Taktyka czy obsesyjna nerwica? Jakie grzechy popełniamy, grając w strzelaniny?
Wciskanie co chwilę R, by przeładować, F5 by zapisać stan gry - to wirtualne odpowiedniki ciągłego sprawdzania czy mamy telefon lub klucze ze sobą - nerwowych tików, często towarzyszących nam w życiu. Oto lista najpopularniejszych strzelankowych natręctw.
Spis treści
Rozpoczęcie każdej nowej gry jest jak początek małej przygody. Nowi bohaterowie, nowe wydarzenia, niezwykłe lokacje - na wszystko to zwracamy uwagę nawet w zwykłej strzelance. Sprawdzamy jak sprawuje się broń, ile jej typów możemy odkryć i przenosić. Grając, zachwycamy się nad świetnie wykonanymi elementami lub krzywimy się na te niezbyt dopracowane, chłoniemy atmosferę, poznajemy całą historię, pokonujemy hordy wrogów, by wreszcie ujrzeć zakończenie. Obok tych całkowicie nowych wrażeń jest coś jeszcze - rzeczy, które wykonujemy machinalnie podczas grania, czasem zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, czasem z pełną świadomością, ale ignorując fakt, że robimy to niepotrzebnie lub zbyt często. Jedne czynności potrafią być całkowicie nieszkodliwe, inne przybierają powoli formę nerwowego tiku i w niektórych przypadkach mogą nawet popsuć nam rozrywkę. Czy przyjemne granie może czasem przemienić się w istny Dzień Świra? Oto lista najczęstszych „grzechów” bądź bezwarunkowych odruchów podczas grania w strzelaniny.
Syndrom ciągłego przeładowywania
Chyba najpopularniejsza i najpoważniejsza przypadłość to przeładowanie broni po kilku strzałach. Najpopularniejsza, bo wywołani do odpowiedzi gracze prawie każdej popularnej strzelaniny masowo odpowiedzą twierdząco na pytanie: „Czy co chwila ładują karabin”, a dlaczego najpoważniejsza? W wielu przypadkach trudno tu już mówić o zwykłym nawyku, przyzwyczajeniu czy strategicznym wyprzedzaniu faktów i chęci posiadania pełnego magazynka „w razie czego”. Ciągłe przeładowanie trafiło na listę zaburzeń obsesyjno - kompulsyjnych, czyli nerwicy natręctw, nieźle zobrazowanych choćby w filmie Dzień Świra Marka Koterskiego. Zbyt częste mycie rąk, mieszanie herbaty określoną ilość obrotów, dziesięciokrotne sprawdzanie kurków gazu przed wyjściem z domu brzmi już staromodnie - teraz nerwicą jest przeładowywanie broni! Na anglojęzycznych stronach padają już fachowo wyglądające stwierdzenia o posiadaniu „reloading OCD” (obsessive compulsory disorder), lub o byciu OCR (obsessive compulsory reloader). Jeżeli wykonujemy to w przerwach pomiędzy starciami, za zasłoną czy w ukryciu, to nie mamy jeszcze powodów do obaw. Niektórzy gracze łapią się jednak na tym, że robią to już nawet w czasie wymiany ognia, gdy wróg strzela do nich z lewa i prawa. Zamiast więc mieć gotowy pełny magazynek na kolejną walkę, tracą cenne sekundy będąc odsłoniętym i wyłączonym z bitwy, albo co gorsza - nie są wsparciem dla swojego zespołu w grze wieloosobowej. Deweloperzy gier w pewnym stopniu przyczynili się do powstania takiego zachowania, nie każąc nam się troszczyć o ilość pocisków w magazynkach w najpopularniejszych grach, bo zawsze ładujemy go do pełna z wirtualnej puli nabojów, ale ostatnio można zauważyć wręcz odwrotny trend i zachęcanie nas do całkowitego opróżniania maga za każdym razem! W niektórych grach, jak np. Destiny, gdzie OCR jest częstym zjawiskiem - pewne bronie cechują się tym, że ostatni pocisk z magazynka lub jeden losowy powoduje o wiele większe obrażenia niż reszta. Czy to wystarczy, by zmienić tak zakorzenione przyzwyczajenie?