Mobilne gry w służbie marketingu. Rok pokemonów, czyli jak Nintendo rozbiło bank
Spis treści
Mobilne gry w służbie marketingu
Pokemon GO zapowiadane było jako jedna z pierwszych gier Nintendo, która trafi na inne platformy niż konsole japońskiego koncernu. Przeniesienie barwnych postaci do świata mobilnego firma zleciła amerykańskiemu Niantic, które stworzyło nową pokeprodukcję na bazie jednej ze swoich poprzednich gier – wykorzystującego rzeczywistość rozszerzoną Ingressa. Podobieństw z Ingressem nie trzeba było długo szukać – same pokestopy, specjalne punkty, które odwiedza się w celu uzupełnienia zapasów, pokrywają się z portalami z tej pozycji.
Zapożyczenia z innego tytułu i mała ilość dodatkowych funkcji nie były jednak w stanie powstrzymać Pokemon GO przed odniesieniem niebywałego sukcesu – we wrześniu ogłoszono, że gra została pobrana aż 500 milionów razy. Nagła popularność aplikacji z kolejnymi tygodniami zaczęła jednak spadać, a gracze skarżyli się na mało urozmaiconą zabawę, nieprzewidywalne serwery i dopadająca ich nudę.
Pokemon GO bardzo daleko do malowniczego wyobrażenia rozgrywki ze zwiastuna. Graczom jednak zdawało się to nie przeszkadzać – tak jak liczne niedotrzymane obietnice Niantic, które przywodzą na myśl skandal związany z No Man’s Sky.
Mobilne wcielenie Pokemonów było dla niedzielnych graczy pierwszym kontaktem z marką od ponad kilkunastu lat. Dodatkowo sam dobór stworów (pierwsza generacja znana z popularnego Game Boya i serialu emitowanego przez Polsat) idealnie trafił w tęsknotę za dzieciństwem sporej grupy osób, które pamiętały je ze szkolnych lat. Sukcesu Pokemon GO nie można doszukiwać się w jakości tej pozycji (wersji na iOS-a przyznano 68% w serwisie Metacritic) – raczej powinno się uznać to za swoisty kulturowy fenomen. Aplikacja jest wręcz banalna w użyciu, nie wymaga znajomości poprzednich części cyklu i z łatwością może wciągnąć nawet kogoś, kto z grami nie ma za wiele wspólnego.
Charakterystyczne stwory i prostota zabawy sprawiły, że w wakacyjne popołudnia w dużych miastach można było spotkać graczy w różnym wieku, którzy ochoczo ruszali na polowanie na rzadsze okazy lub gromadzili się przy gymach – miejscach walk potworków, które mogła przejąć jedna z trzech frakcji (do której to przynależność gracze deklarowali). Szaleństwo na punkcie Pokemon GO wywołali sami fani – w mediach społecznościowych (w tym m.in. w takich grupach jak Pokemon GO Polska na Facebooku) gracze umawiali się na wspólne spacery, wymieniali informacjami lub próbowali zrozumieć niuanse w mechanice, których aplikacja nie tłumaczyła.
Tam i z powrotem
Jak na ironię prosta aplikacja, niemająca wiele wspólnego z rozgrywką z pełnoprawnych erpegowych odsłon, bardziej realizuje założenia serii niż owe RPG. Pomysł na pokemony zrodził się w głowie Satoshiego Tajiriego, który chciał stworzyć grę zachęcającą do wyjścia z domu i poznawania przyrody, tak jak on sam kiedyś, pasjonując się za młodu kolekcjonowaniem owadów. Debiutanckie Pokemon Red i Blue stawiały wprawdzie na solową rozgrywkę, ale integracja graczy od samego początku wpisana była w trzon zabawy.
Mimo że hasło „złap je wszystkie” stało się sloganem reklamowym serii, nie wszystkie ze 150 stworów dawało się schwytać samemu, dlatego trzeba było wymieniać się bestiami ekskluzywnymi dla danej wersji (łącząc konsole kablem Link Cable). Jednak to dopiero Pokemon GO naprawdę zachęciło graczy do wyjścia z domu i zwiedzania okolicy, a poznawanie tajników programu i odkrywanie, w jakich miejscach pojawiają się ulubione bestie, stało się zabawą samą w sobie, bo aplikacja zaprosiła graczy do największej gry terenowej w historii branży.