Poradnik do gry - Latarnia cz.1 poradnik Amerzone: Testament Odkrywcy
Ostatnia aktualizacja: 1 sierpnia 2016
Szef każe, sługa musi. Wyruszyłem więc z redakcji i kroki swoje skierowałem na drogę prowadzącą w stronę latarni. W trakcie spaceru spotkałem listonosza, z którym zamieniłem kilka słów na temat dziwnego naukowca z latarni. Widać, że cieszył się wśród okolicznych mieszkańców sporym szacunkiem. Opowiedział mi tez o liście z muzeum, który właśnie staruszkowi dostarczył. Po drodze zatrzymałem się jeszcze przy zamontowanej na poboczu lunecie, dzięki której mogłem rzucić okiem na latarnię i okolice. Po chwili byłem u celu wędrówki. Ciągle towarzyszyło mi wycie wiatru i krzyki ptaków.
Znalazłem się przy bramie. W otworze skrzynki pocztowej zauważyłem list. Był to właśnie ów list z muzeum, o którym wspominał listonosz. Chyba adresat nie będzie z niego zadowolony. Otworzyłem bramę i podszedłem do drzwi wejściowych do latarni.
Kiedy wszedłem do środka wśród masy rupiecia zauważyłem oparty o ścianę młotek. Zabrałem go, bo a nuż się przyda? Ruszyłem po skrzypiących schodach do góry, skąd wyraźnie dobiegała dziwna muzyka. Znalazłem się w niewielkim pomieszczeniu, jakby kuchni.
Za dużym stołem siedział z głową opartą o blat staruszek w kapeluszu. Chyba niewielka jest szansa na to, iż zdoła udzielić mi wywiadu. Podszedłem do niego, ale zanim zdołałem zadać mu jakieś pytanie, zaczął coś bredzić o Amerzone, że już jest za późno na coś, że nikt mu nie wierzy, coś mówił o jajku białych ptaków, które trzeba dostarczyć do Amerzone. A na koniec stwierdził, że teraz za niego ja muszę to zrobić i... to były jego ostatnie słowa na tym łez padole.
Świetnie, zawsze muszę się w coś wpakować. Ponieważ, jak to mówią, umierającym się nie odmawia, postanowiłem się rozejrzeć po latarni i dla świętego spokoju poszukać tego jajka. Jak go nie znajdę będę miał przynajmniej czyste sumienie.
Na stoliku obok obejrzałem zdjęcie z 1933 roku, przedstawiające dziewczynę o wyraźnie indiańskich rysach.