autor: Tomasz Piotrowski
Japonia dociera do epoki HD. Wielki powrót Japonii – jak powstają hity?
Spis treści
Japonia dociera do epoki HD
Finałem tej opowieści jest dotarcie do punktu wyjścia. Wielki powrót Japonii okupiony był dużymi ofiarami i masą wpadek. W końcu Konami posprzątało swoje zabawki i zdecydowało się opuścić piaskownicę, gdy tylko okazało się, jak kosztowne i długotrwałe jest produkowanie takich dzieł jak Metal Gear Solid. Wiele japońskich firm przeszło potężne restrukturyzacje i zmiany. Square Enix na przykład nabyło Eidosa i w ten sposób poszerzyło swoje portfolio o tytuły stworzone przez zachodnich deweloperów z myślą o zachodnich graczach. Sega zainwestowała w rynek PC i dodała do swojej stajni legendarne studia Creative Assembly i Relic Entertainment. Zarówno mniejsi, jak i więksi wydawcy oferują swoje gry tak na konsolach, jak i komputerach osobistych.
Można powiedzieć, że nastała nowa epoka i twórcy z Kraju Kwitnącej Wiśni w końcu odnaleźli się we współczesnej branży gier wideo. Zajęło im to jakieś 10 lat, ale patrząc na sukcesy wspomnianych na wstępie produkcji, można powiedzieć, że im się udało. W ostatnich tygodniach japońskie tytuły kompletnie zdominowały dyskusję o grach wideo. NiOh cieszy się sporym uznaniem, NieR: Automata zbiera bardzo pozytywne noty, a Resident Evil 7 przez wielu wskazywany jest jako początek nowej epoki survival horrorów. Nintendo chyba nigdy się nie zmieni i dalej robi swoje. Trzeba przyznać, że Switch to system z potencjałem, niemniej nie wiadomo, jak potoczą się losy tej konsoli, kiedy wszyscy już ukończą Breath of the Wild. Ale nie mam czasu myśleć o przyszłości, kiedy tu i teraz jest tyle gier do ogrania.
Naprawdę duża nisza, czyli perspektywa na przyszłość
Najlepszym podsumowaniem powyższego wywodu będzie proste stwierdzenie, że przypadek rządzi wszystkim, co nas otacza. Nałożenie się na siebie kilku niepowiązanych bezpośrednio czynników potrafi kompletnie zmienić pole gry. Tak stało się właśnie z japońską branżą elektronicznej rozrywki w momencie nadejścia epoki HD. Podobny zbieg okoliczności sprawił, że niektórzy zaczęli trąbić o przebudzeniu się ze snu japońskich deweloperów. Prawda jest zdecydowanie bardziej skomplikowana.
Osobiście niezmiernie się raduję, że gry tworzone w Kraju Kwitnącej Wiśni dostają bardzo wysokie oceny od recenzentów i są doceniane przez graczy. Mam jednak wrażenie, że nie ma co się zbytnio cieszyć. Wiele z ostatnich hitów tworzono od dobrej dekady. NiOh, The Last Guardian i Final Fantasy XV miały pojawić się na PlayStation 3, ale tak się akurat złożyło, że pozycje te wylądowały na rynku w podobnym czasie.
Moją hipotezą co do przyszłej sytuacji japońskich gier wideo jest funkcjonowanie niszy, która wystarcza do produkowania kolejnych dzieł. Zakładam, że na rynku nadal będą pojawiać się świetne pozycje. Wiele z nich wyląduje i na konsolach, i na komputerach. Ich wyniki okażą się zadowalające, ale daleko będzie im do sprzedaży na poziomie Call of Duty czy Resident Evil 6. Tytuły te mogą jednak zbierać solidne noty, co pozwoli im na dotarcie do większej niż kiedykolwiek wcześniej liczby graczy.
Wydaje mi się, że japońscy wydawcy przestali marzyć o gwiazdce z nieba i skupią się na realnych możliwościach swoich produkcji. Dzięki temu zrównoważone budżety przełożą się na zadowalającą sprzedaż, a japońskie gry będą często tematem dyskusji nie tylko wśród maniaków „japońszczyzny”, ale także i w głównym nurcie graczy. Zresztą może się mylę i Japonia podbije świat? A jakie jest Wasze zdanie? Japonia powróciła do pierwszej ligi? Może jej nigdy nie opuściła? Czy jednak jedna jaskółka wiosny nie czyni i za kilka miesięcy większość graczy odpuści sobie tytuły z Kraju Kwitnącej Wiśni?