Monstrum, czyli orka opisanie. Jak gry odmieniły tolkienowskiego potwora
Ork, jaki jest, każdy widzi. Zielona lub czarna skóra, wielki miecz w ręku, kły i cuchnący oddech. Tak było, gdy popkultura wzorowała się na orku z książek Tolkiena. Ale na przestrzeni lat istoty te przeszły naprawdę znaczącą ewolucję.
Spis treści
Tekst został sfinansowany przez kampanię „Równość Ma Zielony Kolor”. „Równość Ma Zielony Kolor” to inicjatywa społeczna, będąca efektem pokojowej współpracy orkowych ugrupowań z Durotaru, Mordoru, Orsinium oraz Warszawy. Celem kampanii jest przyśpieszenie procesów asymilacyjnych zielonoskórej społeczności, przeciwdziałanie negatywnemu wizerunkowi orków w mediach oraz wprowadzenie nauki Czarnej Mowy w licealnych kursach dodatkowych.
Powiedz STOP elfickiej propagandzie!
Odrażające pokurcze, plugawa mieszanka ras o zielonej, szarej lub czarnej skórze, tchórzliwe, krwiożercze potwory, które żyją tylko po to, by uprzykrzać życie szlachetnym ludziom, elfom czy krasnoludom. Każdy, kto czytał Władcę Pierścieni, dobrze wie, o kim mowa. W Tolkienowskim uniwersum ork to pogardzana kreatura, pozbawiona wyższych uczuć, własnej kultury i jakichkolwiek dobrych cech.
W stworzonym przez brytyjskiego pisarza Śródziemiu rasa ta stanowiła głównie mięso armatnie w armii Saurona; autor skupiał się chętniej na postaciach ludzi, hobbitów, elfów czy Majarów. Mimo to wymyśleni przez Tolkiena orkowie na dobre zadomowili się w popkulturze – jako stały element powieści fantastycznych, filmów oraz gier. I ewoluowali. Przez ponad pół wieku od wydania Władcy Pierścieni z godnych pogardy sługusów zła przeistoczyli się w istoty o własnej kulturze, motywacjach i wierze. Tolkien zapewne nawet nie przypuszczał, jak wielką karierę zrobią owe mało przyjemne stwory.
Chaotyczny zły z natury
Mimo wszystko Tolkien byłby chyba z siebie dumny. W przeciwieństwie do elfów, krasnoludów czy smoków, znanych ludziom od wieków, orkowie byli autorskim tworem brytyjskiego pisarza. Wzorował się on co prawda na występujących już w średniowiecznym folklorze goblinach i w swoich pracach często używał tych dwóch określeń zamiennie. O ile jednak gobliny w europejskich legendach były raczej złośliwymi szkodnikami z zamiłowaniem do błyskotek, tak w uniwersum Śródziemia funkcjonowały jako groźni wojownicy. Inspiracje ludowymi bajaniami i opartymi na nich dziełami widać jeszcze wyraźnie w Hobbicie. Tamtejsze gobliny, choć bardzo niebezpieczne, są raczej niezdarne i gapiowate.
We Władcy Pierścieni po tym komicznym obliczu nie ma już śladu. Orkowie to krwiożercze potwory, które szczególnie upodobały sobie zatrutą broń. Niepewna jest ich geneza; sam pisarz twierdził, że to upadłe elfy oraz ludzie, przekabaceni przez złowrogiego Morgotha. Podawał też inne teorie: orkowie mogli powstać z ziemi i błota za sprawą mrocznej magii lub być pozbawioną duszy, napędzaną wyłącznie wolą swojego pana pośrednią formą między zwierzęciem a świadomą istotą. W prozie Tolkiena próżno szukać pewnego wyjaśnienia ich obecności w Śródziemiu, ale od zarania dziejów stworzenia te zawsze stawały po stronie zła. Stanowiły główny trzon armii najpierw Morgotha, a później Saurona i Sarumana, ale gdy ich władcy byli pokonani lub osłabieni, orkowie nadal napadali na ludzi i elfów, zajęli też Morię – podziemną twierdzę krasnoludów.
A choć zastępy orków były liczne i agresywnie, ci nigdy nie założyli żadnej własnej siedziby: osiedlali się w miejscach, które podbili, ale sami nic nie tworzyli. Oprócz jednej piosenki w Hobbicie nie ma wzmianek o orkowej kulturze czy sztuce. To rasa skrajnie zła, o kanibalistycznych skłonnościach (choć, jak wspomina Gollum, ich mięso smakowało wstrętnie), prostym, paskudnie brzmiącym języku i zamiłowaniu do wojny. Nawet na polu bitwy orkowie radzili sobie przeciętnie: pojedynczy osobnik nie miał szans w starciu z dobrze wyszkolonym człowiekiem czy elfem, toteż istoty te musiały nadrabiać braki w umiejętnościach ogromną liczebnością. Tolkien ogranicza się w ich przypadku do szeregu negatywnych cech, czyniąc orków zbiorowym „antagonistą totalnym”. I o ile pasuje to do wykreowanego przez niego świata, trudno się dziwić, że niektórzy postanowili nieco zmienić tę charakterystykę.
Choć Tolkien jest słusznie uważany za ojca orków jako rasy w fantastyce, nazwa ta pojawiła się już wcześniej. Występuje m.in. w XVIII-wiecznym poemacie Williama Blake’a Ameryka, a kryje się pod nią postać pozytywna – duch zmiany i rebelii, a także w tyrolskim folklorze jako określenie złośliwego demona. Brytyjski pisarz zaczerpnął jednak inspirację z innego źródła: średniowiecznego poematu Beowulf, gdzie istoty nazywane orcneas są wymieniane jako potomkowie biblijnego Kaina. Imię Orkus nosił także rzymski demon śmierci i władca podziemi.