autor: Redakcja GRYOnline.pl
Zjawisko roku. Rok 2009 wg redakcji - Łosiu
Spis treści
Zjawisko roku
DLC - Temat zaczął się de facto w 2006 roku od feralnego „końskiego” dodatku do The Elder Scrolls IV: Oblivion. Za kwotę bodaj 2,5 dolara fani otrzymali wówczas małe rozszerzenie, które zmieniało wygląd naszego zwykłego konia w rumaka bojowego. Bethesda zebrała wówczas ostre cięgi od społeczności zrzeszonej wokół gry. Ale mimo to zarobiła na zbroi dla konia niezłe pieniądze i chcąc nie chcąc, pokazała innym znakomitą furtkę do portfeli klientów. Przez kolejne dwa lata temat DLC, co prawda, pojawiał się sporadycznie w grach, ale można było mówić o nim jedynie jako o przyszłości rozwoju branży, aż w końcu powrócił w roku 2009 i to ze zwielokrotnioną siłą. W przeciągu dwunastu miesięcy świat praktycznie zapomniał o klasycznych rozszerzeniach pudełkowych, na rzecz małych i średniej wielkości dodatków rozprowadzanych poprzez sieć. Czy stało się to drogą naturalnej ewolucji, czy też z potrzeby szukania nowych źródeł dochodu przez wydawców zmagających się z globalnym kryzysem – nie mnie to oceniać (choć stawiłabym na to drugie).
Tak czy siak, panuje ogólne przekonanie, że DLC to zło i w ogóle wszytko zmierza w niedobrym kierunku. Ja stanę w opozycji do tych opinii, bo uważam, że DLC niesie też sporo dobrego. Po pierwsze – nikt nie zmusza nas do jego kupowania. Po drugie kwestia zbroi dla konia, choć ciągle obecna w postaci różnych hełmów i podobnych drobiazgów, powoli ewoluuje w stronę większych rozszerzeń, często z własną zamknięta fabułą. Weźmy na przykład dwa dodatki do GTA IV (praktycznie samodzielne gry), The Stone Prisoner (Kamienny więzień) do Dragon Age: Początek (nowy bohater z masą questów i wpływem na fabułę gry) czy nawet DLC do Borderlands – The Zombie Island of Dr. Ned. Po trzecie DLC w dobie powszechnego wyzysku deweloperów przez duże korporacje daje im szansę na egzystencję nawet w przypadku, gdy gra nie okazała się ogromnym sukcesem kasowym. A sami fani mogą liczyć na przedłużanie życia gry. W końcu do tej pory o istnieniu potencjalnego dodatku decydowała sprzedaż podstawki. Teraz, gdy DLC planuje się już na etapie dewelopingu, sprzedaż podstawowego produktu traci nieco na znaczeniu, bo to, co wydaje się przez kolejne miesiące po premierze może przynieść dużo większe zyski. Zmienia się też rozumienie pojęcia „finalna wersja gry”. Nie okłamujmy się, terminy to podstawa biznesu. Dotychczas, gdy deweloper nie wyrabiał się z produkcją, a brakowało środków na dalsze finansowanie, obcinano zawartość i wydawano to, co było, często zaprzepaszczając dalszy rozwój marki. Niech za przykład posłuży druga część Knights of the Old Republic, gdzie autorzy zmuszeni zostali do wycięcia sporej części fabuły gry, w tym planety droidów M4-78. Do dziś, mimo pracy fanów i modderów, nie wiadomo do końca, o ile lepsza mogłaby być ta gra, gdyby studio Obsidian Entertainment dostało więcej czasu. Albo gdyby wydawca brał wówczas pod uwagę możliwość stworzenia dodatków DLC, za co z pewnością podziękowałyby rzesze fanów.
Książka
Piekło Pocztowe , Świat Finansjery – Obie książki wchodzą w skład słynnego cyklu Świata Dysku autorstwa Terry’ego Pratchetta i choć tylko druga z nich została wydana w naszym kraju w roku 2009, celowo wymieniam obie. Po latach publikacji kolejnych przygód pseudoczarodzieja Rincewinda, Czarownic z Lancre czy mej szczególnie ulubionej Straży Miejskiej w Ankh-Morpork, Pratchett wprowadził nowego bohatera – wybitnego cwaniaka i oszusta Moist von Lipwiga. Po czym w Piekle Pocztowym wpakował go na stanowisko szefa poczty, a w Świecie Finansjery – zarządcy królewskiej mennicy, co zaowocowało powstaniem jednych z najlepszych książek w tym cyklu. Autor serwuje kilkaset stron pasjonującej lektury, w której pierwsze skrzypce gra absurd, a każdy kolejny akapit jest powodem do wybuchu śmiechu. Czytelnik jest świadkiem tego, jak niekonwencjonalnymi sposobami umysł genialnego przestępcy rozwiązuje kolejne bolączki dużej metropolii oraz jak radzi sobie z ludzkimi fobiami i niesprawiedliwością. Podobnie jak w poprzednich książkach ze Świata Dysku, tak i w tych dwu autor pod przykrywką absurdu i świetnego humoru piętnuje największe bolączki naszej cywilizacji – z tym, że tym razem wydaje się to robić zdecydowanie lepiej niż dotychczas. Nieprawdopodobne, abstrakcyjne gagi i sytuacje po przemyśleniu okazują się być tym, z czym borykamy się na co dzień.
Film
Star Trek – Nie jestem jakimś wybitnym fanem uniwersum, jednakże przyznaję, że w swoim czasie obejrzałem sporo odcinków Star Trek: Voyager czy Star Trek: The Next Generation. Cieszy więc, że rozłożoną praktycznie na łopatki markę udało się postawić na nogi. Nowa kinowa część Star Treka zaskakuje i jednocześnie spełnia moje oczekiwania. Twórcom udało się nie zbezcześcić wieloletniego dorobku serii, a jednocześnie dostosować markę do wymogów nowych czasów. Humor, efekty, fabuła, otoczka sci fi – miodzio! Nasz redakcyjny Trekkie, czyli eLKaeR, w każdym razie mocno poleca.
Muzyka
MTV Unplugged (Wilki) - Pod koniec lutego bieżącego roku słynna polska kapela z Robertem Gawlińskim na czele dała koncert w warszawskim teatrze Buffo, zapraszając do udziału dwie nie mniej znane wokalistki. W kilka miesięcy po tym na rynku ukazała się płyta, na której utrwalono to wydarzenie. Praktycznie od tej pory towarzyszy mi ona w odpoczynku po codziennej orce w redakcji GRY-OnLine. Znalazły się na niej takie utwory jak: Cień w dolinie mgieł (tu gościnnie wystąpiła Kasia Kowalska), Zostać mistrzem, Beniamin (tu Reni Jusis) czy w końcu Baśka. Co tu dużo mówić - polska muzyka w najlepszym wykonaniu. Do kompletu polecam podobne wydawnictwo sprzed dwóch lat nagrane z udziałem równie bliskiego mi zespołu Hey. Obie te płyty w pewien sposób podsumowują ponad 15-letnią historię obu formacji i każdy, kto gustuje w dobrym polskim rocku powinien ich wysłuchać. Polecam.
Przemek „Łosiu” Bartula