autor: Damian Pawlikowski
Nie tylko zombie - kultowi nieumarli bohaterowie gier
Są bohaterowie, którzy tętnią życiem, są też tacy, których pulsu nie wyczujecie. Niby zimni i sztywni, ale rozgrzewają nas do czerwoności. Oto zestawienie najbardziej kultowych umarlaków!
Spis treści
Ach, Halloween. Dzieci wraz z rodzicami szykują kostiumy przerażających maszkar, emeryci z nostalgią wspominają, jak to kiedyś obchodziło się Dziady, a my – gracze – odkurzamy klasyczne horrory pokroju Clock Tower czy Phantasmagorii i nie zważając na zalew pikselozy, znów pragniemy poczuć na plecach dawny dreszczyk emocji. Każdy z nas ma zapewne swój prywatny ranking ulubionych interaktywnych straszaków, które sprawiały, że baliśmy się wstawać w nocy do toalety. Jak dobrze jednak pamiętamy, nie każdy żywy inaczej stwór od razu rzucał nam się do gardła, niczym wygłodniałe zombie. Część z nich to przecież całkiem sympatyczni ziomkowie, z którymi aż chciałoby się biegać po osiedlu i zbierać cukierki do wiaderka. Tekst ten prezentuje dziesięcioro spośród najznamienitszych i najrozmaitszych przedstawicieli grona nieżywych, którzy w takich czy innych okolicznościach załapali się do naszego ukochanego cyfrowego medium.
Pamiętajcie też, że nie jest to festiwal bossów rodem z najgorszych koszmarów, do których zaliczyć możemy m.in. Nemesis z Resident Evil czy Piramidogłowego, lecz wykaz mniej lub bardziej grywalnych umarlaków, którzy swego czasu zdołali zaskarbić sobie sympatię (bądź nienawiść) graczy. Kolejność poszczególnych nieżywych herosów jest zupełnie przypadkowa, bowiem każdy z nich może pochwalić się indywidualnym charakterem oraz niezaprzeczalnym urokiem osobistym, a i nam nie zależy przecież na urządzaniu wyboru miss no-life’ów. Jeśli uważacie, że kogoś niesłusznie pominęliśmy – a jest to niemal pewne ze względu na stosunkowo niedługi format tekstu – zachęcamy do dzielenia się własnymi typami w komentarzach. Tym samym zapraszamy do lektury i mamy nadzieję, że w te zimne jesienne wieczory uda się nam podnieść Was nieco na duchu.
LeChuck z serii gier Monkey Island
Proszę Państwa, oto kapitan LeChuck – nieokrzesany, sadystyczny i żądny władzy oraz wszelkich bogactw nieumarły wilk morski, którego jedynym celem jest pogrążanie siedmiu mórz w szarej rozpaczy, w dużej mierze przy użyciu nieskrępowanej przemocy oraz magii voodoo. Niczym prawdziwy pirat zabija, plądruje i gwał... townie reaguje na wszelkie oznaki sprzeciwu. Kto tylko stanie mu na drodze – albo nawet przypadkowo znajdzie się w okolicy – zostaje brutalnie zabity i włączony do jego załogi, którą zwykł zarządzać żelazną ręką. LeChuck to postrach większy niż kraken i lewiatan razem wzięte, ale tak to już bywa, kiedy ktoś musi w dorosłym życiu odreagować trudne dzieciństwo. A raczej nie tyle w „dorosłym”, co „pośmiertnym”, gdyż nasz antagonista jest już od jakiegoś czasu drugiej świeżości (i co najważniejsze, stanowi to dla niego powód do niesamowitej dumy). Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze zimne serce kołatało w jego klatce piersiowej, był on ponoć całkiem przystojnym kawalerem, jednak – jak na pirata przystało – liczne występki, barbarzyńska natura oraz brak dbania o higienę osobistą nie uczyniły z niego Casanovy. Nie stanowiło to dla niego większego problemu, dopóki nie poznał ślicznej Elaine Marley – pani gubernator kilku karaibskich wysepek, a w przyszłości żony protagonisty serii Monkey Island, Guybrusha Threepwooda.
Ciężko powiedzieć, by nasz demoniczny pirat zapałał nagle do niej nieskazitelną i romantyczną miłością, bowiem zważywszy na jego zachłanny charakter, w swym obsesyjnym zauroczeniu skupił się przede wszystkim na jej wyglądzie, że o manualnych umiejętnościach w kuchni i łazience nie wspomnę. Owo pokrętne uczucie przejawiało się m.in. tym, że bez większych problemów przychodziło mu uprzykrzanie i zabieranie życia bliskim swojej wybranki, a swego czasu planował zabić również i ją samą, po czym za pomocą czarów uczynić z niej swą gnijącą pannę młodą. Co jak co, ale ten pirat zawsze walczy do ostatniego tchu – zazwyczaj swojego oponenta, gdyż w ciągu lat praktyki opanował fechtunek do perfekcji. Nie zmienia to jednak faktu, że Guybrush Threepwood, jego swoiste nemezis, już niejednokrotnie posłał go na tamten świat. Jednak LeChuck zawsze znajdował sposób, aby powrócić jeszcze silniejszy, czy to jako duch, zombie, czy też potężny demon. Tak jest, ten skubany wilk morski jest motorem napędowym serii i bez niego żadna część Małpiej Wyspy nie miałaby racji bytu. Mimo że nienawidzi Guybrusha, tworzy z nim świetny duet i nauczył się nawet na swój sposób doceniać jego rolę w swoim (po)życiu... no dobra, nie zabrzmiało to najlepiej. Dopiero w niedawnej produkcji Telltale Games, Tales of Monkey Island, na skutek magii nasz bezwzględny korsarz zmienia się w poczciwego i skromnego marynarzyka... a przynajmniej tak się wszystkim wydaje. Nie zapominajmy, że LeChuck to w końcu również mistrz strategii i manipulacji.