Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 2 grudnia 2010, 11:56

autor: Łukasz Kendryna

Czy Kinect kocha casuali. Testujemy Kinecta

Spis treści

Czy Kinect kocha casuali

Dance Central – to gra taneczna, rzucająca nas w wir popularnych kawałków pop. Znajdziemy tu zarówno ostatnie hity w wykonaniu Lady Gagi, jak i pozycje z poprzedniego stulecia. Gra zaskakuje estetycznym wykonaniem i precyzją samego Kinecta. Tańcząc, nie odnosimy wrażenia, że ktoś nas oszukuje, niesłusznie zaliczając nieprecyzyjne ruchy. Poza tym praktycznie nie odczuwamy opóźnień kontrolera. Solidne wykonanie gwarantuje sporo dobrej zabawy.

Na imprezie nie zaskoczy Cię już żaden kawałek.

Kinectimals – jeśli spodziewaliście się tamagotchi, możecie poczuć się zawiedzeni. Pomimo możliwości dokarmiania wirtualnej zwierzyny, dbania o jej wygląd i samopoczucie tytuł jest kolejnym zestawem minigier. Cieszy jednak porządne wykonanie z estetyczną i kolorową grafiką. To plus. Wielki minus za to należy się polskiemu oddziałowi za kinowe spolszczenie gry adresowanej do najmłodszych graczy.

Wesoła gromadka gotowa do adopcji.

Kinect Joy Ride – to wyścigi, których nazwanie arcade’owymi można śmiało przyrównać do mianowania FramVille prawdziwym symulatorem farmera. Sterowanie ogranicza się wyłącznie do kilku gestów, nie wspominając już o braku możliwości hamowania. W dodatku precyzja skręcania pozostawia sporo do życzenia. Prawdę mówiąc, już sterowanie pojazdami za pomocą sixaxisa było bardziej dokładne. Zdecydowany minus.

Gry przechodzące się same zyskały nowego kolegę.

Fighters Uncaged – jedyny tytuł dostępny na Kinecta z wyższą kategorią wiekową. Niestety, gra – zamiast pokazać moc sensora ruchu – robi mu antyreklamę. W trakcie walk sterowana przez nas postać właściwie wyczynia na ekranie, co chce, nie zważając na nasze działania. A szkoda, bo potencjał był. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś, w nowej odsłonie, zostanie w pełni wykorzystany.

Jedyna gra na Kinecta dla dorosłych.

Przed paroma miesiącami, gdy Kinect nosił jeszcze kodową nazwę Natal, zastanawiałem się w cyklu Fallout Tygodnia nad jego przyszłością pod kątem gier adresowanych dla doświadczonych graczy. Dziś, gdy kontroler trafił do rąk odbiorców, z łatwością można dostrzec brak bardziej wymagających i skomplikowanych tytułów, a sama technologia uzasadnia obawy co do zmiany tego stanu w przyszłości.

Niedokładne sterowanie kursorem w menu konsoli uświadamia nam brak możliwości skorzystania z podobnego rozwiązania w gatunkach uzależnionych od sporej precyzji. Strategie, strzelanki czy symulatory wyścigów raczej nie trafią w objęcia Kinecta.

Tak naprawdę w wielu przypadkach kontrolera z przyciskami nie da się przecież zastąpić (w czym utwierdza nas chociażby absurdalny brak możliwości hamowania w Kinect Joy Ride). Problem jest jednak do rozwiązania. Wystarczy tylko użyć obecnego już pada, ale to kłóci się przecież z aktualną polityką firmy, nastawioną na reklamę urządzenia wolnego od kontrolera.

Werdykt

Największą wadą i zarazem zaletą Kinecta jest brak obecności kontrolera. Z jednej strony gracze casualowi mają bardzo łatwy start, trafiając do niezwykle intuicyjnego i przyjaznego środowiska, gdzie doświadczenie tysięcy godzin spędzonych z grami jest zbędne. Z drugiej zaś, bardziej wymagający konsumenci – przy obecnym stanie niedostatecznej precyzji sensora – pozbawieni są możliwości zabawy w najpopularniejsze wśród nich gatunki. Otrzymany dysonans nasuwa pytanie, czy warto dokonać tak kosztownego zakupu?

Odpowiedź, choć niejednoznaczna, jest łatwa do sformułowania. Jeśli oczekujesz dobrej zabawy w gronie znajomych, w proste i przyjemne tytuły, pozbawione konieczności uczenia się ich obsługi, Kinect jest dla Ciebie. W przeciwnym wypadku radziłbym wstrzymać się z pójściem do sklepu. Gracze hardcore’owi powinni zaczekać, obserwując, w jakim kierunku zmierza rozwój nowej platformy. Być może w przyszłości detekcja ciała zostanie programowo udoskonalona, a na rynku ukaże się więcej rozbudowanych gier.

Łukasz „Crash” Kendryna

Twoja twarz w grze? Świetny pomysł, który zmieniał ludzi w potwory
Twoja twarz w grze? Świetny pomysł, który zmieniał ludzi w potwory

Zostać królem strzelców Ligi Mistrzów, liderem grupy antyterrorystycznej, awanturnikiem w świecie fantasy lub mistrzem UFC. Face mapping na papierze zapowiadał się znakomicie i obiecywał wiele. Co z tego wyszło?