Renesans symulatorów lotniczych – czy jest szansa na fabularną grę akcji z samolotami bojowymi?
W świecie gier pełnym głośnych remake’ów i remasterów, wciąż brakuje bohatera z dawnych lat – symulatora lotniczego. Czy nowa wersja Strike Commandera to naprawdę taki zły pomysł?
Spis treści
Cóż to był za rok dla fanów symulatorów lotniczych! Może to jeszcze nie jest prawdziwy renesans gatunku, nawiązujący do jego najlepszego okresu, czyli lat 90., ale trzeba przyznać, że już dawno nie wydarzyło się tyle dobrego, co w 2019 roku. Najpierw wiosną na platformie DCS World pojawił się długo oczekiwany F-14 Tomcat, pozwalając w końcu poczuć się jak Maverick z kultowego filmu Top Gun. Wczesną jesienią dołączył do niego symulator chyba najbardziej rozpoznawalnego samolotu F-16C Viper, który nie dość, że przypomniał wszystkim o kolejnym, nieco kiczowatym filmie z lat 80. – Iron Eagle – to jeszcze ma szansę zainteresować graczy z naprawdę całego świata, dzięki powszechnemu używaniu F-16 w siłach powietrznych wielu państw. Świat lotniczych simów to jednak nie tylko DCS.
Sporo działo się też w innym studiu deweloperskim na Wschodzie – u twórców serii Ił-2 Sturmovik. Na rynku pojawiła się wczesna wersja dodatku Battle of Bodenplatte, w którym można wziąć udział w powietrznych starciach między aliantami a siłami Luftwaffe nad Europą w 1945 roku. Drugą produkcją jest duchowy następca gry Rise of Flight, czyli Ił-2 Sturmovik: Flying Circus – Volume I. Dzięki niemu możemy przenieść się w czasy I wojny światowej i sprawdzić swoje umiejętności w pierwszych prawdziwych myśliwcach, takich jak SPAD 13 czy Fokker Dr.1.
Wszystkie wymienione produkcje, zarówno moduły DCS World, jak i dodatki do serii Ił-2 Sturmovik, pojawiły się na razie w formie wczesnego dostępu i minie jeszcze trochę czasu, zanim naprawdę „rozwiną skrzydła”. Każdy z nich jednak oferuje już jako taką funkcjonalność i zawartość, które wystarczą, by móc przekonać się o ich możliwościach i jakości.
Głośne powroty
Ogromną niespodzianką była zapowiedź powrotu marki Flight Simulator firmy Microsoft. Najnowsza odsłona cyklu powinna w przyszłym roku zastąpić swego poprzednika, który – choć ciągle wzbija się w powietrze – to liczy już sobie 13 lat! Flight Simulator ma również szansę przyciągnąć wielu nowych fanów latania, gdyż twórcy zapowiadają wersję działającą na konsoli Xbox One. Póki co materiały promocyjne zachwycają wszystkich niesamowitą jakością oprawy graficznej, opartej na strumieniowaniu w czasie rzeczywistym ogromnej ilości danych z zewnętrznych serwerów. Czy taka właśnie będzie technologia przyszłości w symulatorach lotniczych?
WIĘCEJ O GRZE MICROSOFT FLIGHT SIMULATOR
- Twórcy Microsoft Flight Simulatora chwalą się odwzorowaniem kokpitów
- Piękne miasta w 4K i 60 FPS – Microsoft Flight Simulator na gameplayu
- Microsoft Flight Simulator z dziesięcioletnim popremierowym wsparciem
- Microsoft Flight Simulator ze wsparciem modów. Wersja PC priorytetem
Listę tegorocznych sensacji zamyka zapowiedź kolejnego wielkiego powrotu na rynek, czyli reaktywacja firmy MicroProse. W latach 80. i 90. ekipa Sida Meiera oraz Andy’ego Hollisa dominowała na rynku symulatorów z produkcjami, które nie tylko przekraczały kolejne bariery, jeśli chodzi o możliwości oprawy graficznej gier, ale i perfekcyjnie łączyły realizm obsługi nowoczesnej maszyny bojowej z atrakcyjną i przystępną rozgrywką dla każdego. Nie jest jeszcze jasne, co zamierza zupełnie nowe MicroProse i jakie produkcje uda mu się wprowadzić na rynek. Na początek zdaje się, że będzie to nowa odsłona pojedynków myśliwców z II wojny światowej o nazwie Warbirds, choć grafiki koncepcyjne z oficjalnej strony budzą nadzieje na dużo więcej.
CENA LATANIA
Szybki pecet to nie jedyny wydatek niezbędny do wirtualnego latania. Choć teoretycznie samolotem możemy sterować za pomocą klawiatury, taka opcja sprawdzi się jedynie przy testowaniu ustawień graficznych czy spokojnym podziwianiu mapy. Aby sprawnie walczyć w powietrzu lub wykonywać skomplikowane manewry, potrzebny jest co najmniej porządny joystick, a w przypadku nowoczesnych odrzutowców – system HOTAS (Hands On Throttle And Stick) z osobną przepustnicą.
Jeśli chcemy zacząć od samego joysticka, powinien on obowiązkowo posiadać hat switch i zintegrowaną throttle axis. Dzięki możliwości bindowania klawiszy z modyfikatorami (Shift, Alt, Ctrl) będziemy mieć pod ręką prawie wszystkie potrzebne funkcje. Taka opcja sprawdzi się w przypadku symulatorów starszych samolotów – z II wojny światowej lub lat 50. i 60.
Nowoczesne odrzutowce pokroju F/A-18 czy F-16 wymagają jednak błyskawicznego dostępu do wielu opcji systemów uzbrojenia oraz obrony i tutaj oprócz joysticka przyda się również osobna przepustnica. A im lepszej jakości będzie nasz sprzęt, tym łatwiejsze okażą się skomplikowane manewry, pokroju latania w formacji, tankowania w powietrzu czy lądowania na lotniskowcu.
Dobrym i tanim wyborem na początek jest np. Thrustmaster T16000M za około 50 dolarów. Można go mieć także w zestawie z przepustnicą za 130 dolarów. Kolejny pułap cenowy i jakościowy stanowi sprzęt firmy Logitech-Saitek. Zestaw X56 kosztuje około 250 dolarów. Za najlepszy natomiast nadal uchodzi zestaw Thrustmaster Warthog w cenie 450 dolarów oraz produkty specjalistycznych firm (np. Virpil) w podobnej cenie.
Poza joystickiem warto później zainwestować w osobne pedały (od 90 dolarów). Coraz popularniejsze staje się latanie w VR, które dostarcza naprawdę niesamowitych wrażeń. Jego tanim (i z czasem koniecznym) zamiennikiem jest system śledzenia wzorku Track IR, pozwalający rozglądać się po kabinie i otoczeniu bez używania jakichkolwiek przycisków. Za oryginalny zestaw zapłacimy 170 dolarów, za domową podróbkę wykorzystującą kamerkę od PS3 – około 25.
Czy to koniec wydatków na latanie? Oczywiście, nie! Najwięksi pasjonaci budują w domu kompletne kokpity w skali 1:1. Tutaj już nie ma granic – ile mamy, tyle wydamy. Pamiętajmy jednak, że do tej największej frajdy z latania wystarczy w miarę porządny joystick w cenie gry komputerowej!
Wszystkie te wydarzenia są ważne dla świata symulatorów nie tylko ze względu na nowości, ale przede wszystkim z uwagi na szum medialny, jaki robią wokół siebie. Po raz pierwszy od lat symulatory nieśmiało wkraczają na masowy rynek gier komputerowych. Wiadomości i filmy z nimi pojawiają się w najpopularniejszych mediach na równi z doniesieniami o corocznych konsolowych hitach. Premiery gier F-14 Tomcat i F-16C Viper pokazały także, że społeczność skupiona wokół symulatorów lotniczych wcale nie jest hermetyczną grupą śmiertelnie poważnych wyznawców bezkompromisowego realizmu. To również zwykli gracze, którzy uwielbiają easter eggi, dobrą rozrywkę i naprawdę bardzo czekają na produkcję lotniczą z prawdziwego zdarzenia, która znów połączy wciągającą fabułę, odpowiedni klimat i poczucie progresu z satysfakcjonującym modelem latania oraz walki.