gęsi. Zapamiętałem w którym kierunku leciały (140?).
Wróciłem do windy i pojechałem wyżej. Znalazłem się na szczycie latarni. Wysiadłem z windy i najpierw po drabinie, a potem po schodach dotarłem do pomieszczenia sterowego. Tam, używając na przemian prawej i lewej dźwigni, ustawiłem kierunek 145?, gdyż pamiętałem z notatek Valembois, że do kierunku odlotu gęsi należy dodać pięć stopni, i zakręciłem kołem sterowym.
Wróciłem do windy i zjechałem do hangaru. Przeszedłem kładką do wodolotu i wsiadłem do środka. Do otworu komputera wsunąłem dyskietkę, załadowałem program, z dostępnych opcji wybrałem tryb "Plane", podałem odpowiedni kurs (czyli 145?) i... dalej wszystko zaczęło się dziać bez mojego udziału. Wraz z kluczem gęsi wyruszyłem w podróż mojego życia.