Sprzed komputera do Iraku. Militarna propaganda w grach wideo
Od amerykańskiej armii aż po Hezbollah rządy i militarne organizacje od lat sięgają po gry wideo, by dotrzeć ze swoim przekazem do młodszych odbiorców. Jak sprawdza się propaganda prowadzona z użyciem interaktywnej rozrywki?
Spis treści
Czasy plakatów z olbrzymem i zaplutym karłem reakcji co prawda bezpowrotnie minęły, ale chyba nikt nie łudzi się, że propaganda zniknęła na dobre z przestrzeni publicznej. I nic dziwnego, bo choć sam termin za sprawą reżimów totalitarnych XX wieku nabrał wyłącznie pejoratywnego znaczenia, propaganda towarzyszy nam od znacznie dawniejszych czasów i po dziś dzień jest nieodłączną częścią życia politycznego. Przykłady znajdziemy wszędzie – od literatury po telewizję. I choć gry komputerowe nadal są stosunkowo młodym medium, rządy i organizacje militarne już się nauczyły, jak wykorzystywać je do promowania swoich idei.
Wuj Sam potrzebuje Cię... przy komputerze
Niewykluczone, że sami graliście w jeden z tytułów, który spokojnie da się zaliczyć do produkcji propagandowych. Seria America’s Army to sztandarowy przykład, że tego typu gry potrafią być nie tylko skutecznymi nośnikami rządowych treści, ale i naprawdę udanymi dziełami. Stworzona z pomocą wojska Stanów Zjednoczonych pierwszoosobowa strzelanka otrzymała bardzo dobre oceny, zdobyła kilkadziesiąt nagród, została nawet wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. A deweloperzy nie spoczywają na laurach i cały czas usprawniają swoją produkcję: od 2002 roku do tego momentu armia wydała na America’s Army ponad 30 milionów dolarów z publicznej kasy. Trudno tu jednak mówić o marnotrawstwie pieniędzy podatników, bo gra doskonale spełnia swoje zadanie.
Według badań przeprowadzonych przez serwis The Washington Examiner w 2008 roku, America’s Army było – i można się domyślić, że jest nadal – najskuteczniejszym narzędziem rekrutacyjnym wojska Stanów Zjednoczonych. Co trzeci chłopak w wieku od 16 do 24 lat miał pozytywne skojarzenia z armią właśnie dlatego, że grał w ten tytuł. Nic dziwnego: za sprawą niełatwej, taktycznej rozgrywki wielu graczy nie zwraca uwagi na przekaz, który przedstawia służbę wojskową wyłącznie jako możliwość okrycia się chwałą podczas bronienia reszty świata przed terrorystami.
America’s Army doczekało się wersji na konsolę Xbox, którą stworzyła firma Ubisoft. Wydana w 2005 roku gra o podtytule Rise of a Soldier oferowała mapy dostępne w pecetowym pierwowzorze, a do tego dodawała kampanię dla jednego gracza, opartą na doświadczeniach podpułkownika Jasona Amerine’a wyniesionych z Afganistanu. W przeciwieństwie do wersji na PC konsolowe America’s Army było płatne i zapewne właśnie dlatego nie powtórzyło sukcesu pierwowzoru.
Chcieliśmy, żeby tytuł ten reprezentował wartości i przedstawiał opcje zrobienia kariery w armii – tłumaczy Marsha Berry, producent wykonawczy America’s Army. Bez ogródek wyjaśnia też, że aby zwiększyć potencjał rekrutacyjny gry, pozbyto się bardziej realistycznej przemocy. – Chcieliśmy, żeby mogły bawić się w nią już 13-letnie dzieci. Jeśli nie rozważą zaciągnięcia się do wojska przed 17 rokiem życia, najprawdopodobniej nigdy tego nie zrobią.
Takie podejście musiało oczywiście wywołać wiele kontrowersji, jako że gra całkowicie pomija inne strony konfliktów zbrojnych: traumę, kalectwo oraz wszechobecną śmierć. Wzbudziła ona m.in. zainteresowanie samozwańczego publicznego wroga nr 1 gier wideo.
Wojna to piekło, niewłaściwe jest przedstawianie jej jako czegoś fajnego i dającego rozrywkę – twierdził jeszcze w 2004 roku prawnik Jack Thompson, wypowiadając się z niechęcią o idei produkowania „symulatorów zabijania” za pieniądze podatników.
Ale America’s Army podzieliło także samych żołnierzy: niektórzy z nich grają, inni – jak grupa weteranów inwazji na Irak, która zaprotestowała przeciw tej grze w 2007 roku – uważają, że konflikt nigdy nie powinien być przedstawiany w formie zabawy. Ciekawy rodzaj sprzeciwu wobec propagandowej produkcji wybrał Joseph DeLappe z uniwersytetu w Nevadzie: przez ponad pięć lat logował się do America’s Army i ręcznie wpisywał nazwiska, wiek, korpus oraz datę śmierci mężczyzn, którzy zginęli podczas operacji w Zatoce Perskiej. Jak sam twierdzi, jego działania miały charakter ostrzeżenia.
Większość propagandowych gier wcale jednak nie cieszy się taką popularnością jak America’s Army. Ba, sami Amerykanie nie potrafili powtórzyć swojego sukcesu. Dla przykładu seria SOCOM U.S. Navy Seals, stworzona przy pomocy specjalistów z marynarki wojennej, zebrała niezłe oceny, ale nie stała się wielkim hitem – przede wszystkim dlatego, że nie była darmowa i ograniczała się wyłącznie do konsol PlayStation.
Z kolei strategia Guard Force: Covert Strike, wyprodukowana przez studio Rival Interactive na zlecenie Gwardii Narodowej, łączyła nieszczególnie porywającą formułę rozgrywki z łopatologicznym przekazem głoszącym, że amerykańskie wojska dbają o pokój na całym świecie. Równie mało subtelną propagandę przedstawiał cykl minigier Kuma/War, w którym – oprócz epizodów opartych na historycznych konfliktach – gracze mogli wziąć też udział w bardzo aktualnych operacjach w Afganistanie i Iraku. Armia jest tu prezentowana wyłącznie jako bohaterowie, przedstawiciele narodu zjednoczonego w walce ze złem, uosabianym m.in. przez Osamę bin Ladena – którego zresztą samodzielnie zabijamy w jednej z końcowych misji.