… Ale i tak ocalił Gwiezdne wojny. Mandalorianin to największy farciarz 2019 roku
Spis treści
… Ale i tak ocalił Gwiezdne wojny
Po prostu ta historia mogła być dużo mocniejsza. Mogła być bardziej przemyślana i o czymś. Najemnik przemierzający upadły świat, krajobraz po bitwie (akcja rozgrywa się po Powrocie Jedi i upadku Imperium). Dylematy moralne, nieoczywiste sojusze. Przy odrobinie wysiłku dałoby się z tego wycisnąć ciekawą problematykę, sytuacje, które poddają bohaterów prawdziwym próbom, sceny, które dają większego, emocjonalnego kopa. I nie przestają przy tym być soczystą rozrywką.
A jednak Mandalorianin się obronił. Był największym sukcesem na polu Gwiezdnych wojen od naprawdę bardzo dawna. Udobruchał fandom sponiewierany filmami i wypowiedziami włodarzy Disneya. Wybaczyliśmy mu wiele wad i płycizny, bo... błyszczał tą starą, lucasowską magią. Obłaskawiał nas muzyką. Nie traktował widzów jak idiotów (bycie głupim obrazem i robienie z odbiorcy głupca to dwie różne rzeczy).
Nie udowadniał – ani postawą twórców, ani samą fabułą – że któraś grupa fanów jest lepsza od innych, żadna admirał Holdo ani inna Merysujka nawet przez chwilę nie przefrunęła przez ekran. Mandalorianin po prostu lepiej lub gorzej opowiedział o hardych babach, facetach i słodziakowatym dzieciaku z kosmosu. Dał to poczucie, że znów wyruszamy na wielką przygodę w Odległej Galaktyce, a nie tylko napełniamy kasę właścicielom fajnego, choć momentami dziwacznego i odtwórczego lunaparku. I oczywiście trafił w odpowiedni moment, kiedy wszyscy chcieliśmy czegoś dobrego z uniwersum.
Zostało jeszcze 65% zawartości tej strony, której nie widzisz w tej chwili ...
... pozostała treść tej strony oraz tysiące innych ciekawych materiałów dostępne są w całości dla posiadaczy Abonamentu Premium
Abonament dla Ciebie