Typujemy obsadę do wymarzonych ekranizacji gier
Ekranizacje gier kojarzą się z potworkami masowo produkowanymi przez Uwe Bolla. Warto jednak pamiętać, że udało się też stworzyć świetne Resident Evil i Assassin’s Creed oraz co najmniej przyzwoite Tomb Raidery i Warcrafta. Co powinno być następne?
Spis treści
Hollywood nie bierze się za ekranizacje gier zbyt często. A jeżeli już, to zazwyczaj wychodzą z tego niskobudżetowe akcyjniaki. Zdarzają się jednak oczywiście chlubne wyjątki. Do grona wymienionych przeze mnie powyżej perełek zaliczyć można przynajmniej jednego Silent Hilla (szkoda tylko, że wciąż niebazującego na scenariuszu najbardziej klimatycznej growej części) oraz Final Fantasy VII: Advent Children i Castlevania. Niby nie tak mało, ale przecież wciąż na swoją kolej czekają takie mainstreamowe hity, jak GTA, Mass Effect czy Diablo. Ale skoro Hollywood nas pod tym względem nie rozpieszcza, może warto się samodzielnie zastanowić, jak potencjalne ekranizacje kultowych gier mogłyby wyglądać w praktyce.
Film Skyrim – Mark Hamill i Emilia Clarke
- Co by to było: Epicki film pełnometrażowy
- Scenariusz: Michael Hirst
- Reżyseria: Ciaran Donnelly
- Muzyka: Jeremy Soule
- Co trzeba by zmienić w procesie przekładu na język filmu: Zdecydowanie ubarwić dialogi
Skyrim nie jest może grą, która imponuje rozbudowanym wątkiem głównym, a dialogi – podobnie zresztą jak w poprzednich częściach cyklu (może z wyjątkiem Morrowinda) – wydają się cokolwiek sztywne, by nie rzec: drewniane. Sam świat zachwyca jednak rozległością i immersją, która pozwala graczom już po kilku godzinach spędzonych w nordyckiej części Tamriel czuć się jak w domu. I nie ma co się oszukiwać – jest to jedna z najpopularniejszych marek w branży, dlatego szanse na jej udaną ekranizację są całkiem duże.
Za scenariusz mógłby odpowiadać Michael Hirst, czyli twórca Wikingów. Kto jak kto, ale on z pewnością doskonale wie, jak robi się historie o wojownikach północy. Wspierać mógłby go znajomy z planu – Ciaran Donnelly. Warstwa muzyczna powinna chyba pozostać w rękach growego weterana – Jeremiego Soule’a. Największe zainteresowanie i tak wzbudzałaby jednak obsada aktorska. W roli Alduina fani gier widzieliby na przykład Marka Hamilla. I przyznam, że mi też wyjątkowo się też pomysł podoba. W końcu to aktor wszechstronny, więc nawet odegranie smoka powinno mu przyjść z łatwością.
W roli protagonistki, chociażby ze względu na banalne popkulturowe skojarzenia, producenci zapewne chętnie widzieliby Emilię Clarke. Matka Smoków dysponuje dobrym warsztatem aktorskim, jest już bardzo rozpoznawalna w branży i otwarta na udział w co bardziej nowatorskich projektach. Odpowiednio dobry scenariusz mógłby też zainteresować Anthony’ego Hopkinsa – byłoby świetnie zobaczyć go w roli Ulfrica (może ciut odmłodzonego dzięki CGI). A Lydia to wykapana Kate Beckinsale. Byle tylko włożyć jej w usta ciut lepiej napisane dialogi.