autor: Łukasz Kendryna
Czy Kinect kocha casuali. Testujemy Kinecta
Spis treści
Czy Kinect kocha casuali
Dance Central – to gra taneczna, rzucająca nas w wir popularnych kawałków pop. Znajdziemy tu zarówno ostatnie hity w wykonaniu Lady Gagi, jak i pozycje z poprzedniego stulecia. Gra zaskakuje estetycznym wykonaniem i precyzją samego Kinecta. Tańcząc, nie odnosimy wrażenia, że ktoś nas oszukuje, niesłusznie zaliczając nieprecyzyjne ruchy. Poza tym praktycznie nie odczuwamy opóźnień kontrolera. Solidne wykonanie gwarantuje sporo dobrej zabawy.
Kinectimals – jeśli spodziewaliście się tamagotchi, możecie poczuć się zawiedzeni. Pomimo możliwości dokarmiania wirtualnej zwierzyny, dbania o jej wygląd i samopoczucie tytuł jest kolejnym zestawem minigier. Cieszy jednak porządne wykonanie z estetyczną i kolorową grafiką. To plus. Wielki minus za to należy się polskiemu oddziałowi za kinowe spolszczenie gry adresowanej do najmłodszych graczy.
Kinect Joy Ride – to wyścigi, których nazwanie arcade’owymi można śmiało przyrównać do mianowania FramVille prawdziwym symulatorem farmera. Sterowanie ogranicza się wyłącznie do kilku gestów, nie wspominając już o braku możliwości hamowania. W dodatku precyzja skręcania pozostawia sporo do życzenia. Prawdę mówiąc, już sterowanie pojazdami za pomocą sixaxisa było bardziej dokładne. Zdecydowany minus.
Fighters Uncaged – jedyny tytuł dostępny na Kinecta z wyższą kategorią wiekową. Niestety, gra – zamiast pokazać moc sensora ruchu – robi mu antyreklamę. W trakcie walk sterowana przez nas postać właściwie wyczynia na ekranie, co chce, nie zważając na nasze działania. A szkoda, bo potencjał był. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś, w nowej odsłonie, zostanie w pełni wykorzystany.
Przed paroma miesiącami, gdy Kinect nosił jeszcze kodową nazwę Natal, zastanawiałem się w cyklu Fallout Tygodnia nad jego przyszłością pod kątem gier adresowanych dla doświadczonych graczy. Dziś, gdy kontroler trafił do rąk odbiorców, z łatwością można dostrzec brak bardziej wymagających i skomplikowanych tytułów, a sama technologia uzasadnia obawy co do zmiany tego stanu w przyszłości.
Niedokładne sterowanie kursorem w menu konsoli uświadamia nam brak możliwości skorzystania z podobnego rozwiązania w gatunkach uzależnionych od sporej precyzji. Strategie, strzelanki czy symulatory wyścigów raczej nie trafią w objęcia Kinecta.
Tak naprawdę w wielu przypadkach kontrolera z przyciskami nie da się przecież zastąpić (w czym utwierdza nas chociażby absurdalny brak możliwości hamowania w Kinect Joy Ride). Problem jest jednak do rozwiązania. Wystarczy tylko użyć obecnego już pada, ale to kłóci się przecież z aktualną polityką firmy, nastawioną na reklamę urządzenia wolnego od kontrolera.
Werdykt
Największą wadą i zarazem zaletą Kinecta jest brak obecności kontrolera. Z jednej strony gracze casualowi mają bardzo łatwy start, trafiając do niezwykle intuicyjnego i przyjaznego środowiska, gdzie doświadczenie tysięcy godzin spędzonych z grami jest zbędne. Z drugiej zaś, bardziej wymagający konsumenci – przy obecnym stanie niedostatecznej precyzji sensora – pozbawieni są możliwości zabawy w najpopularniejsze wśród nich gatunki. Otrzymany dysonans nasuwa pytanie, czy warto dokonać tak kosztownego zakupu?
Odpowiedź, choć niejednoznaczna, jest łatwa do sformułowania. Jeśli oczekujesz dobrej zabawy w gronie znajomych, w proste i przyjemne tytuły, pozbawione konieczności uczenia się ich obsługi, Kinect jest dla Ciebie. W przeciwnym wypadku radziłbym wstrzymać się z pójściem do sklepu. Gracze hardcore’owi powinni zaczekać, obserwując, w jakim kierunku zmierza rozwój nowej platformy. Być może w przyszłości detekcja ciała zostanie programowo udoskonalona, a na rynku ukaże się więcej rozbudowanych gier.
Łukasz „Crash” Kendryna