Niezłe filmy, których fabuła to bełkot
Czy nietrzymająca się ładu i składu fabuła danego filmu od razu dyskwalifikuje go jako dzieło warte obejrzenia? Niekoniecznie, czego przykładem są produkcje, które wybraliśmy do naszego zestawienia – całkiem niezłe, choć próżno szukać w nich sensu.
Spis treści
Współcześni filmowcy starają się jak mogą, aby przedstawić w swoich filmach takie historie, jakich wcześniej nie widzieliśmy. Chcą nas zaskoczyć, zabawić się naszymi oczekiwaniami i zaserwować pełno zwrotów akcji, które spowodują opad szczeny. I choć intencje twórców są szczere, a pomysły oryginalne, to nie każdy jest Davidem Lynchem, by ze skomplikowanej, wielowarstwowej historii stworzyć coś po pierwsze sensownego, a po drugie – wartościowego artystycznie.
Jak to się jednak mówi, zawsze warto szukać pozytywów. Dlatego też to zrobiłem i wygrzebałem ze stosu obejrzanych przeze mnie dzieł takie tytuły, przy których bawiłem się naprawdę nieźle, pomimo tego, że od strony fabularnej poległy na co najmniej kilku płaszczyznach.
UWAGA, SPOILERY
Przypominam, jak zwykle, że w tekście pojawią się spoilery, które pomogą mi w wytknięciu poszczególnych fabularnych wpadek.
Tenet
- Co to: najbardziej skomplikowany blockbuster XXI wieku i nieco abstrakcyjna lekcja fizyki
- Rok premiery: 2020
- Reżyseria: Christopher Nolan
- Gdzie obejrzeć: Chili, iTunes Store, Rakuten, Player, Canal+
O Tenet już trochę się rozpisałem w ramach recenzji (znajdziecie ją tutaj), której punktem wyjściowym był fakt, że podczas seansu najnowszego filmu Christophera Nolana strasznie rozbolała mnie głowa. Za tą nieprzyjemną dolegliwością nie stał jednak przypadek – po prostu starałem się zrozumieć świat przedstawiony wykreowany przez reżysera. I poległem.
Możecie więc nazwać mnie zwykłym głupkiem i powiedzieć, że powinienem uczyć się w szkole fizyki, a na pewno nadążyłbym za tokiem myślowym Nolana. Problem w tym, iż wykorzystuje on w Tenet naukę do kreacji mocno odrealnionego science fiction, w którym teraźniejszość jest przyszłością i przeszłością zarazem. Ma to sens (chyba) na papierze, ale na ekranie robi się z tego czasoprzestrzenny chaos.
I jasne, ów koncept, choć szalony, sprawdził się wręcz doskonale, kiedy przyszło nam oglądać sceny akcji, bo te śmiało można określić rewolucyjnymi od strony realizacyjnej. Do ich nakręcenia nie wystarczyło puścić taśmę od tyłu. Był to efekt naprawdę skomplikowanych, kaskaderskich (i nie tylko) trików.
Dużo osób nazywa również Tenet autorską wariacją na temat filmów o Bondzie, i rzeczywiście da się zauważyć w Protagoniście (to rzeczywisty kryptonim głównego bohatera, nie ściemniam) oraz jego działaniach pewne podobieństwa względem przebojowej działalności agenta 007. Trudno jednak było poczuć tego szpiegowskiego, nieco uwspółcześnionego ducha, gdy cały czas próbuje się ogarnąć, jak, do ciężkiego licha, funkcjonuje ten świat przedstawiony. Może kiedyś Nolan wytłumaczy nam to nieco prościej i dokładniej.
INTERSTELLAR
Film Tenet nie jest pierwszą teoretyczną szarżą ze strony Nolana, ale przynajmniej nie uświadczyliśmy w nim dziwnej artystycznej puenty, która z pewnością zdziwiła wszystkich widzów Interstellar. Było to naprawdę intrygujące kosmiczne widowisko, w bardzo wierny od strony naukowej sposób bawiące się motywem upływającego czasu względem ludzkiego położenia w danej części galaktyki. Trochę więc nie rozumiem, dlaczego w tego typu dziele nagle okazało się, że nawet wśród gwiazd siłą dominującą wszechświat jest… miłość. I nawet nie zamierzam tłumaczyć, w jaki sposób Nolan do takowego wniosku doszedł.